Rozdział 10

Zostały dwa dni do wyjazdu. Trzy dni do początku roku w akademii. Rodzice nie mają nic przeciwko wysłania mnie do szkoły z internatem, która nic nie kosztuje. Podczas rozmowy z chłopakami dowiedziałam się znowu paru rzeczy. Czary można rzucać za pomocą umysłu i symboli.

Te za pomocą umysły zużywają znacznie więcej siły, ale są szybkie i nie możliwe do rozpoznania przez przeciwnika. Każdy dążył do tego by właśnie tak rzucać jak największą liczbę zaklęć.

Teraz jest noc, a ja siedzę sobie na placu zabaw za jakimś przedszkolem. Obserwuję swoje ręce huśtając się w tą i z powrotem na huśtawce. Boję się tego, że będę inna. Znowu będę musiała wyrobić sobie jakieś zdanie na mój temat. I jeszcze ten test. Każdy na koniec pierwszego roku nauki w akademii przechodzi test. Każdy ma taki sam. Ale... ja nie jestem jak inne uczące się tam wiedźmy. Chciałabym tu zostać. Mimo tego jak mnie tu traktują i jak o mnie myślą.

- Cześć.

Nie przestraszyłam się. Od początku jak tu przyszłam widziałam obserwującego mnie chłopaka. Był starszy. Zdecydowanie. Na oko miał 25lat. Teraz usiadł obok mnie na ławce i uśmiechnął się.

- Nie przestraszyłaś się.

Westchnęłam. Jak nie odpowiem to się facet nie odczepi.

- Widziałam cię. Obserwowałeś mnie odkąd wyszłam z parku. Mogę wiedzieć czego chcesz, czy po prostu uciekać?

Widziałam rozbawienie w oczach młodego mężczyzny.

- Liczę tylko, że będziemy mogli porozmawiać. Chce się upewnić.

Podniosłam brwi nie rozumiejąc o co chodzi.

- Znamy się?

Od razu pokręcił głową.

- Muszę tylko znać odpowiedź na dwa pytania. Przytaknij jeśli nie będziesz chciała mówić.

Wciąż się na niego patrzyłam z wyczekiwaniem, więc zaczął.

- Jesteś wiedźmą nocy.

Zmarszczyłam brwi, ale przytaknęłam. Niech wie, że jak coś to ja umiem czarować. On miał rękawiczki i nie wiedziałam czy też może jest częścią tego świata.

- Za dwa dni wyjeżdżasz do akademii dla takich jak ty.

Znowu lekko zmieszana pokiwałam głową.

- Skąd...

Przerwał mi wstając z ławki i podając mi telefon. Kurwa to mój telefon! I to rozładowany...

- Skontaktujemy się z tobą. Nikomu nie mów o naszym spotkaniu i o tym, że mam na imię Mariusz Nowicki.

Wstałam by pójść za nim i go zatrzymać. Dostać jakieś wytłumaczenie, ale w tym momencie coś huknęło, a potem usłyszałam krzyk jakiejś dziewczyny.

Obejrzałam się jeszcze za facetem, ale go nie było, a smród spalin doszedł już tu. Pobiegłam jak najszybciej w stronę z, której usłyszałam wcześniej huk.

Zamarłam. Kobieta leżała teraz nieprzytomna na poboczu obok rozwalonego skutera. Szybki, czarny samochód bez rejestracji odjechał z piskiem opon zostawiając potrąconego człowieka na pastwę losu. Zacisnęłam szczękę i nie myśląc dłużej postanowiłam działać.

Podbiegłam do nieprzytomnej już kobiety i sprawdziłam jej puls i oddech. Było bardzo delikatne, a jej rany zewnętrzne były ogromne. Krwawiła, na pewno złamała nogę i chyba rękę. Miała rozbitą głowę, a w jej udo wbity był kawałek szkła z przedniej szybki.

Wciągnęłam szybko powietrze, bo jej puls zamarł. Rozejrzałam się szybko szukając pomocy, ale nikogo nie było. Pusto. A ja niemiałam telefonu. Kuźwa. A to przez tego pajaca! Kto to wogóle był?! Dobra, muszę się uspokoić i coś zrobić.

- Spokojnie, zaraz pani pomogę.

