∞ niewinna znajomość - vol. 5 ∞

— Jakie jest twoje ulubione jedzenie? Hm, ja swojego chyba nie potrafię wybrać — zagaił do Filipa Grabowski podczas kolejnego wieczoru, który, całkiem przypadkiem, oboje spędzali w Sali Bankietowej.
— Nie potrafisz się odczepić? — rzekł niezbyt miło wąsacz, którego wręcz rozsadzało.
— A ulubione picie? — zignorował wcześniejsze zdanie Filipa — Chociaż nie... Pewnie jest to wino, mam rację?
Szcześniak westchnął. To nie tak, że był jakimś alkoholikiem, który całe wieczory spędza przy meczu i butelce piwa, a popołudnia bijąc żonę. Lubił alkohol, a dużo bardziej go polubił, gdy zauważył to jak wiele potrafił zdziałać. Pierwszy raz zasięgnął po niego mając ledwie piętnaście lat i to tylko by przypodobać się znajomym. Fałszywe dowody osobiste, by móc wejść do klubu były już wtedy codziennością. Gdy miał osiemnaście lat było nie lepiej, tylko różnica w tym, że wtedy nie robił tego na przekór prawu. Zaczynał od imprez, zakrapianych trunkiem oczywiście, a kończył na popijaniu nawet całej butelki wódki samemu. Można powiedzieć, że nie wyobrażał sobie dnia bez tego. Przeminął mu moment, w którym ciężko było zrezygnować, tak więc skończył tutaj. Może i odrobinę starszy i z większym bagażem doświadczeń, ale tak samo bezmyślny jak wtedy. Nie no... On jest alkoholikiem.
— Słuchasz mnie w ogóle? — przerwał ciszę, która okazała się siedzieć tylko i wyłącznie w głowie bruneta, Jakub, zawiedziony postawą mężczyzny.
— Nie i nie zamierzam — wycedził przez zęby. Wolał już wypić szklankę whisky, którą darzył szczerą nienawiścią, niż jakkolwiek konwersować z tym człowiekiem.
— Wiesz, jeśli tak bardzo tego nie chcesz to zapraszam na szklaneczkę wybornego Jack'a Daniels'a. Ja zapłacę — nie dość, że ma przy sobie pieniądze i to dość spore, bo trzeba przyznać, że tutaj alkohol groszy nie kosztuje, to jeszcze jest czarnoksiężnikiem czytającym w myślach. Szcześniak przeskanował go od góry do dołu, czy aby na pewno nie wymyślił sobie tego człowieka, ale nie, on był prawdziwy.
— Następnym razem myśl trochę ciszej, bo zaczynam wiedzieć o tobie coraz więcej rzeczy — tym razem Quebo skwitował ich rozmowę i odszedł. Filip jeszcze chwilę poświęcił na myślenie nad zaistniałą sytuacją, ale nie potrafił stwierdzić jakim cudem to się wydarzyło. Ten człowiek to dziwak.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top