Rozdział 10
(Szybkie ostrzeżenie, w następnych dwóch lub trzech rozdziałach będzie wzmianka o samookaleczeniu. Możesz to pominąć, nie jest to zbyt drastyczne, ale jeśli nie czujesz się komfortowo, całkowicie to rozumiem. Dziękuję za całe wsparcie!)
Pięć dni później
Draco obudził się i natychmiast zorientował, że spóźni się do pracy. Wyskoczył z łóżka, pospiesznie zakładając fartuch. Pobiegł do kuchni i wyrwał kawałek tosta z rąk Blaise'a.
— Dzięki, do widzenia, miłego dnia i co tam sobie jeszcze chcesz! — zawołał i zbiegł na dół. Podszedł do kominka na głównym podeście i przeszedł do Świętego Munga. Kobieta przy kontuarze spojrzała na niego surowo.
— Tak, wiem, że się spóźniłem, ale już jestem, przepraszam — wybełkotał i wziął leżącą przed nią podkładkę. Ruszył korytarzem i rozpoczął niezwykle pracowity dzień pracy.
Draco właśnie skończył bandażować głowę pacjenta, który spadł ze schodów, gdy weszła praktykantka.
— Malfoy, w pokoju 34 czeka na ciebie pacjentka, panna Granger — powiedziała.
— Hermiona? Co jej dolega? — zapytał.
— Myślimy, że ma infekcję starej blizny. Znowu została pocięta — odpowiedziała i wyszła.
Po upewnieniu się, że z jego pacjentem jest wszystko w porządku, poszli korytarzem do pokoju 34.
— Co takiego się stało, panno Granger? — Uśmiechnął się.
Podniosła głowę i szybko spojrzała w dół. Siedziała na krześle z podwiniętym rękawem jednej ręki, spoczywającej na stole. Jej ramię wyglądało tak, jakby miało więcej skaleczeń i było lekko opuchnięte. Kiedy go zobaczyła, zaczęła obciągać rękaw, ale usiadł obok niej i wziął ją za rękę.
— Więc, co się stało? — zapytał ponownie.
— Ja... poślizgnęłam się. Tak, poślizgnęłam się. Dwa dni temu. A potem to się zaczęło — wybełkotała.
Draco wiedział, że kłamie.
— Znowu ją pocięłaś, prawda?
— Być może — wymamrotała.
Draco potrząsnął głową i spojrzał na nią, ale ona wciąż wpatrywała się w swoje kolana.
— Dlaczego to zrobiłaś? — zapytał, biorąc pęsetę i zaczynając badać rany.
Hermiona po prostu wzruszyła ramionami i przez resztę wizyty nic nie mówiła.
— Masz niedużą infekcję, to nic wielkiego. Nakładaj tę maść na noc — powiedział i podał jej butelkę.
— Dziękuję — mruknęła i szybko wstała, ale Draco złapał ją za rękę, by ją powstrzymać.
— Poczekaj, nie tak szybko. Dlaczego znowu się pocięłaś? — zapytał.
— Ja... nie wiem. Słuchaj, muszę iść. Możemy potem o tym porozmawiać? — wyszeptała i wybiegła z pokoju.
Draco westchnął i zajął się innymi pacjentami.
~*~*~*~*~*~*~*~
Po pracy, zamiast wracać do domu, Draco poszedł do mieszkania Luny i Hermiony. Zobaczył Lunę w kuchni, ale Hermiony nigdzie nie było.
— Hej, Odklejona. Gdzie jest Hermiona? — zapytał.
— W swojej sypialni. Od kiedy mówisz do niej po imieniu? — Uśmiechnęła się.
— Od... Chyba od poprzedniego tygodnia — mruknął.
— Racja. A rozmawiałeś z nią o tym? — spytała Luna, starając się nie śmiać.
— Oczywiście, że nie. To było głupie i przypadkowe. Ona nic do mnie nie czuje — powiedział.
— A ty?
