Prolog
W powietrzu unosiła się woń zgnilizny. W pomieszczeniu było ciemno. Znajdowali się tam jednorożec, człowiek oraz dwa widma roztaczające charakterystyczną aurę. Chłód i strach unoszący się w powietrzu, były tak gęste, że trudno było oddychać. Kamienna posadzka była twarda i zimna jak lód.
Aria nie miała już jednak siły by się z niej podnieść. Leżała więc nieruchomo i z bólem słuchała cichego, mrocznego, mrożącego krew w żyłach głosu znad jej głowy. Jej długie, sięgające za ramiona, czarne, falowane włosy wpadały jej do oczu, lecz nie miała siły by cokolwiek z tym zrobić. Była ubrana w czarną, poszarpaną bluzę z kapturem i brudne, czarne dżinsy.
- Twój chłopak dał mi zgodę na torturowanie ciebie. - Ronodin zaśmiał się szyderczo. - Chyba nie wiedział o kim mówię... Najwyraźniej nie byłaś dla niego zbyt ważna, skoro cię zapomniał.
Aria wiedziała, że to nie prawda. Pomijając fakt, iż Seth wcale nie był jej chłopakiem. Jej najlepszy przyjaciel stracił pamięć, dla jakiegoś głupiego, magicznego kamyka! Nie mógł jej pamiętać. Wszystko przez tego demona Humbugla, któremu zachciało się konkursik organizować!
Wiedziała, iż Seth nigdy świadomie nie zgodziłby się na torturowanie kogokolwiek. Jednak mimo to zabolały ją słowa wypowiedziane przez mrocznego jednorożca.
Bolało ją to, że jest bezsilna wobec czaru Humbugla.
Bolało ją to, że jej najlepszy przyjaciel jej nie pamiętał.
Bolało ją to, że Ronodin może mu wmówić dosłownie wszystko.
Bolało ją to, że jest kontrolowany przez swoich wrogów.
Bolało ją to, że Seth mógł w każdej chwili, zacząć nazywać ją wrogiem...
Ronodin kucnął i zbliżył się do Arii. Wyglądał na jakieś pięć lat starszego od niej. Był przystojnym chłopakiem o mocno zarysowanej linii szczęki. Miał krótkie, czarne włosy i ciemne, jak bezgwiezdna noc hulanek, oczy. Jego lekko krzywy nos wyglądał tak, jakby był już parę razy złamany. Przez jedną jego brew biegła blada blizna.
Podniósł jej podbródek, zmuszając ją do spojrzenia na niego. Aria była zbyt wyczerpana torturami, by móc się ruszyć więc z bólem wymalowanym na twarzy patrzyła na jego mroczne oblicze.
- A więc, zapytam ostatni raz. Dokąd mogła się udać Kendra, po upadku Gadziej Opoki? Wymień jej wszystkich krewnych, znajomych, przyjaciół, do których mogła się udać.
- Nie znam nikogo takiego - odparła Aria, słabym głosem.
Ronodin wstał i kopną ją w brzuch. Jęknęła i zwinęła się z bólu.
- Nie kłam - powiedział dziwnie spokojnym głosem. - Tak będzie lepiej dla ciebie.
Dziewczyna wpatrywała się w podłogę. Milczała.
Ronodin złapał ją za kaptur bluzy i podniósł do pionu. Popchną ją do wyjścia. Aria nie opierała się. Jednorożec zaczął ją prowadzić przez korytarze.
Po drodze spotykali widma. Niektóre sterczały w miejscu, zaś inne snuły się, w tylko im znanym kierunku. Wszystkie były smutne. Bez sensu istnienia, martwe zrozpaczone dusze. Bez nadziei. Bez możliwości na osiągnięcie celu, dla którego pozostają na ziemi... Dziewczynie zrobiło się ich żal.
W końcu doszli do celi Ezabara. Ronodin zamienił z nim parę słów. Szli dalej przez korytarz, tym razem więzienny. Po obu stronach, w nieskończoność, ciągnęły się cele więzienne, klatki... Było ciemno, bardzo ciemno. I mrocznie... I w ogóle strasznie...
Nareszcie dotarli do celu.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top