Ludzie kłamią...

 "Zapomniałam że ludzie to aktorzy a świat ich sceną"

Hope
-To kim ja jestem? - zapytał patrząc na mnie swoimi czarnymi jak noc oczami
Milczałam dłuższą chwilę szukając odpowiednich słów, które od dawna miałam na końcu języka lecz usta powstrzymywały mnie przed ich wypowiedzeniem. Powstrzymywały - zbyt długo.  Widząc smutną minę chłopaka, powiedziałam nim zdążyłam stchórzyć;                                 -Jesteś ramionami, które tulą mnie gdy płaczę. Jesteś ostoją do której zawsze mogę wrócić z nadzieją na lepsze jutro. Ostoją o którą nie martwię się, że mnie odrzuci. Jesteś słońcem, które świeci zza czarnych chmur dającą mi wiarę, wiarę że wciąż istnieje dla mnie jutro, wiesz? Jesteś dla mnie wszystkim co mam. Wszystkim...                                               Czułam jak po policzku spływa mi łza bo powiedziałam mu to, co powinnam powiedzieć dawno temu. Płakałam bo to była bolesna prawda; nie miałam nikogo poza nim. Bez niego byłam nikim. Opuszczając głowę ku ziemi, pragnęłam by powiedział choć słowo. Mógł nawet krzyknąć, potrzebowałam jakiejkolwiek reakcji z jego strony. Jednak on uparcie milczał. Chcąc jakoś wygrzebać się z tej żenującej sytuacji w jakiej się znalazłam, próbowałam mu wytłumaczyć co chciałam powiedzieć lecz zaczęłam gubić się we własnych słowach. Poczułam jak chłopak niespodziewanie mnie przytula, całując w czoło z szerokim uśmiechem na ustach.                              -Ja też cię kocham Hope - usłyszałam
Zszokowana jego słowami, nie oddałam gestu lecz patrzyłam na niego szeroko otwartymi oczami.
-Coś nie tak? - zapytał nawijając na palec kosmyk moich włosów
-Jak możesz kochać kogoś takiego jak ja? - zapytałam czując jak drży mi dolna warga
-To ja powinienem zadać tobie to pytanie - powiedział łagodnie z uśmiechem pełnym ciepła        
-Oboje jesteśmy nienormalni - zaśmiałam się cicho                                 -Normalność jest iluzją Hope. Cieszę się, że cię mam - wtulił się we mnie a ja oddałam jego gest z podwójną radością bo zrozumiałam, że w końcu znalazłam kogoś, kto mnie rozumie.      -Obejrzymy film manekinku? - zapytałam
-Pod jednym warunkiem - powiedział wciąż mnie tuląc do siebie
-Hm? - zapytałam czując jego przyjemne ciepło
Poczułam jak tracę grunt pod nogami, piszcząc głośno zaśmiałam się, gdy zrozumiałam, że chłopak porwał mnie w objęcia zbiegając po schodach z radością w oczach jakiej jeszcze u niego nie widziałam. Wtedy po raz pierwszy ujrzałam szczęśliwego Patricka. Wtedy po raz pierwszy oboje byliśmy prawdziwie szczęśliwi; bez udawanych uśmiechów przyklejanych na twarz z powodu sytuacji w jakiej się znaleźliśmy. Obserwowałam chłopaka, który sadzając mnie na kanapie, podszedł do stojaka z galerią filmów i przyglądał im się dłuższą chwilę. Rozglądałam się dookoła, szukając czegoś co mogłabym zrobić. Mój wzrok wrócił do Patricka, który stał w tym samym miejscu. Wstając cicho z kanapy, podążyłam w jego kierunku. Stojąc kilka stóp od niego, zrobiłam zamach i wskoczyłam mu na plecy. Patrick jednak nie stracił równowagi. Złapał mnie za nogi i pobiegł w kierunku kuchni, gdzie usiadł na blacie kuchennym wciąż mnie trzymając. Śmiałam się przytulona do niego z głową na jego ramieniu. Patrzyłam na niego a on na mnie. Zamilkłam. On również. Wyciągnęłam powoli dłoń oplatającą go w talii po czym położyłam ją na jego policzku, nie przerywając kontaktu wzrokowego. Widziałam jak obraca się i przyciąga mnie do siebie tak, że siedząc na blacie obejmowałam nogami jego talię. Ujrzałam pytanie w jego oczach. Zgodziłam się. Chłopak zaczął pochylać się ku mnie, zmniejszając odległość między nami. Zamykając oczy, poczułam jego usta na swoich. Wtedy zrozumiałam, że zakochałam się w nim po uszy.
To był mój pierwszy błąd... 
  Zapomniałam, że ludzie to aktorzy a świat ich sceną...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top