Rozdział 17

Wszedłem do swojej chatki i westchnąłem cicho widząc Liama, który z uśmieszkiem patrzył na mnie i machał całą butelka wódki

- Mało - pokręciłem głową.

- Mam więcej - mrugnął do mnie i wskazał na swoją torbę, którą tu przyniósł.

- Totalny reset? - zaśmiał się, gdy chwyciłem od niego butelkę.

- Otwórz sobie drugą - parsknąłem i odkręciłem zakrętkę.

Poczekałem aż brunet zrobi to samo i stuknęliśmy się butelkami.

- Do dna - zaśmiał się i pociągnął dużego łyka, krzywiąc się trochę. Kiedy ja piłem, o cholera.

- Jak za dawnych czasów, co? - zaśmiał się po chwili.

- Brakuje tylko muzyki i tych wszystkich rur na podeście -
skinąłem głową z uśmiechem.

- Chciałbyś, żebym znowu zrobił ci striptiz? - prychnął zabawnie poruszając swoimi brwiami

- Nie, chyba bym się zrzygał. W głowie mam kogoś innego jak to robi - poruszyłem brwiami ze śmiechem.

- Przeleciałeś go już? - zapytał bezpośrednio, biorąc kolejne duże łyki wódki.

- Nie tylko ty masz takiego fuksa - mrugnąłem do niego i również się napiłem, sięgając po mandarynki, by zagryźć ten smak.

- Zayn to chuj - mruknął - dobrze, że go całkowicie wykorzystałem, to przynajmniej nie żałuję - zaśmiał się gorzko.

- Wiesz, on za bardzo nie ma wyboru. Jakbyś się trochę przy nim zakręcił, to by poszedł za tobą wszędzie. Mówię ci - wzruszyłem ramionami i rzuciłem mu owoc.

- Nie chce, żeby za mną łaził, ma pode mną klęczeć - parsknął pijacko.

Alkohol zaczął działać nie tylko na niego.

- Jesteś chujem, Liam - zacząłem chichotać i pociągnąłem kolejny łyk.

- Tak, wiem - wzruszył ramionami - ciężko było się z nim pieprzyć, jak nic nie wiedział o seksie?

- Szybko się uczy. Jest idealny - zwykle nie jestem aż tak wylewny, ale to tylko Liam.

- Zayn był idealny - wymamrotał. - Pozwalał mi robić z nim wszystko, a dobrze wiesz, że to nie jest przyjemne - poruszył znacząco brwiami: - myślisz, że dalej będę mógł się z nim „spotykać”? - zrobił cudzysłów w powietrzu.

- Uległ ci jeden raz, ulegnie ci znowu - skinąłem głową.

- Oj nie raz, Harry - zaśmiał się, przykładając butelkę do ust - za ciebie i Louisa, żeby to chociaż przetrwało, bo widzę że się wkręciłeś - uśmiechnął się.

- Mhm... - moje serce zabiło trochę mocniej. Odrzuciłem całą swoją samokontrolę i wziąłem ogromne łyki, wiedząc, że sprawią, że na pewno będę gadał bez sensu i po prostu się upiję.

- Jak się bawić, to na całego - parsknął śmiechem.

- Zadbasz o mnie, jak się za bardzo upiję? - zaśmiałem się.

- Do Louisa pójdziesz - prychnął i dogonił mnie w tempie picia.

- Jeśli dam radę tam dojść - westchnąłem.

- Ty nie dasz? Instynktownie już tam idziesz.

- A co z tobą? Nogi zaprowadzą cię do syna wodza? - zaśmiałem się

- Zaprowadzą do mojego domku. On sam przyjdzie. Nie będę się uganiał - prychnął i wyzerował butelkę, turlając ją po podłodze na bok.

- Jak to jest, że oni zawsze do ciebie wracają - pokręciłem głowę w rozbawianiu i także wypiłem do końca swój trunek.

- Cóż, jestem gorący - zaśmiał się i położył na moim hamaku. -Przenosisz się tam do niego teraz? - poruszył do mnie brwiami.

