Rozdział 14

No tak. Teraz już wiedziałam, co knuł. Jako, że stałam tyłem do ulicy nie ujrzałam parkującego auta mojej matki. Liczył na to, że jeśli ja go nie wpuszczę, ona to zrobi. Podeszła prosto do nas. Już widziałam, że była podekscytowana, ale i nie nazbyt szczęśliwa. Nie podobała się mi jej mina.

-Cześć kotku -przywitała się ze mną. -Dzień dobry panu -Pomyślałam, że nie jest dobrze. To nie było powitanie lecz uwaga. Na samym początku zaczęła się go czepiać, co nie wróżyło nic dobrego.

-Dzień dobry pani -uśmiechnął się do niej najszczerzej jak potrafił. -Jestem Kuba, przyjaciel Laury -dobrze zaczął, oceniłam.

-No tak -powiedziała bardziej do siebie a niżeli do niego. -Ten Kuba? -zerknął na mnie, najwyraźniej usatysfakcjonowany.

-Tak mamuś, to on mi pomógł bezpiecznie wrócić do domu tamtej nocy. Ale chyba już musi iść, prawda? -chciałam się go pozbyć, ale moja rodzicielka uniemożliwiła mi to tak skutecznie, jak się tylko dało.

-Nie sądzę. Zapraszamy na obiad. Wielka szkoda, że ostatnio nie mogłeś przyjść, ale teraz już się nie wywiniesz -kurczę, modliłam się, aby mnie nie wydał. On tymczasem nieźle się bawił obserwując mój błagalny wyraz twarzy, po czym wszedł do mieszkania za moją mamą.

Jednak teraz to ja, wiedząc, co się będzie działo, nie ukrywałam euforii. Już czułam jak się rumienię, na myśl o przesłuchaniu, jakie mu urządzi moja matuchna. Modliłam się tylko o to, by nie był chamski. Chciałam, aby sprawił dobre wrażenie. Sądziłam jednak, że zachowa respekt w stosunku do niej, tak jak wszyscy inni. Ja a ona to dwie róże osoby i wierzyłam, że on także to dostrzeże.

Weszliśmy do przedpokoju, gdzie zdjęłam płaszcz i doznałam nagłego olśnienia. O matko, nie posprzątałam. Moje ciuchy walały się po całym pomieszczeniu. Biurko było zawalane książkami i kosmetykami. Nie mogłam go tam zabrać. Postanowiłam spróbować się go jak najszybciej pozbyć i tyle. Przecież nie będzie siedział u mnie przez całą wieczność.

Tak jak mogłam się spodziewać, odpytywanie zaczęło się od razu i ani sekundy później. Właściwie tylko zdążyliśmy siąść, włączyłam czajnik aby zrobić nam herbaty i wyjęłam moje ulubione ciastka, aby móc oglądać przedstawienie, mając przy sobie wszystko, co lubię, a pierwsze pytanie już padło.

-Więc ile ma pan lat? Bo jest pan chyba o dużo starszy od mojej córki? -ta, z akcentem na "dużo". Mimo wszystko cieszyłam się, bo może w końcu będzie mi dane powiększyć swój zasób informacji na jego temat.

-Chyba nie aż tak -widziałam skupienie na jego twarzy, przygotował się skubaniec. Nie zamierzał niczego powiedzieć, jednak chciał być sympatyczny. Usiłował ją zaczarować, jak można się było spodziewać, znając moją mamę, z marnym skutkiem.

-A konkretniej? -poirytowanie mojej rodzicielki wyczułby nawet przedszkolak.

-Kilka lat -uśmiechnął się do mnie szelmowsko, a ja wzięłam do ust kęs ciastka, próbując być przy tym najbardziej uwodzicielską jak potrafiłam.

-Aha -gdyby powiedzieć, że pałała do niego niechęcią, byłoby za mało. -A skąd się znacie?

-Spotkaliśmy się kiedyś na mieście, a później jeszcze parę razy na siebie wpadliśmy i tak się zaczęło.

-A czym się zajmujesz, tak ogólnie? -zapytała.

-Studiuję -uśmiechnął się, nieco nazbyt nerwowo.

-A mogłabym spytać: co?

-Medycynę -rzekł z wahaniem.

Nie byłam pewna, czy to prawda, czy kłamstwo wymyślone na potrzebę chwili. Głównie przez to, że nie pasował na pana doktorka. Kontrastował z obrazem typowego lekarza. Uznałam, że warto będzie pogłębić wiedzę na ten temat. Tymczasem moja mama potrzebowała czasu, aby przetrawić wszystkie informacje i zastanowić się nad dalszymi pytaniami, więc postanowiła nas zbyć.

-Mhm. Laura, idźcie do ciebie. Ja w tym czasie zrobię obiad.

-Dobrze mamo.

Poprowadziłam go do mojego pokoju. Szybko przeszedł mi dyskomfort związany z bałaganem. Nie sądziłam, iż był aż tak idealny, by zawsze wszystko sprzątać. Jednak po otworzeniu drzwi powrócił na nowo, ze zdwojoną siłą. Wszystko przez mojego kochanego szczeniaka, który powywlekał wszystko, co tylko zdołał unieść. Postanowiłam przemilczeć tą kwestię. On także się nie odzywał. Cały czas rozglądał się w około, jakby w pomieszczeniu była zapisana moja dusza. Ja tym czasem chciałam wynieść psa i część ubrań tarzających się po podłodze.

