1.1 (Late Happy Birthday Ash)

Ashton wziął rączkę swojej walizki i wyszedł przez drzwi lotniska. Podszedł do pierwszej stojącej na postoju taksówki, włożył walizkę do bagażnika i wsiadł, uśmiechając się życzliwie do starszego pana. Podał adres hotelu, gdzie również znajdował się Clifford.

Spędził kilka dni w domu rodzinnym. Jego mama oraz rodzeństwo bardzo się ucieszyło z tego powodu. Nie widzieli się przez parę długich miesięcy i Ashtonowi naprawdę brakowało rodziny. Żałował, że nie mógł ich spakować do walizki i wozić ze sobą. Michael nie miał do kogo wracać i niestety zapominał, że jego przyjaciel potrzebuje czasem domu. Jego domu. Jego pokoju. Jego łóżka. Starał się wykorzystać te dni jak najbardziej się da. Zabrał Harry'ego na lody oraz wesołego miasteczka, z Lauren poszedł na zakupy, by pomóc jej w wyborze sukienki, a z mamą pijał popołudniową herbatę, zajadając się szarlotką z lodami tak, jak to mieli kiedyś w zwyczaju.

Taksówkarz zatrzymał się przed hotelem i powiedział należną kwotę. Irwin wyjął swój portfel i wręczył mężczyźnie pieniądze. Zapatrzył się na rodzinne zdjęcie, które trzymał zawsze w portfelu. Było obdarte w kilku miejscach i miało pozaginane rogi, ale dla niego miało wielką wartość sentymentalną.

Wysiadł z taksówki i wyjął swoją walizkę. Pani z recepcji dała mu dodatkowy klucz do pokoju, który miał dzielić z Michaelem. Wjechał windą, gdzie leciała denerwująca muzyczka aż wyszedł na właściwym piętrze, żeby stanąć przed drzwiami. Spodziewał się, że nikogo nie będzie. Jego przyjaciel pewnie biegał za tym blondasem jak pies za patykiem. Nie bardzo rozumiał dlaczego ten dzieciak stał się dla niego taki ważny.

Wokół łóżka Clifforda i nie tylko, panował bałagan. Z małym obrzydzeniem wziął czyste lub brudne bokserki czerwonowłosego ze swojego łóżka w dwa palce i przerzucił na drugie. Następnie rzucił się na materac i chwilę odbijał się od sprężyn. Był zmęczony po kilku godzinnym locie. Niestety nie miał szczęścia i trafił na miejsca między dziećmi. Jedno przez cały czas płakało, a drugiemu buzia się nie zamykała. Musiał się mocno powstrzymać, by nie zacząć wyrywać sobie włosów z głowy. Na szczęście przeżył i jego włosy również były w nienaruszonym stanie.

Jego powieki stały się ciężkie aż w końcu się zamknęły i Ash zasnął ciężkim snem.

Kiedy się obudził wciąż był sam w pokoju. Za oknem słońce zaczęło sunąć ku zachodowi. Jego telefon wskazywał godzinę dziewiętnastą. Było dość wcześnie i on nie chciał marnować wolnego czasu na nic nie robienie. W tym również różnił się od Clifforda. Czasem zostawiał się, dlaczego tak właściwie się przyjaźnili. Różnili się niemal wszystkim, a jednak byli dla siebie jak bracia.

Ubrał swoje spodenki ortalionowe do ćwiczeń i bluzkę z długim rękawem oraz buty sportowe. Sięgnął po telefon i słuchawki i wyszedł.

Biegł swoją zwyczajową drogą. Tą którą przemierzał, kiedy był w San Francisco. Dotarł na plażę. Po jego plecach i czole spływały kropelki potu. Otarł te z czoła wierzchem dłoni. Na plaży było dużo ludzi. Wiał przyjemny wiatr, więc również nie brakowało kolorowych latawców. Usiadł na piasku i patrzył jak kula ognia powoli zanurza się w ocean, tworząc na niebie ciepłe barwy pomarańczu, różu i fioletu. Wyjął telefon by zmienić piosenkę na bardziej nastrojową. Do tej pory słuchał samych szybkich kawałków, żeby łatwiej mu było dostosować tempo biegu i umilić sobie czas. Jego telefon zapiszczał, oznajmiając o niskim poziomie baterii, a chwilę później się wyłączył.

-Cholera. - zaklął pod nosem.

Zwinął słuchawki i włożył z powrotem do kieszeni spodenek. Położył się na piasku, kładąc ręce pod głowę. Zamknął oczy i słuchał dźwięków. Słyszał fale odbijające się o brzeg, piski ptaków, krzyki dzieci i muzykę z pobliskich pubów. Usłyszał także głośny krzyk ‘uwaga’, a następnie paraliżujący ból w okolicy pępka. Zwinął się w kulkę, wydając z siebie jęki bólu.

-O mój boże! - krzyknął ktoś nad nim - Jja przepraszam. Bardzo cię boli?

Głos chłopaka, jak mógł stwierdzić, był pełen przerażenia i troski. I chyba to sprawiło, że spojrzał na niego. Był dość młody. Miał ciemno brązowe włosy z grzywką i ciemną karnacje. Z oczu jak dwa węgielki można było odczytać wszystko co aktualnie chłopak czuje. Jego spojrzenie zmieniło się w jednej chwili od strachu do ogromnego szoku. Czyżby go rozpoznał? Ash nie bawił się w przebieranki jak Micheal. Uważał, że nie był aż tak rozpoznawalny i mógł spokojnie wychodzić, gdzie chciał bez całej tej głupiej obstawy. Zdarzały się przypadki, że tłum atakował także jego, ale wtedy grzecznie przepraszał, że nie ma czasu albo robił sobie z nimi zdjęcia i żartował, kiedy miał dłuższą chwilę wolną.

