z e r o

Siedemnastolatka wpatruje się w przestrzeń przed sobą. Nie potrafi się poruszyć. Jest całkowicie sparaliżowana przez strach. Odczuwała ból w sercu. Zupełnie jakby ktoś przebijał je ostrzem, powodując jego podział na dwie bardziej lub mniej równe części. Dziewczyna podpiera się ręką o ramę łóżka, aby jeszcze przez chwilę ustać na nogach o własnych siłach. Po chwili nie daje rady i ciężko upada na posiniaczone od ćwiczeń kolana. Z jej ust wydobywa się głośne syknięcie. 

- Jesteś zadowolona? - Pyta wpatrując się w nicość. - Czy tego właśnie chciałaś? 

Słychać śmiech. Pojedyncze kosmyki ciemnych włosów przyklejają się do mokrych od łez policzków. Nie ma siły się ruszyć, siedzi przybita do podłogi. Ból nie ustaje...

- Powiedz mi... - łka - powiedz mi... czy tego chciałaś? Zostaw mnie, słyszysz? Zostaw! - Krzyczy. Jest sama w domu, nikt nie może jej pomóc. Mimo ciągłych błagań, niebiosa nie chcą się nad nią zlitować. Musi cierpieć, bo tak zdecydowała matka, a słowo rodzicielki zawsze jest ostateczną decyzją, którą tylko sąd najwyższy może podważyć.

- Mamo... - jej głos cichnie. Już nie słychać w nim gniewu. Jest tylko ból i cierpienie. - Mamo... jeżeli mnie słyszysz... proszę, pomóż mi... to przez twoją decyzję nie mogę normalnie żyć... teraz chodź, pomóż mi mamo.

Nie potrafi pogodzić się ze swoim losem. Odkąd skończyła szesnaście lat i poszła do liceum dookoła niej zaczęły dziać się złe rzeczy... bardzo złe. Dzisiaj nadszedł dzień, w którym idzie do internatu, aby spędzić tam kolejne kilka lat swojego życia. Szkoła którą wybrała jej opiekunka jest bardzo nietypowa, ponieważ łączy liceum ze studiami. Dzięki temu kobieta może liczyć na spokój. Chociaż dziewczyna nie sprawia problemów, opiekunka nigdy nie darzyła jej szczególną sympatią. Zawsze korzystała z okazji, aby pozbyć się problemu. Przez pewien czas nawet szukała jej na siłę chłopaka, tylko po to aby nie musiała patrzeć na wychowankę i przypominać sobie śmierć przyjaciółki. Otóż pani Yi była bardzo blisko z matką siedemnastolatki, dlatego też zdecydowała zaopiekować się dziewczyną. Taka była ostatnia prośba pani Park.

Nieoczekiwanie dziewczyna podnosi głowę. Ból ustaje. Nie czuje już niczego. Niepewnie rozgląda się dookoła aby upewnić się, że jest już bezpieczna. Powoli wstaje. Podchodzi szybkim krokiem do lustra, które wisi tuż nad jej biurkiem. Wpatruje się ze smutkiem w swoje odbicie. Wory pod oczami przez wiele nieprzespanych nocy, poplątane włosy i ciało pełne siniaków. Wygląda jak niechciane dziecko z patologicznej rodziny, choć w rzeczywistości niczego jej nie brakuje. Dba o siebie, a jej wygląd w tej chwili wskazuje na coś zupełnie odwrotnego.

Wzdycha ciężko wyciskając na palec odrobinę podkładu. Nie może pozwolić aby ludzie, z którymi za trzy godziny zacznie żyć, zobaczyli ją w tak opłakanym stanie. Wystraszyłaby ich i do końca została sama. 

Dokładnie zakrywa sińce oraz niedoskonałości wywołane bezsennością i rozczesuje 'gniazdo', które ma na głowie. Po krótkim namyśle decyduje się związać włosy w luźnego koka żeby jej nie przeszkadzały. Na dworze było zimno, wiał ostry wiatr, więc swobodnie opadające utrudniłyby jej prawidłowe funkcjonowanie.

Kiedy zamierza zejść na dół, czuje ponowny ucisk w sercu. Zwija się z bólu opadając na drewnianą podłogę. 

- Teraz już nigdy nie będziesz sama - słyszy cichy głos rozbrzmiewający w jej głowie. To siostra wróciła do domu...

W jednej chwili jej serce pęka na dwie części. Dotyka lewej piersi. Czuje bliznę, jakby po przecięciu. Wzdycha głośno. Nie może już czekać... ciotka ją woła.

Siedemnastolatka stoi przed budynkiem, pustym wzrokiem przyglądając się zbierającym się pod drzwiami internatu uczniom. Nie może się uśmiechnąć aby ukryć swoje zmartwienie. Ona się boi... bardzo się boi... 

- Pamiętaj, strach jest twoim największym wrogiem, siostro - w jednej chwili odwraca się, ale dziewczyny już tam nie ma. Nabiera powietrza, musi ochłonąć zanim przekroczy bramy nowej szkoły. W końcu decyduje się na ten jeden krok, który na zawsze zmieni jej życie...

Przez ciało licealistki przeszedł nieprzyjemny dreszcz. Otrzepuje swoją nową spódniczkę, jakby chciała odpędzić od siebie wszystkie złe myśli i wspomnienia. Chce zacząć wszystko od nowa mimo tego, że wie jak bardzo jest to nierealne. 

- Nie dasz rady - dziewczyna łapie się za pierś. Zabolało, ukłucie w serce... nie do końca... Czuje tak mocny ucisk jak wcześniej, tylko że po prawej stronie. Upada na ziemię, a dookoła niej w jednej chwili zbiera się gromada uczniów. Zaczynają się pytania: co się dzieje? Ona nie odpowiada. Leży na chodniku i nieprzytomnym wzrokiem błądzi po twarzach uczniów. Widzi ją... ona podchodzi. Jest coraz bliżej. W końcu kiedy jest nad nią, uśmiecha się, aby po chwili wykonać ostateczny ruch...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top