Draco otworzył usta, by coś powiedzieć, ale nie wydobyły się z nich żadne słowa. Przez chwilę myślał o tym, że ją pocałował. Zawsze wiedział, że jest naprawdę mądra, a ostatnio dostrzegł, jaka była ładna; jej oczy stanowiły idealną kombinację miodu i karmelu, a kręcone włosy były miękkie i lśniące. Zdał sobie sprawę, że zbyt długo stał z otwartymi ustami i szybko odchrząknął, znajdując coś interesującego w deskach podłogowych.
— Cóż... Nie! To znaczy, no weź, ona jest... To Hermiona, tylko... Tylko Hermiona — mruknął. Ale nie była tylko Hermioną, ale najbardziej niesamowitą osobą, jaką kiedykolwiek spotkał.
— Skoro tak mówisz — mruknęła Luna pod nosem.
— Mogę wejść? — Draco szybko zmienił temat.
— Śmiało — odpowiedziała Luna.
Draco zapukał do drzwi pokoju Hermiony, zanim je otworzył, i znalazł ją siedzącą na łóżku i czytającą książkę. Usiadł na krańcu łóżka, a ona odłożyła książkę.
— Co tam? — zapytała, starając się brzmieć zwyczajnie i sromotnie poległa.
— Po kokardkę. — Uśmiechnął się.
— Nieważne. Przyszedłeś tutaj tylko po to, by mnie zdenerwować, czy jest jakiś powód? — Westchnęła. Wyciągnął rękę i chwycił ją za ramię, sprawiając, że upadła do przodu. — Za co to było?!
— Dlaczego to zrobiłaś? — warknął, podwijając jej rękaw i pokazując bliznę. Próbowała się wyrwać, ale zacieśnił uścisk. — Powiedz mi.
— Ja... nie wiem... To był wypadek — wymamrotała.
— Nie okłamuj mnie — syknął.
— Dlaczego tak się złościsz z tego powodu?! To nie ma znaczenia! — zawołała, chwytając go za nadgarstek i odpychając. Przypadkowo zostawił ślad na jej ramieniu.
— Oczywiście, że to ma znaczenie, Miona — odpowiedział. — Dlaczego znowu to zrobiłaś?
Wpatrywała się w swoje kolana i bawiła bransoletką na nadgarstku.
— To był wypadek — wyszeptała.
— Co właśnie powiedziałem? Nie okłamuj mnie i powiedz mi, dlaczego się pocięłaś! — warknął, wstając.
— Nie zrobiłam tego! Posłuchaj, jeżeli przyszedłeś tutaj tylko po to, żeby na mnie warczeć, możesz wyjść! — krzyknęła, otwierając drzwi i wskazując na nie.
— Hermiono, próbuję ci pomóc! — krzyknął.
— NIE CHCĘ TWOJEJ POMOCY! — wrzasnęła Hermiona, złapała go za kołnierz koszuli i wypchnęła do salonu, zanim zatrzasnęła drzwi.
Draco westchnął i odwrócił się, by zobaczyć Lunę, Rona, Ginny i Harry'ego dziwnie się na niego gapiących.
— Taa, ja po prostu... — Wskazał na drzwi i ruszył w ich kierunku.
— Czekaj, czekaj. Dlaczego cię wyrzuciła? — zapytał Harry. — Znowu?
— Po prostu... nic, nie martw się — mruknął Draco.
— Posłuchaj, ostatnim razem Hermiona była tak wściekła, gdy zostawiłem ją i Harry'ego. Uderzyła mnie wiele razy, więc bądź mądry i nam to wyjaśnij — powiedział Ron.
— Hermiona przyszła dzisiaj do Świętego Munga. Znowu pocięła bliznę i ma infekcję. Próbowałem ją zapytać, dlaczego to zrobiła — wytłumaczył.
— Czekaj, ona się tnie?! — załkała Ginny.
— Nie, nie tnie się — warknął głos i odwrócili się, by zobaczyć Hermionę opartą o framugę. — Nie pocięła się celowo, to był wypadek.
— Nie jestem głupi, Hermiono, ja...
— Proszę, wyjdź z mojego mieszkania — przerwała.
— Co? — zaszydził.
