1.
Nastał dzień wyjazdu. Adrienne zawiozła mnie i dzieci na lotnisko. Sara i Maks, bardzo podekscytowani, czekali na odprawę. Żadne z nich nie miało lęku wysokości ani choroby lokomocyjnej. Jeden problem mniej. W końcu z głośników popłynęła informacja, że pasażerowie naszego lotu są proszeni o podejście do bramki numer 4. Szybko zajęłam kolejkę, pożegnaliśmy siostrę i po kilkunastu minutach siedzieliśmy na pokładzie samolotu. Dzieciaki z niecierpliwością czekały na oderwanie się maszyny od ziemi. -Wszyscy pasażerowie muszą wejść na pokład i zapiąć pasy.-wyjaśniłam po raz któryś małym niecierpliwcom. Pół godziny później doczekały się. Samolot zaczął kołować, by po chwili zacząć się wznosić. W przeciwieństwie do moich pociech, moje serce podeszło do gardła, a zawartość żołądka szykowała się do opuszczenia go. Nie było mi to obce, więc tylko na moment zamknęłam oczy i głęboko oddychałam. Gdy pilot wyrównał lot, mdłości mną e opuściły i również mogłam cieszyć się lotem. Godzinę później dzieci spały w najlepsze, a ja miałam czas, by po raz kolejny przejrzeć papiery mojej misji. Dziwiło mnie to coraz bardziej.
"Wpływ wymarłych gatunków wodnych na obecne realia terenu jeziora Loch Ness."-przeczytałam temat moich badań.
Ciekawe, co szef chce tym osiągnąć. Każdy chyba zna bajkę o Nessie, legendarnym potworze z owego jeziora. Jest to jedynie atrakcja turystyczna dla odwiedzających i ich dzieci. Przyślę mu pocztówkę z wizerunkiem tego stwora i kupię maskotkę lub koszulkę z jego nadrukiem, a resztę misji spędzę na zwiedzaniu okolicy. Niestety, nie jest tak dobrze. Każdego dnia miałam pisać sprawozdanie z przeprowadzonych obserwacji. Zapewne nie obejdzie się bez odwiedzin w muzeum historii naturalnej.
Z tymi myślami i ja zapadłam w drzemkę.
Obudziły mnie turbulencje, wywołane przez lądowanie. Byliśmy na miejscu. Po wyjściu z samolotu i odebraniu bagaży, udaliśmy się na przystanek tramwajowy. Po chwili przyjechał nasz. Zawiózł nas prawie pod sam hotel. Zameldowałam siebie i dzieci, odebrałam klucze do pokoju. Udaliśmy się do niego, odświeżyliśmy, po czym zeszliśmy do restauracji na kolację. Po niej wyszliśmy na zewnątrz, gdzie znajdował się hotelowy plac zabaw. Dzieci spędziły tam dwie godziny, po czym wykończone, prawie od razu, zasnęły.
"Od jutra zacznę pracę nad tym dziwnym zleceniem."-pomyślałam, po czym poszłam w ich ślady.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top