Rozdział 13

- To zdecydowanie lepsze, niż ryba. - jęknąłem, wgryzając się ponownie w schab z dzika.

- Mówiłem, że większa ilość sideł to dobry pomysł? - uniósł brew Louis i się zaśmiał rozkosznie.

Jego noga zdecydowanie ma się lepiej. Po tygodniu Lou jest w stanie chodzić prawie, że normalnie i nie sprawia mu takiego bólu.

- Masz racje. - pokiwałem głową. - Dzisiaj w wiosce pokażą mi, jak odbywa się u nich ślub. Jestem ciekawy, jak to wygląda. - mruknąłem, rzucając Dingo kości.

- Hey, ja też chcę ślub! Nawet nie wiem co to, ale też chcę! - fuknął.

- Ślub łączy dwojga ludzi na zawsze, biorą go osoby, które się kochają. - zaśmiałem się.

- Weźmiemy coś takiego? Widziałem wiele razy, jak wypływają na tych tratwach z pierścionkami i tak dalej. Możemy? W końcu jestem twój. - uśmiechnął się szeroko.

- Chcesz wziąć ze mną ślub? - zakrztusiłem się. - To chyba za szybko, nie uważasz?

- Nie wiem jak to u was wygląda. - wydął wargi.

Uroczy.

- U nas trzeba nie podejmuje się tych decyzji od tak. - westchnąłem.

- Pfff, co to za życie bez ryzyka. - prychnął

Przegryzłem wargę, patrząc na niego. Nie chcę ślubu, nie jestem na to gotowy.

- No właśnie, więc może w końcu pójdziemy do wioski? - podniosłem brew, chcąc zmienić temat.

- Uch... a jak mnie wypędzą? Nie wyglądam ładnie. - jęknął.

- Zadbamy o ciebie. Dam ci swoje najmniejsze ciuchy jakie mam, co ty na to?

- Boję się strasznie... ale dobrze. Zgadzam się. - przygryzł wargę, patrząc na ziemię.

Nie sądziłem, że się zgodzi.

- Och, w porządku. Przyniosę ci ubrania. - mruknąłem, wstając z ziemi.

- Nie musisz się śpieszyć, muszę w sobie zebrać odwagę. - sapnął.

- Dasz radę, jesteś cholernie dobrym chłopcem. - uśmiechnąłem się do niego. Przez ten tydzień zauważyłem, że lubi, jak się go chwali.

- Obyś miał rację, Harry. - westchnął i podniósł się z ziemi, ruszając w kierunku wodospadu.

- Odświeżę się. - posłał mi uśmiech.

- Okej, to ja zaraz wracam. - mruknąłem, podchodząc do niego i skaradlem mu szybki pocałunek, mocno ściskając go za tyłek.

- Harry! - fuknął i odepchnął moje dłonie ze śmiechem.

- Będę za pięć minut. - uśmiechnąłem się i ruszyłem w stronę wioski.

Szybko wyszukałem najmniejsze ubrania jakie miałem i sam również się przebrałem.

Boże, w końcu!

W pośpiechu wyszedłem z chatki, oczywiście wpadając na kogoś.

- Zayn? - zdziwiłem się, widząc go roztrzęsionego. - Co się stało?

- Moja rodzina chce żebym oświadczył się Gigi. - zapłakał. - Liam będzie zły...

- Nie możesz im wytłumaczyć, że nie chcesz czy coś? - już mogę teraz sobie wyobrazić reakcję Payne'a.

- Nie. - pokręcił głową.

- Co mam powiedzieć Liamowi? - zapytał niepewnie.

- Nie mam pojęcia, Zayn. On i tak będzie wściekły. Jest uparty i gwarantuję ci, że zrobi wszystko, by do zaręczyn nie doszło. - stwierdziłem.

- I tego się boję. - jęknął. - Nie mogę dopuścić do konfrontacji jego i mojej rodziny. Nie dasz rady nic zrobić? Jakoś go uspokoić?

- Zayn, znam go bardzo dobrze i nic go nie powstrzyma. To chodzący wulkan negatywnych emocji. - pokręciłem głową.

- Nie wiem co robić. - westchnął. - Gdzie idziesz? - spojrzał na moje ręce, gdzie miałem ubrania dla Louisa.

