MNK - Teren okrucieństwa cz. 4

Usłyszał, jak w salonie aktywuje się fiuu. Męcząca nadzieja była trudna do zignorowania, ale nie było to niemożliwe.

Remus nie wróciłby; nie po czymś takim.

- Łapo?

Syriusz skulił ramiona. James. Dwie pary kroków.

- Syriuszu? – zapytała niepewnie Lily, kiedy weszła do środka razem z Jamesem.

James zapalił lampy i przechylił głowę, patrząc na niego krytycznie.

- Wyglądasz jak gówno, kumplu.

Syriusz nie odpowiedział. Nie widział w tym sensu.

Lily ominęła Jamesa i pociągnęła jedno z krzeseł otaczających stół.

- Syriuszu? Wszystko gra?

- Dlaczego miałoby nie grać? – zapytał z przygnębieniem Syriusz.

- Po tym, co się stało...

- Nic się nie stało. Zabiłem jakiegoś Ślizgona. Jakie to ma znaczenie?

Łapiąc go za ramię, James zaczął cicho:

- Łapo, ty...

Syriusz odtrącił go; krzesło zatrzeszczało po podłodze, kiedy wstał.

- Czy nie to powinniśmy robić? – zapytał ochryple. – Zabijać śmierciożerców? Czy to nie dlatego Dumbledore wprowadził nas do swojego cennego Zakonu? Żeby zabijać?

Lily wyciągnęła rękę.

- Syriuszu...

- Co? Remus was tutaj przysłał? – zapytał gorzko. – Nie potrafił tu przyjść sam, prawda? Cóż, zrobiłem to, co powinienem!

- O co ci chodzi? – zapytał cicho James. – Nie widzieliśmy się z Remusem, od kiedy opuścił kwaterę główną. Zakładaliśmy, że jest tu z tobą.

- No, jak widzisz, nie jest. Kazałem mu się odpieprzyć i wy też możecie stąd spadać. Nie potrzebuję, żebyście przychodzili i pytali o mój stan umysłu, ponieważ jest cholernie dobrze. Tak powinno być, prawda? – zapytał Jamesa. – Też być go zabił, gdybyś widział, co chciał zrobić Lily.

James spojrzał na niego.

- Syriuszu – Lily przerwała mu, zanim mógł mówić, – oczywiście, że nie zrobiłeś nic złego. Gdybyś tego nie zrobił...

- Gdybym tego nie zrobił, byłabyś martwa – warknął Syriusz. – Więc powinnaś być wdzięczna za mój wspaniały refleks.

- Ej – sprzeciwił się James i rzucając mu gniewne spojrzenie, dźgnął Syriusza palcem w pierś, – nie mów tak do niej.

- James. – Lily chwyciła go za rękaw i odciągnęła go. Jej oczy błyszczały. – Jestem wdzięczna – powiedziała miękko. – Nawet nie masz pojęcia, jak bardzo. – Jej uśmiech był drżący. – Właśnie się tego dowiedzieliśmy, więc jesteś pierwszą osobą, która dowie się, że... jestem w ciąży.

Syriusz poczuł się tak, jakby ktoś go uderzył w pierś.

James objął jej talię ramieniem. Wciąż był naburmuszony.

- To... - Syriusz wydawał się nie umieć znaleźć słów poza skrzekiem. – Gratulacje.

- Nie zrobiłeś nic złego – powiedziała zdecydowanie Lily.

Syriusz nic nie powiedział; jego złość się wyczerpała. James obserwował go, już nie marszcząc brwi.

- Słuchaj, Syriuszu – powiedział po chwili. – Chyba powinieneś z kimś porozmawiać. Z jednym ze starszych członków Zakonu. Albo Pomfrey.

- Dobrze – zgodził się Syriusz, w ogóle nie zamierzając tego robić.

- Może przyjdziesz do mojego domu? Nie powinieneś kręcić się tu całkiem sam.

- Tak, w porządku. Później. – Wyszukał wymówki. – Muszę wziąć prysznic.

