Rozdział 17

Morfeusz wypuścił mnie ze swych objęć nad ranem. Spojrzałam na zegarek. Było nieco po szóstej. Pragnęłam wpuścić do pokoju nieco świeżego powietrza. Wstałam więc z łóżka, kiedy nagle mój ból się nasilił. Myślałam, że za chwilę pęknie mi czaszka. Otworzyłam więc nocną szafkę i wyjęłam z niej coś przeciwbólowego. Połknęłam tabletkę, opatuliłam się kołdrę i poszłam zrobić sobie herbatę. Następnie siadłam na parapecie mając otworzone okno, gorącą szklankę w dłoni, cicho puszczoną muzykę, książkę na kolanach oraz psa u stóp.

Zaczęłam czytać. Powieść była świetna. Właśnie studiowałam trzecią część sagi "Szeptem". Lektura całkowicie mnie pochłonęła, kiedy do mych drzwi ktoś zapukał. Pomyślałam, że to na pewno moja matula zapomniała czegoś wychodząc do pracy i teraz po to się wróciła. Z ogromnym bólem zeszłam z parapetu, rzuciłam kołdrę na łóżko i poszłam do drzwi. Było mi zimno. Zresztą, nie dziwiłam się temu biorąc pod uwagę, iż tej nocy spałam tylko w bieliźnie. Tak było mi najwygodniej, a na dodatek wczoraj nie miałam siły na przebieranie się w piżamę.

Otworzyłam więc drzwi i na nic nie czekając poszłam do mojego pokoju. Wiedząc, że moja rodzicielka nie pochwaliłaby mojego zachowania sprzed kilku minut, zabrałam z biurka książkę i położyłam się, lekko okrywając kołdrą. Po paru sekundach usłyszałam otwieranie się drzwi. Nie miałam na nic ochoty. Jedyną rzeczą, jakiej w tej chwili potrzebowałam był święty spokój.

-Mamo, proszę cię, nic mi nie jest. Nie musiałaś przyjeżdżać. Mogłaś zadzwonić. Jak widzisz żyję. A tak przy okazji: On ją uratuje. Od początku ci mówiłam, że tak będzie. Jest cudowny. I mroczny. Cudownie mroczny. Matko, jak ja go uwielbiam... -wyjęczałam nie odrywając wzroku od tekstu.

Nie doczekałam się odpowiedzi. W zamian zostałam okryta aż po ramiona.

-Mamo! -powiedziałam.

-Tak, kotku? -odezwał się męski głos. Odwróciłam się w kierunku jego właściciela i nie mogłam powstrzymać uśmiechu satysfakcji. Dopiero jego przyjście przypomniało mi o wczorajszej akcji. -Laura, co ci się stało? -zapytał przejęty.

-Nic. Aż tak strasznie to wygląda? -wyjęczałam. Uśmiechnął się przebiegle.

-Po tym co miałem okazję oglądać przed chwilą nigdy bym nie stwierdził, że wyglądasz źle. No chyba, że wtedy musiałabyś wstać, aby coś wziąć, np. lusterko.

No tak. Zapomniałam, że myśląc, iż to moja matula, zaprezentowałam mu się półnaga. Przez to nie byłam górą. Punkt dla niego dzięki mojej nieostrożności. Chciał grać, więc będzie. Bielizna niewiele różni się od bikini, a w tym nikt nie wstydzi się pokazywać. Pomyślałam, że jeśli sytuacja będzie niekorzystna dla mnie, użyję tego argumentu. Na tą myśl poczułam się lepiej. Jednak na wzmiankę o lusterku miałam mieszane uczucia. A co jeśli on chce tylko być miły, a ja wyglądam jak potwór Frankensteina? Trudno, kiedyś będę musiała się przejrzeć. Postanowiłam więc iść do łazienki.

-Kuba, byłabym wdzięczna, gdybyś był łaskaw i odwrócił się, gdyż muszę się ubrać.

-A ja byłbym wdzięczny, jeśli nie musiałabym tego robić -zarechotał.

