Rozdział 36
Mam nadzieję, że ktoś się ucieszy z tego mojego przypływu weny...
Zaraz po tym rozdziale jest notka - radziłabym przeczytać ;)
Jeszcze raz wielkie dzięki za obecność i bardzo proszę - dajcie znać w komentarzach jak się podoba :*
Miłego czytania!
Kramarzówna
_________________________________
Przejechałam czubkami palców po grzbietach książek i napisanych na nich tytułach. Na początek wybrałam trzy - "Tajemnice nocy – stworzenia i kreatury ciemności", "Twory wyobraźni ludzkiej – historia duchów i demonów" i "Leksykon istot nadnaturalnych". Usiadłam na stojącym obok fotelu i zabrałam się za przeglądanie książek.
W "Leksykonie" oczywiście zaczęto od wilkołaków, wampirów i podobnych temu stworzeń, ostatnio tak rozchwytywanych przez wytwórców filmowych. Kolejne już zwróciły moją uwagę - szczególnie ze względu na to, że o większości czytałam po raz pierwszy - kelpie, hipokampy, wiwerny, koboldy, zmeu, nagi i żywiołaki. Jednak w żadnym z opisów tych istot nie było nawet wzmianki która zawierałaby ślad Łowców czy naszej przypadłości.
Po przeczytaniu zaledwie parunastu stron drugiej z książek - o duchach i demonach - odłożyłam ją na później. W większości opowiadała historię o niewyjaśnionych zdarzeniach, pijackich zwidach i tym podobnych bujdach, dlatego też szansa na znalezienie czegokolwiek była nikła.
Właśnie czytałam spis treści na początku kolejnego tomu, próbując wyhaczyć cokolwiek, co zwróciłoby moją uwagę, kiedy ktoś stuknął mnie w ramię. Podniosłam głowę i ujrzałam uśmiechniętego szeroko Eryka.
- I jak ci idzie? - spytałam, przewracając kolejną stronę.
- Nie znalazłem nic na Internecie - ekscytacja w jego głosie sprawiła że z powrotem przeniosłam na niego wzrok.
- Więc czemu się tak szczerzysz? - spytałam i zatrzasnęłam książkę na kolanach.
- Bo powiedziałem "w Internecie" - rzekł i wyciągnął zza pleców opasłą księgę - Za to rozejrzałem się po okolicznych regałach - przyznał i usiadł koło mnie na obszernym fotelu, podając mi książkę - Strona sto czternasta - powiedział.
Zaciekawiona znalazłam wskazane miejsce i przeczytałam zdziwiona.
- "Zwyczaj zakopywana kości zmarłych przodków w pobliżu domu pochodzi z..."
- Nie tu. O, tu - dotknął palca akapitu w połowie strony - To jest streszczenie i unowocześnienie fragmentu jakiegoś starego rękopisu.
- "Według średniowiecznych legend, raz na jakiś czas (najpewniej paru wieków) rodzą się dzieci z niezwykłymi zdolnościami – panowaniem nad fauną. Mają za zadanie chronić je i się nimi opiekować, a także strzec ich tajemnicy." To tyle?
- Oprócz tego rękopisu to tak.
- A gdzie on jest?
- Fragment jest na samym końcu książki, w źródłach chyba.
Przewróciłam kartki i przejrzałam zamieszczone na końcu fragmenty.
- To chyba to - powiedziałam i zaczęłam czytać - "Raz na jakiś czas rodzą się dzieci z niepojętą przez nas mocą. Słucha się ich wszelaka dzika zwierzyna leśnej głuszy. Są oni najpewniej potomkami Romulusa i Remusa, ojców Romy, wykarmionych przez wilka i wychowanych w leśnej gęstwinie.[...]
Jeśli krew braci zmieszana zostanie z klątwą Dzieci Księżyca, to potomek traci swą moc i władzę.". Przecież chyba o to nam chodzi, nie?
- Co to są Dzieci Księżyca? - spytał w tym samym czasie Eryk.
Przywołałam w myślach czytane przed chwilą informacje.
- Dzieci Księżyca to inna nazwa wilkołaków. Nie lubią srebra ani wilczego ziela. Podobno.
Eryk dalej jednak wpatrywał się w fragment.
- Ale o co z tym mieszaniem chodzi? - posłałam mu pytające spojrzenie - Krew... wilkołaków i tych braci.
- Założycieli Rzymu. Nie mam pojęcia. Skąd niby mam to wiedzieć? - parsknęłam.
- Z naszej dwójki to ty jesteś ta mądra - odparł i runął do tyłu na oparcie fotela, przymykając oczy.
Prychnęłam zirytowana, ale mimo to zaczęłam się zastanawiać.
- Prychasz jak kot - stwierdził.
- Przymknij się. Myślę. Może chodzi o to, że według większości podań, a przeczytałam ich trochę, likantropia...
- Co to?
- Choroba wilkołacza.
- Aha.
- No więc likantropia jest klątwą. To co my potrafimy to poniekąd dar. My możemy jakoś od tego uciec, wilkołak nie. Oczywiście zakładając że wilkołaki istnieją. Więc nie bardzo można być obciążonym i klątwą i darem jednocześnie czy jakoś tak. Chyba - zaznaczyłam i przeniosłam wzrok na Eryka.
Ten gapił się na mnie zdziwiony.
- Ja żartowałem z tym tekstem...
- Dobra już - uśmiechnęłam się - pokaż tę książkę...
- Lena - podniosłam wzrok na stojącą przede mną bibliotekarkę - Teraz mam dwadzieścia minut przerwy, a że tylko ja tu pracuję, zamykam bibliotekę. Przykro mi, ale musisz na ten czas wyjść - ani na chwilę nie przeniosła wzroku na Eryka, choć i on starał się uparcie nie spojrzeć jej w oczy.
- Jasne - uśmiechnęłam się i podniosłam książki, żeby odłożyć je na miejsce.
- Połóż je na biurku, poradzę sobie - odwzajemniła uśmiech a ja ruszyłam w stronę drzwi wyjściowych, po drodze odkładając książki.
Gdy tylko wyszliśmy szarpnęłam Eryka za rękaw i poprowadziłam do placu zabaw niedaleko biblioteki.
- Coś ty zrobił że ona aż tak cię nie lubi? - spytałam
- Długa historia - skrzywił usta.
- Tak się składa, że czasu nam nie brakuje - stwierdziłam i usiadłam na huśtawce.
Usiadł obok mnie zmieszany.
- Chociaż w sumie to nie aż taka długa... Jezu, naprawdę musisz wiedzieć?
- No tak - byłam coraz bardziej ciekawa odpowiedzi.
- Dobra. Po prostu kiedyś przyłapała mnie na całowaniu z moją dziewczyną między półkami na tyłach biblioteki. Walnęła nam długie kazanie i za każdym razem jak później tam przychodziłem patrzyła na mnie takim... zdegustowanym wzrokiem - mówiąc to, próbował naśladować jej wyraz twarzy z tak komicznym efektem, że wybuchłam śmiechem - Więc można powiedzieć, że nie za często się tam pokazuję.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top