Rozdział 5

- Babciu daj mi to wytłumaczyć...

Właśnie w takich momentach chcę wyjąć aparat i zrobić zdjęcie. Rin miał minę mówiącą wszystko... zażenowanie, znudzenie i totalna olewka tego co się dzieję.

- Już wystarczająco narobiłeś.

Teraz pani Kasia spokojnie podeszła do Doroty i mojej mamy sadzając je na kanapie obok.

- Co to ma wszystko znaczyć? Zapraszasz nas na obiad, twój wnuk zabiera dosłownie na minutę moją córkę na górę i teraz przerażona cała się trzęsie.

- Ojej Helen spokojnie. Nic się nie stało, twoja córka musiała zobaczyć coś po raz pierwszy i to ją wystraszyło. Nic dziwnego skoro żadna z was nie wie co to są wiedźmy i czary.

Zaciekawiły mnie słowa tej kobiety. Wiedźmy? Czary? Już chyba we wszystko uwierzę. Cały świat jest popaprany kurwa.

- Co ty znowu wygadujesz!?

Moja mama chciała zabrać od gospodyni swoją roztrzęsioną Dorotę , która już lekko się uspokoiła.

- Babciu...?

Mój wzrok powędrował na wciąż nudzącego się chłopaka, który stal i się temu przyglądał. No, miał trochę leprze miejsce na oglądanie tego cyrku niż ja... farciarz.

Dopiero jak Pani Kasia pokiwała twierdząco głową trochę się ożywił. Wyciągnął przed siebie rękę i w powietrzu narysował złote, pięknie świecące linie łączące się w znak, potem jeszcze dwa znaki, które teraz ułożyły kompletny wyraz. Odczytałam go bez problemu, to były te znaki z blizny... jestem tego pewna. ,, drzwi'' Takie słowo napisał w tym dziwnym języku. Kiedy skończył zamknął świecący wyraz w dłoni i klasnął robiąc coś czego raczej nie zobaczy się na co dzień.

Piękny widok, złota mgła oplotła ściany. Była wszędzie. Podniosłam się z krzesła głośno szurając i delikatnie podeszłam do świecącej teraz ściany. Pilnowałam by moja prawa ręka się ukrywała więc wyciągnęłam lewą by dotknąć tej pięknej dymo- mazi.

- Odradzałbym.

Nie posłuchałam głosu chłopaka stojącego wciąż w tym samym miejscu i śmiało dotknęłam ściany. Połaskotała mnie lekko w rękę po czym dała mocnego kopa prądem.

- O rzesz kurwa!

- Rose jeżeli to jakiś żart...

Odwróciłam się szybko do mamy. Znowu wszystko to ma być moja wina.

- Mówiłam, że nic nie zrobiłam, jestem tak samo zaskoczona jak ty!

Wyraz twarzy mojej mamy był teraz surowy, ale to nie ona zaczęła na mnie krzyczeć. Tylko Dorota.

- Jesteś powalona! Wkurzasz się bo mam leprze oceny i leprze powodzeniu u facetów! Myślisz, że jeśli zmienisz kolor oczu to cię od razu wszyscy pokochają?!

Byłam w szoku. Ona naprawdę...

- Jeszcze raz mówię... to nie jest moja sprawka. To Rin i te jego czary czy coś!

I znowu z odsieczą rusza pani Kasia. Świetnie.

- Uspokójcie się wszyscy bo nikt nie wyjdzie z tego salonu póki wszystkiego się nie dowiemy.

Zwróciła wzrok z powrotem na moją siostrę za co byłam naprawdę wdzięczna.

- Chcemy ci pomóc Dorotko. Musisz nam zaufać. Powiedz czy cos dziwnego stało się ostatnio w twoim życiu? Zaczęłaś miewać bóle głowy?

Moja mama jakby nagle pojęła o co chodzi i przytuliła mocniej Dorotę.

- Odczepcie się od mojej córki, ona nic wam nie zrobiła.

- Właśnie...

Nie ma to jak poparcie nie. Punkt dla mojej siostruni.

