Rozdział osiemnasty


Miłego czytania:) 

Louis siedział na fotelu przyglądając się małemu Leo, który raczkował po pokoju w zastraszająco szybkim tempie. Odwiedzanie rodziny Harry'ego było dla niego czystą przyjemnością. Cieszył się, że Gemma nie odziedziczyła po swojej matce charakteru, wtedy zapewne Niall nie wytrzymałby z nią zbyt długo. Zastanawiał się, dlaczego Harry nigdy nie zaproponował odwiedzin u swojej siostry, przecież Gemms kochała go, Niall był zwyczajnym facetem, który emanował pozytywną energią, a Leo skradał serce od pierwszej chwili. Jednak loczek jeszcze ani razu podczas rozmów z Louisem nie poruszył tematu swojej siostry i jej rodziny. To zupełnie mu nie pasowało, ale nie chciał być wścibski, więc nie pytał.

Dzisiejsze spotkanie nie było jednak przypadkowe, Louis był zawiedziony brakiem jakichkolwiek postępów w sprawie  ojca Harry'ego, ale Gemma była załamana. Tego poranka szatyn odebrał telefon od kobiety i został zmuszony do przyjścia i wymyślenia jakiegoś planu awaryjnego.

-Naprawdę chciałbym wam pomóc, ale nie wiem, co jeszcze mogę zrobić. Harry rozmawia ze mną, ale kiedy tylko zaczynam mówić o waszym ojcu, cóż delikatnie mówiąc, sprzeczamy się – powiedział patrząc na zmartwioną twarz Gemmy. – On ma jasno określony obraz ojca i jest pewny swoich racji. Nigdy nie widziałem go tak rozgorączkowanego i pełnego złości. Mówię szczerze, ja nie jestem w stanie go przekonać, przykro mi Gemma. Może ty mogłabyś z nim porozmawiać? W końcu to twój brat.

-Myślisz, że nie rozmawialiśmy na ten temat? – żachnęła się blondynka – ostatnio pokłóciliśmy się tak bardzo, że od tego czasu on nie chcę nawet nas odwiedzić, więc nie musisz mi mówić, jak zachowuję się Harry. Czasami mam ochotę zdzielić go po głowie czymś twardym, może wtedy dotarłoby do niego, jak głupio się zachowuję. Mały dupek.

-Hej nie mów tak o nim – powiedział obronnie Lou – to nie tak, że to jego wina.

-Wiem, po prostu chciałabym żeby przejrzał w końcu na oczy i zrozumiał kto jest po jego stronie, a kto nie – westchnęła,  z uśmiechem obserwując poczynania swojego małego dziecka.

-Nie żebym nie lubił swojej teściowej – zaczął cichy, jak dotąd Niall – ale dopóki ona będzie mącić w głowie Harry'emu, nasze działania nie przyniosą żadnych rezultatów.

-Sugerujesz, że mama nie powinna kontaktować się z Harrym? – zapytała, patrząc na swojego męża, który zrozumiał, że chyba nie powinien się odzywać na temat Anne.

-Już nic nie mówię – podniósł obronnie ręce, poddając się na wstępie.

-Daj spokój Niall, przecież wiem, że nie lubisz mojej mamy, ona zresztą też nie pała do ciebie ciepłymi uczuciami – stwierdziła kobieta, przewracając oczami na zachowanie męża. – Chodzi tylko o to, że nie jesteśmy w stanie odseparować Harry'ego od mamy, to się nie uda. Ona zawsze wolała spędzać czas z nim niż ze mną, chyba sami wiemy dlaczego, więc to się nie uda.

-Właśnie, ona was w ogóle odwiedza? – zapytał z zainteresowaniem Lou, ponieważ Harry nigdy nie wspominał o jakichś uroczystościach, czy spotkaniach rodzinnych, a to go trochę dziwiło.

-Dzięki bogu nie – odpowiedział z ulgą Niall, a Louis wybuchnął śmiechem, obserwując zachowanie mężczyzny.

