Władcy Smoków
Ignis wylądował w jakimś brudnym zaułku przy ruchliwej ulicy. Na szczęście nikt nie spostrzegł jego nagłego pojawienia. Zirytował się, to nie pierwszy raz, jak wyrzuciło go tak daleko od instytutu. Podróże między wymiarami wciąż sprawiały mu nie lada kłopot. W dodatku pojawił się kolejny, musiał przebrać się w mniej przykuwający wzrok ubiór, niż maskujący strój z lekko nadartym płaszczem, który podarł się, podczas zabawy ze smokiem. Nie mógł tak pokazać się w mieście, gdzie panował skwar ponad dwudziestu stopni. Już odczuwał gromadzące się na karku krople potu. Zdarł z siebie płaszcz i pozostał w samej jasnozielonej koszuli, zawiązywanej od góry czarnym sznurkiem. Podwinąwszy rękawy, stwierdził, że to musiało wystarczyć. Nim jeszcze wyszedł na ulicę, przypomniał sobie o nożach przy pasie. Raz mu się zdarzyło, że musiał uciekać przed służbami miejskimi za posiadanie broni w miejscu publicznym...Krótki fragmencikZapraszam do lektury💋…