— Słyszałeś mnie. Ja i Luna jesteśmy właścicielkami tego mieszkania i mam pełne prawo poprosić cię o opuszczenie go. Jeśli nie wyjdziesz, zmuszę cię — powiedziała.
— Hermiono, nie mówisz poważnie.
— Wyjdź — syknęła.
— Hermiono, proszę, ja tylko próbuję...
Wyciągnęła różdżkę i rzuciła klątwę w jego kierunku.
— Nie boję się sprawić, że opuścisz moje mieszkanie, Fretko — powiedziała niebezpiecznym tonem. Nie zauważyła, że Ron zachodzi ją od tyłu, dopóki nie odebrał jej różdżki. — Oddaj mi moją różdżkę, Ronald.
— Hermiono, musisz się uspokoić — mruknął. — Jesteś czymś wyraźnie zestresowana, więc wyluzuj. Draco tylko próbował ci pomóc i... Co ty robisz?
Hermiona wyszła na balkon, ignorując Rona. Usiadła ze skrzyżowanymi nogami, opierając się o zimną ścianę. Poczuła łzy spływające po twarzy.
Cóż, inni nie wiedzieli, że się pocięła, i to nie raz. Nie wiedzieli także, że co noc szła do łazienki i rozcinała bliznę. Wiedziała, że to jest złe i głupie, ale nie mogła się powstrzymać przed robieniem tego. To słowo zawsze będzie częścią jej i nienawidziła go całą sobą.
Po chwili drzwi się rozsunęły i Draco ukląkł obok niej. Spojrzała na niego, po czym ukryła twarz w dłoniach. Objął ją ramionami i oparł brodę na czubku jej głowy, gdy cicho płakała. Pogładził ją po włosach i ułożył na swoich kolanach.
— Już dobrze, przepraszam. Jeśli powiedziałaś, że tego nie zrobiłaś, to ci wierzę. Nie powinienem był na ciebie naskakiwać — powiedział cicho.
Bała się komukolwiek powiedzieć. Bo chociaż kochała swoich przyjaciół, nie mogła tego zrobić.
— Dziękuję, Draco. Kocham cię — mruknęła bez zastanowienia. Draco poczuł, że żołądek podchodzi mu do gardła, gdy wypowiedziała te słowa. Oczywiście miała na myśli przyjaciela, ale poczuł ścisk w brzuchu i zakręciło mu się w głowie. To był pierwszy raz, gdy ktoś mu to powiedział. — Powinieneś odpowiedzieć tym samym. — Opierała głowę o jego klatkę piersiową, mając zamknięte oczy.
— Ja ciebie też kocham, Miona — zawahał się.
Spojrzała na niego z wyrazem twarzy, którego nie mógł rozpoznać.
— Czy kiedykolwiek to powiedziałeś? — zapytała.
— Co? Oczywiście, że powiedziałem, to znaczy... tak — paplał.
— Nie powiedziałeś, prawda?
— Nigdy — wymamrotał, odwracając wzrok i patrząc na bok. Wyciągnęła rękę i odwróciła jego twarz ku sobie. — Co?
— Słyszałeś kiedyś piosenkę „Załamany"?
— Nie — odpowiedział.
— Złapałam go za twarz i wtedy powiedziałam — Podobasz mi się, bo jesteś zepsuty, załamany, tak jak ja, może to czyni mnie głupcem. Podoba mi się to, jak jesteś samotny, samotny, tak jak ja, mogę być samotna z tobą.
— Co przez to rozumiesz? — zapytał.
— Wiem, że nie jest w porządku. Nie jestem głupia i wiem, że cierpisz w środku, ale nie musisz tego przede mną ukrywać — powiedziała i zsunęła się z jego kolan.
Po czym wytarła twarz, wyciągnęła rękę, podciągnęła go i zabrała do mieszkania.
___________
Witajcie :) w piątkowy wieczór pora na kolejną część opowiadania. Ten rozdział to zupełnie inny rodzaj emocji, ale podoba mi się. A Wy co sądzicie?
Kolejny rozdział będzie w czwartek, a w niedzielę „To, co najlepsze".
Tyle ode mnie. Komentujcie i oceniajcie. Miłego tygodnia! Enjoy!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top