0.2
-Luke, zwolnij! - krzyknął Calum, który stanął, by choć chwilę móc odpocząć. Od samego rana był na nogach i oddałby wszystko za butelkę wody i przynajmniej dziesięć minut przerwy.
-Ale Cal, on tam jest. - Luke niemal skakał z ekscytacji. W ręce trzymał telefon, a w nim co chwilę pojawiały się nowe zdjęcia na instagramie Mika. Był już tak blisko, ale zarazem tak daleko od swojego idola.
-Słyszę to dzisiaj już z dwudziesty raz, Luke i ani razu go nie spotkałeś. Skąd wiesz, że te zdjęcia są aktualne? Może zrobił je wczoraj, ale dopiero dziś postanowił opublikować.
Blondyn zawrócił i podszedł do swojego ledwo żywego przyjaciela. To wcale nie było tak, że jego nie bolały nogi i nie czuł, jakby kręgosłup miał się mu zaraz złamać na pół, ale był tak zdeterminowany, że nie zwracał uwagi na takie błahostki. Michael był gdzieś blisko i on czuł to w kościach.
-Wiem, bo go znam! - zaprotestował i wziął Caluma za rękę
-Tak samo jak ja Justina Timberlaka - fuknął Cal i wyrwał dłoń - Mam już dość Luke.
Siedemnastoletni chłopak przeczesał swoje blond kosmyki i pomyślał chwilę, jakby tu skłonić w połowie nowozelandczyka i szkota do dalszej wędrówki.
-Okay, więc pomyśl w ten sposób. Michael zawsze jeździ w trasy z Ashtonem. Jeśli ty mi pomożesz spotkać Mika, ja pomogę Ci spotkać Irwina. Stoi?
Calum westchnął, a Luke wiedział, że trafił w czuły punkt i że jego przyjaciel na bank się zgodzi. Ashton nie był nikim znanym, ale to nie przeszkadzało Calumowi, by się w nim podkochiwać. No bo błagam. Kto by się nie zauroczył w tych słodkich dołeczkach i jasnobrązowych oczach.
-Stoi, ale jeśli nie spotkam Irwina to przysięgam, że własnoręcznie zrobisz mi masaż stóp.
Luke uśmiechnął się zwycięsko. Zerknął do swojego telefonu i sprawdził ostatnio dodane zdjęcie przez jego idola. Pomyślał chwilę, gdzie znajduje się owe miejsce i pociągnął za sobą zmęczonego towarzysza.
Calum był jego najlepszym i jedynym przyjacielem. On jako jedyny nie odwrócił się od Luke’a, kiedy ten przeszedł zupełne załamanie. Cal go rozumiał i on też, by tak zareagował, kiedy ktoś by go potraktował w ten sposób co ludzie potraktowali jego przyjaciela. Dziwił mu się, że jeszcze jakoś się trzymał i zdawał sobie sprawę z tego, że tą zasługą nie był on, Calum, ale Michael. Luke przyswajał jego słowa, jak mantrę i kiedy Clifford śpiewał, że będzie dobrze to Luke wiedział, że rzeczywiście tak będzie. I pewnie też dlatego z nim poszedł, żeby blondyn spotkał człowieka, któremu ufał bardziej, niż samemu sobie.
Michael natomiast chodził tu i tam. Robił zdjęcia ciekawym miejscom i udostępniał je swoim fanom. Zdawał sobie sprawę, że tylko przebranie chroniło go przed napadem tłumu jego wielbicieli. Mijał kilka grupek, które ewidentnie go szukały. Jego imię i nazwisko padało między nimi więcej razy, niż on w ciągu tygodnia jadł pizze, a każdy wiedział, że Michael pizze ubóstwiał i gdyby mógł jadłby ją na każdy posiłek. I pewnie, by tak robił, gdyby nie Ashton, który zmuszał go do jedzenia zdrowej żywności. Nie rozumiał, że Michael wychodził z założenia, że zdrowe jedzenie smakuje, jak złe jedzenie.
Kierował się właśnie na plażę, kiedy usłyszał znajomy mu głos. Myślał, że się przesłyszał, ale głos był coraz głośniejszy, więc aktualnie rudy dwudziestodwulatek odwrócił się w tym kierunku skąd dochodził i zobaczył Go. Szedł i ciągnął za sobą jakiegoś bruneta przypominającego azjatę. Miał na sobie czarne rurki i białą luźną koszulkę na ramiączka. Blond grzywka dumnie stała zaczesana do góry, a on sam wydawał się bardziej ożywiony, niż wczoraj. Może to ten brunet tak na niego działa? - pomyślał Mike, ale szybko pozbierał swoje myśli, bo co go obchodziło życie drugiego człowieka. Sam nie lubił gdy ktoś wtrącał się w jego sprawy
-Calum, to tutaj! - krzyknął Luke i rozejrzał się uważnie do okoła szukając czerwonej czupryny w tłumie innych osób - Ale to niemożliwe. Jeszcze dwie minuty temu dodał stąd zdjęcie. Musi gdzieś tu być!
-Luke, tłumaczę ci, że te zdjęcia najprawdopodobniej nie są z dzisiaj. On nie podróżuje samolotem po mieście i nie może w jednej minucie być tu, a w następnej na drugim końcu San Francisco.
