Rozdział 21
Nie wiem czy nadążę z dodawaniem i pisaniem rozdziałów - większość dnia leżę w łóżku bez znaku życia... -.-
Jak jeszcze raz pomyślę, że fajnie by było zachorować i nie pójść do szkoły to niech mnie ktoś palnie w łeb, bo 39 stopni to męczarnia...
No ale ale - niedługo dowiecie się jaką zdolność ma Lena ^^ (Mrówka nie spojleruj)
Ładnie proszę o gwiazdeczki i komentarze bo się naprawdę miło robi jak się widzi te parę powiadomień na wattpadzie :3
Ireth, nie wiem kiedy ci tego wensza rzecznego narysuję ;_;
Miłego czytania!
Kramarzówna
Z dedykacją dla każdego kto to przeczyta - nie mam siły na kreatywność ;)
Otworzyłam oczy i zmusiłam mózg do powolnej pracy i mozolnego składania wspomnień, kawałek po kawałku. Kiedy zebrałam to wszytko do kupy, poczułam jak w serce wbija mi się gruba szpila.
Wypadek. Śmierć. Kolejna. Ile można?
Wtuliłam twarz w poduszkę i z radością powitałam łzy - zawsze jakieś ujście dla emocji. Dlaczego przytrafia mi się tyle nieszczęść? Dlaczego gdzie się nie ruszę, idzie za mną śmierć? I kto niby ma być następny?
Gwałtownie podniosłam głowę, kiedy przez głowę przeleciała mi szybka lista osób. O mój Boże, co z Olą? Ciocia jest na granicy załamania nerwowego, pogrążona w rozpaczy, a ja uciekłam do...
...pokoju?
Usiadłam na łóżku i rozejrzałam się. Powinnam być w kuchni. Przecież nie mogłam się teleportować. Wstałam i zbiegłam na dół po schodach, wołając moją kuzynkę, a strach narastał we mnie z każdą sekundą. Kiedy zobaczyłam śpiącą na kanapie ciocię, poczułam delikatną ulgę. Sen sprawia, że człowiek odpływa na chwilę do innego świata. Takiego bez problemów.
Nagle usłyszałam pisk Oli. Wyszłam na dwór i zamarłam widząc Eryka z małą na rękach, biegających po podwórku. Zderzenie z rzeczywistością było jak uderzenie głową w szklany mur. Jak niby wyjaśnić czterolatce, że jej tata już nie wróci?
- Chodź idziemy wystraszyć Lenę - usłyszałam teatralny szept chłopaka - Tylko cichutko...
Spod rzęs obserwowałam, jak powoli zbliżają się do mnie, tak, aby Ola się nie zorientowała. Byłam wdzięczna Erykowi, że się nią zajął, że skierował jej myśli na inne tory. Nic innego nie mogliśmy na razie zrobić.
- Bu!! - dziewczynka krzyknęła i zamachała rękami a ja mimowolnie odskoczyłam. Zaraz potem przybrałam na twarz przerażoną minę, co wywołało jej wesoły chichot. Eryk odstawił ją na ziemię i kiedy tylko jej stopy dotknęły trawy, pobiegła w stronę piaskownicy.
- Co się stało?
Otworzyłam szeroko oczy. Nie wiedział? Postawiłam na prostotę i miałam nadzieję, że tyle mu na razie starczy. Nie czułam się na siłach powiedzieć mu o tym coś więcej.
- Robert nie żyje.
Zdawało mi się, że niemal poczułam jego szok. Ten okropny, kwaśny smak na języku i gorzkie łzy smutku dławiące w gardle. Przełknął ślinę i przymknął oczy na chwilę. Złapałam go za rękę i ścisnęłam lekko. Podniósł powieki i odwrócił wzrok, jednak nie na tyle szybko, żebym nie zdążyła zobaczyć błyszczących łez. Delikatnie wyszarpnął rękę i zakrył nią oczy, lekko kręcąc głową. Po paru sekundach odwrócił się i odszedł parę kroków. Kiedy chciałam podejść do niego, machnął ręką żebym została, nawet na mnie nie patrząc.
Nie ma nic smutniejszego, niż płaczący chłopak.
Podeszłam do piaskownicy i usiadłam na trawie, obserwując kuzynkę. Z szerokim uśmiechem na twarzy dokopała się do twardej ziemi i raz po raz uderzała w nią plastikowymi grabkami. Pomasowałam skronie i przymknęłam oczy, próbując wymyślić jakiś sposób na wyjaśnienie małej tej sytuacji. Powiedzieć prawdę czy lepiej nie?
Wrzask i płacz wyrwały mnie z zamyślenia. Uklękłam obok Oli. Siedziała ze złamanymi w pół grabkami w jednej ręce, a na drugiej lecąca z rany krew torowała sobie drogę w stronę łokcia.
- Ja chcę do mamy! - krzyknęła, kiedy próbowałam wziąć ją na ręce - Nie chcę Leny! Ja chcę mamę!
Zanim którakolwiek z nas zdążyła się zorientować, była na rękach Eryka.
- Ej, maleńka - szepnął uspokajająco, a ta jakimś cudem ucichła - Cicho, bo obudzisz mamusię. Cichutko, okej? - położył palec na ustach a mała powtórzyła ten gest na swój słodki, dziecięcy sposób i kiwnęła głową - Mam pomysł. Jak Lena umyje ci ręce, to zrobimy mamie niespodziankę. Coś słodkiego.
- Tak!! - wykrzyczała, ale zaraz przypomniała sobie o złożonej obietnicy i położyła palec na ustach.
- To co robimy? Babeczki, czy placka? - odstawił ją na ziemię.
- Placuszka! - odkrzyknęła i nie zważając na to ile zrobi hałasu pobiegła do domu.
Pobiegłam za nią i złapałam w pół drogi do kuchni - trzeba było jej przecież opatrzyć ranę.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top