Blurred Lines
Taehyung zrobił wiele durnych rzeczy w swoim życiu.
Niezałożenie okularów, zanim wyszedł do sklepu spożywczego, nie było nawet blisko tych najdurniejszych, niemniej jednak było głupim posunięciem. Zmarszczył brwi, przyglądając się dwóm puszkom, które trzymał w rękach. Jego nos prawie ich dotykał, kiedy próbował rozszyfrować, co głoszą czerwone plamy.
Nie potrafił się doczytać.
Przygryzając usta, aby powstrzymać się od wrzaśnięcia i rzucenia nimi przez alejkę, jak jakąś kulą do kręgli, odłożył je na półkę, z trochę większą dozą siły niż było to konieczne. Był zdenerwowany, chciał krzyczeć. Oczywiście, wewnętrznie, bo przecież był silnym i poukładanym dorosłym człowiekiem, więc żaden produkt spożywczy nie mógł wywołać u niego załamania nerwowego. A przynajmniej tak lubił się przekonywać. Dwudziestojednoletniemu facetowi można marzyć.
Zamrugał kilka razy, aby odegnać łzy. Sklep był całkowicie opustoszały, a jedyne czego chciał to kupić sos pomidorowy bez koncentratu, ponieważ ugotował makaron, nie wiedząc, że go nie ma i opuścił swój apartament bez. Swoich pieprzonych. Okularów.
Być może naprawdę popadłby w załamanie nerwowe, gdyby nie...
— Um, przepraszam? — Taehyung odwrócił się zaskoczony, słysząc głos.
— T-tak?
— Wybacz, ale wyglądałeś, jakbyś miał się seryjnie zaraz rozpłakać. Potrzebujesz pomocy czy coś?
— Och, czy to było, aż tak widoczne?
— Uch, ta... troszkę.
Taehyung skupił swój wzrok na nieznajomym. Z rozmytej figury potrafił tylko dostrzec potargane czarne włosy, szerokie ramiona, białą koszulkę i szare dresy. Nie mógł być młodszy więcej niż kilka lat. Taehyung skarcił się w myślach za bycie nieuważnym, właśnie w tym dniu. Ten gość mógł być uroczy, a on się o tym nigdy nie dowie.
Prawdopodobnie-uroczy gość, biorąc intensywne przyglądanie się Taehyunga za coś innego, pomachał rękami w defensywnym geście.
— Wybacz, wybacz, że ci przeszkodziłem, nie chciałem cię zdenerwować czy coś, po prostu chciałem...
Taehyung wciągnął głośno powietrze i przycisnął ręce do piersi.
— Pomocy! — rozjaśnił się nieco, przypominając, że stoi przed nim uroczy (nieuroczy?) gość — Bogowie dziś się do mnie uśmiechnęli, jesteś, jak anioł przysłany, aby pomóc śmiertelnikowi w opałach.
Złapał czarnowłosego chłopca (który był lekko zszokowany tym wszystkim) za nadgarstek i pociągnął go za sobą do półki, na której stały puszki pomidorowych sosów. Podniósł dwie, w które poprzednio się wgapiał i wepchnął mu je przed oczy, aby na nie spojrzał.
— Który z nich jest bez koncentratu?
Nastąpiła chwila ciszy.
A następnie Taehyung usłyszał chichot. Przez moment był zaskoczony. Chichot?
Krzywiąc się, potrząsną puszkami, które trzymał w rękach.
— Z czego się śmiejesz? To jest śmiertelnie poważna sprawa. Mój makaron bez sosu czeka w domu, a ja nie pozwolę, aby niewinne kluski miały zostać poświęcone.
Zdawało się to tylko śmieszyć podobno-uroczego gościa jeszcze bardziej, wbrew oczekiwaniom Taehyunga.
— Mówisz mi... że wyglądałeś, jakby pies ci właśnie umarł z powodu sosu pomidorowego bez koncentratu? — nieznajomy uśmiechnął się i być może miał przyjemny uśmiech, ale Taehyung nie mógł być pewien.
— Nie. Wyglądałem, jakby pies mi umarł, ponieważ zostawiłem swoje okulary w domu i nie potrafię przeczytać pieprzonej etykietki.
Gość z rozmazanym uśmiechem, zabrał mu obie puszki i odkładając je na miejsce, sięgnął na wyższą półkę. Taehyung nie próbował skupić wzroku na kawałku odsłoniętej skóry ponad gumką jego dresów, kiedy to robił.
Wcale.
Ledwo zdążył złapać puszkę, która została do niego rzucona, prawie ją puścił.
— To ta właściwa, w obu, które trzymałeś, był tuńczyk. Nie wiem, jak z tobą, ale ja nie znoszę tuńczyka.
Czując, jak się rumieni, Taehyung uśmiechnął się z wdzięcznością. Mówiono mu, że wyglądał wtedy ujmująco, a właśnie o to mu chodziło.
