∞ niewinna znajomość - vol. 8 ∞

Ptaki ćwierkały, szum morza pieścił uszy wszystkich zgromadzonych, a słońce już powoli budziło się do życia. Obraz niczym z jakiegoś filmu, prawda? Cóż, Filip mógłby zaryzykować to stwierdzenie, gdyby nie to, że obok niego wciąż znajduje się Jakub. Czuł się nadzwyczaj niekomfortowo, ponieważ zwyczajną koszulę i spodnie zastąpiły spodenki wraz z koszulą. Nie podobało mu się to, że nieznajomy ma wgląd na niektóre części jego ciała, które wcześniej tak ukrywał, ale upał definitywnie chciał, by tak się stało. Jak widać, Grabowski nie oszczędzał sobie widoków, bo otwarcie spoglądał swoimi tęczówkami, przykrytymi zapewne drogimi okularami przeciwsłonecznymi, na ciało bruneta, skanując je od góry do doły. 
— Piękna pogoda — zaczął konwersację z typowym westchnięciem, Kuba. Poprawił się na kłodzie, na której ta dwójka spędza teraźniejsze chwile i strzelił palcami. 
— W rzeczy samej — odpowiedział mu Szcześniak, starając się, by nie zwracać swojej uwagi na młodszego. Udawał, jakoby interesował go wschód słońca, ale nie miał pojęcia, że ten drugi nauczył się już rozpoznawać jego zachowania. I może to dlatego, że ten dziennik sprzed paru rozdziałów był prawdziwy. Może. 
— Muszę zajść na chwilę do swojego pokoju. Mam nadzieję, że mi to wybaczysz i zakładam, że po powrocie uraczysz mnie jeszcze chwilą swojego towarzystwa. 
Que wstał, a wraz z otrzepaniem jego spodni z kieszeni wypadł kawałek kolorowego papieru. Nim Filip zdążył mu to zgłosić, ten już zawędrował hen daleko. Ciekawość to pierwszy stopień do piekła, ale ten mimo to był skory do zobaczenia przedmiotu. Okazało się ono być serduszkiem z origami, zresztą, bardzo fachowo zrobionym serduszkiem. Jak się okazało nie był to zwyczajnie poskładany papier, bo ciekawość zawładnęła wąsaczem i odkrył on to, czego chyba nie powinien. 

Oh, Filipie. Czy jeszcze mnie dostrzegasz? Czy może moja persona zatopiła się głęboko w twoim mózgu, ustępując innym osobom? 
Twoje miodowe oczy, tak delikatne. Mógłbym zatapiać się w nich godzinami. Twoja skóra... Świeża, zapewne miękka. Pachnie jak ostatnie dni wakacji. 
Deszcz puka w bramy, czy okna mojego umysłu, ale wiedz, że gdy pojawiasz się ty, zastępuje go słońce. 
Lecz... Czy to na pewno odpowiednie?
Bo ty, bo ty mnie nie chcesz. Boś rozszarpujesz moją duszę na strzępy za każdym razem, gdy widzę to lodowate spojrzenie, skierowane w moją stronę. 
To wszystko tak idiotyczne, czemu w ogóle to piszę?
Piszę to byś wiedział, Filipie najdroższy, że z tobą mój kielich zawsze jest do połowy pełny. 


(Wywód miłosny do Taco jest mojego autorstwa. Nie jestem romantykiem, po prostu napisałam to, co mi w głowie siedzi.)

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top