Rozdział 15
Obudził mnie głośny grzmot i szum fal.
Wyjrzałem na zewnątrz, widząc ogromną ulewę, ale o dziwo nadal jest ciepło.
Westchnąłem cicho, nakrywając głowę poduszką. Próbowałem zasnąć z powrotem, jednak po chwili usłyszałem huk i szybki oddech jakiejś osoby przy wejściu do mojej chatki.
Ktoś dosłownie skoczył na mnie, trzęsąc się na całym ciele.
Rozpoznałem w tej postaci Louisa.
Przyległ do mnie całym swoim ciałem i schował twarz w zagłębieniu mojej szyi.
- Spokojnie - szepnąłem, gładząc go uspokajająco po plecach.
Sięgnąłem na podłogę po koc i okryłem go całkiem. Był przemoczony i przerażony. Nawet się nie odzywał.
Zacząłem delikatnie nas bujać, próbując ułatwić mu usypianie.
- Drzewo spadło na dach. - Wcisnął twarz w zagłębienie mojej szyi.
- Rano zobaczymy czy da się to jakoś naprawić - szepnąłem, nie chcąc psuć ciszy wokół nas.
W końcu zaczął się mniej trząść i oddychać spokojniej. Po dłuższej chwili zasnął wtulony w moje ciało. Wpatrywałem się w jego zarysy w ciemności.
Czuję motylki w brzuchu.
Jest piękny, cholernie dojrzały i inteligentny na swój sposób. Jest kimś, kogo szukałem przez dłuższy czas.
Przejechałem dłonią przez jego włosy, wzdychając cicho. Objąłem go ramieniem w pasie i oparłem policzek na czubku jego głowy.
Po chwili sam usnąłem, napawając się jego pięknem.
__________________________________
Obudziłem się przez nagły ruch na mojej klatce piersiowej. Momentalnie otworzyłem oczy, napotykając zlęknionego szatyna, który wpatrywał się w zaskoczoną Mię stojącą w progu mojej chatki.
- Mia, co ty tutaj robisz - westchnąłem, dotykając ramienia Louisa.
- Zayn kazał sprawdzić czy żyjesz, ale chyba już pójdę. - Pomachała Louisowi.
Szatyn patrzył z lekkim niedowierzaniem, jak Mia wychodzi z chatki.
- To właśnie była siostra Zayna - zaśmiałem się, przyciągając go bliżej siebie.
- Podobna do niego. - Pokiwał głowa i z powrotem się we mnie wtulił.
- Wiem to - zachichotałem, przytulając go mocniej do siebie.
- Więc mój mały chłopiec boi się burzy? - Przekomarzałem się z nim.
- Nie burzy, tylko dach mi się zaczął walić - wymamrotał.
- I dlatego cały się trzasłeś, jak przybiegłeś do mnie? - podniosłem brew.
- Tak? - głos mu się załamał, kiedy to powiedział.
Mały kłamczuch.
Kłamstwo wyszło na jaw, gdy piorun uderzył w prawdopodobnie pobliskie drzewo, a Louis pisnął i mocniej się we mnie wtulił.
- Nadal się nie boisz? - zaśmiałem się, przykrywając go bardziej kocem. Zrobiło się zimniej.
- Cicho... - jęknął. - Przez całe swoje dotychczasowe życie musiałem z tym jakoś walczyć, ale pomyślałem, że jak przyjdę do ciebie, to to minie - wymamrotał.
- Jesteś bezpieczny ze mną, Lou. - Pogładziłem go uspokajająco po boku.
- Nie sądzę, że w każdej sytuacji, ale trochę masz racji - zaśmiał się.
- A co to miało znaczyć? - Udałem oburzenie i zacząłem go łaskotać.
- N-nic! - pisnął, rzucając się po hamaku.
- Jasne, załaskoczę cię za kłamstwa. - Zachichotałem.
- Zostaw! - zaśmiał się, próbując odtrącić moje ręce.
- Już mi się nie chce spać, to cię pomęczę - parsknąłem.
- Ale nie w ten sposób - jęknął żałośnie.
- To jak proponujesz? - Przestałem go łaskotać i pochyliłem się nad nim.
- Nie wiem - zaśmiał się i dosięgnął moich ust całując je lekko.
Zdziwiłem się jego odwagą, jednak oddałem pocałunek.
- Czyżbyś coś sugerował? - mruknąłem w przerwie na oddech między pocałunkiem.
- Ja? Nic. - Uśmiechnął się złośliwie.
Czyżby mój mały chłopiec stał wie odważny?
- Kombinujesz coś. - Przejechałem dłonią po jego policzku.
