18
Usłyszałam jak drzwi się otwierają, a zaraz potem zamykają i przeklęcie pod nosem. Nawet mnie nie zauważył, co było całkiem zabawne, ale to lepiej, że od razu wszedł do środka niż jakby miał się rozglądać. Stał odwrócony plecami w moją stronę. Męczył się z zawiązaniem opaski. Myślałam, że będzie się opierał przed zawiązaniem jej, ale tylko ułatwia mi sprawę. Podeszłam do niego cicho.
- Pomogę Ci – powiedziałam łapiąc za sznurki. Podskoczył na dźwięk mojego głosu.
- Jezu Chryste... na zawał zejdę przez Ciebie kobieto – zawiązałam opaskę i cofnęłam się o krok, a on się odwrócił.
- Myślałam, że będziesz stawiał opór – zaśmiałam się.
- Zawsze mogę ją...- uniósł dłonie za które natychmiast złapałam.
- Nie – zabroniłam. – Nie możesz tego zrobić Michael, nie teraz.
- Kojarzę twój głos... ale za cholerę nie przypomnę sobie do kogo należy – jęknął zrezygnowany. – To irytujące – pociągnęłam go za sobą i popchnęłam na łóżko. – To już mniej – uśmiechnął się. Usiadłam okrakiem na jego udach, a jego dłonie znalazły się na moich. – Spódniczka, hmm?
- Sukienka – poprawiłam go. Podciągnął się tak, żeby usiąść, nasze nosy stykały się ze sobą lekko, a oddechy przecinały. Objął mnie ramionami w pasie i za nim się spostrzegłam złączył nasze usta w mocnym pocałunku, który od razu oddałam. Objęłam ramionami jego szyję, wplątując palce w jego włosy. Opadł z powrotem na łóżko, ciągnąc mnie za sobą, a jego dłonie zsunęły się na mój tyłek, by zacisnąć się na nim, przez co jęknęłam wprost do jego ust. Przycisnęłam biodra do jego krocza i tym razem to z jego ust wydobył się jęk. – Nie pieprzyłeś się dzisiaj z żadną, co? – zeszłam pocałunkami na jego szyję.
- Jeszcze nie. Przez ostatni tydzień, jakoś nie miałem okazji.
- To przeze mnie?
- Co, przez Ciebie?
- Powstrzymujesz się – zaśmiał się.
- Chciałabyś – poczułam jak jego dłoń wkrada się pod materiał mojej bielizny, a po chwili potarł najczulszy punkt na moim ciele. Jęknęłam wprost do jego ucha. – Wspaniały dźwięk.
- Michela niee... ah – poczułam w sobie jego palce.
- Od razu dwa.
- Tak chcesz się bawić? – burknęłam.
- Wolałbym się bawić, mogąc Cię zobaczyć.
- Ale nie możesz – westchnął.
- Ok, ok – mruknął, przyśpieszając ruchy palcami. – Tak też mi się podoba, jest inaczej. – zacisnęłam dłonie na jego koszulce. – Już jesteś blisko?
- Yhymmm... Mikeee!
- To było łatwe, jesteś bardzo wrażliwa.
- Zaraz sprawdzimy, jak bardzo ty jesteś wrażliwy...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top