4.
-Co się stało? Gdzie są dzieci?!?-zapytałam, dziewczyny, która nerwowo kręciła włosy na palcu.
-Musiałam odebrać telefon. Zostawiłam je tylko na chwilkę. Gdy wróciłam, już ich nie było.-dziewczyna miała przerażony wzrok i po jej głosie słyszałam, że też panikuje. Wygląda na to, że dzieci nie ma już dosyć długo.
-Zejdź do recepcji. Zgłoś ich zaginięcie. Albo zapytaj najpierw, czy ktoś ich nie widział.-próbowałam zachować zimną krew, jednak moje serce waliło mocno ze strachu.
Gdy wyszła, z mojej torebki rozległ się dźwięk dzwonka. Podbiegłam i odebrałam telefon. Dzwoniła mama Mayi i powiedziała, że dzieci właśnie do nich przyszły. Są całe i zdrowe. Kamień spadł mi z serca. Wyszłam z pokoju hotelowego, zamknęłam drzwi na klucz i pobiegłam za opiekunką. Udało mi się ją dogonić i przekazać wieści. Dałam jej jedną trzecią obiecanej wypłaty, po czym nastolatka bez słowa ulotniła się z hotelu. Zapisałam przy jej numerze, aby już nigdy nie korzystać z jej usług.
KILKA GODZIN WCZEŚNIEJ
POKÓJ HOTELOWY
Sara, Maks i Maya dosyć długo bawili się grzecznie w pokoju. Opiekująca się nimi dziewczyna, cały czas siedziała w fotelu i korzystając z dostępu do bezprzewodowego Internetu, pisała na portalu społecznościowym ze swoimi przyjaciółmi, nie zwracając uwagi na dzieci.
Na dworze była piękna pogoda, która wprost wymuszała wyjście na zewnątrz. Rodzeństwo kilkakrotnie prosiło ją, by wyszli na pobliski plac zabaw. Jednak każda próba kończyła się odpowiedzią:
-Zaraz.
Dzieci zaczęła nużyć zabawa w domu i zachowanie obcej dziewczyny.
-Może pójdziemy do mnie?-zaproponowała nowa znajoma rodzeństwa.-Wyjdziemy tak, żeby ona nas nie zobaczyła.
Maks i Sara zgodnie potwierdzili. Po cichu opuścili pokój i teren hotelu.
-Umiecie dochować sekretu?-zapytała Maya, kiedy zmierzali w stronę jej domu.
-Ja tak.-powiedział chłopiec.
-Ja też.-zawtórowała mu dziewczynka.
-Coś wam pokażę.
Poprowadziła ich w okolice jeziora. Weszli do wielkiej jaskini i szli krętymi korytarzami.
-Czy na pewno wiesz, gdzie idziemy?-zapytał nerwowo Maks, trzymając siostrę za rękę.
-Oczywiście. Często tu przychodzę z moim dziadkiem. On łowi ryby, a ja bawię się z moimi przyjaciółmi.
-Czy oni tu mieszkają?
-Tak. Ale nikt nie może się o tym dowiedzieć. Przyrzeknijcie, że nikomu nic nie powiecie.
Rodzeństwo przyrzekło na wybraną świętość, że nikt nie dowie się ani o jaskini, ani o przyjaciołach dziewczyny.
Uspokojona, prowadziła ich dalej. W końcu dotarli do groty, w której znajdował się dość spory akwen wodny.
-To tutaj.-oznajmiła szeptem Maya.
-Nikogo tu nie ma.-odparł takim samym tonem Maks.
-Ja się boję. Wracajmy już.-powiedziała cicho Sara. Nikt jednak nie zwrócił na to uwagi, brat tylko mocniej ścisnął ją za rękę.
Maya podeszła do zbiornika wodnego i zaczęła kogoś nawoływać, mówiąc jakby do wody.
-Witaj. Jak nasz na imię?-zapytał chłopiec, który sądził, że koleżanka ma wymyślonych przyjaciół.
-Do kogo ty gadasz?-zapytała zdziwiona.-Przecież tu nikogo oprócz nas nie ma.-po czym wróciła do przerwanej czynności.
Maks postanowił już się nie odzywać.
-Nie ma ich. Wypłynęli chyba na polowanie.
-A co jedzą twoi przyjaciele?-chciała wiedzieć Sara.
-Z tego, co zaobserwował dziadek, wynika, że to samo, co wieloryby. Czyli glony i małe skorupiaki.-odparła, dalej wpatrując się w taflę jaskiniowego jeziorka.-Dziś nic z tego nie będzie. Pokażę wam ich kiedy indziej. Obiecajcie, że nigdy tu sami nie przyjdziecie. W tych jaskiniach łatwo się zgubić.
Rodzeństwo nie zamierzało samotnie zapuszczać się w takie miejsca, więc któryś raz z rzędu, złożyło uroczystą przysięgę, po czym Maya wyprowadziła ich na zewnątrz i udali się do jej domu.
Po telefonie, który dostała Melanie, natychmiast udała się po swoje pociechy. Na miejscu wytłumaczyła zaistniałą sytuację nowym znajomym i przeprosiła za kłopot.
-Niech się pani nie martwi. Z Mayą nic im tu nie grozi. Ona od najmłodszych lat chadza tymi okolicami i zna je lepiej od niejednego dorosłego.
Dzień miał się ku końcowi, więc kobieta wraz z dziećmi wróciła do hotelowego pokoju.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top