Rozdział 25
Obudziłam się z bólem głowy. Spojrzałam na zegarek. Było przed siódmą. Jako, iż odczuwałam nieprzyjemne zimno, włożyłam spodnie i gruby polar, który czasem zastępował mi kurtkę. Chwilę później sięgnęłam do szafki po tabletki, włożyłam do ust jedną i udałam się do kuchni, by przepić ją sokiem. Po chwili do pomieszczenia weszła mama, która nakazała mi wyprowadzić Shimmy'ego na spacer. Nie powiedziawszy jej o dolegliwości, zabrałam psa na zewnątrz.
Skierowałam się ku parkowi. Szłam powoli, pogrążona we własnych myślach. Patrzyłam na przechodzących ludzi. Było ich całkiem sporo, jak na tak wczesną niedzielną godzinę. Mój pupil biegał wokół mnie i radośnie poszczekiwał. Ja nie byłam w tak cudownym nastroju. Było mi zimno. Głupio zrobiłam, nie zakładając płaszcza. Nagle poczułam czyjeś dłonie na tali i ciepły oddech na moim karku.
-Cześć, Laura! -wymruczał pan Tajemnica.
-Cześć, Kuba! Co ty tu robisz? -powiedziałam odwracając się do niego twarzą.
-Rozmawiam ze śliczną dziewczyną. Wielka szkoda, iż jest zajęta -westchnął.
-Już nie jest -wyszeptałam.
-Jak to nie? -dopytywał się, nawet nie starając ukryć ciekawości i radości.
-Normalnie. Zerwaliśmy ze sobą wczoraj w nocy.
-Nie będę udawał, że jest mi przykro -wyrzekł.
-Przestań, proszę. Nie chcę o tym mówić. Lepiej zmieńmy temat.
-Dobrze Słońce. Chodź do mnie psiaku. Ależ on już urósł. Podaj łapę -powiedział bawiąc się z Shimmy'm. -Idziemy na kawę? Jest bardzo zimno.
-Zgadzam się. Ale gdzie?
-Do tej kawiarni za rogiem.
-A wpuszczą tam zwierzaka?
-Wpuszczą. Znam jednego z kelnerów. Chodź marudo bo zamarzniemy przez ciebie.
Stosunkowo szybko dotarliśmy na miejsce. Było dosyć pusto. Usiedliśmy przy stoliku na końcu sali. Psa również zdołaliśmy wprowadzić, ale nie obyło się bez interwencji innych klientów, przez co mój pupil został zamknięty w łazience. Rozumiałam tamtych ludzi, w knajpie wuja nigdy takie coś by nie przeszło.
Rozmawialiśmy i piliśmy kawę. Ja zamówiłam także ciastko. Było bardzo miło. Jakub skomplementował mój wygląd bez makijażu. Dopiero wtedy uświadomiłam sobie, iż się nie pomalowałam. Może to i lepiej... Jego zachowanie było przeurocze. Chciałam, by ta chwila trwała przez całą wieczność. Jednakże tak się nie stało. Niestety, piękne momenty mają skłonność do przekształcania się w największe koszmary...
Podczas dyskusji pan Tajemnica nagle się spiął, a jego oczy pałały gniewem. Siedziałam tyłem do drzwi, więc nie widziałam wejścia. Posłałam mu pytające spojrzenie. Nie dostałam odpowiedzi, ale mimo tego po kilku sekundach wiedziałam już wszystko. Usłyszałam za sobą ten głos. Głos, którego nie chciałam już nigdy słyszeć. Jego głos. Momentalnie pobladłam.
-Cześć, Skarbie! Nie przedstawisz mnie koledze?
Nerwowo zerknęłam na niego. Nic się nie zmienił. Nadal był bardzo przystojny. Miał ciemne włosy i zielone wyblakłe oczy. Był przystojny. Nawet bardzo.
-Nie, Mariusz. Chodźmy Kuba. Było bardzo miło, ale już niestety musimy iść, prawda Kochanie? -pierwszy raz użyłam tego zwrotu. Chłopak wyraźnie ucieszył się na moje słowa.
-Nie chcesz żebym ci wszystko opowiedział? Nie ma co, zafundowałaś mi wspaniałe wakacje. Ale czego się nie robi z miłości. Teraz nigdzie się nie wybieram. Mogę ci poświęcić cały swój czas. Bracie, nie obrazisz się, prawda?
-Trzymaj się od niej z daleka! Już więcej jej nie dotkniesz. Chodź Słoneczko. Nie przejmuj się nim.
Pan Tajemnica pociągnął mnie do toalety, skąd wzięliśmy Shimmy'ego. Później szybko wyszliśmy z kawiarni. Chłopak towarzyszył mi aż pod same drzwi mieszkania, ale nie chciał wejść do środka. Zadawałam mu dużo pytań. Nie odpowiadał na nie. Był strasznie wkurzony. Mimo to starał się mnie uspokoić.
-Nie bój się tego gnoja. Pies, który szczeka nie gryzie. On jest wielkim tchórzem. Wierz mi. Jestem i zawsze będę przy tobie. Nic ci nie grozi. Nie pozwolę cię skrzywdzić. Zaufaj mi. Przy mnie jesteś bezpieczna. Trzymaj się. Pa! -powiedziawszy to przytulił się do mnie i pocałował w czoło.
Po chwili po prostu odszedł. Zostawił mnie samą. Wiem, że nie miał obowiązku ze mną siedzieć, ale mimo to i tak było mi przykro. On zapewniał mi poczucie bezpieczeństwa. Bez niego byłam bezbronna. Nie miałam pojęcia co mam zrobić, ale byłam pewna jednego. Przeszłość wróciła. Mój największy koszmar stał się rzeczywistością. Pozostaje pytanie: Czy będę w stanie się z nią zmierzyć?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top