- Czekaj – mruknął James. – Accio koszulka Syriusza.

Syriusz spojrzał na swoją pierś. Nie zdawał sobie sprawy z tego, że jest półnagi. Zamrugał, kiedy James podał mu koszulkę.

- Chcemy, żebyś był ojcem chrzestnym.

Syriusz ubrał koszulkę, czując, jak odrętwienie szybko się rozmywa.

- Zrobisz to, tak?

- Pewnie.

James uśmiechnął się, chwycił go za tył głowy i pociągnął go elegancko.

- Zostanę, aż nie będziesz gotowy. Tata powiedział, że weźmie cię siłą, jeśli cię nie przyprowadzę.

Syriusz potrząsnął głową.

- Nie...

- Zostaję. Po prostu siądę sobie w salonie, cicho i spokojnie.

Syriusz próbował go od tego odwieść, ale James był nieugięty.



- Był niezwykle uparty – powiedział Syriusz. Harry patrzył na niego swoimi wielkimi, zielonymi oczami.

- Więc... - Harry zastanowił się nad słowami Syriusza, – ... gdybyś nie...

- Gdybym nie zabił Mandricka, ty byś się nie urodził – zakończył Syriusz. – Myślałem o tym wiele razy. A kiedy się urodziłeś – kiedy dokładnie zobaczyłem, za co zginął – nieco łatwiej było mi go od siebie odsunąć.

Harry zmarszczył brwi.

- Nie... znaczy, przez cały ten czas wciąż o tym myślisz?

- Myślę o nim nawet teraz. To już mnie nie zżera, nie tak jak wcześniej.

Wtedy to go prześladowało.



W końcu uciekł na górę, z dala od spojrzenia Jamesa. Obudził się popołudniu, kiedy słońce wpadało przez okno. Był przesiąknięty potem; drżał.

Podczas gdy krzyk Mandricka odbijał się w jego uszach, Syriusz owinął przykryciem ramiona i przekręcił się, uciekając od promieni słońca.

Wtedy usłyszał fiuu; wiedział, że to musi być pan Potter. Teraz nie będzie możliwe, by tu został. Ale nie mógł z nimi iść. Nie zrozumieliby. Po prostu by mu powiedzieli, że nie miał wyboru. Nie miał żadnego wyboru oprócz zabicia Mandricka. Kurwa, Ślizgon był ledwie pełnoletni.

Dziecko. Zabił dziecko.

Usłyszał kroki na schodach za drzwiami. Tylko jedna para. James przyszedł sam.

Czując ulgę, Syriusz zawinął się ciaśniej i czekał, aż kroki się zbliżą. Zatrzymały się tuż przy łóżku.

Tak bardzo go dusiło w piersi, że ledwo mógł oddychać.

- Idź sobie.

- Nigdzie nie pójdę.

Syriusz zamarł.

Remus.

I bez względu na to, że całym sercem nie zgadzał się z tymi słowami, opuściły one jego usta.

- Nie chcę cię tutaj.

Materac opadł i Syriusz został odgrzebany. Remus nie ogolił się; miał na sobie takie same ubrania, jak wtedy, gdy wychodził.

- Lily powiedziała mi, co się stało.

Syriusz przeszukał jego twarz, szukając obrzydzenia. Znalazł smutek. Balansując na rękach, Remus wyszeptał:

- Dlaczego mi nie powiedziałeś?

Syriusz potrząsnął głową. Chciał to wyjaśnić, chciał coś powiedzieć, ale nie znajdował słów. Poczuł ukłucie łez, desperacko starając się je odegnać.

- Boże, Syriuszu... - Remus osunął się koło niego i pociągnął go do siebie, ignorując wyjąkany protest. A potem jego usta znalazły się wszędzie, przemieszczając się nad policzkami i nosem Syriusza. Czołem, włosami.

- Wszystko w porządku – wyszeptał Remus przy jego uchu. – Nie odejdę.