Co do cholery koleś? Jesteś najbardziej bezwstydną istotą na tej ziemi. Bez żenady. Szybko, szybko, odkup się, spoko hyung mod, aktywacja.
— Dzięki! Pójdę za to zapłacić, poszedłbyś ze mną i może mógłbym dostać twój numer, hmm?
Nie oczekując na odpowiedź, odwrócił się i ruszył w stronę kasy...
...natychmiast wchodząc w półkę.
— Wiesz — dumał Jungkook (przedstawił się Taehyungowi, kiedy nalegał, aby kupić mu paczkę lodu na dość pokaźnego guza, który znajdował się na jego czole) — Myślę, że zasługuje na trochę makaronu za wszystko, co dla ciebie tej nocy zrobiłem.
Taehyung przerwał zajmowanie się swoją krytyczną raną, zadaną w pojedynku i spojrzał na niego, unosząc brwi.
— Nikt na ciebie nie czeka? Jest trochę późno.
— Nie, mój współlokator się mną nie przejmuje.
— Większość ludzi nie wprasza się do mieszkania gościa, którego dopiero poznali, domagając się spaghetti.
— Większość ludzi nie przychodzi do sklepu w środku nocy, zapominając swoich okularów — skontrował Jungkook, obdarzając go pewnym siebie uśmieszkiem.
— Masz rację — przyznał, wzdychając.
To nie tak, że sam potajemnie planował zaprosić go do siebie.
Podczas pokonywania krótkiego odcinku drogi, jaki dzielił jego apartament i sklep, dowiedział się, że Jungkook mieszkał tylko kilka bloków dalej, rzeczywiście był od niego dwa lata młodszy, studiował, lubił tańczyć i fascynował się pomarańczowymi włosami Taehyunga.
— Nigdy nie farbowałeś swoich włosów — zapytał z zadowoleniem, dotykając włosów Jungkooka.
— Nie. Nigdy nie znalazłem czasu, aby spróbować.
— Zabiorę cię! Możemy spróbować czegoś klimatach czerwieni i fioletu, myślę, że wyglądałbyś świetnie.
— Zastanowię się — Jungkook zaśmiał się i schylił nieśmiało głowę.
Kiedy dotarli do drzwi frontowych prowadzących do apartamentu, Taehyung otworzył je i skopał buty z nóg. Wszedł do kuchni i natychmiast zaczął się krzątać.
Jungkook zawahał się, stojąc niepewnie pośrodku salonu, zanim zapytał, zaglądając przez framugę drzwi do pomieszczenia, w którym znajdował się Taehyung:
— Powinienem ci pomóc?
— Nie trzeba! — odpowiedział wesoło Taehyung, mieszając sos pomidorowy w małym garnku na kuchence — Prawie skończyłem. Możesz usiąść na kanapie.
Zastanawiał się przez chwilę czy mądrym posunięciem było zostawić praktycznie ślepego i niesamowicie gapowatego Taehyunga sam na sam z jedzeniem, ale biorąc pod uwagę, że dotarł do sklepu w jednym kawałku, stwierdził, że powinien sobie poradzić. Słyszał, jak śpiewa (czy to nie brzmiało, jak BaeBae? Wow) i postanowił zostawić go w kuchni samemu sobie.
Niemal tonąc w ogromnej kolekcji pluszaków z anime (spoglądnął z aprobatą na poduszkę z Haikyuu), jakie posiadał Taehyung, sytuacja, w jakiej się znajdował, trochę się przed nim rozjaśniła.
Taehyung, który jeszcze kilka godzin temu był dla niego prawie obcym człowiekiem, wpuścił go do swojego domu i nawet zgodził się podzielić się z Jungkookiem jedzeniem. Myślenie o tym sprawiało, że do twarzy napływała mu krew, choć wściekle próbował ją powstrzymać.
Nawet on, osoba wypierająca się swoich uczuć, musiał przyznać, że znalazł kogoś atrakcyjnego. I do cholery z nim, jeżeli Taehyung nie był atrakcyjny. Musiał być, jeżeli jasne pomarańczowe włosy wyglądały na nim, jak jego naturalny kolor. Jungkook nie wierzył w istnienie osoby umiejącej być uroczą i seksowną w tym samym czasie, ale Taehyung był chodzącym dowodem.
Nie pamiętał dokładnie, o czym rozmawiali, zbyt pochłonięty w sekretnym podziwianiu jego niesprawiedliwie przystojnej twarzy, kiedy Taehyung z nim rozmawiał (jakim cudem wyglądał uroczo, jeżeli brzmiał, jakby przeszedł przez dojrzewanie dwa razy? Jungkook nie miał pojęcia) o wszystkim i niczym, od czasu do czasu obdarowując go swoim prostokątnym uśmiechem. Jungook w tym czasie walczył z przemożną ochotą, aby go złapać i zaprzytulać na śmierć (całowanie też nie było złą opcją).
Był uroczy i zabawny i Jungkook naprawdę chciał poznać go z bliska. Uderzył się mentalnie w głowę. Uspokój się Jungkook. Dopiero co go poznałeś.
