Rozdział 48
Witam wszystkich ponownie!
Kocham pisać po nocach.
Rozdział nie sprawdzony, ale to ostatnio standard :/ Ocenę pozostawiam wam! Chociaż przepraszam za tak częste przeskakiwanie z postaci na postać..
Miłego czytania!
Kramarzówna
>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>
- A co z tą dziwną legendą?
- Jak to co? - prychnął Rafał -Nic. To tylko legenda. Głupia bajeczka.
- Tak jak i my? - wtrąciłam - Zdaje mi się, czy już kiedyś coś o niej wspomniałaś?
- Bardzo możliwe - podjęła Klara, ucieszona zwróconą na nią uwagą - Chociaż sama nie wiem czy jest prawdziwa, czy rzeczywiście to tylko bajeczka, albo i pół na pół. A więc tak: jest nas zawsze czwórka. Jedna para dobra, druga z założenia zła, ale myślę, że po prostu dwie nie lubiące się. I bardzo rzadko zdarza się jedna osoba... na swój sposób wyjątkowa. Posiada moce całej czwórki, a reszcie wzrasta moc, czy jakoś tak. Ale nie bardzo wiem, gdzie ją usłyszałam. Tak naprawdę nie mogę sobie przypomnieć kto mi niej opowiedział.
- I dlatego właśnie - Rafał ucichł i zesztywniał, tak jak jego siostra. Wymienili przestraszone spojrzenia - Etiel wraca - znowu urwał i zmarszczył brwi - Chce was poznać. Jutro.
***
Eryk
- Nie dam rady - usłyszałem od stojącej w drzwiach Leny.
Zatkało mnie.
- Ale jak to? Musimy tam być!
Dziewczyna oparła się o futrynę ze zrezygnowaniem na twarzy.
- Tak, wiem o tym. Ale Elka uprosiła mnie, żebym zajęła się dzisiaj małą., a nie powiem jej, że nie mogę bo mam spotkanie ze starym, ważnym i gadającym wilkiem!
Potarłem twarz dłonią, jakby to miało poskutkować jakimś wyjściem z sytuacji.
- Czyli co robimy?
- Idź sam - ucięła i odwróciła głowę, słysząc nawoływanie kuzynki - Po prostu przeproś ich za mnie. Coś wymyślisz - i zniknęła za drzwiami.
***
- Czy to musiało być akurat dzisiaj? – Rafał założył dłonie na kark.
Wzruszyłem ramionami. Jeszcze nie do końca przyzwyczaiłem się do poprawionych relacji między nami.
- Trudno - westchnął - Musimy iść bez niej - ruszył przed siebie a ja i Klara podążyliśmy za nim.
- Wiesz w ogóle jak mam się zachowywać? - spytałem. Jakkolwiek głupie by to nie było, to zaczynałem się stresować.
- Najpierw weź się w garść - warknął Rafał.
- Nie wykonuj gwałtownych ruchów - poinstruowała mnie jego siostra - Unikaj patrzenia mu prosto w oczy... Nie wiem co jeszcze... To mniej więcej tak, jakbyś spotkał naszego dziadka czy coś... - umilkła i przeniosła wzrok na coś za mną.
Odwróciłem się i stanąłem twarzą w pysk z wielkim, czarnym wilkiem.
Rafał
~ Nie patrz się w oczy ~ usłyszałem znajome prychnięcie i odwróciłem się Etiela ~ Co ja niby jestem?
- Cześć, dziadek - uśmiechnąłem się wrednie, starając nie roześmiać się na widok przerażonej miny Eryka. Chociaż ja sam nieźle się przestraszyłem przy pierwszym spotkaniu alfy.
~ Nie pozwalaj sobie, szczeniaku ~ warknął niemalże przyjaźnie. Zaraz potem sapnął głośno, przyduszony przez moją siostrę, która podbiegła do niego i owinęła mu szyję drobnymi ramionami ~ No już, już. Ty jesteś kto? ~ zwrócił się do Eryka.
- Przedstaw się - przetłumaczyłem.
- Eee... Eryk... proszę pana?
Etiel zaszczekał krótko, śmiejąc się na swój wilczy sposób i utkwił w nim złote spojrzenie.
~ A co ja, profesor czy... Nie, tak się nie da rozmawiać ~ odwrócił się w moją stronę ~ Ufasz mu? ~ spytał.
Co temu staremu kundlowi strzeliło do łba?
- Dostatecznie, a co...?
~ Klara?
Pokiwała głową.
