Rozdział 58
Za wszelkie błędy przepraszam!
Wiem, że czekaliście długo, ale za to jest 1,5 tysiąca słów :)
I mam nadzieję, że ktoś jeszcze został i nikt mnie nie zabije za ostatnie akapity... ostrzegam że to jeszcze nie koniec ;)
Miłego czytania!
Kramarzówna
>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>
- Po co ci Nadia? – spytałam. Musiałam zyskać na czasie.
- Jak to po co? – Amadeusz wyciągnął z kieszeni kurtki sztylet i ściągał skórzany pokrowiec – Żeby się jej pozbyć. Krótka lekcja na temat Łowców. Kiedy sami umierają, wyznaczają następcę i to się ciągnie i ciągnie i ciągnie... Jeśli zostaną chociaż draśnięte tym – uniósł broń wyżej tak, że zalśniła w blasku słońca – umierają oni i całe ich dziedzictwo. Ale najpierw muszę ją znaleźć. I wy mi do tego jesteście potrzebni.
W czasie kiedy on mówił, ja skupiłam się na tym, co czułam wokół. Mech, drzewa, trawa, ptaki, ludzie, wilki, owady... Tyle życia, tyle energii dokoła. Najpierw obrałam za cel trawy, kwiaty i inne małe rośliny wokół, próbując wessać ich energię bez dotykania ich. Starałam się wybierać takie, które są jak najmniej na widoku, unikać kęp i wysuszania paru obok siebie, żeby nie zwrócić niczyjej uwagi. Czułam jak odebrana energia wypełnia mi żyły i napawa bestię we mnie dziką radością. Jednocześnie wciąż wbijałam wzrok w Strażnika, żeby nie nabrał żadnych podejrzeń.
- Naprawdę uważasz, że dasz radę niedźwiedziowi? – spytał Eryk z powątpiewaniem.
- Tak – odrzekł krótko – Nie muszę go dźgać. Wystarczy, że zadrapię mu skórę. Chociaż to i tak nie będzie łatwe...
Za mało. Miałam wybór – albo dalej szukać małych kęp i próbować uzbierać moc, ale w końcu ktoś to zauważy. A jeśli chcę mieć pewność, że uda się odebrać wszystkie wilki za pierwszym razem...
Musiałam iść na całość.
Przeniosłam wzrok z Amadeusza na przestrzeń za nim – parę metrów dalej stało ogromne drzewo, największe i najgrubsze, a co za tym idzie – najprawdopodobniej najstarsze i zawierające najwięcej energii wśród reszty.
Spróbowałam wyczuć jego energię na odległość i poradziła mnie jej ilość – aż drgnęłam z zaskoczenia, co zwróciło uwagę Amadeusza, który właśnie wysłuchiwał oskarżeń Rafała o zabicie mu rodziców. Skierował swój wzrok w moją stronę, ale szybko stracił zainteresowanie, kiedy jego podopieczny wrzasnął, domagając się odpowiedzi. W odpowiedzi tylko uśmiechnął się kpiąco i machnięciem ręki przekazał wilkom aby ustawiły się tak, żeby zagrodzić drogę rozwścieczonemu Rafałowi. Były mu potrzebne nie tylko do zademonstrowania siły, ale też ochrony.
Lepiej przygotowana na spotkanie z siłą drzewa sięgnęłam jeszcze raz i zaczęłam ją kraść – bo inaczej nie można tego nazwać. Jednak nie przewidziałam jednej, bardzo istotnej rzeczy. Do tej pory zabierałam całą energię każdej z roślin. Były małe, więc nawet nie miałam jak zdążyć tego powstrzymać – w ciągu paru sekund przejmowałam wszystko. A teraz, sekunda po sekundzie, życie drzewa wlewało się we mnie szybciej i szybciej, jak strumień, którego nie mogę powstrzymać. Zauważyłam też, że moja skóra zaczyna emanować coraz mocniejszą poświatą.
Zwróciłam tym uwagę Klary, która gwałtownie odwróciła głowę w moją stronę i przyglądała się przerażona. To z kolei zaalarmowało Amadeusza.
A to znaczyło, że nie zostało mi już ani trochę czasu.
Pomimo, że energia drzewa wciąż na mnie przepływała, zaczęłam „sięgać" po wilki, jeden po drugim, a każdą porcję utraconej siły zastępowała jeszcze większa jej ilość. Drzewo zaczęło usychać – liście żółkły i spadały, gałęzie kurczyły się i łamały, spadając z trzaskiem na ziemię.
