Rozdział 26
Starałam się udawać spokojną przed matką, ale czułam, iż zupełnie mi to nie wychodzi. Wiedziałam, że nie mogę powiedzieć jej prawdy. Byłam świadoma, iż ona za wszelką cenę będzie starała się mi pomóc, ale i tak nic nie wskóra. Nie miała siły przebicia, a poczucie bezsilności okropnie ją przytłaczało. Tuż po całym zdarzeniu była jeszcze w gorszym stanie niż ja. Dodatkowo zapewne stałaby się nadopiekuńcza. Nie chciałam jej martwić. Mariusz był moim błędem i to ja musiałam sobie z nim poradzić.
Tylko jak? Na to pytanie nie znałam odpowiedzi, mimo, iż szukałam jej od ponad roku. Bałam się go, a on wyczuwał mój strach. Zawsze wykorzystywał do swoich gierek moje największe lęki oraz uczucie, którym go darzyłam. Byłam zakochana w tym chłopaku. Bardzo. Wtedy wskoczyłabym za nim w ogień. Dopiero później zrozumiałam, że on nie pyta się, czy bym to zrobiła, tylko dla zabawy na siłę wpycha mnie w płomienie...
Tej niedzieli miałam wrócić do pracy w knajpie po nieszczęsnym incydencie z moim nosem w roli głównej. Po tamtym wydarzeniu nie zostało nic oprócz wspomnienia. Nie miałam nawet małej blizny, co bardzo mnie cieszyło. Mimo to mama kazała mi poczekać. Nie chciałam tego, ale wujek stanął po jej stronie i musiałam się podporządkować. Tego dnia znów miałam objąć stanowisko kelnerki. Byłam szczęśliwa z tego powodu aż do teraz.
Bałam się wyjść z domu. Paraliżowała mnie myśl, iż Mariusz może na mnie czekać pod blokiem lub czaić się gdzieś po drodze. Uznałam jednak, że nie powinnam wariować. Pomimo przerażenia poszłam do pracy. Na wszelki wypadek wzięłam gaz łzawiący. Dzięki niemu czułam się choć trochę bezpieczniej.
Czas w knajpie mijał mi bardzo wolno. Dziewczyny serdecznie mnie przywitały, szczególnie Ellery, z którą zaprzyjaźniłam się przez ostatni miesiąc. Miałyśmy dużo klientów, a co za tym idzie, mnóstwo zamówień. Tego dnia wyjątkowo męczyło mnie uśmiechanie się do ludzi.
Pod koniec zmiany zobaczyłam coś, co mnie zaniepokoiło. Mianowicie, przez okno restauracji dostrzegłam Jakuba. Nie był sam. Towarzyszył mu Mariusz. Mężczyźni stali na przeciwko siebie. Obaj byli zdenerwowani. Chyba się kłócili. Nie słyszałam ich słów, ale widziałam, że są wzburzeni. Chłopak złapał Tajemnicę za ramię. Ten szybko strząsnął jego dłoń. Wyrwał mu także bukiet, który młodzieniec trzymał i wyrzucił go do kosza. Kuba pociągnął Mariusza trochę dalej, zapewne w obawie, iż ich zobaczę. To nie była sprzeczka obcych sobie ludzi. Miałam wrażenie, że doskonale się znali. Napawało mnie to obawą.
Jakub wszedł do knajpy po około dziesięciu minutach od zdarzenia. Podszedł do mnie, aby się przywitać, a później usiadł przy którymś z wolnych stolików. Czekał tam aż do końca mojej pracy. Później wyszedł ze mną. Najwidoczniej chciał mnie odprowadzić do domu. Byłam mu za to wdzięczna, gdyż nie uśmiechało mi się wracać samej po zmroku. Mimo wszystko postanowiłam, iż nie odezwę się ani słowem, póki on nie wytłumaczy mi zaistniałej sytuacji. Szliśmy w milczeniu przez kilka minut, aż Kuba nie wytrzymał.
-Laura, o co chodzi? -zapytał. -O co się obraziłaś?
-Nie obraziłam się. Po prostu czekam na moment, w którym mi to wyjaśnisz -wyszeptałam.
-Widziałaś nas? -było to bardziej stwierdzenie niż pytanie. Przytaknęłam głową. -Skarbie, to nie tak jak myślisz.
-Nie masz pojęcia o czym myślę. Skąd go znasz?
-Ze szkoły -odpowiedział. Nie mogłam w to uwierzyć, on widząc to dodał -Naprawdę.
-Dlaczego się kłóciliście?
-Bo nie chciałem, by cię niepokoił. Niepotrzebnie tam przyszedł. On nie ma prawa się do ciebie zbliżać, a co dopiero cię zastraszać. Przyniósł ci kwiatki, rozumiesz? Kwiatki. Tylko po to, by cię wytrącić z równowagi. Mu nie chodzi o nic innego, aniżeli wojnę nerwów. Jeśli jej chce, to mu urządzę taką, iż pożałuje, że w ogóle o niej pomyślał.
To było miłe z jego strony, iż chciał mnie chronić. Czułam, że znał szczegóły mojej znajomości z Mariuszem. Bałam się o to zapytać. Tak trudno było mi o tym mówić... Wstydziłam się swojej przeszłości. Swej głupoty...
-Kuba, ty o wszystkim wiesz, prawda? -słyszałam drżenie mojego głosu.
-Wiem...
-Skąd? Mam wrażenie, że...
-Laura, nie kończ. Kiedyś ci powiem, ale jeszcze nie teraz. Powinnaś odpocząć. Odprowadzę cię do domu. Nie myśl o tym. Słońce, nie chcę, żebyś się tym zamartwiała -tłumaczył, wiedząc, iż mam mieszane uczucia.
Do końca drogi milczeliśmy. Chłopak towarzyszył mi aż pod same drzwi mieszkania. Na pożegnanie złożył na moim czole pocałunek. Ja w zamian obdarzyłam go uśmiechem. Rozstaliśmy się po chwili. Tego wieczoru miałam dużo rzeczy do przemyślenia i poukładania sobie w głowie.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top