Etiel zaczął się zbliżać do Eryka.
Eryk
Zrobiłem krok w tył, na co wilk warknął ostrzegawczo. Zwrócił łeb w stronę Rafała.
- Nie ruszaj się i wyciągnij rękę do przodu – przetłumaczył - I ogarnij się wreszcie!
Posłuchałem go, a Etiel spojrzał mi prosto w oczy. Nie odwracałem wzroku, wpatrywałem się w złote, błyszczące ślepia. Nagle wilk uniósł łeb i zawył głośno - odpowiedziały mu podobne wołania, a po chwili obok nas pojawiła się cała wataha.
Etiel pochylił się nad moją dłonią i trącił nosem nadgarstek. W miejscu, które dotknął, poczułem ogromne zimno, jak gdybym włożył rękę do śniegu. Chwilę potem chłód zamienił się gwałtownie w ogień – parzyć zaczęło mnie także znamię Nadii na karku. Podniosłem dłoń do oczu i zamarłem. Ciemne znamię, w kształcie siedmioramiennej gwiazdy, identyczne jak te Nadii. Dopiero po chwili uświadomiłem sobie, co zrobił wilk.
~ Tak, naznaczyłem cię ~ potwierdził, a ja wzdrygnąłem się, słysząc jego głos ~ Można mieć więcej niż jedno naznaczenie. W dodatku, zyskałeś nowy talent, a ten stary masz wzmocniony ~ wyjaśnił.
- C-co!? - krzyknął Rafał - To to jednak prawda!? Czyli wśród nas jest osoba ze wszystkimi zdolnościami?
~ Nie nakręcaj się tak ~ warknął, a ja dowiedziałem się, od kogo mój kolega przejął ten zwyczaj ~ Ktoś taki rodzi się raz na tysiąc lat ~ wyjaśnił ~ A tak poza tym, to wątpię, żebyś to był ty.
- Ale jest szansa! – chłopakowi zaświeciły się oczy - Z taką mocą damy radę pozbyć się Strażnika!
~ Ta moc nie może być wykorzystana do wyrządzenia krzywdy, dziecko ~ podeszła do nas biała jak śnieg wilczyca i stanęła obok Etiela ~ Witamy w stadzie ~ zwróciła się do mnie.
- Eeeem... Dziękuję.
~ No już, nie rozczulaj się tak ~ mruknął Etiel ~ Moment, czy was nie była czasem dwójka? ~ spytał i zmrużył oczy ~ Gdzie dziewczyna?
- Nie mogła przyjść - wyjaśniłem.
Drgnąłem, słysząc warkot, jaki wydobył się z gardła bestii. Najwyraźniej nie spodobała mu się nieobecność Leny.
~ Trudno, nią zajmiemy się później ~ zdecydował ~ Zawołaj teraz swojego niedźwiedzia.
Kiedy przybyła, Nadia nie była "przywoływaniem jej jak psa", ale cierpliwie wysłuchała prośby rodzeństwa i zgodziła się naznaczyć rodzeństwo. Rafał wykazał się trzeźwością umysłu i zdecydował, żeby naznaczyć ich pod piętą, tak, aby ich Strażnik nie zauważył znamion.
Kiedy przyszła kolej Rafała, chłopak spojrzał z nadzieją na Etiela.
~ Nie, to nie ty.
- Skąd wiesz? - spytał.
~ Bo się nie zaświeciłeś ~ odpowiedział krótko.
Chłopak uniósł brwi, ale szybko otrząsnął się ze zdziwienia.
- Musimy coś wymyślić – krzyknął niemalże rozpaczliwie i uderzył pięścią w pień najbliższego drzewa, a nowa gałąź wystrzeliła jak z procy spod jego dłoni - Co do...
~ Mówiłem przecież ~ przypomniał Etiel ~ że wasza moc wzrośnie. Czeka was odkrycie jeszcze jednej, całkiem nowej ~ tłumaczył, a Rafał dalej stał przed drzewem z otwartymi szeroko oczami ~ Nie patrz się w ten pień jak jakieś ciele tylko zacznij słuchać! ~ warknął na niego.
- No dobra, dobra... - wypełnił polecenie. Nagle zaświeciły się oczy a usta wygięły w radosnym uśmiechu – Znaczy, że wspólnie damy radę pozbyć się Amadeusza! – krzyknął.
~ Ja się poddaję... To ponad moje siły ~ oznajmił alfa i odwrócił się ~ Koniec zbiegowiska! ~ rzucił i wbiegł między drzewa.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top