Rozglądając się, aby odgonić myśli od piekła, wypełnionego Taehyungiem, jakim teraz była jego głowa, zauważył parę okularów w grubych oprawkach. Ach, więc tutaj są.
Pochylił się i podniósł je w momencie, w którym Taehyung wypadł z kuchni, nadal z pasją nucąc utwór BigBang (jego głos był niski i zaskakująco przyjemny i Jungkook musiał się postarać, aby się opanować). Miał w rękach dwa talerze i wskoczył na miejsce obok niego.
Zanim Taehyung zdołał podać mu talerz, Jungkook schylił się i założył mu okulary na nos.
— Proszę.
Taehyung mrugnął, twarz Jungkooka była niezwykle blisko i wreszcie, kiedy mógł się jej przyjrzeć, zdał sobie sprawę, jak niesamowicie był przystojny. Przypomniał sobie moment z wcześniej, kiedy, w żartach, nazwał go aniołem. Kompletnie się z tym nie zgadzał. Anioły nie mogły być tak grzesznie atrakcyjne.
Mocno zarysowana szczęka, duże oczy, wydatny nos, wargi wykrzywione w uśmiechu, który szczerze był po prostu niegrzeczny i powinien być nielegalny. Naprawdę. Do tego, luźna koszulka Jungkooka nie podkreślała tego, jaki był umięśniony. Taehyung zanotował sobie w umyśle na później, aby założyć na niego bardziej obcisłe ubrania.
Chwila. Co.
Taehyung odchrząkną, wciskając Jungkookowi talerz do rąk.
— Jedz Jungkookie. Potrzebujesz dobrego odżywiania, jeżeli chcesz kiedyś być tak wysoki, jak ja.
Nie zdając sobie sprawy z jego nagłej zmiany, Jungkook prychnął.
— Jesteśmy tego samego wzrostu. Poza tym Jungkookie? Serio?
Taehyung był już w trakcie zapychania gardła spaghetti, ale na szczęście przełknął, zanim się odezwał.
— Jako twój hyung, mam do tego prawo. I tak w ogóle, masz mnie od teraz nazywać hyungiem. To zasada.
— Zgadzam się na to tylko dlatego, że mnie karmisz.
— Że mnie karmisz, hyung.
— ... Hyung.
Nigdy by tego nie przyznał, ale zaczynał czuć przytłaczające zauroczenie do Taehyunga. Cóż, na pewno nie przyznałby tego teraz.
Miesiąc później
Jungkook został gwałtownie zbudzony i sennie wyciągnął ręce, aby odepchnąć Taehyunga, ale zamiast tego skończył, obejmując jego głowę obiema rękami.
— ...Hyung, jeszcze wcześnie. Czego kurde chcesz?
Oczy Taehyunga się rozszerzyły, zanim zaczął grymasić. Jungkook jęknął w myślach. Był za słaby na to wszystko.
— Partnerzy nie powinni być dla siebie niemili.
— W takim razie znajdź sobie jakiegoś.
Skrzywił się na to i uderzył go lekko w klatkę piersiową, zanim położył głowę na jego ramieniu.
— Zastanawiało mnie coś.
Jungkook zabrzęczał coś i rozczesał palcami jego włosy, które teraz były jasno-różowe. Taehyung dotrzymał swojej obietnicy i zaciągnął go do salonu, dlatego jego własne miały teraz kolor ciemno-kasztanowaty. Taehyung bardzo je lubił i wykorzystywał każdą okazję, aby pogłaskać go po głowie. Jungkook nie mógł powiedzieć, że to mu przeszkadzało.
— Co?
— Podczas naszego pierwszego spotkania, co robiłeś w tym sklepie?
— Obudziłeś mnie o pieprzonej którejś tam nad ranem, aby mnie o to zapytać?
— Po prostu powiedz — odparł Taehyung, kłując go palcem w żebra.
Jungkook odwrócił się, aby być z nim twarzą w twarz i dmuchną, odgarniając grzywkę z oczu, tylko po to, aby zobaczyć, jak krzywi twarz.
— Kupowałem mleko.
— Mleko?
— Tak.
— ... Mówiłem, że z ciebie dzidziuś.
— Nie mówiłeś tak ostatniej nocy.
— O mój boże, Jungkook.
Mamrocząc pod nosem o „głupim Jungkooku i jego durnych inteligentnych ustach", Taehyung spróbował się odsunąć, ale skończył zaplątany w koce i ramiona Jungkooka, który śmiał się, próbując, wciągnąć go na powrót do łóżka.
— Kochasz mnie — zawołał śpiewnie Jungkook, zanurzając się w jego szyi.
Taehyung próbował utrzymać swoją udawaną irytację i wykręcił się, aby ugryźć go w ucho w ramach zemsty, ale nie mógł nic poradzić na uśmiech, jaki zagościł na jego ustach.
Tak, naprawdę go kochał.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top