- Poczekam, aż choć trochę przestanie kręcić mi się w głowie - wybełkotałem.

- Pytam się czy zamieszkasz z nim czy zostajesz tutaj. Masz domek w lepszym miejscu, bo nikt tu nie słyszy, gdy się pieprzę z Zaynem - parsknął.

- Co mają słyszeć, skoro mu nawet jęczeć nie pozwalasz - zaśmiałem się - tak, możliwe, że tam się przeniosę - odpowiedziałem na pytanie i położyłem się na ziemi.

- To dobrze. Będziesz mógł go męczyć w tym lesie - poruszył do mnie brwiami.

- Nie jestem tak niewyżyty, jak ty - mruknąłem. - Chociaż lubię z nim uprawiać seks - przyznałem całkowicie szczerze.

- Robiliście to raz - prychnął i sięgnął tym razem po Jacka Danielsa. O tak, najebię się jak się patrzy.

- Raz, ale to było nieziemskie - zaśmiałem się - to, że ty musisz ruchać co godzinę, nie oznacza, że ja też.

- Bez przesady, nie jestem uzależniony - prychnął cicho - tego już mniej, po łyczku,  bo chyba się zrzygam - pokręcił głową i podał mi otwartą butelkę.

Wziąłem od niego trunek i wypiłem sporą dawkę  - Tylko nie zasypiaj mi tu - mruknąłem.

- Coś ty. Po tak krótkim czasie? - zaśmiał się, odbierając ode mnie butelkę i również napił się alkoholu.

- Cała noc przed nami - westchnąłem, czując lekkie kręcenie w głowie.

- Nie do końca. Chcę jeszcze Zayna wypieprzyć - zaśmiał się.

- Wiesz, że jak wódz zauważy na ciele syna mnóstwo siniaków, to nas stad wyrzucą? - podniosłem brew, patrząc w jego stronę.

- A skąd on może wiedzieć, że to ja? - parsknął.

- No wiesz, przez całe jego dotychczasowe życie ludzie bali się nawet krzywo na niego spojrzeć, a teraz, kiedy my jesteśmy w wiosce, jest cały w siniakach - wybełkotałem - to raczej logiczne.

- Nie bądź taki cwany - przewrócił oczami. - Postaram się robić mniej śladów.

- Jest masochistą czy robisz go z niego? - zapytałem sięgając po kolejną mandarynkę.

- Robię go z Zayna - zaśmiał się i pociągnął kolejnego łyka.

Pokręciłem głową próbując wstać, jednak alkohol w moich żyłach zaczął na pewno działać i widziałem prawie podwójnie.

- Idziesz już? - zaśmiał się i uniósł na swoich rękach.

- Chciałem, ale chyba jeszcze zostanę - westchnąłem.

- Za dużo? - stanął na nogach i wytoczył się w kierunku wyjścia z mojego domku.

- Ta, trochę - pokiwałem głową. - A ty gdzie idziesz? - zapytałem.

- Do siebie - wzruszył ramionami i podparł się o ściankę chatki.

- Zaprosiłeś mnie na picie i uciekasz? Nieładnie, Liam - prychnąłem.

- Wypiłeś? Wypiłeś. Ja zaraz będę miał zgona - parsknął i zarzucając mi ramię za szyję, pociągnął do wyjścia. - Idź do niego, może chociaż ty zaruchasz - zaśmiał się i pchnął mnie w kierunku zejścia z pomostu.

Naprawdę nie wiem jak, ale po dłuższej chwili znalazłem się przed drzwiami Louisa.

Wszedłem do środka, budząc przy tym Dingo, który obrzucił mnie złowrogim spojrzeniem, widząc w jakim jestem stanie.

- Oj, zamknij się - wybełkotałem i runąłem na łóżko, zaraz obok szatyna.

Podskoczył od razu w górę i spojrzał na mnie ze strachem. Był w samych spodenkach, na co się oblizałem.

- H-Harry? - przetarł oczy piąstką - przyszedłeś? - uśmiechnął się jak dziecko i przytulił do mnie.