- Mógłbyś mnie znowu tak dotykać. - Spłonął rumieńcem po tym zdaniu. Zszokowany spojrzałem na niego. Nigdy nie sądziłem, że mnie o to sam poprosi.
- Z miłą chęcią, kochanie - uśmiechnąłem się po chwili i odpiąłem jego przemoczone przez deszcz spodenki.
Opuściłem je do połowy ud i zająłem się jego udami. Zniżyłem się na hamaku i wylądowałem twarzą przy jego bokserkach.
Pocałowałem lekko wnętrze jego ud na co zadrżał. - Harry... - szepnął i sięgnął dłonią do moich włosów.
Wplatał palce w kosmyki i lekko za nie pociągnął, gdy zassałem się na jego udzie.
Robiłem mu tam malinki, specjalnie omijając jego krocze i zaśmiałem się kiedy miał zirytowaną minę jak na niego spojrzałem.
- Co to? - zapytał, patrząc na swoje nogi - zrobiłeś mi krzywdę?- zapytał dotykając sino-czerwonych śladów.
- Nie, Lou. Oznaczyłem cię, żeby nikt nie śmiał cię dotknąć tak, jak tylko mi wolno.
- Tylko ty mnie tak dotykasz - zachichotał z powrotem posłusznie się kładąc.
- Jesteś takim grzecznym chłopcem. - Nachyliłem się do jego twarzy.
- Dziękuję, tatusiu. - Uśmiechnął się, układając swoje ręce na mojej szyi.
- Lou, nie wiem czy się powstrzymam, jak tak będziesz do mnie mówił. - Aż zatrzęsło mną z pożądania.
- Powstrzymasz przed czym? - zapytał, zjeżdżając dłońmi na moją klatkę piersiową.
- Przed wypieprzeniem cię, kochanie. - Przygryzłem płatek jego ucha.
Przestał się całkiem przejmować burzą na zewnątrz, co daje mi powód do dumy.
Mogę go rozproszyć samym sobą całkowicie!
Wykorzystam to kiedyś.
- Chcesz uprawiać ze mną seks? - zapytał dość niepewnie - to znaczy „wypieprzyć"?
- Tak, tylko że wypieprzyć oznacza, że robilibyśmy to bardzo mocno. Tak na mnie działasz, kochanie. - Ucałowałem jego szyję.
- Możemy to zrobić - jęknął - chcę być dobrym chłopcem...
- Nie chcę cię zmuszać, mały. - Zacząłem robić mu malinki.
Kiedy przestałem spojrzałem na niego.
Ręce miał nad głową, był cały zarumieniony i patrzył na mnie rozpalonym wzrokiem.
- Co tak patrzysz, śliczny? - zaśmiałem się.
Opuścił znacząco wzrok na swoje krocze. Nic się nie odzywał i popchnął mnie w tył.
Wylądowałem zaskoczony na plecach i spojrzałem na niego spod przymrużonych powiek. Chłopak usiadł mi na moim kroczu i zaczął nieśmiało wykonywać delikatne kolka na mnie.
- Już miałem cię zganić za sprzeciwianie się, ale odkupiłeś swoje winy. - Sapnąłem, kładąc dłonie na jego biodrach.
Uśmiechnął się chytrze i poruszał się na mnie tak długo, aż całkowicie nie stwardniałem.
- No i co zrobiłeś? - zaśmiałem się, dociskając go bardziej do siebie i wypchnąłem biodra.
Sapnął cicho i spojrzał na mnie, nie rozumiejąc co się dzieje.
- Jak mam ci pomóc? - zapytał pewnie.
- To zależy od ciebie, skarbie. Możesz mi pomóc na bardzo dużo sposobów. - Posłałem mu zadziorny uśmieszek.
- A ty co chciałbyś, żebym zrobił? - Przejechał jeszcze raz swoją pupą po moim sporym wybrzuszeniu.
- Poczekaj... - mruknąłem i pozbyłem się swoich spodenek, zostając w samych bokserkach.
- Kontynuuj - zacisnąłem palce na jego biodrach.
Pokiwał głową zaczynając ponownie kręcić niewielkie kółka, dociskając swój tyłek do mojego krocza.
- Śmielej, kochanie. - Zachęciłem go.
Pomogłem mu złapać rytm, który mi najbardziej odpowiadał, wprowadzając w ruch jego biodra.
- Dlaczego to jest tak przyjemne, skoro to tylko ocieranie? - jęknął, podpierając się rękoma na mojej piersi.