Uwolnione od wpływu wilki szybko oddalały się od Strażnika i skupiły wokół nas – już z własnej woli. Dopilnowałam, żeby nie wiązać ich ze sobą, a bardziej osłonić. Mężczyzna rozglądał się w panice i poczułam jak wzmacnia więzy, ale rozproszyła go spadająca, uschnięta gałąź mojego drzewa. Odzyskał skupienie akurat w momencie, kiedy został mi już tylko Etiel.
Alfa wbił we mnie wzrok, jakbym była jego jedyną nadzieją, ale zanim zdążyłam cokolwiek zrobić, Amadeusz złapał go gwałtownie za sierść na karku i szarpnął, żeby przysunąć go bliżej swojej nogi.
- I tak już przegrałeś – powiedziałam.
- Lena... - uciszyłam Rafała ruchem ręki. Potrzebowałam się skupić. A jednocześnie rozproszyć Strażnika.
- Wiedziałeś o podwójnych naznaczeniach, brawo – pochwaliłam z sarkazmem, robiąc krok w przód. Etiel zawarczał cicho, z przestrachem, ale wiedziałam że mężczyzna nie pozbawi się swojej jedynej ochrony – Ale okazuje się, że nie wiesz wszystkiego.
Wyciągnęłam rękę przed siebie tak, żeby mógł dokładnie zobaczyć naznaczenie. Usłyszałam jak gwałtownie wciąga powietrze.
- Słyszałeś o legendzie, prawda? – spytałam, a on otworzył szeroko oczy i wbił we mnie wzrok.
- To tylko legenda – warknął, jednak niezbyt przekonany. Rozluźniał uścisk na Etielu i powoli zapominał o więzach.
- Tak jak my – powtórzyłam słowa Klary sprzed wielu tygodni – Dalej uważasz że możesz wygrać? Nie powiemy ci gdzie jest niedźwiedź. Nie masz argumentów. Żadnych – powiedziałam i wyszarpnęłam Etiela, który szybko podbiegł do mnie i potarł nosem o moją dłoń w cichym podziękowaniu.
Rafał wyszczerzył zęby, zadowolony.
- I co teraz?
Amadeusz stał w miejscu, wpatrując się we mnie z mieszanką złości i zdumienia. Chyba wciąż nie mógł zrozumieć jak udało mi się go pokonać.
- Lena!
Odwróciłam się w stronę Eryka i zauważyłam, że jest przerażony. Dopiero wtedy zorientowałam się, że wciąż świecę oraz że energii dalej przybywa. Wypełniała moje żyły i mięśnie, sprawiając, że czułam się wszechmocna i odsłonięta naraz. Zbyt pełna, jakbym zaraz miała pęknąć.
Zachwiały się pode mną nogi, lecz kiedy Klara wyciągnęła rękę, żeby mnie przytrzymać, cofnęła ją niemal od razu i syknęła z bólu.
- Parzysz.
Usiadłam na trawie, kątem oka widząc, jak wilki otaczają Amadeusza, chcąc go unieruchomić i nie pozwalając mu uciec.
Słyszałam, że ktoś powtarza moje imię, ale nie potrafiłam zidentyfikować głosu ani skupić wzroku. Z ulgą zauważyłam, że coraz mniej energii wlewa się w moje ciało, aż w końcu ustaje. Jednak okropne uczucie pełności dalej pozostało i nie pozwalało mi na normalne funkcjonowanie – musiałam znaleźć sposób na pozbycie się go.
Bardziej wyczułam niż widziałam, że Etiel znalazł się koło mnie i próbował ze mną porozumieć. Kiedy się przybliżył, jego sierść na karku połaskotała mnie w nos i zanim zdążyłam zareagować, kichnęłam.
W tym momencie w mojej głowie rozległ się ogromny ból, jakby coś we mnie pękło i usłyszałam krzyki przyjaciół, o wiele wyraźniej niż wcześniej. Podniosłam wzrok i zamarłam.
Była późna jesień, a okolica wokół mnie, w promieniu około 5 metrów, wyglądała jak w środku lata. Wszystkie kwiaty na nowo rozkwitły i aż raziły jaskrawymi kolorami, zielona trawa wyrosła na co najmniej dwadzieścia centymetrów, gdzieś obok pojawiło się nawet małe drzewko.
- Możesz wyjaśnić? – Eryk jako pierwszy odzyskał mowę.
- Potem - rzuciłam i podniosłam się z ziemi. Spojrzałam na Amadeusza, który tylko przyglądał mi się z nieodgadnionym wyrazem twarzy.
- I co teraz ze mną zrobisz, bogini? – w ostatnie słowo wlał tyle ironii, ile to tylko było możliwe – Zabijesz mnie?