Wzięłam jeszcze jeden wdech i uspokoiłam myśli, które podpowiadały mi oczywiste rozwiązanie. Wyciągnęłam przed siebie prawą rękę i zamykając oczy zaczęłam w powietrzu kreślić dwa znaki. Układały się w wyraz. ''Życie''. W ostatniej chwili wyraz świecący na biało zniknął wchłaniając się w moją dłoń. Bez większego namysłu pochyliłam się i delikatnie przejechałam po ciele umierającej kobiety.

Poczułam ulgę kiedy jej rany goiły się, bez żadnego nawet śladu znikało wszystko co chciałam by znikło. Uśmiechnęłam się do siebie kiedy skończyłam, a młoda kobieta biorąc ogromny wdech podniosła się do pozycji siedzącej.

- Co się stało? Gdzie...

- Miała pani wypadek, proszę odpocząć, zaraz zadzwonię po pogotowie i policje tylko muszę znaleźć telefon.

Czułam się dziwnie opanowana w tym co robiłam. Jakbym codziennie pomagała ludziom po wypadkach. Kobieta lekko zmieszana sięgnęła i podając mi swój telefon zaczęła się rozglądać.

Po szybkiej rozmowie z funkcjonariuszami znowu wróciłam do zszokowanej kobiety.

- Jak się pani nazywa? Pamięta pani jaki jest dzień? Boli coś panią?

Szybko pokręciła głową.

- Mam na imię Elizabeth i jest czwartek. Czuję się naprawdę dobrze.

- Pamięta pani co się stało? Kim był ten kto panią potrącił?

Pokręciła głową znowu będąc lekko zmieszaną. Widać było, że nie wie jak odpowiedzieć na to pytanie, choć zna odpowiedź. Nie chciałam jej męczyć, a poza tym już słychać było syreny policyjne.

Co tu się przed chwilą stało?

+++++

Po zeznaniach na komisariacie i dokładnym sprawdzeniu czy nic mi nie jest ruszyłam w drogę powrotną do domu. Czułam się dziwnie. Dziś po raz pierwszy użyłam zaklęcia. Wiedziałam jak. Umiałam to zrobić. Byłam naprawdę szczęśliwa z tego powodu.

Moje szczęście skończyło się kiedy poczułam mocne pieczenie na brzuchu. Pisnęłam cicho czując jak to się powiększa. Zrobiło mi się duszno. Jak najszybciej odsłoniłam bolące jak diabli miejsce domyślając się co tam znajdę. Symbol życia boleśnie pozostawiał na moim ciele wypalone ślady.

Kiedy wróciłam do domu, byłam zakrwawiona nie tylko krwią tej biednej kobiety, ale i swoją. Znamię, a raczej blizna wciąż piekła choć już mniej. Znośnie.

Udałam się po cichu na górę i weszłam jak najszybciej pod prysznic. Chłód wody pomógł uśmierzyć ból i dał mi chwile pomyśleć. Przez to wszystko zapomniałam o tym całym Nowickim. Jak mu tam... Mariusz. Właśnie. Dziwny typ, dużo o mnie wiedział.

Po prysznicu szybko przyjrzałam się nowo powstałej bliźnie, która zostanie ze mną do końca życia i złapałam mój telefon. Ten Nowicki mówił, że się ze mną skontaktuje i dał mi telefon. Od razu więc spojrzałam w spis kontaktów. Nie myliłam się zyskałam nowy numer nazwany ,,tajniacy''. To się uśmiałam...

Jestem niezła jeśli chodzi o zabawy w komputer więc chętnie go sprawdzę. Na tyle na ile mogę, dowiem się o tym kolesiu wszystkiego. To mój plan na jutrzejszy dzień. Super. Teraz już i tak nic nie zdziałam bo po prostu odpływam. Chce mi się spać.

+++++

Następny dzień był spokojny... normalny... w sensie nic magicznego się nie działo. Dorota poszła do szkoły a ja zostałam, po co mam tam leźć skoro się przenoszę?

Wstałam około dziesiątej zmęczona po ostatniej nocy. Od razu zasiadłam też do komputera. Kochałam mój laptop, trochę się pobawiłam w oprogramowaniu i teraz śmigał, że ho, ho. Od dziecka lubiłam bawić się w kody i hasła dostępu. Kiedyś nawet miałam przez to niezłe problemy.