-... Jak szukacie kogoś dziwnego to nie do mnie tylko do Rose. Świetnie nadaje się do waszego klubu.

Rin lekko na mnie zerknął i szybkim krokiem podszedł do kanapy, gdzie siedziała. Jednym płynnym ruchem podniósł ją przyciągając do siebie.

- Nie szukamy dziwaków tylko wiedźm. Skup się i powiedz co ostatnio ci się przytrafiło dziwnego.

Teraz to ja nie wytrzymałam.

- A czy to takie ważne? Nie chce to nie powie. Dajcie nam po prostu wyjść, nie chcemy się w to mieszać.

Jego wzrok skierowany teraz na mnie wyrażał podziw. Serio. Patrzył na mnie zaskoczony moimi słowami, albo czymś innym... tylko nie bardzo wiem czym.

- Rose nie wtrącaj si...

Pani Kasia nie skończyła bo Rin ją uciszył i puścił Dorotę kierując się w moją stronę.

- Spójrz...

Pokój był wciąż jasny dzięki lampom, mimo harmidru dodawała jasności również jasna mgła stworzona przez Rina, ale i tak nie zdążyłam się zorientować jak mój wisiorek wcześniej starannie schowany za bluzką teraz był widoczny dla wszystkich. Majestatycznie wisiał na jej wierzchu.

- Skąd to masz?

Szybko zamknęłam usta nie chcą nic głupiego powiedzieć.

- Rose, to nie należy do ciebie. Skąd to wzięłaś?

W zasadzie nie zdążyłam odpowiedzieć na pytanie Rina, kiedy ten szybko zerwał mi go z szyi. Nie czułam nigdy tak ogromnego bólu. Tak piekielnego ciepła. Krzyknęłam upadając na ziemię bez sił. Poczułam chłód w środku pomimo faktu, że wciąż ogromny gorąc palił mi skórę.

- Rin przestań!

Pani Kasia podbiegła do mnie zaskoczona moim nagłym omdleniem.

- To nie ja... to...

Podniosłam się bo ból był zaledwie chwilowy. Wkurzona spojrzałam na mój wisiorek w dłoni chłopaka.

- Oddawaj!

Zamachnęłam się, ale ten szybko uniknął mojego ruchu i schował wisiorek do kieszeni.

- Rose, skąd go wzięłaś? Ukradłaś go tak? Nie obrażę się powiedz czy wzięłaś go z mojej sza...

Nie mogłam tego słuchać.

- Jest mój!

Rinor wykręcił oczami i wzdychając ukucnął przy mnie bo ja wciąż siedziałam na podłodze.

- To, że go ukradłaś nie znaczy że jest twój Rose. To zbyt cenna magia by trafiła w ręce człowieka.

Zmarszczył teraz brwi wciąż się mi przyglądając.

- Od ciebie nic nie chcemy. Wystarczy, że nas przeprosisz za kradzież i możesz wracać, bariera cię przepuści.

Podniosłam się powoli i spojrzałam na zegarek w kącie pokoju. Było późno, wystarczająco późno by za oknem było ciemno. Naprawdę chciałam wyjść i zobaczyć księżyc. Poczuć się lepiej biegając boso po rosie.

- Oddaj mi go Rin. Jest mój dostałam go od przyjaciela. Dużo dla mnie znaczy.

Moja mama niezauważalnie wstała razem z Dorotą z sofy i ruszyła ku wyjściu. Super. Wykorzystują fakt, że skupiają się na mnie. Szczerze powiedziawszy chciałabym wysłuchać historii pani Kasi. Czary? Wiedźmy? Ciekawe...

- W takim razie twój przyjaciel to złodziej. Rose, po prostu nie mieszaj się w te sprawy.

Zamknęłam mocniej powieki by się uspokoić. Czułam jak ogromna chęć przywalenia mu gdzieś tam znika. Musiałam odpuścić. Może to głupie, a nawet na pewno, ale mam wrażenie że się pomylili. Że oskarżają o czary nie tą co trzeba. Ruszyłam już do wyjścia wiedząc, że moja mama z siostrą już pewnie są w samochodzie. W ostatniej chwili odwróciłam się do stojącej wciąż w rogu dwójki.