- Przecież mówiłem, że przyjdę - zachichotałem, kładąc dłonie nad jego pośladkami.

- Cieszę się - mruknął, wciskając twarz w moją szyję.

- Świat wiruje - zamruczałem mu do ucha, patrząc na ledwie widoczny w świetle księżyca sufit.

- Powinieneś pójść już spać - zachichotał.

-Sen jest dla słabych - zacząłem go całować po karku.

Ścisnął w pięści moją koszulkę i przybliżył się do mnie.

- Pachniesz tą gorzką wodą - westchnął mi w szyję.

- Ta, trochę jej wypiłem - mruknąłem, łapiąc go za tyłek i posadziłem go sobie na udach.

Zaspany spojrzał na mnie, swoimi dużymi, niebieskimi oczami z ciekawością. - Czujesz się po tym inaczej? - zapytał, kładąc drobne rączki na mojej klatce piersiowej.

- Kręci mi się w głowie i czuję, jakbym nie miał panowania nad tym co robię, ale to przyjemne. Nie myślę o niczym i zapominam o problemach - wytłumaczyłem.

- Problemach... - pokiwał głową i bawił się guzikami od mojej kwiecistej koszuli.

- Próbujesz mnie rozebrać? - podniosłem brew, chwytając go za nadgarstki.

- Nie? Czemu miałbym? - widziałem jak jego bielutkie zęby błysnęły w ciemności i potem dosłownie zdarł ze mnie materiał i przejechał palcami po moich tatuażach, obrysowując ich kształt.

- Louis - sapnąłem - ja ciebie nie poznaję - zaśmiałem się, a moje dłonie powędrowały na jego tyłek. Podniósł delikatnie biodra, żebym mógł bez problemu położyć ręce na jego pośladkach.

- Po prostu je lubię. Są śliczne - poklepał palcem motyla na moim brzuchu.

- Zrobimy sobie kiedyś pasujące do siebie tatuaże - wymamrotałem.

- Okay! - zaklaskał i przycisnął swoje usta do jednej z jaskółek.

Czułem jak nieudolnie próbuje zostawić po sobie ślad, ssąc delikatnie to miejsce.

- Nie bój się tego robić, jeśli chcesz mi zrobić malinkę ,to możesz do tego użyć nawet zębów - ścisnąłem jego pośladki.

Szatyn jęknął cicho i kierując się moimi wskazówkami, wgryzł się w mój obojczyk i zaczął go ssać.

- Robisz się terytorialny, maluchu. - Jego ruchy łaskotały, przez co zacząłem chichotać.

Oderwał się po jakieś chwili i przyglądał się, zadowolony jak dziecko, utworzonym śladzie.

- Brawo - zaśmiałem się i ostrożnie wsunąłem palce pod jego spodenki, gdzie zacząłem gładzić nagą skórę jego pośladków.

- Harry - westchnął, kręcąc biodrami - to jeszcze boli - wymamrotał, ale posłusznie wypiął się w stronę moich rąk.

- Nie chcę cię skrzywdzić, tak? Po prostu każ mi przestać, jeśli będzie ci źle - przejechałem palcem po jego wejściu.

Zadrżał i mocno wbił palce w moje ramię. - Jesteś w stanie robić takie rzeczy - prychnął, próbując brzmieć pewnie.

- Co masz na myśli? - spytałem i szczypnąłem jeden z jego pośladków.

- Myślałem, że ludzie, którzy piją tę wodę są zmęczeni - westchnął.

- Uwierz, to nie jest zmęczenie, tylko ogłupienie - zaśmiałem się i zsunąłem jego spodenki niżej

Przycisnąłem go do siebie i otarłem się. Nie moja wina, że jestem na niego strasznie napalony.

- Harry - jęknął cichutko i pozwolił mi na ocieranie się o niego.

Moje ruchy biodrami były coraz śmielsze, a jego biodra pewnie pobolewały, gdy ściskałem go, żeby utrzymać jego ciało w miejscu.