Dokładnie to Syriusz potrzebował usłyszeć. I Remus miał to na myśli. Nie odszedł. Nawet gdy w końcu Syriusz pozwolił łzom płynąć i kiedy poddał się złości.



- Przedyskutował to ze mną – powiedział Syriusz, uśmiechając się z rozbawieniem.

- Co w tym śmiesznego? – zapytał Harry.

- Nic. Remus potrafi być wyjątkowo szczery, jeśli tylko chce.

A musiał taki być. Zwłaszcza, gdy Syriusz nie chciał słuchać, że nie zrobił nic złego. Kłócili się o to wiele razy.

Ale Syriusz wiedział, że śmierć Mandricka nie była konieczna.



Kilka dni później patrzył przez okno na księżyc będący między nowiem a pełnią, w końcu wymawiając prawdę, która nie chciała odejść.

- Nie musiał umrzeć, Lunatyku.

Ze swojego miejsca na łóżku, głosem pełnym spokoju, Remus powiedział:

- Masz rację. Zabiłeś go. I tak, mogłeś być bardziej ostrożny. Pomyśleć, gdzie go pchnąć.

Syriusz drgnął.

- Dać mu moment – kontynuował Remus tym samym piaskowym tonem, – żebyście oboje mogli patrzeć, jak Lily spala się żywcem. Razem z dzieckiem.

Słowa ochłodziły żar gniewu.

- To właśnie mogło się stać – powiedział cicho Remus. – Lily powiedziała mi, że trzymał różdżkę na jej gardle, że jej włosy były przypalone, bo była tak blisko płomieni. Zamierzał ją zabić. Byłbyś w stanie żyć z tą myślą?

- Nie.

Remus podszedł do niego od tyłu. Przycisnął dłoń do serca Syriusza, przyciągnął go bliżej i wytrzymał jego zamyślone spojrzenie.

- Nie możesz zmienić tego, co się stało, Syriuszu. Musisz to zaakceptować, bo inaczej to cię zabije. A wtedy co my zrobimy bez ciebie, ech?

Syriusz nie wiedział, jak na to odpowiedzieć. Ale Remus nie narzekał. Pocałował szyję Syriusza i zwyczajnie stał z nim, bo żadne słowa nie były konieczne.



- To było kilka tygodni przed tym, jak spałem bez koszmarów – powiedział Syriusz Harry'emu. – Ale Remus miał rację. Pozwoliłem temu sobą zawładnąć.

- Ale nigdy nie przestałeś czuć się winny.

- Nie, nigdy całkowicie. I nie potrafię też zabrać twojego poczucia winy – powiedział Syriusz, choć irytowało go to, że musi to przyznać. – Ale wiem, że musisz to zaakceptować. Zaakceptować to, że twoje życie się zmieniło, a potem ruszyć przed siebie.

- Tak po prostu?

- Nie – odpowiedział Syriusz; pomasował szyję chrześniaka. – Nie tak po prostu. To nigdy nie jest takie łatwe. Ale będę tutaj, kiedykolwiek będziesz chciał o tym porozmawiać. Albo się na coś zezłościć. Już dłużej nie jesteś sam, rozumiesz

Harry skinął głową.

Uśmiechając się, Syriusz pociągnął chrześniaka do uścisku. Westchnął, opierając brodę o jego czuprynę.

- Kocham cię całkiem mocno, wiesz?

Wyobraził sobie, że słyszy śmiech w głosie Harry'ego, kiedy mamrotał:

- Wiem.

Syriusz pocałował ciemne włosy.

- I możemy siedzieć tak jak tylko długo będziesz chciał. – Ścisnął Harry'ego jeszcze raz, zanim pozwolił mu się wyprostować. Policzki jego chrześniaka były zarumienione. – Sen jest przereklamowany, bez względu na to, co mówi Remus.

Harry uśmiechnął się.

- Myślę, że nic mi już nie jest. I nawet jeśli ty nie jesteś zmęczony... - Docisnął łokieć do żeber Syriusza, –... ja jestem. – Podkreślił to szerokim ziewnięciem. Syriusz zachichotał.

