Rozdział 1

Rozglądałem się z uśmiechem po pokładzie statku. Powietrze jest niezwykle ciepłe co jest fantastyczną odmianą po deszczowym i zimnym Londynie.

Zszedłem na pokład, by zapisać swoje dane. 17°31′S 149°34′W- zapisałem drżącymi od podekscytowania dłońmi. Zamknąłem notes i zacząłem przygotowywać się do przybicia do lądu.

Zabrałem swoją torbę z kajuty. Spakowałem tam większość moich najpotrzebniejszych rzeczy, takich jak mydełko, trochę wody pitnej, jedzenie i dużo ubrań.

Przybyliśmy przy jednym z domków, w którym miałem mieszkać. Pożegnałem się z moim współpracownikiem i wyszedłem ze statku na drewniany

Pomost

Woda w morzu jest niezwykle czysta i przejrzysta. Bez problemu widzę pływające kolorowe rybki i małe skorupiaki. W oddali również widziałem delfiny. Miejscowi ludzie patrzyli na mnie z ciekawością. Ich cera była śniada, nie tak jak moja, blada. Co się w sumie dziwić, wieczne słońce.

Podszedł do mnie jakiś wysoki mężczyzna.

Chyba był ich przedstawicielem, bo jego ubiór wyróżniał się na tle innych.

-Dzień dobry.- jego łamany angielski był śmieszny.

-Dzień dobry, umiem francuski, tylko powoli.- zaśmiałem się miło.

Pokiwał głową i spojrzał za siebie.

-Witamy na naszej wyspie.- uśmiechnął się. - Mam nadzieje, że spodoba ci się i napiszesz o nas same dobre słowa.

-Macie tutaj naprawdę piękne widoki.- pokiwałem głową. -Skąd będę mógł brać pożywienie? Są tutaj jakieś owoce na drzewach, prawda?- trochę czytałem o tej wyspie, ale zawsze lepiej się upewnić.

-Tak, są- odpowiedział- jednak, gdyby czegoś ci brakowało zawsze możesz poprosić o pomoc moich ludzi.- kiwnął głową na dobrze zbudowanych mężczyzn po jego prawej stronie.

-Dziękuję.- pokiwałem głową z uśmiechem i usiadłem na hamaku wiszącym nad samą wodą. Zdecydowanie będę na nim spędzał dużo czasu.

Wyciągnąłem notes i zacząłem opisywać krajobraz wokół mnie.

Słońce powoli już zachodziło i zaczyna robić się trochę chłodniej, ale nadal jak dla mnie jest tu parno. Rozpiąłem trzy guziki koszuli, dzięki czemu zapewne widać moje tatuaże na piersi, ale kto by się tym przejmował na wakacjach.

Postanowiłem przejść się jeszcze brzegiem plaży i rozluźnić się obserwując ludzi w ich codziennych, innych czynnościach.

Widziałem wielu wędkarzy, więc postanowiłem zdobyć dla siebie żyłkę z haczykiem. Dostałem jakąś prowizoryczną wędkę, ale zawsze lepsze to niż nic. Miejscowe kobiety pokazały mi jak zdobyć przynętę, czyli zwykłe skorupiaki. Po prostu wyciągały małe żyjątka spod piachu w płytkiej wodzie.

Przymocowałem je do haczyka i usiadłem koło jednego z mężczyzn.

-Celuj tutaj, jest ich najwięcej.- wskazał na miejsce w wodzie.

-To jakaś rafa koralowa?- zagadnąłem i zarzuciłem wędkę.

-Tak, możesz do mnie mówić po angielsku, znam go- uśmiechnął się.

-O wiele lepiej.- sapnąłem zadowolony. -Przynajmniej nie muszę się wysilać.- obserwowałem jak jakieś dzieci bawią się na tratwie, na trochę głębszej wodzie.

-Wiec piszesz artykuł o naszej wyspie?- zapytał siłując się z wędką.

-Nie artykuł. Książkę. Tak właściwie to jestem Harry.- posłałem mu uśmiech.

-Zayn.- oddał uśmiech podając mi rękę.

Uścisnąłem ją delikatnie.

-Dużo tu ludzi mieszka?- zagadnąłem, łapiąc za wędkę, która się uginała.

Coś złapałem!

-Każdy siebie zna.- powiedział pomagając mi z moimi łowami.- Więc chyba niezbyt dużo.

-Racja.- skinąłem głową.

Wyciągnęliśmy średniej wielkości kolorową rybkę. -Brawo, to jest jak obiad dla dwójki dzieci.- zaśmiał się, pakując ją w lniany worek i mi ją podał.

Fuuuj, to się rusza!

-Bądź twardy, nawet kobiety się nie brzydzą- parsknął.

-Wiesz, jestem z miasta.- jęknąłem, łapiąc pewniej worek. -W chatce jest specjalne miejsce gdzie możesz ją upiec. Jej wnętrzności zostaw sobie na połowy.- on wyciągnął z wody kraba.

-Nigdy tego nie robiłem- mruknąłem.- Ale to chyba nie może być skomplikowane.

-To tak jak grillowanie. Nic trudnego. Jeśli chcesz to tam dalej rosną kokosy i banany.- wskazał na bardziej odległą część plaży. -Jeśli tam też wejdziesz w las, trafisz do wodospadu ze słodką wodą. Jutro dostaniesz dzban na wodę.- uśmiechnął się do mnie i przyczepił kraba do materiału jego spodni. -Tu masz nożyk.- wręczył mi sztylecik z jakiegoś ostrego kamienia.

-Dziękuje za wszystko, ale dzisiaj chyba zadowolę się moją zdobyczą. Nie znam tego lasu i wyspy a robi się ciemno.

-Wiem, spokojnie. Smacznego i dobranoc.- odszedł w kierunku reszty domków.

Uśmiechnąłem się i z mniejszym obrzydzeniem niż na początku chwyciłem worek z rybą i Ruszyłem w stronę swojego tymczasowego domu.

-Wybacz rybko.- i zacząłem ją patroszyć.

Cuchnie, ale lepsze to niż nic.

Wzdrygnąłem się, gdy jakiś flak wylądował na moim obojczyku.

-Fujka.- wrzuciłem to z powrotem do worka i wyniosłem na zewnątrz, z dala od mojego domku.

Rozpaliłem zapałkami małe ognisko i zacząłem piec rybę.

W sumie to mogłem najpierw ości wyjąć, ale trudno.

Po pół godzinie, przypalonego spodenkach i poparzeniu sobie palców mogłem już skosztować swojego jakże cudownego dania.

Wyszła całkiem nieźle, tak szczerze to ryby ze sklepu nie dorównują tej rybce.

Zadowolony z siebie zjadłem całość i rozsiadłem się wygodnie w hamaku.

Rozpaliłem jedną z pochodni na specjalnym słupku i kontynuowałem opisywanie dzisiejszego dnia.

Nie zwracałem uwagi na to że jest już całkiem ciemno.

Do czasu gdy jest ciepło mogę siedzieć na dworze ile zechcę.


***************

Witajcie!

I jak wrażenia po pierwszym rozdziale?

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top