25

Była niedziela, a raczej już poniedziałek. Kilka minut po pierwszej w nocy, a ja nie mogłam zasnąć. Westchnęłam z rezygnacją i podniosłam się z łóżka podchodząc do drzwi balkonowych i chwilę później byłam już na zewnątrz. Wzięłam głęboki wdech. Całe szczęście, że było ciepło. Rozejrzałam się.

- Michael? – powiedziałam cicho dostrzegając chłopaka na tarasie z tyłu sąsiedniego domu. Nie od dzisiaj byliśmy sąsiadami, ale tak naprawdę rzadko kiedy go widywałam, o rozmowie nie wspominając bo kończy się jak ta na imprezie Hooda.

Przyglądałam mu się przez chwilę, kiedy to palił papierosa. Wróciłam do pokoju i zabrałam telefon, z powrotem wychodząc na balkon, tyle że usiadłam na wiklinowym fotelu i wyciszyłam swój telefon.

Ja: hej psie

Spojrzałam na chłopaka, który chwilę później wyjął z kieszeni telefon, a cień uśmiechu pojawił się na jego ustach.

Pies: hej króliczku

Pies: co jest?

Tym razem to ja uśmiechnęłam się lekko.

Ja: nie mogę zasnąć

Pies: witam w klubie

Ja: jak go nazwiemy?

Pies: musimy go nazywać?

Ja: nie musimy

Pies: ok

Ja: ok

Pies: ok

Ja: coś się stało?

Pies: dlaczego?

Ja: wydajesz się dziwny

Ja: może to tylko dlatego, że jest późno, ale jakoś tak...

Zerknęłam na niego. Wstał chowając telefon do tylnej kieszeni spodni i wszedł do domu. Nie odpisze mi? Westchnęłam cicho i sama wróciłam do środka.

Pies: nic się nie stało, wszystko okay

Zmarszczyłam lekko brwi.

Ja: skoro tak uważasz

Pies: dzięki

Ja: za co?

Pies: za to, że nie naciskasz

- Czyli jednak coś się stało – mruknęłam.

Ja: gdybyś chciał, sam byś mi powiedział

- Czym ja się przejmuję? Idiotka.



Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top