2.
Następnego dnia po śniadaniu, wraz z dziećmi wybrałam się nad jezioro. O dziwo, nie było wielu zwiedzających czy przechodniów. Tym lepiej. Zastanawiałam się, od czego mam zacząć... Postanowiłam najpierw sprawdzić jakość wody i zbadać ją pod mikroskopem. W tym celu wyjęłam z torebki jednorazową strzykawkę i nabrałam w nią trochę wody. Zapakowałam ją do jałowego woreczka i schowałam na powrót do torebki. Zrobiłam kilka zdjęć tutejszych roślin moją lustrzanką firmy Sony. Zerwałam kilka liści z drzew i krzewów, kilka źdźbeł trawy i roślin w niej rosnących. Na pierwszy rzut oka, Noe było to nic nadzwyczajnego. Zaczęłam się zastanawiać, czy to aby nie jest jakiś żart. Niestety, nie wyglądało na to. Nagle podbiegły dzieci.
-Mamo! Mamy nową koleżankę!-wołały jedno przez drugie.
Rzeczywiście, towarzyszyła im dziewczynka na oko dwa lata starsza od Maksa.
-Dzień dobry. Nazywam się Maya Edvans. Mieszkam w okolicy. Czy Maks i Sara mogliby przyjść do mnie na podwieczorek?-zapytała.
-Witaj, Mayu. No, dobrze, ale najpierw chodźmy zapytać o zgodę Twoich rodziców.
-Oni już się zgodzili.
-Prosimyyyyy...-moje pociechy spojrzały na mnie błagalnym wzrokiem.
Zabrałam całą trójkę i poszliśmy do pobliskiego sklepu. Kupiłam im napoje i ciasteczka, po czym odprowadziłam do domu nowej koleżanki.
Rodziców miała bardzo miłych. Wypiłam filiżankę kawy. W trakcie poczęstunku opowiedziałam o mojej misji, nie zdradzając oczywiście głównego celu.
-Jeśli jest Pani biologiem i zajmuje się stworzeniami morskimi, proszę odwiedzić mojego ojca. Jest rybakiem i zna to jezioro lepiej od niejednego technika.-zaproponował ojciec Mayi.
-Dziękuję. Chętnie skorzystam.-odparłam, po czym podał mi kartkę z adresem.
-Muszę panią ostrzec. On jest odludkiem i niezbyt lubi obcych. Ale podejdzie go Pani dobrym tytoniem i ciekawą książką.
Po tej rozmowie, umówiłam się z nimi, że przed dziewiętnastą przyjdę po dzieci.
Udałam się do hotelu, gdzie wypakowałam mój mikroskop oraz różne odczynniki, potrzebne do zbadania wody.
Stwierdziłam, że jak na jezioro, gdzie przebywa tyle turystów, jest dosyć czyste. Zauważyłam kilka odmian glonów, bardzo znikomą ilość drobnoustrojów. Wszystko skrupulatnie zanotowałam w dzienniku misji. Rośliny też nie były nadzwyczajne. Typowe dla tej części kraju, rosnące na terenach wodnych. Włożyłam liście i trawy, uprzednio opisane, do grubego tomu, który służył mi za zielnik. Całość przycisnęłam jeszcze walizkami, wszystko dlatego, by rośliny szybko wyschły i nie zgniły. Nim się obejrzałam, trzeba było iść po Sarę i Maksa. Umówili się z Mayą na następny dzień i pożegnaliśmy rodzinę. Nazajutrz to ona miała przyjść do hotelu i na jego terenie bawić się z nimi. Ja natomiast pójdę odwiedzić dziadka nowo poznanej dziewczynki.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top