Rozdział 29

Jestem!

Na czas!

I to by było na tyle smęcenia na dziś bo mam zadanie z fizyki i podanie na studia do napisania...

Miłego czytania!

Kramarzówna


Dedykacja dla


- Cześć! - powiedziałam i usiadłam koło Rafała.

- Cześć - powiedział posępnie.

Spojrzałam na niego zdziwiona.

- Coś się stało?

- Nie, po prostu zły dzień. Opiekun mnie irytuje - skrzywił usta w imitacji uśmiechu.

- Opiekun...? - przerwało mi głośne trzaśnięcie.

Nauczyciel zagapił się zdziwiony na zamknięte za nim drzwi.

- Przeciąg... - mruknął pod nosem i żwawym krokiem podszedł do biurka.

Wyciągnęłam zeszyt z torby i wyrwałam jedną z kartek.

"opiekun??" - napisałam i przesunęłam ją w stronę Rafała.

Westchnął i zaczął pisać. Po chwili oddał kartkę.

"opiekun prawny, adoptował mnie i moją siostrę."

Otworzyłam szeroko oczy i przeniosłam na niego wzrok zdziwiona. Korciło mnie, żeby spytać się co się stało z jego rodzicami, ale to mógł być delikatny temat, więc byłam rozdarta. On jednak, widząc konsternację wypisaną na mojej twarzy, tylko przewrócił oczami z lekkim uśmiechem i wyrwał mi papier z ręki.

"rodzice zginęli w wypadku parę lat temu."

"przepraszam"

"niby za co?"

"że tak pytam"

"nie świruj, jak bym nie chciał to bym po prostu nie odpowiedział"

- Dobra dzieciaki - nauczyciel nareszcie uporządkował górę papierów przed sobą i omiótł klasę wzrokiem - Tutaj - powiedział, wskazując dwa stosy przed nim - są dwie propozycje wycieczki szkolnej. W ramach integracji, czy coś, Znając życie, nie wybierzecie miejsca jednogłośnie, więc podejmę ten trudny wybór za was. Pocieszę was tylko że jeden pomysł gorszy od drugiego.

Wziął do ręki jeden z plików kartek a siedzący na przeciwko Andrzej szybko złapał drugi. Przebiegł szybko wzrokiem po pierwszej stronie

- Zoo? - jęknął a za nim cała klasa.

- To jest właśnie wybrana opcja - uśmiechnął się nauczyciel - możesz je rozdać, skoro już je trzymasz - chłopak szybko wcisnął je koledze siedzącemu za nim a ten po prostu wziął swój arkusz i przekazał resztę do tyłu.

- A jaka jest druga?

- Galeria sztuki. W zoo może nawet traficie na jakieś atrakcje, a przynajmniej nie będę musiał co chwila was budzić.

Kiedy kartki dotarły do mojej ławki wyjęłam dwie i podałam resztę dziewczynie w ławce po prawej, tej która pytała się o drugą opcję. Miała imię jakoś na "M". Może Magda...? Przeniosłam wzrok z powrotem na kartkę i zaczęłam czytać.

Krakowskie zoo. Klasy Macieja Piwońskiego i Anety Grabik. Czyli nasz nauczyciel ma na nazwisko Piwoński, a druga klasa to klasa Eryka. Wycieczka za półtora miesiąca, na dwa dni. Wyjazd o piątej rano, prosto do zoo, na noc jedziemy do jakiegoś moteliku, pokoje dwu i trzy osobowe. Następny dzień to samo, wieczorem wracamy pod szkołę, przewidziany czas powrotu to wieczór, wpół do jedenastej.

Poczułam szturchnięcie w ramię.

- Jedziesz?

- A miałabym przegapić możliwość zobaczenia tylu zwierzątek? - powiedziałam wysokim, dziecięcym głosikiem - I jak myślisz? Może będą rozdawać baloniki! I wata cukrowa?

Parsknął śmiechem.

- Czyli jedziesz.

Wbiłam mu łokieć pod żebra a on znowu zarechotał, jakby rozbawiany moją próbą sprawienia mu bólu.

- A ty?

- Cóż, nie byłem przekonany, ale... - umilkł i rozglądnął się po klasie, a ja poszłam w jego ślady. Wszyscy, łącznie z nauczycielem, wpatrywali się we nas ze zdziwieniem. Chyba zachowywaliśmy się trochę za głośno...

Poczułam, jak moje policzki nabierają koloru.

- Krasicki i Dylewicz - Piwoński wyglądał jakby dopiero teraz przypomniał sobie o swoich obowiązkach - Wstańcie - posłusznie wykonaliśmy polecenie - Jeśli jest jakaś sprawa, którą musicie teraz koniecznie omówić, to słuchamy, podzielcie nią się z nami. Jestem pewny, że każda z obecnych tutaj osób postara się pomóc rozwiązać ten problem?

- Proszę pana, zgubiłem trzustkę - wyznał wciąż rozbawiony Rafał a ja musiałam naprawdę mocno przygryźć wargę, żeby powstrzymać atak śmiechu.

Nauczyciel otworzył szeroko oczy, zaraz jednak przymknął je i potarł czoło zmęczonym gestem, w akompaniamencie chichotów całej klasy. Wyglądał, jakby właśnie przeklinał sam siebie za wybranie takiej a nie innej ścieżki kariery, choć na jego ustach czaił się cień uśmiechu.

- Rozumiem, to bardzo przykre, ale prosiłbym abyście takie... sprawy omawiali po lekcjach, dobrze?

- Tak jest! - odpowiedzieliśmy razem.

- Cieszę się, możecie już usiąść.

- My też się cieszymy - odpowiedział Rafał, a ja dopiero wtedy zauważyłam szeroko otwarte oczy niektórych osób w sali. Czyżby naprawdę tak rzadko się śmiał i żartował?

Spojrzeliśmy na siebie z Rafałem i przez resztę lekcji z trudem powstrzymywaliśmy się od śmiechu. Coś mi mówiło, że to będzie nasz ulubiony nauczyciel.


Eryk

- Dąbrowski! Skup się! - usłyszałem głos nauczycielki - Trafić do pustej bramki nie umiesz?

To, że była moją wychowawczynią, nie znaczyło, że nasza klasa była traktowana ulgowo, wręcz przeciwnie. Zastanawialiśmy się, czy specjalnie jest dla nas tak surowa, aby zaprzeczyć temu stereotypowi.

Poza tym, ja nie prosiłem się o to, żeby Lena miała lekcje wychowawcze akurat wtedy, kiedy ja wychowanie fizyczne i akurat w sali obok boiska szkolnego... Jak mam się niby skupić na grze, kiedy ona rozmawia z... nim?

Jeśli ktoś zadałby mi pytanie, dlaczego go nie lubię, nie umiałbym odpowiedzieć. Po prostu... tak jakoś.

W dodatku jeszcze to, co mówił mi Robert - "Trzymaj się od Rafała i jego siostry z daleka. Kiedyś ci wyjaśnię dlaczego." Wtedy jeszcze żaden z nas nie wiedział, że "później" nigdy nie nastąpi...

To nie tak, że jestem o niego zazdrosny, czy coś. Po prostu boję się o Lenę. Skoro Robert mnie przed nim ostrzegał, to nie były to słowa rzucone na wiatr.

Będę musiał na nich dwoje uważać.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top