- Do lasu, kąpiel w wodospadzie, wiesz. - zaśmiałem się sztucznie i zacząłem nerwowo gestykulować rękoma.

- Coś często tam chodzisz. - założył ręce na piersi. - Mi możesz powiedzieć. - uśmiechnął się szeroko.

Zacząłem się wahać.

Louis i tak ma zamiar dzisiaj się tu pokazać...

- Więc? - zapytał, jednak rozmowę przerwał nam Liam.

- Szukałem cię. - uśmiechnal się do Mulata.

- Rozmawiamy, Liam. - mruknąłem.

- No to szybko, bo nie mogę się doczekać, aż w niego wejdę. - zaśmiał się unikając ciosów od wkurzonego Malika.

- Nie dziś Liam. Chcę mu kogoś przedstawić. - stwierdziłem i ruszyłem w kierunku lasu.

- Przyprowadzisz go tutaj? - zdziwił się, podbiegając do mnie.

- Zgodził się, rozumiesz? - pokręciłem głową, nadal lekko niedowierzając.

- Co mu obiecałeś w zamian? - prychnął.

- Nic. Po prostu mu to zaproponowałem. - wzruszyłem ramionami.

- Odważny jest, myślałem, że nigdy tego nie zrobi. - pokiwał głową. - Pamiętam przecież, jak zareagował na mnie.

- Jest coraz śmielszy. - uśmiechnąłem się i wszedłem w busz.

Przeszedłem przez dobrze znane mi skróty do jego domku, po czym wszedłem do niego i zastałem tam półnagiego szatyna.

- Harry! - pisnął, od razu zakrywając się koszulką.

- Nie żebym nie widział ciebie takiego wcześniej. - przewróciłem oczami.

- To nadal jest zawstydzające. - zarumienił się.

- Masz piękne ciało, czego się wstydzisz? - zapytałem uśmiechając się do niego i podałem mu moje małe ubrania.

- Ciebie. - wymamrotał i zaczął się ubierać szybko.

Nadal na nim trochę wszystko wisiało, ale lepiej, niż te starocie.

- Ślub zaczyna się wieczorem, każdy jest zaproszony. - mruknąłem, rozkładając się na jego hamaku. - Mamy jeszcze trochę czasu.

Skinął głową i zamyślił się na chwilę.

- Dawno nie widziałem Dingo. - mruknął.

- To zawołaj go, powinien przyjść. - mruknąłem, wyciągając do niego ręce. - Chodź do mnie.

Od razu usiadł na moich udach z uśmieszkiem.

- Mój mały chłopiec. - szepnąłem, całując jego dłoń. - Mój piękny, mały chłopiec. - obserwowałem jak uroczo się rumieni.

- Harry, nie słódź mi tak. - mruknął, kładąc obie swoje dłonie na mojej piersi, dzięki czemu pochylał się nade mną.

- Dlaczego? - mruknąłem niskim glosem, dotykając jego biodra.

- Bo cukrzycy dostanę. - zażartował i zgarnął mi loki z czoła.

Pokręciłem głową z rozbawieniem.

Wie co to cukrzyca, a nie wie co to woda utleniona...

- Lubisz mnie macać, prawda? - sapnął gdy ścisnąłem dłonią jego pośladki.

- Uwielbiam. - uśmiechnąłem się do niego i złapałem za kołnierzyk koszulki, przyciągając go do luźnego, wolnego pocałunku. Na początku trochę się opierał, jednak po chwili uległ mi.

Jego usta były idealnie miękkie i pasowały doskonale do tych moich. Zdecydowanie nabiera wprawy w całowaniu.

Odsunął się ode mnie z czerwonymi policzkami i sapał cicho.

- Coś nie tak? - złapałem jego dłonie w swoje i potarłem kciukami ich wierzch.

- Musimy przestać w tym momencie. - szepnął znacząco.

- Mamy dużo czasu, Lou. - zaśmiałem się i usiadłem prosto, dzięki czemu siedział teraz na moich kolanach.

- Co chcesz robić? - zapytał kokieteryjnie przegryzając wargę.

- Dużo rzeczy, mały. - zamruczałem z pewnym siebie uśmieszkiem.

Spojrzał na mnie zły.

- Co mówiłem o „małym”? - warknął obrażony.