-Taa rozumiem, co masz na myśli, ale do Harry'ego też nie przyjeżdża, ostatnio nawet do niego nie dzwoniła. Powinienem się martwić i oczekiwać nalotu w najbliższym czasie?

-Mama odwiedza Harry'ego, jeżeli czegoś od niego chcę, w innym wypadku raczej nie marnuje czasu na swoje dzieci – powiedziała Gemma z wymuszonym uśmiechem i Lou zastanawiał się, jakim człowiek jest Anne. Jej córka wypowiadała się o niej w taki pozbawiony uczuć sposób. Zresztą Louis wcale nie dziwił się Gemmie, jej matka była jedną z najgorszych osób, jakie w życiu spotkał, a przecież pracował w policji i rozmawiał już z niejednym psycholem.

-Dobrze, chciałbym z wami jeszcze posiedzieć, ale...

-Mam! – wykrzyknął Niall, podnosząc się gwałtownie – dlaczego staramy się rozmawiać z Harrym i namówić go na spotkanie? – zaczął mówić, spacerując po pokoju z Leo raczkującym tuż za nim. – Dlaczego chcemy to zrobić tak grzecznie i prosimy?

-Niall mógłbyś proszę przejść do rzeczy, jestem umówiony z Harrym, obiecałem że odbiorę go z wytwórni – Louis przerwał mu i z ulgą zaobserwował, że blondyn zatrzymał się w miejscu.

-Dobra, nie prośmy, po prostu załatwmy to spotkanie i zróbmy Harry'emu niespodziankę!

-On się na to nie zgodzi – szatyn westchnął zawiedziony, myślał że Horan wymyślił coś naprawdę dobrego.

-Czego nie rozumiesz w słowie niespodzianka? – zapytał Niall z frustracją. – To genialny pomysł, przemyślcie to. Wszyscy wiemy, że Harry sam z siebie nie zgodzi się z nim spotkać, a tak postawimy go przed faktem dokonanym.

-To może się udać – powiedziała głosem przepełnionym wątpliwościami Gemma. – Jak myślisz Lou?

-Jeżeli faktycznie nie uda nam się wymyślić niczego lepszego, sądzę że nie mamy innego wyjścia, a teraz muszę iść, bo Harry trochę świruje, kiedy zaczynam się spóźniać. Porozmawiamy jeszcze o tej całej sprawie, do zobaczenia.

Gemma obserwowała Louisa nim zniknął za drzwiami, zostawiając ich samych. Nie wiedziała, czy pomysł Nialla jest dobry, ale nie potrafili wpaść na nic lepszego, więc w ostateczności nawet taka opcja była w porządku. Zerknęła na męża, który uśmiechał się sam do siebie, a to nie oznaczało niczego dobrego.

-Lubię Louisa – powiedział Niall, nadal uśmiechając się maniakalnie. – Jak myślisz udałoby się nam zorganizować podwójną randkę?

-Przepraszam? Chcesz zorganizować sobie randkę z Louisem? – popatrzyła na niego rozbawiona, ale też zszokowana. Niall zawsze miał kretyńskie pomysły, wydawało mu się, że życie może być takie jak książki, które pisał.

-Co? Zwariowałaś? – obruszył się szybko. – Myślałem o tym, żeby umówić Louisa z Harrym. Zresztą oni mają się ku sobie prawda?

-Niallu Horanie przestań bawić się w swatkę – powiedziała, wyraźnie akcentując każde słowo – mówię poważnie – chwyciła Leo i posadziła go sobie na kolanach. – Twój tata jest taki głupiutki.

-Gemmo Horan, nie udawaj, że nie widzisz tego, co ja.

-Jak na razie jedyne co widzę, to ten stos naczyń do umycia, a z tego co pamiętam, to zobowiązałeś się coś z tym zrobić – przypomniała mu złośliwie, śmiejąc się z jego naburmuszonej miny.

-Zabijasz we mnie duszę romantyka. Tak tylko mówię, gdybyś później narzekała podczas naszej rocznicy.

