Rozdział 28

Tak, wiem, trochę spóźniony...

Trochę bardzo...

Ale po powrocie z ferii okazało się, że mam jednak sporo do zrobienia -szkoła, dom, nauka, praca itd, itp..

Wymówki, wymówki...

Za to opóźnienie bardzo przepraszam ale już przysiadam do pisania, nawet chyba zacznę zabierać ze sobą laptopa do szkoły...

Wybaczycie? :3

Miłego czytania!

Kramarzówna


Eryk

Wyszedłem z klasy jako ostatni - akurat w porę, żeby spotkać panią Elę.

- O, Eryk - zatrzymała mnie - Mógłbyś proszę znaleźć Lenę i poczekać na mnie pod szkołą jakieś dziesięć minut? Mam małe zebranie w pokoju nauczycielskim - uśmiechnęła się przepraszająco.

- Jasne.

Powoli ruszyłem w stronę tablicy, na której wisiał przydział klas. Anka miała spotkanie w sali numer trzynaście. To po drugiej stronie szkoły...

Przeciskałem się przez tłum uczniów zmierzających w stronę wyjścia - najwyraźniej nikt nie chciał zostać tu dłużej, niż musiał. Zrezygnowany oparłem się ramieniem o ścianę - chodzenie pod prąd nic nie da, lepiej będzie poczekać, aż przejdą.

- Dąbrowski! - zgiąłem się w pół po dostaniu pięścią w plecy - Jak wakacje? - odwróciłem się i trzepnąłem przyjaciela w łeb.

- Trzeba było nie wyjeżdżać, wtedy może byś wiedział.

- Ej, wiesz przecież, że to nie był mój pomysł - jęknął i potarł głowę w miejscu, gdzie go uderzyłem, mierzwiąc jasną czuprynę.

- I pewnie cierpiałeś cały wyjazd - rzuciłem z sarkazmem.

- No okej, masz rację, fajnie było. Następnym...

- Czekaj, Grzesiek, kiedy skończyliście spotkanie? - spytałem, przeczesując wzrokiem rzednący już tłum w poszukiwaniu Leny.

- Już chwilę temu, a co?

- Kojarzysz Lenę...? - cholera, jak ona miała na nazwisko...? - Brązowe włosy, niebieskie oczy...

- Nowa? - kiwnąłem głową - Jasne, ale dziwnie cicha jest. Psorek kazał jej zostać w klasie.

Otworzyłem szeroko oczy ze zdziwienia.

- Czemu?

- Nie wiem o co chodziło, ale nie tylko ona została - odwrócił wzrok.

- Kto jeszcze?

- Nie spodoba ci się to - skrzywił się - Krasicki.

- To on jest z wami w klasie? - miał rację. Ani trochę mi się nie podobało. Dlaczego to nie mógł być ktokolwiek inny?

- Nie zdał. Dobra, ja lecę. Mam jeszcze coś do załatwienia - powiedział i odszedł w stronę wyjścia.

- Cześć - mruknąłem i ruszyłem w głąb korytarza.

Rafał. Miałem nieszczęście znać go już od przedszkola. Nawet wtedy wyrywaliśmy sobie zabawki z rąk. Wychowawczyni zawsze pilnowała, żebyśmy znajdowali się po przeciwnych stronach sali. Kolejna szkoła przyniosła ze sobą regularne wizyty na dywaniku u dyrektora. W gimnazjum doszliśmy do cichego porozumienia i staraliśmy po prostu trzymać się z dala od siebie. Choć oczywiście zdarzały się dni, kiedy to musiałem kombinować jak ukryć podbite oko przed rodzicami. Jedynym pocieszeniem było wtedy to, że on wcale nie wyglądał lepiej.

Kiedy ich zauważyłem, stał tyłem do mnie i rozmawiał z Leną. Uśmiechała się radośnie do niego.

Zaraz potem mnie zauważyła.

- Eryk! Chodź tu! - krzyknęła i machnęła na mnie ręką, a kiedy podszedłem, objęła mnie i Rafała wzrokiem - Zgaduję, że jak większość osób tutaj znacie się od paru dobrych lat?

- Ta - powiedziałem wpatrując się Rafałowi wyzywająco w oczy. Specjalnie zająłem miejsce zaraz obok Leny, w nadziei, że załapie przekaz.

Zmrużył oczy i skrzywił kpiąco usta. Teraz wyglądał tak, jak go zapamiętałem - jego uśmiechnięta, gadająca z moją przyjaciółką wersja była mi kompletnie obca.

- Trochę się znamy - przyznał, unosząc prawą brew. Miał na niej małą, jasną bliznę - nie mogłem powstrzymać przypływu satysfakcji jak za każdym razem, kiedy przypominałem sobie, że to moja sprawka.

- Ja już pójdę. Do zobaczenia jutro na lekcjach - powiedział do Leny i odszedł, nie zaszczycając mnie ani jednym spojrzeniem

I bardzo dobrze.

Dziewczyna patrzyła jak znika za rogiem. Zaraz potem odwróciła się w moją stronę i założyła ręce na piersi.

- Wyjaśnisz mi z łaski swojej o co tu chodzi?

Lena

Nie lubią się - tyle to zdążyłam zauważyć. Jednak byłam więcej niż ciekawa dlaczego. Eryk skrzywił się i wziął mnie pod ramię, niemal ciągnąc w stronę wyjścia.

- Po prostu go nie lubię - wycedził.

- No ale czemu? - spytałam i wyszarpnęłam rękę.

- Po prostu, nie lubimy się i tyle, nie drąż tematu. Jakoś nie możemy znieść swojego towarzystwa.

- Ale... obaj jesteście mili i nawet do siebie podobni - skrzywił się i otworzył usta, żeby coś powiedzieć, ale nie dałam mu dojść do słowa - Obu was lubię. Co takiego się stało, że się nienawidzicie?

- Nienawidziliśmy się od pierwszego spotkania.

- Co? - złapał mnie za ramię jeszcze raz i poprowadził do drzwi.

- No, jakoś tak wyszło. Nie muszę chodzić wokół i uwielbiać każdą osobę po kolei. Nawet nie muszę ich tolerować. Rafał jest jedną z takich właśnie osób.

- Dobra, rozumiem - odwrócił się zszokowany. Chyba naprawdę nie spodziewał się, że tak szybko odpuszczę - Nie oczekuję od ciebie żebyś go lubił, ale byłabym wdzięczna, gdybyś mógł go tolerować, bo od dzisiaj jest moim nowym kolegą czy tego chcesz czy nie - oznajmiłam i podeszłam do stojącej przy aucie Eli.

- Skaranie boskie z tą dziewczyną... - usłyszałam pomruk Eryka.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top