- Moja opowieść nie była tak strasznie nudna, prawda?

Harry uśmiechnął się szeroko, ale potrząsnął głową.

- Jest czwarta nad ranem.

- Dopiero w pół do, nie przesadzaj – złajał go Syriusz. – Ale tak, potrzebujesz snu. – Szturchnął Harry'ego delikatnie w pierś. Harry wsunął się pod kołdrę. Syriusz pociągnął ją nieco, co wywołało kolejny uśmiech Harry'ego – jeden z tych nieśmiałych. Syriusz potargał jego włosy i powiedział cicho:

- Zwołaj, jeśli będziesz mnie potrzebował.

Harry ziewnął ponownie, kiwając głową.

- Dobranoc, Syriuszu.

- Dobranoc, dzieciaku. – Syriusz wyłączył światła. – Śpij dobrze.

Syriusz odwrócił się, kiedy dotarł do drzwi i uniósł dłoń w pożegnaniu, czym zdobył kolejny uśmiech. Uśmiechając się do siebie, Syriusz wyślizgnął się z pokoju i przeszedł przez korytarz do swojego.

Leżąc w cichej ciemności, przyglądał się srebrnemu pasmu światła na suficie. Harry'emu nic nie będzie. I Syriusz był jeszcze bardziej przekonany, że dobrze wybrał, wystawiając się na proces.

Wyszczerzył się, pozwalając, by jego umysł skierował się na potyczkę z Remusem sprzed kilku godzin. Remus był apoplektyczny na wiadomość, co planował zrobić. Co oznaczało, że jego ulga była tak dramatyczna.

Zwłaszcza, że Remus musiał czekać, aż Syriusz uspokoi się, że jego chrześniak jest cały, po tych dwóch dniach piekła, które wywołał Syriusz.

Nie był bez szwanku, ale Harry idealnie wesoły, kiedy Syriusz zostawił go za pierwszym razem.

Uśmiechając się, Syriusz zamknął oczy i oparł się o ścianę, wypuszczając oddech. Nawet w najdrobniejszych snach, nie mógłby sobie tego wyobrazić.

W końcu wolny.

A Harry był jego, tak jak powinien być zawsze.

Wszystko się zmieniło w dwa dni.

Nie całkiem wszystko.

Opuszczając brodę, Syriusz uchylił oko i przyjrzał się zamkniętym drzwiom na końcu korytarza. Był kompletnie poważny w swojej ocenie Harry'ego; obawiał się, że to od Remusa oberwie. Nie, żeby Remus kiedykolwiek to zrobił...



Zbierając się na odwagę, Syriusz podszedł do zamkniętych drzwi; stuknął kłykciami o drewno. Otworzyły się. Uśmiech, który był na twarzy Remusa od kiedy wyszli z ministerstwa, zniknął. W ciszy odsunął się i pozwolił Syriuszowi wejść do środka. Syriusz zamknął cicho drzwi, a jego odwaga osłabła. Przełknął ślinę, obserwując, jak Remus boryka się z emocjami, których nie chciał wprawiać w ruch.

- Przepraszam...

Słowa zostały połknięte przez usta Remusa. Wzięty z zaskoczenia, Syriusz nie zaprotestował, kiedy został popchnięty na drzwi, w końcu po paru chwilach znajdując sens tego wszystkiego i ujął twarz Remusa w dłonie, przyciągając go bliżej.

Remus wydał z siebie dźwięk zbyt podobny do skomlenia. Serce Syriusz opadło mu do żołądka, ale w następnej sekundzie palce wplotły się w jego włosy, usta Remusa stały tak natarczywe, że Syriusz zignorował poczucie winy i pozwolił mu wziąć to, czego potrzebował.