-Czekaj chwilkę. Ja to na szybko ogarnę i zaraz będę. Usiądź.

-Dzięki, wolę postać.

Zabrałam więc ciuchy i szczeniaka do łazienki. Zawsze to robiłam, kiedy mama gotowała, a ja nie miałam ochoty na jego psoty. Korzystając z okazji umyłam ręce, poprawiłam włosy i nałożyłam ociupinkę mojego ulubionego błyszczyku. Miał truskawkowy zapach oraz przepiękny czerwonawy kolor. Po chwili poszłam do mojego gościa.

Zastałam go z moim notesem w rękach. Zaczął go czytać. Jak śmiał!? Zostawiłam go na trzy minuty samego, a on przeszukał pół pomieszczenia.

Choć w sumie to był mój błąd. Powinnam go była schować. Zostawiając go na biurku i mówiąc, żeby usiadł obok, sama mu to zaproponowałam. Mimo wszystko, nie miał prawa tego czytać. To było czymś na kształt pamiętnika. Same skrawki były dziełem innych, ale wybierając i porządkując, uczyniłam je odbiciem moich uczuć.

Widząc mnie, zaczął czytać na głos moje ostatnie wpisy.

-"And after all I tried to do/To stay away from loving you/I'm broken hearted/ I can't let you know." -potem przetłumaczył -Po tym co się stało, wszystkim co usiłowałam uczynić by przestać cię kochać, mam złamane serce. Nie mogę pozwolić, byś się dowiedział -zrobił pauzę. Myślał nad czymś przez kilka sekund, a następnie zapytał. -To fragment piosenki, którą nuciłaś dzisiaj w parku?

-Tak. Bardzo ją lubię. Mógłbyś mi to oddać?

-Za chwilę. "Tęskno­ta, słowo zużyte/Ot­warło mi swoją dal.../Jak różne są słowa ukryte/W króciut­kim wyrazie: żal?" -zlustrował mnie wzrokiem, i zajął się kolejnym wpisem. -"Nic ci nie powiem, będę milczeć... Jestem tajemnicą, która ma ochotę krzyczeć".

Byłam spokojna. Te cytaty nabrały mocy dopiero w tej chwili... W jego ustach... W głosie... W tym rozdzierającym smutnym spojrzeniu...

Był tak... atrakcyjny? To za mało. Był cudowny. I te jego usta... Miałam przemożną potrzebę pocałowania go, ale się powstrzymałam. Czułam się jak ostatnia świnia. Chodziłam z Kacprem, więc to było nie w porządku, ale pragnęłam spędzać czas z Jakubem.

To właśnie on wydarł mnie z zamyśleń, oddając mi notes. Zaproponował, byśmy teraz zaczęli wymieniać się informacjami na nasz temat. Zgodziłam się. Siadł naprzeciw mnie na łóżku, kładąc dłoń na moim kolanie. Zapytał pierwszy.

-A więc tak. Co to za zeszyt?

-To coś w rodzaju zbioru różnych fragmentów i cytatów, które mi się podobają. -zastanowiłam się chwilę. -Masz dziewczynę, lub kogoś w tym rodzaju? -odparłam z wahaniem.

-Jakim rodzaju? -udał urażonego, a widząc moją minę wybuchnął śmiechem. -Nie, nie mam. Już ci to kiedyś mówiłem. Moja kolej. Czy z tym całym Kacprem jesteś na poważnie czy tak...?

-Jest dla mnie ważny, ale nie aż tak, jak ja dla niego -wydukałam.

-Kochasz go? -był całkiem poważny.

-Nie w ten sposób jak on mnie -wstałam i podeszłam do okna. Zdenerwowałam się i zaczęło mi być niedobrze. -Ja nie wierzę w miłość.

-Czyżby? -nie zamierzałam udzielać odpowiedzi. Zresztą on jej nie oczekiwał.

-Jeśli z nikim się nie spotykasz, to o jaką laskę pobiłeś się tamtego wieczoru, kiedy Sam za tobą szła?

-A więc ona była twoim szpiegiem? -uciszyłam go jednym gestem. -Należało się temu gnojowi...

-Z pewnością, ale to nie jest odpowiedź na moje pytanie.

-Przykro mi, ale nic więcej ci nie mogę powiedzieć. Muszę już iść. Ale niezależnie od wszystkiego zawsze pamiętaj, że będę twym aniołem stróżem. Nie pozwolę cię skrzywdzić -cmoknął mnie w czoło. -Do zobaczenia, skarbie -mocno mnie do siebie przytulił, po czym wyszedł z mojego pokoju bez wyjaśnienia.

Jako, że chciałam by mi wszystko wytłumaczył jeszcze tego samego dnia, pokusiłam się o podstęp. Wybiegłam za nim do przedpokoju, gdzie objęłam go mocno i dałam mu całusa w policzek. Na koniec rzuciłam swoje "Do zobaczenia".

Miałam nadzieję, że się nie zorientował. To co zrobiłam było bardzo żałosne, ale mogło też wyjść całkiem neutralnie. Wydawało się, że odszedł jakby nigdy nic. Albo się nie skapną, albo całkiem nieźle udawał.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top