Rozdział 17

Patrick
Widziałem po minie dziewczyny, że domyśliła się wszystkiego nim ktokolwiek jej coś wyjaśnił. Widziałem jak zmieniła się mowa jej ciała, gdy poddała się po dłuższej chwili odpychania tej wiadomości od umysłu. Widziałem jak zamyka się w sobie i tłumi ten cały wielki ból. Spoglądając na matkę szukałem w niej wsparcia. Szukałem odpowiedzi na zadane niemo pytanie. Pytanie, jak pocieszyć kogoś kto właśnie stracił wszystko na zawsze? Najczęściej bywa tak, że w takich sytuacjach najlepiej milczeć bo słowa to tylko słowa, nic więcej. Słowa potrafią ranić jak nic innego na świecie, jeśli jednak chodzi o pocieszenie w trudnych sytuacjach ich moc maleje do zera. Patrząc na dziewczynę, krajało mi się serce. Widziałem bowiem Hope, która zginała się w pół z powodu szlochu, który powodował drżenie jej ramion. Słuchałem jak płacze i krzyczy, że to nieprawda. Sądziłem, że mogę jej pomóc. Próbowałem ją objąć lecz mnie odepchnęła gwałtownie, uderzając mnie przy tym w twarz z otwartej dłoni. Ujrzałem w jej oczach rozpacz i złość. Widziałem jak patrzy na mnie ze wzgardą by po chwili spytać;                        
 -Dlaczego skłamałeś, że go adoptowano? Dlaczego go nie upilnowałeś...                                           Wtedy zrozumiałem jaką urazę do mnie żywi. Zrozumiałem, że gdybym go wtedy nie wysłał po wodę do automatu by zostać na chwilę samemu z nieprzytomną Hope, on by żył. Opuszczając nisko głowę, szepnąłem całą prawdę nim opuściłem gabinet matki;                         -Wiesz, kiedy tak leżałaś na tym łóżku, byłem przy nim. Byłem tam każdego dnia od rana do wieczora dopóki pielęgniarki mnie nie wyganiały. Mówiłem do ciebie i to co robiłem każdego poprzedniego wieczora z twoim bratem. Pierwszego wieczora, gdy wróciliśmy do domu bez ciebie, Xavier siedział na twoim łóżku zwinięty w kłębek i mówił sam do siebie. Szeptał jakąś kołysankę czy wierszyk. Podszedłem do niego a on poprosił bym wyszedł. Zgodziłem się. Zamknąłem wówczas za sobą drzwi i poszedłem do swojego pokoju. Nie spałem tamtego dnia; słyszałem jego płacz i jego prośby. - ocierając łzy, mówiłem dalej - Wiesz, kiedy nastał ranek... wiesz co mi powiedział? - pokręciła przecząco głową, gdy po jej policzkach spływały łzy - Powiedział, że nie odejdziesz bo obiecałaś. Powiedział słowa, które powiedziałaś ty, niedawno. Powiedział, że nie odejdziesz bo powiedziałaś "razem", a to obietnica, której się nie łamie. - usłyszałem wzmożony płacz Hope, lecz mówiłem dalej dopóki chciała mnie słuchać - Poszliśmy do ciebie i siedzieliśmy przy tobie do samego wieczora. Mówiłem, że zadzwonię po moją mamę i go zabierze. Widziałem jego wycieńczenie na twarzy. Nie zgodził się, powiedział że ty byś go nie zostawiła.  
-Nie zostawiłabym... - usłyszałem jej zdławiony głos
-Drugiego wieczora również mówił tę kołysankę czy wierszyk z tą różnicą, że tym razem nie wyrzucił mnie z pokoju. Pozwolił mi siedzieć obok niego i słuchać tego, co mówił. Wtedy zrozumiałem, że była to modlitwa o ciebie. Kolejnego dnia, gdy ciebie zobaczył zapłakał po raz pierwszy odkąd cię odwiedzaliśmy. Nie rozumiałem jego zachowania, nigdy nie płakał gdy przychodziliśmy do ciebie. Wieczorem powiedział mi, że on przyjdzie po niego. Wychodząc z pokoju usłyszałem jak się żegna. Żegnał się ze mną. Uznałem to jako słowa na dobranoc. Gdybym tylko wiedział... Następnego ranka chłopak był jakiś nie swój. Rozglądał się dookoła jakby się czegoś bojąc. W szpitalu był przy tobie i kurczowo trzymał cię za dłoń. Jego strach był namacalny. Poprosiłem go by kupił mi wodę z automatu. Chciałem tylko chwilę pobyć z tobą sam na sam. Chciałem z tobą porozmawiać,rozumiesz? Gdybym tylko wiedział, że tak to się skończy... Nim Xavier wyszedł, powiedział ostatnie słowa do ciebie i więcej nie wrócił.                      
Przecierając nerwowo twarz, załkałem. Czułem się tak cholernie winny. Odkąd chłopak zniknął nie przespałem ani jednej nocy. Policja nie wiedziała gdzie on się podziewa. Nie było żadnych śladów, nic. Jakby zapadł się pod ziemię.                             - Co powiedział? - usłyszałem cichy głos Hope                                                    -Nie martw się Hoppy, ja wrócę. Razem... - powtórzyłem jego słowa na które dziewczyna upadła na kolana szlochając...

----------------------------------------
Kochani od dzisiaj można mnie śledzić na twitterze. Nick mam taki jak na watt. Zapraszam :*

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top