A więc to jego Luke szukał. Mike nie wierzył, że sama jego obecność w czyimś mieście może tak zmienić człowieka z dnia na dzień. Ale w rzeczywistości Luke wcale się nie zmienił. Wciąż jego dzień był szary tyle, że bez deszczu. No i może z jednym promyczkiem słońca, jakim był Michael.
-To nie ma sensu. Lukey, proszę wracajmy do domu.
I Luke, jakby zgasł. Mike mógł z odległości zobaczyć jego szkolne oczy, w których odbijały się promienie słońca. Calum przytulił blondyna, a ten cicho płakał w jego ramię. Jego przyjaciel miał rację. Zdjęcia pewnie były stare, a Michaela nie było tu od wczoraj. Łudził się cały czas, że to jednak nieprawda, że jego idol tu dalej jest. I Luke nawet nie wiedział, jaką cholerną miał rację. Mike'a nagle złapała wyrzuty sumienia. Nie chciał, żeby ktoś przez niego płakał (no chyba, że ze szczęścia i to wyłącznie tylko na koncertach), a zwłaszcza taki ktoś, jak Luke, który wydawał się potrzebować spotkania z nim jeszcze bardziej, niż inni. Poczuł nagłą ochotę pocieszenia go i nawet nie wiedział, kiedy znalazł się przy nastolatkach. Calum spojrzał na niego, jak na idiotę, ale on udawał, że tego nie widział i zabrał głos, zwracając się do zasmarkanego Luka.
-Cześć gościu od fajnej koszulki. - powiedział bardziej radośniej niż brzmiało to w jego głowie
Luke podniósł głowę z ramienia przyjaciela i spojrzał na Michaela czerwonymi od płaczu oczami. Mike zwrócił uwagę na metalowe, czarne kółeczko w dolnej wardze blondyna. Był prawie pewny, że jeszcze wczoraj go nie było, a może był tylko nie zwrócił na niego uwagi, bo zatracił się w jego oczach. Przyszło mu przez myśl, że ten kawałek metalu wygląda cholernie seksownie.
-O, cześć. - odpowiedział mu smutno - A może ty widziałeś Michaela Clifforda. Chyba nie muszę Ci go opisywać, skoro rozpoznałeś wczoraj jego nazwisko na mojej koszulce, a poza tym zajęło by to dużo czasu, a ja naprawdę chcę go zobaczyć. - mówił płaczliwym tonem, który działał na dwudziestodwulatka jak denne romansidło, na którym zawsze się rozklejał, ale nie mówił o tym głośno. Był przecież punk rockowy!
-Ma rację. - zabrał głos człowiek podobny do azjaty - Nie każ mu o nim mówić, bo jebnie ci od razu całą biografię.
Mike zaśmiał się pod nosem, ale Calum mówił prawdę. Nie raz siedzieli u Luka w pokoju i rozmawiali o słynnym Cliffordzie. Blondyn mógł spędzić cały dzień na mówieniu o nim, a Cal wtedy grzecznie siedział i słuchał, choć znał poszczególne daty na pamięć. I prawdę mówiąc, trochę przerażało go to, że znał datę pierwszego występu Michaela, a nie mógł zapamiętać daty z czasów Napoleona. Ale dopóki Luke był szczęśliwy jemu to nie przeszkadzało aż tak bardzo. Jako jego przyjaciel miał pewien obowiązek i tym obowiązkiem było uszczęśliwianie Luke’a.
Mike patrzył na blondyna i już miał powiedzieć, że to on jest tym Michaelem Cliffordem, którego on szukał, już sięgał by zdjąć tą kiczowatą perukę, ale w ostatnim momencie się opamiętał i tylko poprawił okulary na nosie. Nie mógł się ujawnić, bo to oznaczało koniec wolności. A przecież o to Michaelowi chodziło. O odrobinę prywatności i czasu spędzonego sam na sam ze sobą. Czasami wspominał czasy, kiedy jeszcze nie był popularny i z jednej strony trochę za tym tęsknił, ale gdy tylko wychodził na scenę wiedział, że tam jest jego miejsce. Przed tymi tysiącami osób, którzy byli dla niego najważniejsi i dla których on znaczył więcej, niż mu się zdawało.
-Nie, przykro mi. Nie widziałem go. Ale, hej! W końcu będzie musiał wyjść do swoich fanów. - pocieszył go Clifford
-Właśnie, Luke. Ten człowiek dobrze gada.
Luke posłał obojgu smutny uśmiech. Może ten dziwny człowiek w rudych włosach, drucianych okularach i bluzie pomimo gorącego słońca, rzeczywiście miał rację. Może to jeszcze nie czas, żeby się poddać. Automatycznie zaczął nucić piosenkę Clifforda, która była właśnie o tym, żeby się nie poddawać w nawet takich chwilach jak ta, kiedy Luke miał ochotę po prostu paść na kolana i głośno płakać.
-Dziękuję. - powiedział
Następnie się pożegnali i każdy z nich poszedł w swoim kierunku. Mike, tak jak postanowił wcześniej, na plażę, a Calum z Luke'iem do mieszkania z nadzieją, że jutro będzie lepiej. Musiało być.
⭐
*Moment, kiedy możesz zostawić gwiazdkę i komentarz. Motywują do dalszego pisania*
Siedzę w szkole, zaraz mam chemię... Ehh.
W ogóle wiecie, że Muke razem z przyjaciółmi jest na Coachelli. Luke w różowym to życie!
A co u was?
Miłego popołudnia!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top