Zaprzestałam tego typu zajęć, kiedy poszłam do trzeciej gimbazy. Tam zajęłam się nauką i nie miałam czasu na tego typu rzeczy. Jednak tego się nie zapomina o nie... Szybko znalazłam parę rzeczy o Mariuszu Nowickim. Nie było jego zdjęcia i w sumie dość dużo rzeczy nie było na swoim miejscu...

Zeskanowałam jego profil i przeniosłam do programu analizującego. Prosty w obsłudze więc szybko znalazłam odpowiedź na moje pytania. Konto było sfałszowane. Czego chciał ode mnie koleś z podrobionymi dokumentami?

Zmarszczyłam brwi podnosząc się z krzesła i zamykając laptopa. Dziś muszę trochę pobiegać bo zwariuję. Ale nie teraz tylko, kiedy zajdzie słońce.

- Rose! Jesteś w domu?!

Nie musiałam odpowiadać bo Mark wszedł prosto na górę i do mojego pokoju. Oczywiście bez zaproszenia.

- Dobra głupie pytanie. Kiedy świeci słońce zawsze jesteś w domu.

- Nie za dobrze ci tu?

W odpowiedzi usłyszałam śmiech bo chłopak beztrosko rozsiadł się w moim fotelu i oparł nogi na pufie.

- Chłopaki mnie wysłali bym ci wytłumaczyć co masz zabrać do akademii , jak to będzie wyglądać i czego masz się wystrzegać.

Zaciekawiłam się. Podeszłam do szafki i biorąc dwie paczki biszkoptów rozsiadłam się na łóżku. Nie czekając aż zgłodniały Mark mnie zaatakuję rzuciłam mu jedną i z uśmiechem przytaknęłam by mówił.

- Dużo masz jeszcze tych paczek w szafie?

- Nie interesuj się tylko gadaj.

Znowu się zaśmiał na co ja wykręciłam oczami i zjadłam pierwszego biszkopcika.

- Do akademii bierzesz tylko i wyłącznie rzeczy dla ciebie ważne czyli jakieś pamiątki czy pamiętnik. Wszystko jest na miejscu, chodzimy tam ubrani w mundurki więc ciuchy tez sobie odpuść. Tam są sklepy jak coś to się wybierzesz.

Przytaknęłam lekko zdziwiona. Nie mogę sama sobie wybrać ciuchów? Jeszcze mi powiedzcie, że mi majtki kupią. Masakra.

- Brak telefonów obowiązuję na całym terenie akademii, więc zrywasz kontakt ze znajomymi. Są listy jak coś. Zawsze można napisać i wysłać. Są szybko dostarczane. Bo dzięki zaklęciom.

- Czekaj. Jak to brak telefonów? A laptop i Internet?

Prychnął.

- Zapomnij.

- To jak mam spisywać pracę domową!?

Zaśmiał się i pokręcił głową zrezygnowany i pewnie zażenowany moim pytaniem. Jak to bez laptopa? Mówiłam już, że nie chce do tej akademii jechać?

- No i najważniejsze. Wszyscy magowie czy to z twojego rocznika czy wyżej są silniejsi. Nie podchodź do nich, nie zaczepiaj, nie wtrącaj się jeśli nie będą o to prosić. Razem z chłopakami zawsze ci pomożemy jak coś, ale nie próbuj jeśli nie trzeba.

- Świetnie. A czemu niby magowie są silniejsi od wiedźm?

- Mała. Wciąż mylisz pojęcia. Czarownicy to mężczyźni a wiedźmy to kobiety. Każda magia czy zaklęcie zależy od naszej siły a jasne jest, ze mężczyzna jest silniejszy. A już tym bardziej od wiedźmy nocy. O ile będzie atakować w dzień. Ostatnia wiedźma używająca magii nocy zmarła ze dwadzieścia lat temu, a magów używających magii nocy jest teraz około pięciu na całym świecie. Nie pakuj się w kłopoty.

Zostało mi jedno pytanie, które mnie nurtowało od początku.

- Czemu tych co władają magią nocy jest tak mało? Stało się coś?

================================================================================

WAKACJE! Dziesiąteczka. Piknie :D

Pozdrawiam, życze miłych, świetnych i ciekawych wakacji. No i oczywiście dziękuję wam... za wszystko. KasiaAS. :)

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top