- Harry... - szepnął i sam się o mnie otarł z głośnym jękiem.

Przeniosłem ręce znowu na jego tyłek i włożyłem w niego sam opuszek, czekając aż opuści się na niego całkowicie.

Zamarł na chwileczkę by potem zrozumieć o co chodzi i opuścił się posłusznie na mój palec. Dzielny, grzeczny chłopiec.

Spojrzał na mnie i przycisnął usta do tych moich.
Jego usta poruszały się na moich z szokującą wprawą albo to po prostu ja jestem pijany

- Coraz lepiej, kochanie - sapnąłem, gdy odsunął się ode mnie.
Uśmiechnął się lekko i skrzywił, gdy zacząłem wyciągać z niego palca.

- Zdecyduj się czy w środku czy nie, bo tak trochę nadal mnie boli - wymamrotał.

- Najchętniej wypieprzyłbym cię teraz - szepnąłem, przegryzając jego ucho.

- Nie masz rzeczy, a mnie boli pupa, nie licz na nic więcej - pokręcił głową.

- Dobrze, dobrze - westchnąłem, zaczynając pieprzyć go palcem.

Przez dłuższą chwilę przyzwyczajał się do maleńkiego wypełnienia i nawet sam zaczął poruszać swoimi biodrami, dzięki czemu również i ja dostawałem przyjemność, gdy się o mnie ocierał.

- Tatusiu - jęknął przenosząc moją wolną ręką na krocze - proszę, dotknij go - sapnął żałośnie.

- Zasłużyłeś? - zaśmiałem się i delikatnie potarłem jego męskość.

Jęknął głośno i wypchał biodra do przodu. - Tak, zasłużyłem. Byłem dobrym chłopcem - szepnął. Jeszcze chwila i się na niego rzucę...

- Kiedy? Nie słuchając mnie, kochanie? - szepnąłem mu do ucha.

- C-Co? - spojrzał na mnie zaskoczony - kiedy się ciebie nie słuchałem?

- Mówiłem zejdź z drzewa, to nie. Zszedłeś drogą szybkiego spadania - parsknąłem i odgarnąłem jego włosy do tyłu.

- Znam się na życie w lesie lepiej. Wiem co mogę, a czego nie - mruknął, poruszając biodrami.

- Przekonaj mnie jakoś - zaśmiałem się z jego desperacji.

- Ale jak, Harry? - jęknął płaczliwym tonem - obiecuję, że będziesz mógł ze mną robić co tylko zechcesz.

- No nie wiem - mruknąłem prowokująco.

- Możesz mnie pieprzyć - szepnął, spuszczając wzrok.

-Oj Lou, nie chcę, byś później narzekał - parsknąłem i złapałem jego męskość.

Jęknął przeciągłe, łapiąc za moje ramię i zaczął szybciej oddychać. Zgiąłem palca, którego dalej miałem w jego wnętrzu i jednocześnie poruszyłem ręka na penisie, obserwując jak Louis prawie płacze od nadmiaru przyjemności.

- Zmieniłem zdanie Harry, palec to za mało - jęknął, chwytając za mój nadgarstek.

- Co tatuś ma zrobić ze swoją dziecinką? - szepnąłem, ściskając lekko jego męskość, sprawiając, że podkulił lekko nogi.

- Pieprz mnie, Harry - sapnął i zmusił mnie do pocałunku.

Zamieniłem nas miejscami, dociskając swoje krocze do jego. Przejąłem inicjatywę w pocałunku i pogłębiłem go, sprawiając że stał się bardziej brutalny i brudny.

- Taki potrzebujący - wysapałem, gdy szatyn wręcz zdzierał ze mnie spodenki.

- Uzależniasz mnie od siebie - wymamrotał niepewnie, delikatnie łamiąc słowo.

-Tak, tak - mruknąłem kompletnie nie zawracając uwagi na sens jego wypowiedzi. Byłem pijany i napalony, chcę go tylko teraz przelecieć.

- Będzie boleć jeszcze bardziej, prawda? Nie mamy lub... lubrykantu - zawahał się.