Po kilku chwilach oboje byli nadzy. Syriusz leżał na plecach na zimnej podłodze, gdy Remus go pieprzył. Ciało Remusa było napięte, oczy nawiedzone i było w nich więcej strachu, niż Syriusz by tego chciał. Wbijał się w Syriusza, jakby miał być to ich ostatni raz, naznaczając go, kiedy jego paznokcie wbiły się w skórę głowy Syriusza i pozostawiły siniaki na jego ramionach.

- Masz pojęcie, przez co musiałem przejść? – warknął, kiedy dłonie Syriusza odnalazły jego biodra.

- Musiałem – wyszeptał Syriusz i choć była to prawda, nie sprawiło to, że poczuł mniejszy żal.

- Wiem... boże, Syriuszu, już raz cię straciłem... - Słowa wyszły ochryple i żeby to zrekompensować, Remus pochylił się do jego gardła, a jego zęby były brutalne. – Kocham cię, głupolu.

Przez mgiełkę przyjemności, Syriusz uśmiechnął się. Remus chwycił go za włosy, odchylił głowę tak, by Syriusz mógł spojrzeć w jego brązowe oczy, w których nie było już strachu, tylko pożądanie.

- Całkiem dobrze sobie radzisz ze słowami, Luni – wycedził Syriusz.

Remus rzucił mu gniewne spojrzenie.

- Nie jestem w nastroju na twoje humorki. Irytujesz mnie.

Zamiast spoważnieć, Syriusz uśmiechnął się.

- Ale mnie kochasz.

Remus pocałował go, językiem odsuwając język Syriusza na bok, zamierzając posiadać Syriusza w każdy możliwy sposób. Syriusz poddał się badającemu go mężczyźnie, przerywając mu tylko cichym chrząknięciem, kiedy Remus zwolnił tempo poruszających się bioder, przyciągając Syriusza na krawędź.

A kiedy Syriusz był w stanie tylko szalenie przesuwać się pod nim, a jego dłonie żebrały o biodra Remusa, mógł poczuć, jak Remus uśmiecha się w jego usta.

- Tak, kocham – mruknął. – Ale jeśli kiedykolwiek zrobisz znowu coś takiego, prawdopodobnie zabiję cię.

Jego język naparł na niego, tłumiąc każdy protest, o którym mógł pomyśleć Syriusz; wszystkie spójne myśli straciły się, kiedy Remus musnął go. Jego ochrypły krzyk natychmiast został uciszony przez usta Remusa, a potem drżeli wspólnie, a ich piersi pochłaniały drgania.

Wciąż całując go leniwie, Remus uśmiechnął się, kiedy Syriusz szarpnął się. Po kolejnym długim pocałunku, Remus puścił go. Oparł czoło o czoło Syriusza, miękkim oddechem łaskocząc jego nos.

Śledząc palcami kręgosłup Remusa, Syriusz zapytał w końcu:

- Wciąż jesteś zirytowany?

- Nie aż tak bardzo. Jesteś dobry partnerem.

- Ach tak?

- Mmm, wyjątkowo... a raczej paskudnie.

Chichocząc, Syriusz pomacał dookoła za spodniami i nie patrząc, wyjął z kieszeni różdżkę.

- Urok odświeżający?

- Nie mam nic przeciwko – powiedział Remus, a jego słowa urwało ziewnięcie.

Marszcząc brwi, Syriusz wymruczał zaklęcie, po czym zapytał:

- Spałeś w ogóle od wczoraj?

- A ty?

Syriusz prześledził jego łukowate brwi.

- Zawsze byłeś taki drażliwy?

- Dwie noce się o ciebie martwiłem, Syriuszu – powiedział Remus z warknięciem.

- Wciąż jesteś zły.

- Oczywiście, że nie. – Remus westchnął, przenosząc się do siadu. – Nigdy nie byłem zły. Ale cholernie mnie przestraszyłeś.

Syriusz również westchnął, niechętnie podnosząc się, kiedy Remus podał mu koszulkę.

- Proszę – powiedział, sięgając za siebie po kołdrę z łóżka; poduszka spadła razem z nią. – Też może ci być wygodnie, jeśli nie zamierzasz robić mi wykładu.