-Dobrze, dobrze Niall – zgodziła się z nim, ale w myślach zastanawiała, czy może faktycznie Louis i Harry mogliby być razem. Jednak po chwili przypomniała sobie, o kim myśli. Jej brat nie byłby w stanie wejść w jakikolwiek związek, nie nadawał się do tego, nie ufał ludziom do tego stopnia. Nawet Louisowi.

***

Zaobserwował to w ciągu kilku ostatnich dni, ale miał wrażenie, że to ciągle się nasila. Listy przychodziły, może nie każdego dnia, ale były coraz bardziej nachalne, nieprzyjemne, wręcz ociekające złośliwością. Jednak nie same listy martwiły Louisa, a zachowanie Harry'ego, który owszem udawał, że wszystko jest w jak najlepszym porządku, ale wzdrygał się na niespodziewane głośne dźwięki, kilka razy sprawdzał, czy drzwi są zamknięte na wszystkie zamki i stawał się nerwowy bez powodu.

Tak było też tego dnia. Styles nie chciał wyjść na spacer, później odmówił też zrobienia zakupów, a na koniec zamknął się w pokoju na klucz i Louis słyszał, jak niespokojnie krąży po pomieszczeniu. Zastanawiał się, co ma z nim zrobić, jak ma zapewnić mu spokój i bezpieczeństwo, jak ma upewnić się, że wszystko z nim w porządku. Czasami zastanawiał się, czy przyjąłby tę pracę, gdyby wiedział z czym będzie się wiązała. Wmawiał sobie, że na pewno odmówiłby i żył w spokoju w swoim mieszkaniu, ale wiedział, że to stek kłamstw. Gdyby nie przyjął tej pracy, nie poznałby Harry'ego i... i w zasadzie to był jedyny argument, który posiadał.

Usłyszał skrzypnięcie drzwi i spojrzał w stronę z której pochodził dźwięk. Oczywiście to Harry zmierzał w jego kierunku i bez słowa zajął miejsce obok niego, zaplatając ramiona na piersi i odwracając głowę w drugą stronę. Wyglądał jak obrażone dziecko i to rozśmieszyło Louisa do tego stopnia, że zaczął śmiać się na głos, przyciągając tym spojrzenie chłopaka.

-Z czego się śmiejesz? – loczek zmrużył oczy, przyglądając mu się ze złością.

-Z ciebie – odparł zgodnie z prawdą, rozdrażniając go tym jeszcze mocniej.

-A co takiego śmiesznego zrobiłem? Oświeć mnie – warknął w jego stronę, wysuwając dumnie brodę.

-Właśnie to – wskazał na niego dłonią, nie ułatwiając niczego Harry'emu, który zupełnie go nie rozumiał.

-Co masz na myśli? – zapytał zaciekawiony, a złość wyparowała z niego natychmiastowo.

-Nic, nic – machnął ręką, nie chcąc denerwować go jeszcze bardziej, ale to, co powiedział, podziałało na loczka jak przysłowiowa płachta na byka.

-Powiedz, o co ci chodzi Louis, zachowujesz się dziwnie – młodszy obrócił się w jego stronę i przyszpilił go wzrokiem, oczekując szybkiej odpowiedzi na zadane wcześniej pytanie.

-Jesteś marudny i zachowujesz się jak rozkapryszone dziecko –powiedział szczerze nim zdążył ugryźć się w język.

Popatrzył na loczka, który miał małą zmarszczkę na czole i wyraźnie zastanawiał się nad czymś bardzo mocno.

-Chyba masz rację – wyznał nieoczekiwanie Harry, szokując tym Louisa, któremu zdawało się, że się przesłyszał – ale to nie jest moja wina – dodał po chwili marudnym tonem i chyba zorientował się, że po raz kolejny zachował się w ten sposób, bo zreflektował się od razu. – I znów to zrobiłem, widzisz? To wszystko przez ciebie.

-Przeze mnie? – Louis uniósł brew sceptycznie. – A co takiego zrobiłem?

