Rozdział 17
SEEEEEKTAAAAAA :3
No cóż, miłego czytania! ^^
Kramarzówna
Dedykacja dla Fenikok :3
Obejrzał dokładnie dłoń a potem obrócił ją tak, aby widzieć jej wierzch. Nabrał gwałtownie powietrza a mi na moment zwolniło serce.
Co to do cholery jest?
Na prawej ręce, mniej więcej na wysokości nadgarstka zobaczyłam siedmioramienną gwiazdę, wyglądającą jak znamię. Była na to jednak zbyt dokładna.
- Co to? - pisnęłam i zaczęłam to trzeć. Niestety, nic to nie dało, plama dalej wyglądała tak, jakbym nosiła ją przez całe moje życie i za nic nie chciała zejść.
- Hej, spokojnie - Eryk złapał mnie za nadgarstki - To nic nie da.
- Co to jest? - wrzasnęłam. Zaraz potem przeniosłam wzrok na chłopaka - Ty wiesz! Ty wiesz co to jest! Gadaj jak się tego pozbyć! - zaczęłam się wyrywać, jednak uścisk był za mocny.
- Wszystko ci wyjaśnię, ale musisz się uspokoić. Słyszysz?
Tyle, że ja nie chciałam go słuchać. Byłam przestraszona, skołowana i nie miałam pojęcia co zrobić z tą dziwną gwiazdką. Co to znaczy? To jakaś sekta, czy co? Jak do cholery to się pojawiło? W mojej głowie kłębiły się setki, nie, miliony pytań, a on chce, żebym się uspokoiła?
- Wyjaśnię ci to, okej? Zaufaj mi, proszę. To nic strasznego, zobaczysz. Momentami jest nawet fajne.
- Ale co? - jęknęłam zrezygnowana. Przestałam się szamotać i spojrzałam mu prosto w oczy - Co? - powtórzyłam.
Puścił moje ręce i podrapał się w kark. Zaraz potem jakby sobie coś przypomniał i odwrócił się do mnie tyłem. Podniósł przydługie włosy do góry, a następnie wskazał palcem znamię takie samo jak moje, przy samej linii włosów.
- Widzisz? Od tego się nie umiera - powiedział - Tak, tak, wyjaśnię ci - przytaknął widząc, że otwieram usta - Ale to łatwiej... pokazać niż powiedzieć. Zaufaj mi, okej?
- Mogę spróbować - burknęłam.
Poszliśmy... gdzieś. Naprawdę nie miałam pojęcia, czy w kierunku domu, czy w całkiem odwrotnym.
- Nadia! - krzyknął, a ja drgnęłam przestraszona - A teraz... A teraz błagam, tylko nie krzycz.
Zmarszczyłam brwi, jednak gdy po chwili chłopak spojrzał na coś za mną, a kiedy ja podążyłam za jego wzrokiem, cofnęłam się w panice.
- Eryk, wiejemy, on się zbliża - pisnęłam cicho i szarpnęłam go za rękę, jednak on ani drgnął.
Że co? Wielki, straszny niedźwiedź zmierza w naszym kierunku a on stoi jak kołek zamiast uciekać i... UŚMIECHA SIĘ I MACHA DO TEGO BYDLĘCIA?
- Cześć Nadia - powiedział i odwrócił się w moją stronę, jednak kiedy ujrzał moją minę, złapał mnie za ramię i przytrzymał w miejscu - Nie uciekaj, okej? Nic ci nie zrobi, obiecuję.
- Serio? - zaśmiałam się ironicznie - A skąd to niby wiesz, co? To wszystko jest jakieś nienormalne! Puść mnie, póki mam jeszcze szansę uciec! - wrzasnęłam i szarpnęłam ręką.
~ Eryk, przecież ona się mnie boi. Jest w szoku ~ rozejrzałam się w poszukiwaniu źródła głosu ~ No nie, a ta znowu się rozgląda...
Chłopak roześmiał się, a ja niemal trzęsłam się ze strachu.
- Nadia, nie irytuj się, mnie też trudno było to ogarnąć.
~ Tak, tego nie da się zapomnieć. "Proszę pani! Proszę pani! Gdzie pani jest! Proszę mnie ratować, tu jest niedźwiedź." Długo ci zajęło zrozumienie, że to ja.
Przewrócił oczami, a ja zastanawiałam się co tu się do cholery dzieje? A co jeśli to naprawdę jakaś sekta? Jeśli Eryk chce mnie złożyć w ofierze temu zwierzęciu? Zaczęłam trząść się jeszcze bardziej i szczękać zębami. Kiedy niedźwiedź przeniósł swoje złote ślepia na mnie, skuliłam się i odwróciłam wzrok.
~ Eryk, radzisz sobie sam. Ona się trzęsie ze strachu i pogarsza się jej jak tylko na mnie spojrzy ~ chłopak spojrzał na mnie i rozszerzył oczy ze zdziwienia. Zdezorientowany puścił moje ramię. Osunęłam się na ziemię, zbyt przerażona, żeby zrobić cokolwiek.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top