- Mamy ślinę, działa tak samo, tylko mniej skutecznie - wymamrotałem, próbując ściągnąć swoją koszulkę.

- Załóżmy, że ci wierzę - przewrócił się grzecznie na brzuch i czekał.

Złapałem w dłonie jego pulchne pośladki i rozdzieliłem je, patrząc jak jego dziurka niespokojnie drży. Naśliniłem swoje dwa palce i bez większego zastanowienia wepchnąłem je w niego.

Podciągnął się na kolana i wypiął z cichutkim jękiem.

- Dlaczego to jest tak przyjemne - wysapał, bujając ostrożnie biodrami w rytmie moich ruchów palcami.

- Zaraz będzie jeszcze bardziej przyjemnie - szepnąłem, dokładając palec i lekko klepnąłem go w tyłek.

- Och... - zajęczał - mogę przodem do ciebie, proszę - podniósł się na prostych rękach.

- Dlaczego? - przekomarzałem się z nim, nieustannie pracując palcami w jego wnętrzu.

- Lubię patrzeć na ciebie. - Zmusił mnie, bym wyciągnął z niego palce i ułożył się przodem do mnie.

- Możesz kontynuować - uśmiechnął się.

- Chytrusek z ciebie - klepnąłem go w biodro.

Z powrotem wprowadziłem w niego palce i rozciągałem szybko, kręcenie w głowie wcale mi nie pomagało w skupieniu się na tej czynności.

- Już, wystarczy - zamruczał po dłuższej chwili. Zaczął bawić się moimi włosami z małym uśmieszkiem na twarzy.

Posadziłem go sobie na brzuchu i posunąłem otwartą dłoń pod jego usta.
- Napluj - mruknąłem, uśmiechając się, gdy widziałem zakłopotanie wymalowane na jego twarzy.

- To nie jest grzeczne - pokręcił głową niechętnie.

- Ale pomoże mi wejście w ciebie, no dalej - zachęcałem go.

- Ty to zrób - odwrócił głowę w bok i ułożył się wygodniej.

- Louis - westchnąłem - nie przedłużaj tego...

- Jesteś uparty. - Splunął w końcu na moją dłoń.

Rozsmarowałem to na swojej męskości i przysunąłem się do jego wejścia.

Złapałem za jego biodra i zacząłem opuszczać go powoli na siebie.

Skrzywił się bardzo i widziałem w jego ślicznych oczkach łzy. Aż mi się serce kraja.

- Wytrzymaj kochanie jeszcze trochę - szepnąłem, kładąc dłoń na jego podbrzuszu.

Pokręcił głową i przymknął oczy wzdychając cicho - przytulił się do mnie, przekazując mi tym bym poczekał.

Głaskałam go uspokajająco po plecach i hamowałem się, by nie wykonywać żadnych ruchów.

Miałem ogromną ochotę by go porządnie zerżnąć, ale coś mnie powstrzymywało. Powoli robię się czuły...

- Mogę już? - zapytałem po dłuższym czasie. Czułem, że nie rozluźnił się prawie wcale.

- Chwilka - sam się na mnie poruszył i potrząsnął głową, próbując się rozluźnić. - Przepraszam, nie mogę... - zaczął się denerwować.

Westchnąłem głośno i złapałem go za biodra. - Dobra, zejdź - wymamrotałem pijacko.

Podniósł się szybko i schował pod kocem. Po chwili czułem, jak się trzęsie od nerwów.

- To w porządku, Louis - powiedziałem niechętnie  - po prostu za dużo od ciebie wymagam.

- Chciałem być dobry - pociągnął nosem.

Tak, też tego chciałem - pomyślałem.

- Śpij - pocałowałem go w czoło.

- Przepraszam, Hazz - szepnął i się położył spać.

************

Wynagrodzimy ten nieudany seks kolejnym rozdziałem 😂

Dzisiaj wcześniej bo nie mam zbytnio czasu później 😘

Dużo komentarzy to szybciej i częściej rozdziały!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top