Remus przewrócił oczami, ale wziął kołdrę.

- Nie zamierzam. Zrobiłeś, co musiałeś. Harry cię potrzebował. A poza tym... - Skóra wokół jego oczu zmarszczyła się, kiedy się uśmiechnął. – Nigdy nie widziałem cię tak szczęśliwym.

Syriusz wyszczerzył się i oparł się o podnóżek.

- Jestem wolny po czternastu latach. Wciąż w to nie wierzę.

- Ja też nie. Miałeś cholerne szczęście, że nie zabili cię w pierwszej sekundzie.

Usta Syriusza uniosły się.

- W ogóle nie jesteś zły.

Po dwóch ostrych ruchach nadgarstka, koc okrył uda Remusa.

- Jak chyba powiedziałem, jestem nieco zirytowany.

- Bardzo zirytowany – poprawił go Syriusz. – I wiem, że to było okropne ryzyko. Ale nie wiem, co jeszcze mógłbym zrobić, gdyby Dumbledore nalegał na powrót Harry'ego do Surrey. Słyszałeś, do czego zmuszali Harry'ego... mąż Petunii złamał mu nadgarstek... - Syriusz zacisnął zęby i nie kontynuował. Z łatwością udusiłby prostaka, bo przynajmniej czas spędzony w Azkabanie byłby czegoś wart. Ale już obiecał Harry'emu, że tego nie zrobi.

- Harry też wydaje się szczęśliwy – powiedział Remus cichszym głosem. – Po tym, jak na ciebie nakrzyczał – dodał z uśmiechem.

- Bawi cię to, prawda?

- Tak – odparł Remus bez smutku. – Dzięki temu ja nie musiałem na ciebie wrzeszczeć.

- Nieprzytomne pieprzenie mnie było dużo lepszą zabawą. – Zbłąkana poduszka uderzyła go w głowę. Uśmiechając się, Syriusz ułożył ją za sobą i pociągnął trochę kołdry od Remusa.

Remus uniósł brwi.

- Planujesz spać na podłodze, prawda?

- Absolutnie nie – mruknął Syriusz. – Puste łóżko na końcu korytarza jest o wiele wygodniejsze. – Zmrużył oczy, patrząc na Remusa, który znowu zmarszczył brwi. – Coś nie tak z twoim starym łóżkiem?

- Nie, ale przyszło mi do głowy, że pewnie będziesz musiał powiedzieć Harry'emu o nas.

- Coś poza tym, że razem śpimy?

Odpowiedział mu lekki uśmiech.

- Więc zamierzasz mu powiedzieć?

- Nie trzymałem tego w tajemnicy – odpowiedział Syriusz, wzruszając ramionami. – Nie spieszyliśmy się, znowu radziliśmy sobie z problemami. I to nie było adekwatne do rozmowy o Bartym Crouchu czy szczurzej kuchni.

- Szczurzej – powtórzył szeptem Remusa, ale nie chcąc ponownie przerabiać tego tematu, Syriusz zignorował to.

Zamiast tego pochylił się po pocałunek i nikt już nie wspominał o szczurach.

To była wspaniała uroczystość.



Syriusz zamknął oczy tylko po to, by otworzyć je ponownie, ale drgające światło różdżki rozproszyło go. Zmrużył oczy i podniósł się, uśmiechając się, kiedy Remus wszedł do pokoju.

- Nie możesz się ode mnie oderwać.

Remus przewrócił oczami.

- Myślę, że się przeceniasz.

Syriusz zamknął drzwi zaklęciem, prześlizgnął się ku niemu i złapał za pasek zaciskający szlafrok Remusa.

- Ja tak nie sądzę. Co mogę dla ciebie zrobić?

Uśmiechając się, Remus zgasił światło i pozwolił Syriuszowi pociągnąć się ku łóżku.

- Po prostu cię sprawdzam. Wszystko w porządku z Harrym?