-A czego nie zrobiłeś – prychnął Harry, przewracając oczami – w ogóle się nie przejmujesz, tak jakby nic cię nie obchodziło – powiedział loczek wymachując mu palcem przed oczami – chodźmy na spacer, chodźmy na zakupy, może od razu odwiedźmy tego prześladowcę, pewnie złóżmy mu wizytę i wypijmy razem herbatkę o siedemnastej – mówił chaotycznie, ale z każdym słowem jego głos słabł i załamywał się.

-Hej Hazz, spokojnie – przerwał mu spokojnie.

-Mam być spokojny? Ciekawe jak mam się uspokoić w takiej koszmarnej sytuacji, kiedy...

-Hej okruszku – chwycił trzęsące się dłonie Harry'ego i przyciągnął go do siebie, pozwalając mu wtulić się w swoje ciało – wiem, że trudno ci się uspokoić, ale nerwy w niczym nie pomogą, wiesz o tym prawda? – głaskał go po włosach, czując drżący oddech na swojej szyi. – Boisz się go, to zrozumiałe, ale nie możesz zamykać się w domu, jak w twierdzy i czekać na kolejny list, rozumiesz? –poczekał aż chłopak skinie głową i kontynuował dalej. – Jesteś taki dzielny, radzisz sobie świetnie, on na pewno niedługo zrezygnuje z tych głupich listów, kiedy zobaczy, że w ogóle nas to nie rusza.

-Tak myślisz? – zapytał cicho Harry, nie odsuwając się od niego.

-Jestem tego pewny, na sto procent. Zresztą zawsze mam rację, prawda? – szturchnął zielonookiego w bok – prawda? Hej nie słyszę odpowiedzi, możesz głośniej.

-Nie masz – powiedział  Harry.

-Słucham, chyba się przesłyszałem – powiedział rozbawiony, łaskocząc bok Stylesa, który wiercił się, starając się uciec przed jego dłonią. – To jak, mam rację?

-Nie masz – odparł dumnie wokalista. - Nie masz zawsze racji Louis – dodał odważniej, śmiejąc się cicho, prosto w skórę starszego mężczyzny.

-Ach tak, to teraz udowodnię ci, że mam zawsze rację, wiesz kto będzie zaraz płakał ze śmiechu i prosił o litość?

-Ty? – zapytał cicho Harry, chyba zaczynając się domyślać, co zaraz się stanie.

-Nie mój drogi Słowiku, ty – odparł, posyłając mu krzywy uśmiech, po czym zaczął łaskotać młodszego chłopca, który odpychał go, ale potrzebowałby trochę więcej siły, by poradzić sobie z Louisem.

-Louis proszę, L-Lou już dość – wydusił młodszy, z trudem łapiąc oddech.

-Kto ma zawsze rację? – ponowił pytanie ze śmiechem.

-Ty masz rację – wysapał loczek – ty Lou. – Harry odetchnął, gdy dłonie mężczyzny poklepały go uspokajająco po żebrach i tam już zostały. – Jeżeli twoje siostry były też tak przez ciebie atakowane, to na pewno cię nie lubią – stwierdził zmęczonym głosem, kładąc swoje dłonie na tych Louisa, łącząc ich palce razem.

-Bardzo śmieszne, moje siostry mnie kochają, sam kiedyś... - przerwał, kiedy nagle do jego głowy wpadł świetny plan – jestem geniuszem, jestem cholernym geniuszem.

-Tak, tak masz rację i jesteś geniuszem, tylko już dość łaskotek – powiedział ochoczo Harry, już zaczynając się odsuwać.

-Mam świetny plan na najbliższe dni, nawet nie masz pojęcia jak świetny.

***

-Gdzie oni do cholery pojechali? – zapytał, wpatrując się w zdjęcia, które wyświetlały się na ekranie laptopa.

-Nie mam pojęcia, ale na pewno nie na zakupy – zakpił drugi mężczyzna, zerkając mu przez ramię. – Mają zbyt dużo bagaży.