Uśmiechnąłem się tylko, nie będąc w stanie nic wydusić z siebie, kiedy on zaczął lekko podskakiwać i mocniej napierać na moje krocze. Czułem, że jeśli dalej tak pójdzie, to po prostu go wypieprzę na tym hamaku.
- To za mało - jęknął sfrustrowany.
- Pośliń je - westchnąłem, przykładając mu do ust dwa palce.
Od razu zabrał się do roboty, patrząc mi ulegle w oczy.
- Wystarczy. - Wyciągnąłem palce z jego buzi i od razu skierowałem je w stronę jego dziurki. Parę razy przejechałem po niej wilgotnymi palcami i zachęcająco wepchnąłem same opuszki.
Zamruczał zadowolony i spojrzał na mnie zamglonym wzrokiem.
Jeszcze chwile się z nim bawiłem, aż w końcu sam nadział się na mojego palca i jęknął głośno.
Po chwili refleksji przyłożył swoją otwartą dłoń do ust.
- Spokojnie, tu cię nikt nie słyszy. Możesz jęczeć ile wlezie. - Zacząłem poruszać palcami w jego wnętrzu.
Pokręcił przecząco głową i opadł na mnie dysząc mi w szyję. -
Jak bardzo ci dobrze, kochanie? - spytałem.
- B-bardzo - wyjęczał, wbijając palce w moje barki.
- Dołożyć jeszcze jednego? - spytałem, przystawiając do jego dziurki kolejnego palca na zachętę.
- Spróbuj, tatusiu - wysapał, kręcąc biodrami i powoli nadziewał się na przestawionego palca. Brał go dość dobrze, jednak robił sobie małe przerwy, by bardziej się rozluźnić.
- Jesteś taką grzeczną dziecinką, Louis. - Uśmiechnąłem się i wpatrywałem się w miejsce, gdzie znikały moje palce.
Przejechałem wzrokiem po jego całym ciele, napawając się nim tak pięknie zdyszanym i już teraz zrujnowanym. Jego przydługa grzywka wpadała mu w oczy, ale nie przejmował się tym i wpatrywał się we mnie wygłodniałym wzrokiem.
Moja ręka szybko operowała w nim, doprowadzając go do etapu, gdzie nie mógł nic innego robić niż mówić szybkie „Harry" albo „jeju".
Rozdzielałem jego pośladki druga ręką i wchodziłem prawie całymi palcami w niego.
- Chciałbyś więcej, kochanie? - spytałem, kiedy jego ciało się wygięło. Musiałem natrafić na jego prostatę którymś z palców.
- Co masz na myśli? - wyjąkał, cały drżąc.
- Wszedłbym w ciebie moją męskością, kochanie. Wypełniłbym cię całkowicie wtedy. - Pochyliłem go do siebie i zacząłem całować po szyi.
- Dobrze, zgadzam się - pokiwał głową, wtulając się we mnie.
Uśmiechnąłem się pod nosem.
- Puść mnie, kochanie. Muszę przynieść nam potrzebne rzeczy - szepnąłem, całując go w czubek głowy.
Zsunął się ze mnie i usiadł na hamaku, przyglądając się moim poszukiwaniom gumek i lubrykantu. Po krótkiej chwili znalazłem poszukiwane rzeczy i ruszyłem w jego stronę.
- Będzie boleć? - Spojrzał na mnie niepewnie.
- Postaram się, żeby bolało jak najmniej - westchnąłem, kładąc się koło niego.
Skinął głową, wpatrując się we mnie z małym uśmieszkiem. Wciągnąłem go na swoje biodra i rozchyliłem jego uda.
Otworzyłem buteczkę lubrykantu i po zdjęciu bokserek, rozsmarowałem ciecz na swoim potrzebującym penisie.
- Ładnie pachnie - wymamrotał po chwili ciszy.
Zaśmiałem się, całując go w czoło.
- Jesteś tak cholernie uroczy - pokręciłem głową i włożyłem w niego palce sprawdzając czy jest gotowy.
Jeszcze parę razy zgiąłem w nim je, by go dobrze rozciągnąć.
Gdy uznałem, że jest gotowy, ustawiłem się przy jego wejściu. Złapałem mocno za biodra i powoli opuszczałem go na siebie.
- N-nie! - zapiszczał, gdy wszedłem w niego główką - wyjdź ze mnie, nie chcę!
- Lou, rozmawiaj ze mną. - Złapałem jego ręce i pociągnąłem na swoją pierś. - Pamiętasz jak wpadłem w twoje sidła?
Myślałem, że jesteś ludożercą. - Zaśmiałem się, zatrzymując swoje biodra w miejscu, by się przyzwyczaił.
Pokiwał głową.