- Tak sądzę. W każdym razie będzie z nim dobrze. Choć ci idioci z Surrey... - Syriusz potrząsnął głową. – Nie mogę uwierzyć, że Lily jest z nimi spokrewniona. To dziecko żyło wśród pogardy i napadów złości. Z trudnością rozpoznaje autentyczne oznaki troski.

- Kiedyś byłeś taki sam.

Syriusz przechylił głowę na bok, rozmyślając nad słowami Remusa z rozbawieniem.

- To twój sposób na powiedzenie, że jest dla Harry'ego nadzieja?

- Nie, głupku – odparł na luzie Remus, – to mój sposób na powiedzenie, że nie ma dla niego nikogo lepszego niż ty.

- Ach. Cóż, tak jest. – Uśmiechnął się, kiedy Remus szturchnął go w kolano. – Wyglądał na tak zadowolonego, że pozwolił mi zająć miejsce jego krewnych. Rozumiesz, że mógłbym zabić Dursleya. – Zachichotał, kiedy Remus otworzył usta. – Nie martw się, obiecałem Harry'emu, że tego nie zrobię.

- Przynajmniej jeden z was ma odrobinę rozsądku – mruknął Remus.

- Ej! Mam rozsądek!

- Od kiedy?

- No cóż – powiedział Syriusz, pochylając się tak, że Remus zamrugał ze zdumieniem. – Miałem na tyle rozsądku, żeby przyjść wcześniej do twojego pokoju, prawda? Chociaż, niektórzy mogą nazwać to lekkomyślnością, ponieważ byłem przekonany, że chcesz mnie uderzyć...

- Kusiło mnie...

Syriusz obniżył głos, by dorównać głosowi Remusa.

- Tak?

- Wydałeś się Ministerstwu... - Jego słowa urwały się, kiedy Syriusz poskubał wrażliwe miejsce tuż pod uchem Remusa. - ...i zostawiłeś mnie, żebym się zastanawiał, czy nie zostałeś od razu zabity. A potem ten proces... mogli odesłać cię prosto do dementorów...

Wargi Syriusza dotarły do brody Remusa.

- Nie zrobili tego...

Gardło Remusa zmarszczyło się.

- I cieszę się z tego powodu. – Jego palce odnalazły włosy na karku Syriusza, plącząc je, kiedy Syriusz pocałował go głęboko.

Kilka długich pocałunków później, kiedy oczy Remusa były błyszczące, a Syriusz czuł się tak bliski bycia pijanym, jak przed Azkabanem, przycisnął Remusa do łóżka, obserwując, jak przyjemność rozświetla jego rysy, kiedy ich ciała się do siebie dopasowały.

Tym razem był to powolny taniec; odpływ i przypływ nacisku i uczucia, kierującego nimi. Tym razem nie poganiała ich natarczywość; złość. Tylko poczucie pobudzenia Remusa – płynące przez rozmierzwione włosy, by się odbyć i wysłać falę przyjemności przez ciało Syriusza.

Wargi Remusa, które nigdy nie oderwały się od jego ust, pociągnęły ich na krawędź i z powrotem w dół, roztrzaskując na kawałki, aż nie było możliwe powiedzieć, gdzie kończył się jeden mężczyzna, a zaczynał drugi.

Byli gorącą plątaniną nóg i rąk, oddychającą razem.

- Też cię kocham, wiesz? – mruknął Syriusz przy policzku Remusa.

Koniuszki palców leniwie przeciągnęły się wzdłuż jego kręgosłupa.

- To dlatego cię nie uderzyłem.

Uśmiechając się, Syriusz przycisnął twarz do szyi Remusa. Nic się nie zmieniło. Nic i zarazem wszystko.

Miał Harry'ego. A Remus będzie przy nim już zawsze.

To więcej niż mógłby sobie wymarzyć.    



Do tej historii są jeszcze dwie miniaturki, ale zajmę się nimi dopiero, jak skończę kolejny rozdział NDH :) także czekajcie i mam nadzieję, że ta miniaturka się wam podobała :D

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top