Spod kołdry złapałam jego spojrzenie, które nie na długo, lecz na krótką chwilę przyjęło nieco radośniejszy wyraz. Niestety tuż po chwili przebłysk słońca przesłoniły chmury, a jego twarz spowił mrok.

-A tak na serio, co ci się stało? Niech zgadnę: masz złamany nos i rozcięte czoło.

-O nie! Nie mów mi tylko, że jest krzywy! -byłam bliska płaczu. Zerwałam się z łóżka i pobiegłam do łazienki, próbując nie zwracać uwagi na potworny ból głowy. Pospieszył doń za mną.

-Nie o to chodzi. Nos jest zapuchnięty, więc i tak jeszcze niczego nie poznasz, a ja wiem bo byłem tu wczoraj późnym wieczorem i powiedziała mi to twoja matka -uspokoiłam się nieco.

Poprosiłam go, aby wyszedł z toalety, gdyż chciałam się przebrać. Widząc jak roztrzęsiona jestem zrobił to bez szemrania. W przerażeniu jednak zapomniałam wziąć z pokoju ubrań. Nie było mowy, abym teraz po nie wyszła. Poprosiłam więc Jakuba aby służył mi pomocą. Wyjaśniłam mu, że trzymam ubrania między ścianą za łóżkiem a tą, która jest najbardziej oddalona od drzwi wejściowych. Faktem jest, że moja wypowiedź była bardzo chaotyczna za sprawą koszmarnego bólu głowy, jednakże należącej do mnie mini garderoby nie musiał długo szukać. Jednak zanim przyszedł ponownie zdążyłam uczesać włosy, umyć się na szybko, a on nadal nie przybył mi z odsieczą.

-Kuba! Co ty tam tak długo robisz?! -wrzasnęłam na tyle głośno, aby mógł mnie usłyszeć.

-Szukam czegoś wygodnego pod stertą różnych kiecek i... innych! -usłyszałam w odpowiedzi.

-Innych, czyli...?! Daj byle co!

-Czyli bielizny! Chociaż trzeba przyznać, że masz gust! Matko, przecież tu są prawie same koronki! -westchnął ostentacyjnie.

-Bo to nie miała być szafa, ani szafka znajdująca się najwyżej. Patrz do tej u samego dołu -rzekłam ale poczułam potrzebę odcięcia się za jego komentarz, wykrzyknęłam więc:

- Miło mi, że podzielasz gust Kacpra. Większość z tych rzeczy bardzo mu się podobała.

-Czekaj sekundkę! Udało mi się coś odkopać! -odkrzyknął puszczając moją kąśliwość mimo uszu.

Nie czułam się zbyt komfortowo biorąc pod uwagę fakt, iż grzebał w mojej bieliźnie. Mogłam go od razu poinstruować gdzie powinien zajrzeć. Informacja o tym, że to mój chłopak wybiera dla mnie tą część garderoby była mocno naciągana. Większość z tych rzeczy zakupiłam w galerii wraz z Samanthą. To ona gustowała w seksownej bieliźnie i kiedy wybierała rzeczy dla siebie, to odkładała zawsze też coś dla mnie. Nigdy mi to nie przeszkadzało, gdyż koronki są śliczne, ale i wygodne. Kuba usiłował nie dać po sobie poznać, że jest zły, lecz średnio mu się to udawało. Podając mi przez drzwi ciuchy odparł:

-Nie mu jedynemu. I nie usiłuj wzbudzać we mnie zazdrości, Laura.

-Nie próbuję tego robić -skłamałam.

Szybko zamknęłam drzwi. Spojrzałam w lustro. Byłam cała czerwona. Nie mogłam dać się zbić z tropu. Musiałam zrobić to, co już wcześniej zaplanowałam. Przecież on nie przyszedł po nic innego jak telefon. Zrobiło mi się głupio, kiedy usłyszałam jego ostatnią uwagę. Dlaczego? Bo doskonale wiedziałam, że ma rację. Nie chcąc dać za wygraną napisałam esemesa do Kacpra. Miałam nadzieję, że odpisze niebawem i osiągnę zamierzony skutek.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top