- Nie jestem mordercą – zauważyłam – Nie zabiję kogoś tylko dlatego, że mi zawadza – wyraz jego twarzy zmienił się lekko, jakby na bardziej pokorny – Ale jeśli odejdziesz stąd i obiecasz nie wrócić, nie zamienię cię w drzewo.
Nie miałam pojęcia czy ja to w ogóle potrafię. Ale trochę blefu chyba nie zaszkodzi.
- Mogę przysiąc – powiedział.
Przytaknęłam, ale niemal natychmiast Rafał złapał mnie za ramię i szarpnął do tyłu.
- I co nam da twoja przysięga? Myślisz, że ktokolwiek ci uwierzy? Lena, zamień...
- Przysięga wiąże – wtrącił i spojrzał mi w oczy – Jesteś w stanie przymusić kogoś do dotrzymania przysięgi i postawić alternatywę w razie jej nie dotrzymania – schylił lekko głowę – Jeśli tylko taką mam opcję, to się zgadzam. Musisz tylko złapać moją rękę, a ja wypowiedzieć przysięgę.
- Ty sobie chyba żartujesz! Wierzysz mu? – Rafał ścisnął moje ramię, jakby uważał, że to przywróci m zdrowy rozsądek.
- Zgadzam się z przedmówcą – Eryk pokiwał głową i przysunął bliżej – Jemu nie można ufać.
Klara nie odezwała się. Nawet nie patrzyła w moją stronę – wzrok miała cały czas utkwiony w Amadeuszu, jakby bojąc się, że zaraz zrobi coś okropnego. Widziałam po niej, że była kompletnie przerażona.
- Każdy powinien dostać drugą szansę – uznałam. Jeśli ta przysięga utrzyma go z daleka, chciałam spróbować. A wolałam nie wspominać Rafałowi, że opcja drzewo odpada... Miałam wrażenie że tylko z powodu strachu Amadeusz się zgodził.
Zaczęłam iść w stronę mężczyzny, po raz pierwszy zauważając jak wysoki jest. Wyciągnął rękę przed siebie, lecz trzymał ją blisko ciała, jakby się bał. Złapałam ją w mocnym uścisku i spojrzałam mu w oczy.
- Przysięgnij, że...
Urwałam, a szyderczy śmiech Strażnika rozległ się po lesie. Zrobiłam krok w tył i zobaczyłam, jak czarny kamień blednie, aż wreszcie staje się biały jak śnieg.
Kamień w rękojeści sztyletu. Który aktualnie tkwił między moimi żebrami. Sztyletu do zabicia Łowcy.
A ja jestem tylko człowiekiem. Kolana ugięły się pode mną, jednak jakiegoś powodu po prostu nie mogłam oderwać wzroku od broni. Musiał trzymać go w zasięgu drugiej ręki. Nie czułam żadnego bólu, co było dość dziwne, ale ogarniało mnie dziwne otępienie i opuszczały siły. Kątem oka zauważyłam wilki wokół Amadeusza, ale nie zdążyłam przyjrzeć się dokładnie, bo otoczyli mnie przyjaciele.
Przyjaciele... Uśmiechnęłam się lekko na ich widok, zaraz jednak skrzywiłam się, czując mokrą kroplę na policzku. Starłam ją, a potem całą resztę, która spływała po policzkach Klary. Skupiłam się na słowach.
- Nie możemy go wyciągać! Szybciej się wykrwawi. Musimy ją przenieść do szpitala lekarza...
- Przestań – w przeciwieństwie do Eryka, w słowach Rafała nie było ani grama paniki – To i tak nic nie da. To trucizna. I nie ma odtrutki.
Znów przeniosłam wzrok na sztylet i wyciągnęłam go ostrożnie, nie zważając na krzyki chłopaków. Odłożyłam go na trawę obok i zaciekawiona przyglądałam się czerwonej plamie na mojej koszulce.
- Nie umieraj – ledwo usłyszałam ciche słowa Klary obok mnie.
Umierałam. Dopiero teraz dotarło do mnie, że umieram. Z nieznanych mi przyczyn nie przerażało mnie to ani trochę, byłam tylko zmartwiona łzami swoich przyjaciół. Trucizna o której mówił Rafał musiała przyćmić ból i opóźnić działanie mózgu, tak, aby konająca ofiara nie była już w stanie walczyć.
Powieki powoli opadały i nie mogłam ich utrzymać otwartych. Głosy cichły, zmysły przestawiały działać, a ostatnie, co usłyszałam przed tym jak pochłonęła mnie ciemność, to przerażony ryk Nadii.
~ Lena!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top