-Cholera, mój latawiec trafił Boga. - powiedział ciemnowłosy wciąż, wpatrując się z szeroko otwartymi oczami w Asha.

-Kogo? - zmarszczył brwi

-To znaczy znaczy ciebie. - chłopak mocno się zaczerwienił - Boli cię jeszcze?

Ashton podciągnął koszulkę do miejsca, w którym znajdowało się mocno zaczerwienione miejsce. Będzie siniak - pomyślał.

-Nie, już nie. - lekko nagiął prawdę.

-Uf, to dobrze. - odepchnął - Tak bardzo cię przepraszam. Tak nagle zerwał się większy wiatr i on mi się wyrwał i starałem się go złapać ale nie dałem rady i…

-W porządku. - przerwał tamtemu - Nic się strasznego przecież nie stało - uśmiechnął się promiennie - To…Chcesz zdjęcie z Bogiem?

Ciemnowłosy energicznie pokiwał głową. Ashton wstał i otrzepał się z piasku. Byli mniej więcej tego samego wzrostu. Jedynie młodszy był raczej wątłej postawy.

Wyjął swój telefon i podał Ashtonowi. Szeroko uśmiechnęli się do kamerki, a następnie Irwin poczuł na swoim policzku czyjeś usta, jednak nie przejął się zbytnio tym i wciąż pstrykał zdjęcia.

-Luke padnie z nóg jak mu powiem. - odparł kiedy przeglądał galerię - Albo nie powiem, bo będzie płakał, że nie spotkał Michaela. Jest również z tobą w San Francisco?

Ashton wytrzeszczył oczy na znajome imię.

-Czekaj, czekaj. Luke?

To są jakieś żarty - pomyślał

-No tak. Mój przyjaciel. Ma bzika na jego punkcie. Michael sprawia, że Luke jest szczęśliwy. Gdyby nie Clifford, on by się już dawno załamał. Nie miał w życiu łatwo, a jakimś cudem ten twój przyjaciel sprawia, że mój się uśmiecha.

Ashton pokiwał wolno głową. Właśnie do niego dotarło dlaczego Michaelowi tak bardzo zależało na blondynie. Clifford uwielbiał uszczęśliwiać ludzi, a Luke właśnie tego potrzebował. Jednocześnie Luke sprawiał, że Michael potrafił się przez godziny szczerzyć do telefonu. Cholera, dla niego Michael zrezygnował z wolnego czasu w domu, żeby spędzić czas Luke’iem. Może nie wszystko rozumiał, ale jakby wyznanie tego ciemnowłosego chłopaka oświeciło go.

-A ty, jak masz na imię?

-Calum.

-Wspomnę o was Michaelowi. Teraz muszę cię przeprosić, ale muszę wracać.

-Jasne. Nie zatrzymuję cię dłużej. I dziękuję. Och i jeszcze raz przepraszam za to. - wskazał na brzuch Ashtona.

-To nic. Do zobaczenia, mam nadzieję.

I odszedł.

Wyjął klucze i włożył w zamek drzwi, a te się otworzyły. Zamknął je za sobą, a klucze odłożył na komodę w małym holu. Wszedł w głąb mieszkania i usłyszał śpiew z łazienki. Tak, to na pewno Clifford. Usiadł na łóżku i postanowił poczekać aż jego przyjaciel skończy.

Woda w końcu przestała lecieć, a chwilę później w ręczniku owiniętym wokół bioder i mokrych, czerwonych włosach, które płasko przylegały do jego czoła, pojawił się Michael. Uśmiechnął się szeroko do przyjaciela, ale po chwili spochmurniał, jakby coś sobie przypomniał i zrobił obrażoną minę.

-Nie odbierałeś. - wytłumaczył - Martwiłem się.

-Rozładował mi się telefon, przepraszam. - odparł ze skruchą - Poszedłem biegać i byłem na plaży, gdzie spotkałem chłopaka i…

-I miałeś z nim szybki numerek w krzakach - przerwał Mike

-Co? Nie.- zaprzeczył głową - I on zna Luke’a.

-Tego Luke’a? - zdziwił się

-Mhm. Calum ma na imię. Fajny dzieciak.

-Wspominał coś o mnie?

-Tak. Powiedział, że dzięki tobie Luke się więcej uśmiecha. I wiesz co zauważyłem, że ty również jesteś inny. Pełny życia. Twoje oczy są inne, nie są aż tak zmęczone.

-On jest dla mnie ważny, Ash. Sprawia, że czuję się lepiej.

Ashton wiedział, że to Luke jest tym, który załata dziury w sercu Micheala.


*Moment, kiedy możesz zostawić gwiazdkę i komentarz. Motywują do dalszego pisania.*

Ten rozdział miał być dodany 7 lipca w dniu urodzin Ashtona (dlatego pisany z jego perspektywy), niestety nie udało mi się go skończyć. Ostatnio moja wena ssie.

Dziękuję za każdą gwiazdkę i komentarz 😊

Miłego dnia!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top