Rozdział 46
Cieszycie się? ;)
Zgadnijcie gdzie jestem! *-* Dawno mnie nie było w Bieszczadach....
Powinnam już wrócić do domu dwa dni temu ale ciągle jeszcze tego nie zrobiłam xD Zostaję tu do niedzieli. W następnym rozdziale powstawiam zdjęcia - wattpad nie chce współpracować z moim telefonem! To powyżej to widok z mojego okna ;)
I dostałam się na wymarzone studia! Moi drodzy czytelnicy, od września uczęszczam do University of St Andrews!!! <3
Za wszelkie błędy przepraszam - rozdział pisany na telefonie.
Miłego czytania!
Kramarzówna
.....................
- Lorrain? - Eryk uścisnął rękę Damiena.
- Tak, brat tej małej wiedźmy - potwierdził Francuz, za co oberwał od siostry.
- Ty gołodupcu! Nie pomyliłeś sióstr czasami? Wyjec wyrodny...
- Dobra, dobra, przepraszam, nie bij mnie już!
- A mogę się dowiedzieć o co chodziło wam wcześniej? - na słowa Eryka oboje odwrócili się w naszą stronę, a ja znowu się zarumieniłam.
- Lena się wzburzyła, bo Elle powiedziała...
- Nic nie powiedziała - ucięłam szybko. "On będzie jej chłopakiem ale żadne z nich jeszcze o tym nie wie". Niech mi ktoś przypomni czemu ja się z nią przyjaźnię - My się będziemy już zbierać - złapałam przyjaciela za rękę, drugą otwierając drzwi. W międzyczasie rzuciłam Gabrielle ostrzegawcze spojrzenie, za to Eryk przenosił zdezorientowany wzrok z jednej osoby na drugą.
- Elle, nie wygaduj więcej takich głupstw - rzuciłam po francusku, zaraz jednak przeszłam na polski - Widzimy się w szkole - uśmiechnęłam się do niej i Damiena lekko i zatrzasnęłam drzwi.
Eryk zmarszczył brwi i przeszył mnie wzrokiem.
- Co takiego powiedziała Gabrielle? - spytał, kładąc nacisk na każde słowo.
Ruszyłam przed siebie i westchnęłam ciężko.
- Głupoty - odpowiedziałam szczerze - Same głupoty.
Zanim mój przyjaciel zdążył zaprotestować i poprosić o przetłumaczenie mu całej rozmowy, zadzwonił jego telefon. Zmarszczył brwi i odebrał.
- Rafał?
Przystanęłam zaciekawiona. Eryk uniósł palec, żebym poczekała i tylko co chwila pomrukiwał potakująco.
- No tak, jesteśmy niedaleko... Dobra. Zaraz będziemy - schował telefon z powrotem do kieszeni i spojrzał na mnie - Idziemy do Rafała - oznajmił - Powiedział, że musi nam coś pokazać.
- No to prowadź.
Podążyłam za moim przyjacielem, ciekawa, co takiego mamy zobaczyć i gdzie dokładnie idziemy. Wbiłam wzrok w zachmurzone niebo i uśmiechnęłam się, kiedy wiatr rozwiał mi włosy. Przymknęłam powieki, czując delikatny zapach jesieni... I prawie znalazłam się na ziemi, przez to, że zahaczyłam ramieniem o słup, którego nie zdążyłam zauważyć. Równowagę utrzymałam tylko dzięki refleksowi Eryka - złapał mnie za przegub i przytrzymał w pionie. Popatrzył na mnie surowo.
- Patrz na drogę.
Wzruszyłam tylko ramionami. Westchnął cierpiętniczo i wznowił krok, ale nie puścił mojej dłoni - co więcej, ułożył ją tak, aby było mu wygodniej. Wpatrywałam się w nią w zadumie... Elle, na cię zamorduję... To przez jej insynuacje rozwodzę się nad każdym gestem i zachowaniem mojego przyjaciela... Przyjaciela? A co on i tym myśli?
Potrząsnęłam lekko głową - definitywnie muszę się ogarnąć. Nie mogłam przecież pozwolić, żeby jeden głupi tekst tak mnie dręczył.
Ta mała wiedźma uruchomiła sposób myślenia w mojej głowie, który akurat teraz w ogóle nie był mi potrzebny. Muszę się przecież skupić na innym, poważniejszym problemie - Amadeuszu.
Na prośbę Rafała mamy pomóc się go pozbyć, ale co wtedy stanie się z nimi? To ich opiekun prawny i o ile za niedługo jedno z nich osiągnie pełnoletność, to drugie... Skoro mówią że mają plan, to powinnam im wierzyć.
- Prawie jesteśmy - usłyszałam.
Podniosłam wzrok i przejrzałam się. Rzeczywiście, rozpoznawałam okolicę. Kiedy doszliśmy do furtki, Eryk puścił moją rękę i otworzył ją mocnym szarpnięciem. Przepuścił mnie przodem i chwilę po głośnym trzasku zamkniętej bramki, poczułam mocne uderzenie i mokry od śliny język na twarzy.
- Milo - zasmialam się i podrapalam psa po pysku. Kątem oka zauważyłam jak Eryk odskakuje przerażony.
- MILO! NIE WOLNO!
Zoignorowałam krzyki Rafała i tylko oparłam się o płot, gdyż ciężar wilczura zaczął mnie przytłaczać.
