Rozdział 17


Obserwowałam wszystkich po kolei i zastanawiałam się co odpowiedzieć jak do mnie dojdzie kolejka. Zostało mi wytłumaczone, że jeśli ilość dni jest mniejsza to moc jest większa... jeśli ilość dni od osiemnastych urodzin do znamienia jest większa to moc jest mniejsza... oczywiście idąc w czasie do przodu nie wstecz. Co ja mam powiedzieć skoro znamię mam od piątego roku życia?

- Mam na imię Joasia, znamię pokazało mi się dopiero po dziewięciu dniach.

Uśmiechnęłam się do siostry, która siedziała trzy ławki ode mnie. Naprawdę nie wiem czemu się tak zastanawiam. Nie wyłapią mojego kłamstwa, bo niby jak? Chyba, że dyrektor powiedział panu Robertsonowi i ten tylko czeka, aż powiem klasie.

- Nazywam się Karol, znamię pokazało mi się trzy dni od urodzin.

Wiedząc, że to moja kolej, bo to ja siedzę obok Karola wstałam. O dziwo nie stresowałam się i choć serce przyspieszyło to udało mi się go opanować... w miarę.

- Mam na imię Rosali, a znamię pokazało mi się sześć dni po urodzinach.

Usiadłam wiedząc, że moja odpowiedź zlewała się z najczęstszymi odpowiedziami jakie wyłapałam. Kolejka dobiegła do końca osób, a wszyscy już wiedzieli. Trzech facetów miało znamię tego samego dnia co urodziny. Byli więc potencjalnie najsilniejsi. Wszystko było by spoko, gdyby nie pan Robertson.

- Dobrze, dziękuję. Jednak od dyrekcji wiem, że mamy w naszej klasie ucznia młodszego od nas wszystkich. Dojrzał magicznie trochę wcześniej. Rozumiem, że nie chce się ujawniać?

Nastała cisza... trochę wcześniej znaczy rok? To znaczy więcej... ale dyrcio myśli, że rok więc... Super. Wszyscy oglądali się po sobie szukając na twarzach kolegów z klasy znaku, że to jego szukają. Problem w tym, że szukają wśród facetów. Dla mnie lepiej... wolę się nie wychylać. A tym bardziej stawać się tą najmłodszą.

- Chce pan powiedzieć, że ktoś kto tu nie skończył jeszcze osiemnastu lat i nie ma znamienia?

Nauczyciel uśmiechnął się lekko i pokręcił głową. Obserwowałam każdy ruch w Sali, spodziewając się wszystkiego. Nawet smoka ziejącego ogniem i rozwalającego dach budynku.

- Właśnie rzecz w tym droga Suzy, że ta osoba jest nie pełnoletnia i ma znamię. Nie jestem pewny czy potrafi już rzucać zaklęcia, ale na pewno jest najsilniejszą osobą w tej klasie.

Wstrzymałam oddech. Jak to dobrze, że się nie odezwałam. Widziałam wzrok Asi, który wręcz chciał powiedzieć mi, że powinnam się przyznać, ale ja milczałam i jej tez wzrokiem nakazałam milczenie.

+++++

Dzień pierwszy minął spokojnie. W miarę... kilkoro nauczycieli przyszło porozmawiać i ogarnąć sprawy organizacyjne. Potem już każdy poszedł w swoją stronę. Ja prosto na małą salkę do ćwiczeń. Wiedziałam, że pierwszego dnia nikogo tam nie będzie, więc bez większego wahania zamknęłam za sobą drzwi i ustawiłam się na środku. Obiecałam, obiecałam. Tak więc ćwiczę.

Pierwsze z zaklęć które miałam poćwiczyć to zasłona stworzona z lodu. Odblokowany symbol mieścił się na moich plecach u dołu kręgosłupa. Stworzony z dwóch znaków tworzący wyraz ,,zlód'' Czyli zasłona – lód.

Drugie zaklęcie to czar mroku. Składa się z jednego symbolu oznaczającego ,,mrok'' po prostu. Sprawiał, że wokół mnie tworzyło się coś na kształt mgły, ciemnej mgły pozwalającej na ucieczkę nie będąc zauważoną.