- Byłem zły, że to byłeś ty, a nie jakaś smaczna zwierzyna - wymamrotał.
- Wiesz jak się bałem, że chcesz mnie utopić, jak ciągnąłeś mnie do tego wodospadu? - wsunąłem się w niego kolejny centymetr.
- Harry - zacisnął mocno oczy i ścisnął moje ramię - nigdy nie zrobiłbym nikomu krzywdy, nawet nie myślałem o tym, żeby cię utopić - westchnął po chwili.
- Po prostu cię nie znałem wtedy, teraz wiem, że jesteś słodką, potulną i kochaną istotką. - Odgarnąłem jego włosy.
- Dziękuję, tatusiu - usłyszałem zaczepny ton w jego głosie.
- Już jest dobrze, kochanie? - Spytałem, wsuwając się jeszcze trochę głębiej, ale nadal nie byłem w nim nawet w połowie.
- Czuję się dziwnie - mruknął - twoje palce mnie nie bolały, a teraz czuje jakbyś mnie rozrywał...
- To zaraz minie i będziesz czuł tylko przyjemność. - Przejechałem dłonią po jego plecach i przycisnąłem jednocześnie swoje usta do tych jego, by go jeszcze bardziej rozproszyć.
- Wejdź we mnie szybko. - Oderwał się ode mnie, gdy brakowało mu powietrza - to będzie mniej bolało, niż teraz. Tak mi się wydaje...
- Na pewno? - spojrzałem na niego uważnie.
- Tak. Zrób to, Tatusiu - szepnął - tylko całuj mnie dalej. I nie przerywaj, nawet jak będę zabierał biodra.
- Jesteś wspaniałym chłopczykiem. - Połączyłem nasze usta w niechlujnym pocałunku i wdarłem się cały do jego wnętrza szybkim i płynnym ruchem.
Zadrżał i zaczął delikatnie łkać, jednak się nie poddał i dalej z ogromną gorliwością oddawał pocałunki.
Cierpliwie się nie ruszałem w nim, mimo że miałem ogromną ochotę w końcu zacząć go pieprzyć.
- Dobry chłopiec. - Chwaliłem go między pocałunkami i nie pozwalałem na to, by czuł jeszcze większy dyskomfort niż czuje zapewne teraz.
Gdy poczułem jak rozluźnia się, delikatnie zacząłem się z niego wycofywać.
Szatyn spojrzał na mnie przerażony, jednak nic nie powiedział. Zdał się kompletnie ma moją łaskę.
- Spokojnie, zaraz minie ból. - Wsunąłem się w niego ponownie, a on skrzywił się i schował twarz w moją pierś i dyszał ciężko.
- Jesteś tak cholernie dla mnie dobry - szepnąłem, gładząc go po plecach - pięknie pomagasz tatusiowi, tak?
Skinął głową i odetchnął ciężko.
Dźwignął się na rękach by usiąść na moim penisie. Jęknął dość głośno i zacisnął oczy.
Zaczął się rozluźniać, kiedy robiłem małe kółeczka kciukami na jego biodrach, więc nie przerywałem tej czynności.
Nie możemy tego robić aż tak długo, więc podniosłem jego biodra i nie patrząc na jego wyraz twarzy, zacząłem robić krótkie, powolne i w miarę delikatne ruchy.
Wyrywały mu się co jakiś czas jęki. W końcu zaczął sapać z przyjemności i wbił mi paznokcie w ramiona, po czym zaczął robić ósemki biodrami.
- Dobry - wysapałem - no dalej kochanie, pozwól się tatusiowi pieprzyć.
- Już nie boli - szepnął, czym dał mi sygnał do działania.
Od razu zmieniłem naszą pozycję tak, by teraz on był pode mną. Zaczynam odczuwać brak normalnego łóżka, bo ten hamak zaczyna się chwiać, kiedy tego nie chcę.
Zdecydowanie nie potrafiłem dobrze się rozpędzić, gdy cały czas się bujaliśmy. Zdenerwowany podniosłem zdziwionego Louisa i powaliłem go na ziemie, po czym spokojnie zacząłem wykonywać mocne ruchy.
Objął mnie nogami w biodrach i wyginał się w łuk z każdym moim ruchem, jęcząc tak pięknie pode mną. Nie mogłem się powstrzymać od obcałowywania jego pięknego ciała, które należy tylko do mnie.
- Znowu to czuję - jęknął - chyba zaraz dojdę. - Zasygnalizował mi.
O nie, tak szybko nie będzie tego robił. Chcę się jeszcze pobawić. Zwolniłem swoje ruchy, na co spojrzał na mnie jeszcze bardziej zaskoczony.
