#7

Kiedy wstałam rano okazało się, że jest już po ósmej. Zerwałam się z łóżka budząc tym Filipa.

-Co jest? - zapytał.

-Filip zaraz mam do pracy. Muszę się ogarnąć, a jestem u was. Możesz mnie jak najszybciej zawieźć do domu?

-Ta. To idź się przebierz i zaraz jedziemy.

-Okej.

Udałam się szybko do łazienki, w której w równie szybkim tempie ubrałam się. Wróciłam do chłopaka i powiedziałam, że możemy już jechać. Udaliśmy się do jego samochodu i pojechaliśmy.

***

-Witam.  Już jestem- powiedziałam do szefowej po przyjeździe.

-No nareszcie. Za 20 minut zaczynasz.

-Dobrze. 

Ułożyłam sobie w głowie plan jak oprowadzić ludzi po galerii. Postanowiłam, że pokażę im te najciekawsze i największe obrazy jakie mamy. Minęło już prawie dwadzieścia minut. Przyszło na moje oko tak z 50 osób. Kiedy nastała godzina 10.20 wypowiedziałam bardzo głośno:

-Witam państwa serdecznie na dniach otwartych. Dzisiaj przedstawię państwu najciekawsze, oraz największe obrazy, które posiadamy. Zapraszam.

Zaczęłam pokazywać i opowiadać o różnych obrazach. Kiedy byłam już w połowie mówienia o drugim zobaczyłam dwóch bardzo dobrze mi znanych mężczyzn. Jednego w krótkich blond włosach z tatuażami, i drugiego bruneta. Załamałam się kiedy biegli w stronę osób, którym mówię o dziełach. Skarciałam się w myślach za to, że poprosiłam Filipa żeby mnie zawiózł do pracy, ale udaję, że ich nie widzę i tłumaczę dalej.

Podeszłam do kolejnego obrazu.

-Tutaj mamy obraz pod tytułem "Marmur", autorstwa Taco Hamingway'a- kurwa co?! Z końca usłyszałam śmiech oczywiście Filipa i Kuby. Ludzie popatrzyli na mnie jak na debila, ale poprawiłam się i podałam poprawne dane autora.  Spojrzałam na chłopaków chłopaków stojących z tyłu i zobaczyłam Fifiego, który ma banana na twarzy, że powiedziałam o nim, i zbłaźniłam się przed tłumem ludzi.

***
Nareszcie skończyłam pracę. Już mam nadzieję, że wrócę do domu i spędzę czas z Martyną, ale jak to ktoś powiedział. Nic bardziej mylnego. Ehh. Zawołała mnie moja szefowa.

-Tak?- zapytałam po wejściu do jej gabinetu.

-Zuzia co to była za sytuacja z Marmurem?- wiedziałam. Poprostu kurwa świetnie. Muszę szukać nowej roboty.

-Jak przeszłam do tego obrazu to skojarzyło mi się to z moim znajomym, który ma płytę o tym samym tytule- tłumaczyłam załamana- jestem zwolniona, prawda?- zapytałam.

-Nie, nie! W żadnym wypadku. Widzimy się za kilka dni- powiedziała uśmiechnięta.

-Boże.. dziękuję. Do wiedzenia- wyszłam z jej gabinetu i skierowałam się do wyjścia z galerii. Zobaczyłam poloneza i Quebo z Taco. Przeszłam obojętnie obok nich, ale podeszli do mnie.

-A pani nie jedzie z nami?- usłyszałam głos Filipa.

-Wie pan. Zaliczyłam wtopę życia. Chyba podziękuję- rzuciłam i poszłam dalej, ale nie daleko bo znowu mnie złapali.

-Ale to było słodkie- znowu Filip.

-Słodkie? Prawie straciłam pracę.

-Co?

-No dobra trochę wyolbrzymiam, ale szefowa mnie zawowała do siebie po tym.

-Przepraszam. Nie moja wina, że ci się skojarzyłem- powiedział uśmiechnięty, na co wywróciłam oczami- jedziesz z nami- zapytał.

-Gdzie?

-Zawieziemy Que do studia i pojedziemy po jakieś rzeczy na obiad.

-Okej.

-To zapraszam- uśmiechnął się i podeszliśmy do jego auta.

Chłopak kulturalnie otworzył mi drzwi abym mogła wejść do niego. Usiadłam grzecznie z tyłu i ruszyliśmy.

***

Udałam się z Filipem do biedronki. Kiedy zauważyliśmy dziewczynę w czarnych roshach, popatrzyliśmy się na siebie z uśmiechem i na cały głos, na cały sklep zaczęliśmy śpiewać tekst "6 zer". Darliśmy się tak głośno, że wywalili nas. Zaczęliśmy się śmiać jak jacyś pojebani umysłowo.

-W sumie to nie lubię robić tu zakupów- powiedział Filip powstrzymując śmiech.

-Ja też- odparłam.

-To co tu jeszcze robimy?

-Ty tu przyjechałeś.

-Racja.

-No właśnie.

-------------------------------
Witam!
Jest nareszcie kolejny rozdział!
Wow!
Nie bądźcie źli, ale nie miałam weny na pisanie tego, ale już mam dzięki Nik_usiaaa.
Ona jest geniuszem i ten rozdział jest dzięki niej tak na prawdę.
Zapraszam Was na moje inne książki.
Salute!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top