No i trzecie... najgorsze... zaklęcie bólu. Tak bym mogła się bronić. Trzynastka twierdzi, że to ten właśnie powinnam ćwiczyć najczęściej, choć już wczoraj wychodził mi całkiem dobrze. Znak z dwóch symboli oznaczających ,, sból'' czyli słaby-ból. Moje udo zdecydowanie pojęło jak mocno może dokopać to zaklęcie bo jego znamię właśnie tam się umiejscowiło.

Powoli. Każde po kolei, rzucałam je tak właściwie bez ustanku mocno skupiając się na wykonywanych symbolach. Ćwiczyłam tyle ile mogłam... czyli do obiadokolacji.

Maleńkie kropelki potu znalazły się już na moim czole więc zgarnęłam swoje rzeczy i poszłam do łazienki na korytarzu by się ogarnąć i nie wyglądać tak jakbym przed chwilą ćwiczyła zaklęcia. Od nowa związałam włosy umyłam twarz i wypiłam chyba z pół litra wody. Chwile odpoczęłam i kiedy wchodziłam do stołówki nałożyłam na twarz lekki uśmiech.

Nie był to wcale uśmiech wymuszony. Czułam się zadowolona z treningu jaki sobie zrobiłam. Musze teraz odpocząć a za dwie godziny znowu na trening. Tym razem o ile się nie mylę będę z brunetem.

- No hej! Gdzieś ty znowu była?

Asia już siedziała przy stole i gadała z Karo i Meg. Obie jak się okazało wcześniej chodziły z nami do klasy. W sumie to fajnie się składa.

- Trochę pospacerowałam po budynku. A co? Szukałaś mnie?

Dziewczyna wyglądała na zaskoczoną i oburzoną zarazem.

- Jasne, że cię szukałam! Myślisz, że co, że pozwolę młodszej siostrze latać samej po lesie!

Zamurowało mnie. Asie też po tym jak zorientowała się co powiedziała.

- Nie jestem dzieckiem Asia. Nie musisz się mną zajmować. Dobrze wiesz, że jesteś starsza nie dużo, a ja mam swoje życie. Po za tym skąd pomysł, że byłam w lesie?

- Tam pobiegłaś wczoraj po kolacji...

- Tak w sumie to to jest obiadokolacja...

Meg jakby nigdy nic wtrąciła się do rozmowy za co w sumie byłam jej wdzięczna. Nie drążyły tematu z młodszą siostrą, mam na dzieję że pomyślały o mnie jako o młodszej tylko o kilka dni, czy tygodni... Ech...

+++++

Kiedy to już najadłam się naprawdę dobrych naleśników postanowiłam pójść i się spakować na trening. Czerwonooki powiedział mi wczoraj, że spokojnie mogę brać strój i się tam przebierać bo nie wygodnie jest ćwiczyć w mundurku.

Tak więc zrobiłam, weszłam do pokoju i złapałam torebkę wrzucając do niej zabrane wczoraj z agencji leginsy i koszulkę z logo F.B.I. Do tego woda w butelce, która została mi jeszcze po podróży tutaj i to tyle. W najbliższym czasie trzeba się wybrać do miasta na zakupy...

- Co robisz?

Do pokoju weszła właśnie zdezorientowana Asia prowadząc za sobą Dina. Och to nie będę im przeszkadzać...

- Nic, właśnie wychodziłam. Nie przeszkadzajcie sobie.

Jak na zawołanie wszedł również Rin i Mark.

- Czekaj... przyszliśmy spytać jak tam, co tam i gdzie tak znikasz.

Mark zagrodził mi drogę, a Rin przysunął się do mnie tak, że dzieliło nas może pół metra.

- Martwimy się.

Dobra czas zacząć grę , której nauczył mnie brunet na pierwszym spotkaniu...

- Chłopaki zaczyna się ściemniać... zrozumcie, że tak jak dla was ważne jest słońce, tak ważny jest dla mnie księżyc. Chcę, a nawet muszę wyjść na dwór o tej porze i nie mam zamiaru prosić was o zgodę... poza tym tłumaczyć też się nie muszę.

