Zatańczysz?

Patrick
  Słyszałem słowa dziewczyny choć po jej minie widziałem, że liczyła na moje niedosłyszenie. Czując jak ubrania przyklejają się do mojej skóry poczułem znajomy dreszcz. Dreszcz wspomnień o dziewczynie, która nocami tańczyła w świetle księżyca. Była wtedy taka radosna, lśniąca ale to co mnie urzekło to bijąca od niej wolność. Wyglądała tak, jakby jutro nie istniało a jedynie co tu i teraz. Zazdrościłem jej tego; chwil szczęścia na które mnie, nie było stać. Byłem tak biednym człowiekiem...
Wstając, zauważyłem że dziewczyna idzie w moje ślady i otrzepuje się z nieistniejącego kurzu. Podchodząc do dziewczyny, skłoniłem się nisko pytając z utkwionym wzrokiem w jej oczach;
-Mogę prosić do tańca madamme?
-Oczywiście - powiedziała z uśmiechem ani chwili się nie wachając jakby była na to wszystko świetnie przygotowana. Jakby odgrywała podobne sceny na co dzień. Przysuwając się do dziewczyny, oplotłem ją dłonią w talii a drugą włożyłem w jej dłoń, prowadząc powoli, krok po kroku wolny taniec. Poczułem jak Hope kładzie mi głowę na piersi i pozwala mi na całkowite kontrolowanie sytuacji. Ufa mi - pomyślałem zadowolony.
-Dlaczego uważasz, że twoje życie jest bez sensu? - zapytałem równie cicho z tą samą nadzieją, że moja nagła odwaga nie napyta mi biedy. Czułem jak dziewczyna zesztywniała na moje pytanie. Odsunęła się ode mnie ze spuszczoną głową. Obserwowałem jej zachowanie, jak siada ponownie pod drzewem oplatając kolana ramionami. Siadając obok niej miałem zamiar powiedzieć, że nie musi odpowiadać ale Hope mnie uprzedziła;
-Nie traktuj mnie jak porcelanowej laleczki bo nie raz mnie stłuczono. Nie ma sensu w tym by egzystować z dnia na dzień, wiesz? Wstajesz codziennie i patrząc przez okno widzisz w nich kraty, choć ich tam nie ma. Ale wiesz co? Te kraty są tu - powiedziała wskazując głowę - Tu są moje kraty. Ich nie da się wywarzyć wiesz? Jestem swoim własnym więźniem. Więźniem we własnym ciele, który ucieka, ucieka i ucieka ale to wszystko nadaremno. Wiesz czemu? - pokręciłem przecząco głową - Bo nie da się uciec od samego siebie.
Patrzyłem na dziewczynę, która zamilkła spoglądając na powrót w gwiazdy. Zauważyłem jak drży dlatego oddałem jej płaszcz, który dała mi matka za co w duchu jej dziękowałem. Nie odpowiedziałem na słowa dziewczyny bo nie było kłamstwa pocieszenia, które pokryje bolesną prawdę. Jedyne co powiedziałem to;
-Chodźmy do domu.
Nie stawiała oporu. Wróciliśmy spokojnie do mieszkania, całą drogę spędzając w milczeniu...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top