- Dobrze kochanie, już tak nie będę mówił. Po prostu uwielbiam twój wzrost i to, że jesteś drobny. Mogę cię nosić bez problemu. - cmoknąłem go w usta.

- To zawstydzające, bo też jestem mężczyzną. - westchnął bawiąc się moją dłonią.

- Ale jesteś niski. - przewróciłem oczami i zaskoczyłem go, wbijając mu palce w żebra.

Zaczął się śmiać głośno.

- H-Harry! - wyspał próbując odepchnąć moje ręce.

- Ale masz łaskotki. - przygniotłem go do materiału hamaka.

- Mhm. - wymamrotał wkładając nieświadomie kolano miedzy moje uda.

- Lou, podążasz do złej strefy. - wymamrotałem.

- Co? - przekręcił głowę w bok. - Co masz na myśli... och. - spojrzał na swoją nogę.

- No właśnie. Och. - parsknąłem i otarłem się o jego udo z cichym sapnięciem.

- H-Harry. - zająkał się. - Co mam robić?

- Nie wiem, kochanie. Wymyśl coś. - zaśmiałem się.

- Nie wiem co robić, gdy się o mnie tak ocierasz. - westchnął. - Nigdy nie byłem w takiej sytuacji. - zarumienił się mocno...

- A jak ja ci pomogłem, Lou? - zacząłem całować go po szyi.

- Mam ci włożyć palce w tyłek? - zaśmiał się, a ja zamarłem.

- Nie! Obciągałem ci ręką, głupku. - prychnąłem.

- Ale ja tego nigdy nie robiłem. - jęknął. - Nie na kimś innym. - dodał po chwili.

- Czyżbym o czymś nie wiedział, Louis? - zachichotałem.

Szatyn spłonął żywym rumieńcem.

- Ale to nic złego. - próbował się tłumaczyć.

- Kiedy? - zaśmiałem się tylko.

- Parę dni temu. - wymamrotał spuszczając wzrok.

- Och, serio? Aż tak ci się spodobał dotyk tam? - rozczochrałem jego włosy i się odsunąłem.

- Po prostu chciałem spróbować sam... - jęknął zawstydzony.

- I lepiej było? - uniosłem brew.

- Przestań o to pytać! - schował twarz w dłoniach.

- Chcę tylko wiedzieć czy było ci lepiej jak ja to robiłem, czy jak sam sobie obciągałeś, ughhh. - przewróciłem oczami, podnosząc się z hamaka.

- Jak ty. - szepnął, a ja uśmiechnąłem się pod nosem.

- Dobra odpowiedź, dziecinko. Chodź, Zayn chciał cię poznać. - uśmiechnąłem się

- Kto to Zayn? - zapytał wstając z hamaka i poprawił spodenki.

- Partner seksualny Liama. - wywróciłem oczami i objąłem go ramieniem w pasie na wypadek, gdyby chciał mi uciec.

- Czy wszyscy są gejami? - zaśmiał się nerwowo.

- Tam? Nieee. Tam nawet raczej nie wolno czegoś takiego, ale nie jesteśmy stąd z Limą, więc mamy to w dupie. - machnąłem ręką. -Będzie dobrze. Nie pozwolę na twoją krzywdę.- ucałowałem uspokajająco jego czoło.

Gdy zbliżaliśmy się do wioski szatyn zaczął coraz bardziej się trząść i spowolnił kroku.

- Harry, ja nie chce... - szepnął, ściskając moje ramie.

- Lou, jestem w tym z tobą tak? Nie pozwolę by cię wygonili, a nawet jeśli, to idę z tobą. Nie chcą poznać tak wspaniałej osóbki, to są głupi. - westchnąłem.

- Nie, wracajmy. - pokiwa głową. -Nie jestem gotowy. - spojrzał na mnie ze łzami w oczach.

- A może zaczniemy inaczej? Może niech Liam i Zayn odwiedzą cię w twoim domku? Będę cały czas przy tobie. - przygryzłem wargę

On nie może przecież cały czas się ukrywać.

Pokiwał szybko głową.

- Wracajmy. - jęknął, ciągnąc mnie za rękę w stronę lasu.

**********

Dobranoc wszystkim 💕

Dziękuję po raz kolejny mojej becie 😜

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top