- Dlaczego?! - pisnął.
- Nie dojdziesz tak szybko, nie pozwalam ci - uśmiechnąłem się - dobry chłopiec powinien słuchać swojego tatusia - mruknąłem, gdy widziałem jak w ogóle się nie powstrzymuje.
Zmrużył na mnie oczy i puścił moje biodra, zakładając ręce na piersi i fuknął na mnie.
- Nie obrażaj się, bo będę musiał ci dać karę - westchnąłem.
- Kazałeś być grzeczny, to jestem grzeczny - zatrzepotał do mnie rzęsami, a ja zamarłem.
Nawet nie wiedziałem, że tak głupia rzecz może na mnie zadziałać jak płachta na byka.
Westchnąłem głośno i wyszedłem z niego przewracając go na brzuch.
- Zimno - pisnął zaskoczony i poderwał się na kolana.
- Spokojnie. - Przewróciłem oczami i obniżyłem jego biodra, by móc łatwo wejść w jego wnętrze.
Sapnął na kolejną zmianę pozycji i wygiął się w jeszcze piękniejszy łuk, piersią stykając się prawie z samą podłogą. Wiedziałem, ze teraz czuje mnie o wiele głębiej.
W miarę swoich możliwości powściągliwości starałem się pieprzyć go dość lekko, bo w końcu to jego pierwszy raz. Nie miał na czym zaciskać dłoni przez co mi się ciągle zsuwał, ale wynagradzał to pięknymi jękami i wspaniałym przyjmowaniem mnie do jego wnętrza.
- Harry... tatusiu... - sapał.
Obserwowałem z iskierkami w oczach, jak mój penis znika w jego wnętrzu.
Za taki obraz naprawdę mogę umierać.
Jest jeszcze taki młody, ma piękne, niedoświadczone ciało, a ja właśnie je rujnuję.
- Proszę, szybciej. - Zaczął łkać z przyjemności i napierać na mnie biodrami, bym wchodził w niego jeszcze głębiej.
- Mogę dojść? - Zapytał, gdy raz po razie uderzałem jego prostatę.
Zawahałem się, ale sam czułem ogromny gorąc zalewający moje podbrzusze i wiedziałem, że to tylko kwestia czasu, aż sam dojdę.
- Tak, ale wytrzymaj jak najdłużej możesz, dobrze? - zapytałem, kładąc się na niego i mocno, ale to naprawdę mocno w niego wchodziłem.
Już sobie wyobrażałem, jak później będzie mnie wyzywał, za to, że będzie czuł ogromny ból w tyłku.
Jęczał głośno spoglądając na mnie kątem oka. Drżał pode mną z każdym moim ruchem.
- Blisko... - zapiszczał i naparł na mnie biodrami, popychany przez przyjemność.
Przestał się powstrzymywać, co dawało mi ogromną satysfakcję podczas obserwowania go.
Przesunął swoją dłoń na swoją męskość i jęknął głośniej. Od razu zabrałem jego dłoń i położyłem na ziemi.
Chłopiec dochodził nietknięty, prawie płacząc z przyjemności. Zacisnął się na mnie, tworząc taką ciasnotę, że ledwie mogłem się ruszać, co bardzo szybko doprowadziło mnie do szczytu.
Zalałem go nasieniem, sapiąc głośno przy jego szyi. Louisem wstrząsały bardzo potężne dreszcze i był wygięty jak struna, aż po dłuższej chwili z hukiem, który wydała jego głowa zderzająca się z podłogą, opadł plackiem na ziemię, szukając chłodu i odpoczynku.
- Podobało ci się? - zapytałem, przyciągając go do siebie, gdy ja też padłem na ziemię.
- Czy ty oszalałeś? - jęknął, starając się unormować oddech. - To jest tak dobre, lepsze od samego dotykania mnie po członku... ale to coś, co mi wypływa z tyłka już nie jest takie fajne - wymamrotał.
- Dobrze, będę dochodził poza tobą - zaśmiałem się, wyobrażając sobie jego niewinną twarz w mojej spermie.
- Chyba wolę nie próbować się podnieść. - Położył swój policzek na mojej piersi i zwinął się w kulkę przy moim boku.
- Będzie cię boleć przez parę dni - szepnąłem, gładząc go po plecach.
- Będziesz mnie nosił - ziewnął cicho.
- Zawsze to robię. - Uśmiechnąłem się i pocałowałem go w czoło.
*****************************
Kto się spodziewał?
Podobało się?
Mam nadzieję że tak kochani ^^
Do zobaczenia przy następnym!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top