22

Zbiegłam po metalowych schodach i jak to na moje szczęście, musiałam się potknąć na ich końcu. Cholera. Poczułam jak ktoś mnie łapie.

- Mam Cię! – spięłam się momentalnie, prostując i odsuwając się od chłopaka.

- Ashton – odetchnęłam z ulgą.

- To ja – zaśmiał się rzucając peta pod nogi i przydeptał go. – Co tam? – usłyszałam jak drzwi się otwierają, a muzyka od razu stała się głośniejsza.

- Zrobiłam coś złego, więc błagam, pomóż – powiedziałam cicho na jednym wdechu, po czym złączyłam nasze usta. Był tym zaskoczony, ale zaraz oddał pocałunek, a jedna z jego dłoni znalazła się na mojej talii. Złapałam w dłonie jego koszulę.

- Schodził ktoś tędy? – drgnęłam lekko na dźwięk jego głosu. Odsunęliśmy się od siebie i spojrzeliśmy na Michaela.

- Nie wydaje mi się – odpowiedziałam. Nasz wzrok się spotkał.

- Stara miłość nie rdzewieje? – prychnął.

- Daj spokój – westchnął blondyn.

- Mówiłem Ci, że możesz robić co chcesz – odpowiedział. – Prawda Aubrey?

- Mam na imię Audrey, kretynie i dobrze o tym wiesz.

- Oh jak mi przykro – przewrócił oczami.

- Na pewno nikt tędy nie schodził?

- Nie – odpowiedział Ashton.

- A co dziewczyn Ci zwiała? Mądra, jeszcze by się czymś zaraziła.

- Seks ponoć jest dobry na wszystko, spróbuj czasem, przyda Ci się.

- Już próbowałam i nic nie poczułam – mierzyliśmy się wręcz morderczym wzrokiem. Doskonale złapał aluzję. Odwrócił ode mnie wzrok, patrząc na blondyna, po czym odwrócił się i odszedł. Spojrzałam za nim. Zniknął w domu, a ja odetchnęłam z ulgą.

- Dzięki.

- Dzięki? Co to do cholery było? – zacisnęłam usta w wąską linię. – Ciebie szukał? - przytaknęłam niechętnie. - Audrey...

- Wyjaśnię Ci wszystko później Ash, tylko błagam nie wydaj mnie – westchnął.

- Nienawidzę Cię, wiesz? – powiedział, ale na jego ustach gościł lekki uśmiech.

- Wiem – uśmiechnęłam się szeroko. Uratowana!


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top