-Czyżby uciekali przed tajemniczym wielbicielem? – zakpił, zamykając zamaszyście laptopa. – Niech robią, co chcą, wrócą za kilka dni i wtedy pożałują, że pomyśleli o tym, żeby nas wykiwać.

-Chyba jego.

-Słucham? – obrzucił go krótkim spojrzeniem.

-Wykiwali jego, nie nas, zapominasz się.

-To tylko drobny szczegół, tak mało istotny, najważniejsze jest to, że pożałują tego, co zrobili już niedługo.

***

-Gdzie my jedziemy? – zapytał po raz kolejny Harry – to wszystko mi się nie podoba. Uprowadziłeś mnie.

-Nie uprowadziłem cię, poprosiłem tylko, żebyś się spakował, ponieważ wybieramy się na małą wycieczkę – poprawił go szatyn, prowadząc spokojnie po znanych sobie ulicach.

-To nieistotne, czuję się uprowadzony, nie wiem gdzie jedziemy. Ty nie chcesz mi nic powiedzieć, a mnie to stresuje, daj mi chociaż jakąś wskazówkę, proszę Louis – mówił szybko loczek, miętosząc w dłoniach swój sweter.

-Czy myślisz, że zawiózłbym cię gdzieś, gdzie czułbyś się źle? – zapytał, zerkając na niego krótko, skupiając się na drodze.

-Myślę, że nie zrobiłbyś tego, ale i tak jestem zdenerwowany. Jesteś zbyt tajemniczy, nie lubię tajemnic.

-O nie, nie to ty jesteś tym tajemniczym Harry Stylesie – uśmiechnął się, kiedy stacja radiowa postanowiła zaprezentować jedną z piosenek Stylesa. – O teraz posłuchaj sobie swojego głosu i się uspokój.

-Nie lubię tej piosenki – powiedział szybko loczek i wyłączył radio.

-Serio? Myślałem, że ty ją napisałeś – zauważył Lou, ale widząc jak Harry odwraca głowę w stronę szyby, postanowił porzucić drażliwy temat. – Zaraz będziemy na miejscu.

-Na miejscu, czyli gdzie? Aktualnie jesteśmy w Doncaster, widziałem tabliczkę, kiedy wjeżdżaliśmy do miasta. Nie jestem aż tak głupi, ale nic mi to nie mówi, więc zdradź mi coś więcej. Chociaż Doncaster brzmi znajomo, ale nigdy tutaj nie byłem, pamiętałbym gdybym grał tu jakiś koncert – zamyślił się głośno i zaczął zastanawiać się, snując domysły.

-Zaraz zobaczysz, gdzie jesteśmy – uspokoił go Louis, ale Harry miał już włączony swój aktywny tryb i zdawało się, że takie odkrywanie zagadki sprawia mu dużo przyjemności i zabawy.

-Chyba wiem, gdzie jesteśmy – powiedział powoli, a jego głos brzmiał zbyt poważnie. Przed chwilą loczek zaśmiewał się głośno z własnych pomysłów, teraz jego zachowanie zaniepokoiło szatyna.

-Tak? – dopytał, chcąc wyciągnąć z niego odpowiedź.

-Mam nadzieję, że się mylę, ale ty pochodzisz z Doncaster prawda? Twoja rodzina tutaj mieszka.

-Bingo, a to miała być niespodzianka! – wykrzyknął radośnie Tomlinson, jednak swoim pozytywnym nastojem nie zaraził Harry'ego, który obrócił się w jego stronę i przyglądał mu się z nieodgadnionym wyrazem twarzy. – Nie cieszysz się?

-Mam się cieszyć z czegoś takiego? – wydukał oburzony- Louis czyś ty zupełnie zwariował? – jego głos przeszedł w piskliwy ton i Lou nigdy nie słyszał go mówiącego w ten dziwny sposób. – To jest najgorszy pomysł, na jaki mogłeś wpaść.

-Dlaczego? – zapytał skonfundowany szatyn – nie chcesz poznać mojej rodziny?