- Te symbole które rysowałeś w powietrzu... co one oznaczały?

Chciałam się upewnić. Nic więcej. Z początku zaskoczony Rin nic nie odpowiedział. Z dziwnej ciszy wyrwała go jego babcia, jak zwykle z ogromnym uśmiechem.

- Drzwi. To było słowo oznaczające ,,drzwi'' w innym języku. A teraz idź i powiedz swojej mamie żeby do mnie zadzwoniła. Musimy jeszcze porozmawiać.

Pokiwałam głową i ostatni raz zerkając na kieszeń Rina, w której był mój wisiorek opuściłam ten dom. Jutro niedziela. Jeśli stanie się to co myślę, to nie wychodzę z pokoju do póki będzie grzać słońce. Bycie wiedźmą... wszystko by tłumaczyło... ale... Czy mogę wierzyć w coś tak durnego?

Wyszłam z domu czując na swojej twarzy chłód. Przed sobą miałam piękny wschód księżyca, który miło na menie zerkał. Wsiadłam do samochodu i zastałam ciszę. Dziwną ciszę.

- Pani Kasia mówiła być do niej zadzwoniła mamo.

- Jeśli to jakiś twój wybryk Rose, to obiecuję ci że przez rok nie wyjdziesz ze swojego pokoju.

Spuściłam głowę. I gdy miał ruszać samochód, ja otworzyłam drzwi i mówiąc, że wracam piechotą skierowałam się do domu. Jak zawsze to musi być moja wina. To moja wina, że coś jest nie tak. Dziś dowiedziałam się przynajmniej co myśli o mnie moja starsza siostra. Kurde ona ma już prawie dziewiętnaście lat! Czy tylko ja uważam, że zachowuję się dziecinnie?!

Szłam szybko. Źle się czułam bez naszyjnika. Zdążyłam się z nim zżyć przez te kilka dni. Jak oni mogli pomyśleć, że go ukradłam i mi go zabrać?! Ych! Co ca dureń by tak zrobił?! Nie wierzę po prostu!

Nawet się nie zorientowałam kiedy zaczęłam biec. I to wcale nie do domu. Biegłam wkurzona przez las. Przez ciemny las. Pośród drzew które pięknie lśniły przez rosę i księżyc teraz już wysoko wiszący na niebie. Tak chciałam go usłyszeć, porozmawiać. Ale nic z tego. Chciałam chociaż się zbliżyć, być obok, przytulić się.

Biegłam coraz szybciej. Coraz to głośniej oddychając. Biegłam czując nieodpartą chęć wzbicia się w powietrzę. Zobaczyłam rzekę, maleńki strumyk. Dwa kroki od niego odbiłam się mocno od ziemi i patrząc w górę na księżyc oddałam się tej chwili... jakbym leciała...

Zaraz! Czy ja nie za długo skacze nad tym strumykiem?! Spojrzałam na swoje stopy, nie ma ich. Spojrzałam na ręce ,które teraz były szczelnie owinięte w pióra i zmienione w skrzydła o brązowo szarej barwie. Mój wzrok się wyostrzył a mnie dopadła panika. Dosłownie sekundę później wpadłam na drzewo wylądowałam na ziemi i wydałam z siebie dźwięk przypominający płacz dziecka, które zdziera sobie gardło.

Nie było najmniejszej wątpliwości, że teraz nie byłam człowiekiem. Zaczęłam się miotać, ledwo się podniosłam a już byłam dziobem w ziemi. Moje nogi plątały się to w jedną to w drugą. Nie ogarniałam co się dzieję i jak to się dzieję, ale teraz to mnie nie obchodziło. Czułam panikę. Ogromną kurwa panikę! Czy ktoś z łaski swojej powie mi czemu zamieniłam się w ptaka?!!!



***



Złość... smutek... strata i siła. Te rzeczy sprowadziły naszą bohaterkę na dosłowny skraj wszystkiego. No dobrze... zobaczymy jak jej pójdzie w nowej skórze :D Do zobaczonka. KasiaAS bardzo dziękuję i pozdrawia.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top