- Hej psino - zaszczebiotałam - No co tam malutki? Czemu ten twój pan tak się drze? Toż to nie psiska wina, że taki duży urósł, nie?
- Milo, nie! Zostaw - posłałam koledze pełne litości spojrzenie. I on myśli, że pies go posłucha?
- Miluś, do nogi - wystarczyła jedna komenda Klary a owczarek dreptał do niej jak najszybciej.
- Młoda... wytłumacz mi jeszcze raz, jak to jest, że on się ciebie słucha, a mnie nie? - Rafał potarł czoło dłonią.
- Bo ja jestem miła, nie krzyczę na niego, bawię się z nim, daję mu jeść, a ty jesteś wredny, drzesz się i jeszcze straszysz go brzydką mordą... - powiedziała, przytulając się do zwierzaka.
- Język!
- No co? - nadęła policzki - Ja tylko tłumacze z psiego na Rafałowe.
- A ty? - jej brat przeniósł złość na pozbawionego ich wymianą zdań Eryka - Nie widziałeś dzwonka i tabliczki "uwaga zły pies"?
- Zły? - prychnął, ale szybko zreflektował się, kiedy Rafał warknął cicho - Z jakiegoś powodu zwierzęta mnie lubią, a tę tutaj - wskazał na mnie - jeszcze bardziej.
- Ja już siły do was wszystkich nie mam - mruknął i machnął ręką w stronę domu - Chodźcie za mną. Rzadko kiedy zdarza się taka okazja. Nie ma Amadeusza w domu - wyjaśnił.
Kiedy przekroczylismy próg, uderzyła mnie... pospolitość tego domu. Po usłyszeniu opisu Strażnika spodziewałam się... W sumie sama nie wiem czego dokładnie - ale na pewno nie zwyczajnego, niemalże przytulnego wystroju.
- Tutaj - Rafał wprowadził nas do salonu i zatrzymał się przy wiszącej na ścianie gablotce.
- Łał... Ten kamień jest sztuczny czy prawdziwy?
Erykowi chodziło o sporej wielkości, czarny, połyskujący klejnot osadzony w złotej, zdobionej rękojeści.
- Przyglądnijcie mu się dobrze. Należy do Amadeusza. Wnętrze i środek ostrza są ze srebra, ale jego krawędzie już nie, nie mam pojęcia co to za metal, i ile to w ogóle metal... A ten kamień po zadaniu ciosu bieleje. To czarne to trucizna która dosłownie w ułamku sekundy wkracza w ranę i w mniej niż trzy sekundy rozchodzi się po ciele, powodując śmierć. Nie ma na to antidotum, chociaż nie wiem czy dotyk Leny by nie pomógł, ani szansy na odwrócenie procesu. Więc jeśli przetnie skórę, to jedynym następstwem jest zgon. Regeneracja kamienia trwa od trzystu do pięciuset lat, przynajmniej tak mówił Strażnik. To jedyna broń jaką można zabić Łowcę, więc... Amadeusz trzyma ją na waszego niedźwiedzia. Nie da się to zabić inaczej, chyba, że Łowca dobrowolnie odda życie lub odejdzie, naznaczając swojego następcę.
Wpatrywałam się w sztylet jak zaczarowana. Jak tak śmiercionośna rzecz może być tak piękna? Zdobienia na niej były delikatne, niemal kobiece.
Moja dłoń jakby niezależnie od mojej woli zacisnęła się, niemal poczułam chłód metalu i jego nierówną powierzchnię. Powoli podniosłam rękę ku gablotce, czując potęgę emanującą z broni.
- Lena?
Szybko założyłam włosy za ucho, żeby zamaskować odruch i spojrzałam po kolegach z nadzieją, że nie zdążyli niczego zauważyć. Jednak ich miny mówiły same za siebie. Skrzywiłam się.
- Wy tego nie czujecie?
Eryk zmarszczył brwi.
- Czego?
- Tej... - zakreśliłam kręgi rękoma, dla zobrazowania swoich słów - potęgi. Przyciągania - na wszelki wypadek zrobiłam krok w tył, byle dalej od gablotki.
Chłopaki spojrzał po sobie.
- Nie - Rafał potarł brodę w zamyśleniu - I nie mam pojęcia czemu ty miałabyś...
- Mniejsza - ucięłam, przerażona lekko swoją reakcją - To broń. Można nią zabijać. Tak samo dobrze niedźwiedzia, co i człowieka... - ta myśl uderzyła mnie tak szybko, że niemal zwalila mnie z nóg - Nie weźcie mnie za wariatkę, ale jaka jest szansa, że Amadeusz nie jest człowiekiem? - Eryk
przytaknął - On też ma jakieś tam moce. Oczywiście to nic przy naszych, chociaż zdaje mi się, że jednak wykraczają poza standardowe strażnickie zdolności.
- Mimo wszystko... Ten sztylet by go zabił? - wzdrygnęłam się na myśl o zabójstwie.
- Ten sztylet zabije wszystko. Ale nawet gdybyśmy chcieli go użyć... Oczywiście do zastraszenia Amadeusza - dodał, widząc mój wzrok - Nie damy rady. Ta gablota jest z kuloodpornego szkła, zamykana na klucz, kod i odcisk palca. Nie ma szans, żeby ta menda zostawiła jakąś lukę, przez którą moglibyśmy się prześlizgnąć. Wie, że chcę się go pozbyć za wszelką cenę.
- Więc element zaskoczenia odpada - podsumował Eryk.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top