Rozdział 40
Rozdział troszku dłuższy niż zwykle, ale to chyba nie jest źle? :D
W następnym rozdziale może się sporo wyjaśnić ;)
Miłego czytania!
Kramarzówna
Dedykacja dla Joziapietkiewicz , dzięki której rozdział pojawił się przed 25 maja ^^
.............
Zapięłam zamek bluzy i rozpuściłam włosy - mimo, że zostało jeszcze parę dobrych godzin do zmierzchu, zaczął wiać zimny wiatr. Włożyłam ręce w kieszenie i skierowałam się w stronę strumienia - miałam w planach przekroczyć go i przejść się nieco dalej niż dotąd. Miękkie od wczorajszego deszczu liście pozwalały moim stopom poruszać się bezszelestnie, więc nic nie zakłócało ciszy panującej w lesie.
Kopnęłam kamyk leżący na mojej drodze i westchnęłam. Podczas ostatnich dni w kółko próbowałam rozszyfrować zachowanie mojego... no właśnie. Ja uważałam Rafała za przyjaciela, ale on mnie najwyraźniej nie. Nie miałam nawet jak z nim porozmawiać - na każdą lekcję wchodził ostatni i wychodził jako pierwszy, a na przerwach i po szkole tajemniczo znikał.
O co mogło mu chodzić? O to, że przyjaźnię się z Erykiem? Przecież wiedział to od początku i jakoś wytrzymywał. Nagle zerwał się silny wiatr, więc wyszarpnęłam dłonie i związałam z powrotem włosy, które przysłoniły mi twarz.
Koniec z tym. Zdecydowałam - jeśli łaskawie zechce mi wytłumaczyć swoje zachowanie, to z chęcią wysłucham. Jeśli nie, to ja nie mam zamiaru biegać za nim i go o to błagać.
Znów ruszyłam przed siebie, jednak już przy pierwszym kroku zahaczyłam o korzeń i przewróciłam na ziemię. Przeklęłam cicho pod nosem i podniosłam się na rękach - fakt, że nie zauważyłam korzenia świadczył tylko o tym jak bardzo wyprowadzona z równowagi byłam. Oprócz lepszych zmysłów, zyskałam też lepszą spostrzegawczość, zwinność i koordynację ruchową.
Pocierając dłonią bolące kolano, nagle znieruchomiałam. Usłyszałam cichy, rozpaczliwy skowyt i podniesiony głos. Musiały mi wcześniej umknąć. Lekko utykając, ruszyłam w stronę dźwięku.
- Miki, nie wyj, zaraz ci pomogę - powtarzał łamiący się głos.
Wychyliłam się spomiędzy drzew i zesztywniałam. Obok leżącego na ziemi srebrnego psa kucała dziewczynka - ta sama, która parę tygodni temu przede mną uciekła. Powoli podeszłam bliżej, nie chcąc jej spłoszyć.
- Cześć - powiedziałam miękko, a ona i tak podskoczyła na dźwięk moich słów i poderwała się gwałtownie. Drgnęła lekko, jakby chciała uciec, ale jej jedno spojrzenie na psa utwierdziło mnie w przekonaniu, że bez niego nigdzie się nie ruszy - Coś się stało?
Przez chwilę wpatrywała się we mnie przerażonymi oczyma, jednak po chwili rozluźniła się trochę i kiwnęła głową.
- Ma skaleczoną łapę - powiedziała.
Zmarszczyłam brwi.
- Przecież nawet ze skaleczoną łapą powinien móc chodzić.
- Ale nie aż tak - uklękła, a ja podeszłam i zrobiłam to samo - Przeciął ją bardzo głęboko - wskazała na tylnią łapę - a ja zakazałam mu wstawać, bo bałam się że to się jeszcze pogorszy. A nie dam rady przenieść go do domku.
Dopiero wtedy zauważyłam, że jej policzki są mokre od łez, a jej oczy mają taki sam odcień szarości, co sierść psa.
- Miki, tak? - powiedziałam i pogłaskałam zwierzę, choć coś mi nie pasowało - Jaka to rasa? - spytałam, a dziewczynka spojrzała na mnie jak na niedorozwiniętą.
- Przecież to jest wilk - powiedziała a ja niemal nie odskoczyłam, kiedy uświadomiłam sobie swój błąd.
Co dziewczynka robi w lesie z wilkiem? Co ona w ogóle robi w lesie?
- Powiedz mi o jakim domku mówiłaś?
- To niedaleko, zaraz za tymi drzewami - wskazała za mnie - Już napisałam do kogoś żeby przyszedł i mi pomógł, ale trochę mu zajmie przyjście tutaj.
- Mogę ci pomóc - odparłam, a twarz młodej się rozjaśniła - Tylko żeby mnie nie ugryzł - mruknęłam bardziej do siebie niż do niej. U dzikiego zwierzęcia bardzo łatwo o odruch obronny.
- Miki masz jej nie gryźć - dziewczynka zwróciła się do wilka a on zamerdał ogonem w odpowiedzi.
- Zrozumiał? - mruknęłam sceptycznie.
- No jasne - prychnęła - On rozumie wszystko.
Westchnęłam i wzięłam Mikiego na ręce. Starałam się nie urazić mu łapy, jednak on zaczął się wiercić.
-Mały, błagam, nie jesteś lekki - szepnęłam.
- Rana go swędzi - usłyszałam przed sobą i przeniosłam wzrok na prowadzącą mnie dziewczynkę.
- To bez sensu - zauważyłam - Swędziałaby przy gojeniu a na to jeszcze za wcześnie. Daleko idziemy? I jak tak w ogóle masz na imię? - spytałam.
- Klara. I nie tak daleko, już widać dom. A ty?
- Lena - powiedziałam i przyśpieszyłam, gdyż wilk zaczął mi już ciążyć, a ramiona odmawiały posłuszeństwa.
Rzeczywiście po chwili zauważyłam małą drewnianą chatkę, która powoli popadała w ruinę. Dziewczynka przytrzymała mi drzwi, a ja ostrożnie przekroczyłam próg.
- Połóż go na stole, apteczka jest w szafce. Ja wrócę za chwilę, muszę tylko zadzwonić - powiedziała i wyszła na zewnątrz.
Posłuchałam jej i zajęłam się ranną łapą. Namoczyłam szmatkę w wodzie i zaczęłam przemywać ranę.
- Spokojnie - szeptałam, jednak wilk ani razu jeszcze nie zaskomlał.
Po przemyciu łapy, zaczęłam obracać ją w każdą stronę i przeczesywać palcami mokre futro, jednak nie znalazłam ani zadrapania. Prawda uderzyła we mnie z całą mocą - jak ja do cholery wytłumaczę fakt, że wyleczyłam wilka?? W panice obwinęłam łapę bandażem. Kiedy zawiązałam już biały materiał, do chatki weszła Klara.
- Nie odbiera - powiedziała i podeszła do zwierzęcia - Dziękuję - posłała mi uśmiech i zajęła się "rannym" - Już wszystko w porządku? - spytała i przytrzymała pysk wilka, kiedy próbował pogryźć opatrunek - Nie wolno! Potrzebujesz tego - wilk podniósł łeb i popatrzył się jej prosto w oczy. Zmarszczyła brwi - Niemożliwe... - przeniosła wzrok na mnie - Powiedz, że to nie jest prawda - odsunęła się ode mnie, a Miki zeskoczył wdzięcznie ze stołu i stanął obok niej.
Już miałam zapytać o co jej chodziło jednak skamieniałam na dźwięk zbliżającego się do chatki głosu.
- Klara! Jesteś tam?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top