Rinor pokręcił głową niezadowolony i zdecydowanie nieprzekonany do moich słów. Potrzeba więcej lekcji perswazji. Odnotować i zapamiętać.

- Nie puścimy cię samej na dwór... Wiedźma niemogąca czarować czy się bronić nie powinna w ogóle wychodzić po zmroku.

Przez chwile chciałam im powiedzieć, że umiem czarować, pokazać... ale to nic by nie dało. Westchnęłam więc. Musze to jakoś rozwiązać.

- Idę tylko na spacer. Nic mi nie będzie. Nie lubicie ciemności tak jak i inni magowie dnia więc nie chce byście szli ze mną. Po prostu dajcie mi tak z trzy godzinki i będę z powrotem.

Patrzyli po sobie nie wiedząc co zrobić. To męczące. Dlaczego im to tłumacze zamiast po prostu wyjść? Ech... brunet mówił bym im to na spokojnie jakoś wytłumaczyła a nie wzbudzała kolejne podejrzenia. Uznałam to za słuszną uwagę, ale tym razem nie dam rady.

Zerknęłam jeszcze na zegarek na ścianie i orientując się, że jestem prawie spóźniona ominęłam zdezorientowanego Rina i resztę chłopaków... Asia nawet nie stawała mi na drodze. Wyszłam jak gdyby nigdy nic, czy kupią to co im powiedziałam? Oby. Ewentualnie wymyśle cos innego. Na razie musi wystarczyć bo ja idę ćwiczyć. Jeśli Brunet też będzie kazał mi odblokować zaklęcia to będę się targować. Trzy to za dużo, zdecydowanie za dużo.

+++++

- To co dziś robimy 09?

Zaśmiał się lekko wrzucając jedynkę i naciskając pedał gazu.

- Dziś trochę pojeździmy... nie możemy codziennie po ciebie przyjeżdżać, przecież na jakiejś akcji przyda się nam dodatkowy kierowca.

Zmarszczyłam brwi nie ogarniając...

- Chcesz mnie na uczyć prowadzić auto?

- Otóż to... od tego zaczniemy. Ogarniesz to w góra cztery godziny, a potem bierzemy się za motor i ciężarówki.

Byłam lekko podekscytowana, ale i zdziwiona.

- Nie będziesz kazał mi odblokowywać zaklęć i jęczeć z bólu jutro rano bo zakwasy?

Kolejny śmiech i auto się zatrzymało.

- Czwóreczko... Jak nauczysz się prowadzić to zaczniemy samoobronę, atak i sztuki specjalne. Mamy mało czasu wiec będzie to szybki kurs, ale musisz wiedzieć wszystko.

- Jasne... ale wciąż nie wiem jak masz na imię, jak ma na imię 13, i co w sumie mam robić. Daliście mi akta miasteczka. Okej... Przeczytałam. Robię co chcecie, ale chyba potrzebna wam byłam do jakiejś sprawy w akademii, a tym czasem wy milczycie.

Nie powiedział nic tylko otworzył drzwi od auta, którego nie zgasił tak na marginesie. Czy już zawsze będę olewana? Podskoczyłam kiedy drzwi również od mojej strony się otworzyły.

- Czy z łaski swojej wstaniesz i wyjdziesz z tego samochodu?

Jego uśmiech mówił mi, że coś knuje, ale i tak zrobiłam co chciał. Domyśliłam się, że ja siadam za kierownice. W sumie to już kiedyś prowadziłam... krótko... ruszyłam i stanęłam... Ale to chyba się liczy prawda?

Usadowiłam się na miejscu kierowcy i spojrzałam na uśmiechniętego 09.

- Czy wszyscy agenci czerpią radość z bezradności innych?

Wciąż z uśmiechem poruszył ramionami.

- Najwyraźniej... ruszaj.



==========================================================================


Czy nasza bohaterka opanuje to co każe jej się nauczyć agencja? Czy dowie się o co chodzi ze sprawą w akademii? Kurczę... coraz więcej pytań. Na pewno wy macie jeszcze więcej. ;)

Tak więc pozdrawiam, dzięki i cześć Asia :)

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top