-Nie chodzi o to, czy chcę, czy nie chcę ich poznawać – powiedział Harry, wymachując rękoma na wszystkie strony – to jest twoja rodzina Louis, twoja rodzina – podkreślił dosadnie. –Niczego nie rozumiesz prawda? – sapnął zrezygnowany, widząc niezrozumienie wymalowane na twarzy Louisa.

- Tak jakby nie – mruknął przytakująco, ponieważ nie ogarniał w tym momencie, co jest takim wielkim problemem.

-Louis spójrz na mnie, jak ja wyglądam, jestem nieprzygotowany, wyglądam tak brzydko i nie mamy żadnych prezentów dla twoich sióstr i dla twojej mamy, nie mamy nawet kwiatów, to jest takie niegrzeczne Louis. Rozumiesz teraz? – Harry mówił i mówił, a twarz Louisa rozpogadzała się z każdym jego słowem.

-Harry – zaczął, starając się nie wybuchnąć śmiechem – ty obawiasz się tego spotkania, ponieważ wyglądasz brzydko i nie masz prezentów? – zaśmiał się przy ostatnim słowie.

-Tak! A ciebie to nie martwi?

-Oczywiście, że nie. Zresztą wyglądasz ładnie, nie musisz przekupywać moich sióstr, żeby cię polubiły, a mama ma dość kwiatów w ogrodzie – starał się go uspokoić, ale nie udawało mu się to zbyt dobrze.

-Jesteś głupi Louis – skwitował Styles z tak dużym oburzeniem, że Louis omal nie minął swojego domu. – Nie można przyjeżdżać do kogoś bez zapowiedzi, zwalać się na głowę w dodatku z kimś zupełnie obcym. Co jeżeli twoja rodzina mnie nie polubi? Będzie tylko niezręcznie i nieprzyjemnie, na pewno zawstydzę cię i po wszystkim będziesz tylko na mnie zły.

-Hej, hej stop – powstrzymał gadulstwo Harry'ego, unosząc dłonie do góry – przestań wygadywać takie głupoty, nie planuj od razu najgorszego dobrze? I to jest mój rodzinny dom, mam prawo przyjechać tutaj bez zapowiedzi, ale dla twojej wiadomości dzwoniłem do mojej mamy i bardzo się ucieszyła. I nie wiem, dlaczego mieliby cię nie polubić, wszyscy cię lubią, więc oni nie będą wyjątkiem. A teraz popraw swoje loczki, bo wychodzimy – zażartował z chłopaka, który spajał z jego ust całą przemowę, starając się uspokoić.

-Jak to wychodzimy? – rozejrzał się spanikowanym wzorkiem i zamarł widząc dom przy którym się zatrzymali. – Już jesteśmy?

-Tak Hazz, więc weź głęboki oddech i wychodzimy – poklepał go po kolanie i chciał się odsunąć, gdy dłoń Harry'ego chwyciła go mocno.

-Nie zostawiaj mnie nawet na krok dobrze? Bądź cały czas obok, proszę – wyszeptał zarumieniony Harry, spuszczając wzrok na ich złączone dłonie.

-Jasna sprawa okruszku, będę cały czas przy tobie, a teraz chodźmy – złożył buziaka na jego czole i odsunął się wychodząc z samochodu. Domyślił się, że Harry nie wyjdzie sam, więc otworzył drzwi od jego strony i wyciągnął do niego rękę – No dalej Słowiku, mama pewnie nie może się już nas doczekać.

-Dobra – chłopak wyszedł z samochodu i zachwiał się nieznacznie – ale wiedz, że to wszystko mi się nie podoba i już lepiej czułem się z tym obsesyjnym świrem tuż obok.

-Cokolwiek powiesz Słowiku –zaśmiał się Louis i puszczając Harry'ego przodem, skierował się w stronę drzwi.

***

-Jesteśmy! – zawołał od progu i usłyszał pisk dziewczyn oraz upominający głos mamy Zachowujcie się, pamiętacie, co mówił Louis.

-Witajcie kochani – Jay pojawiła się na korytarzu i od razu uściskała swojego syna, który sam przed sobą mógł przyznać, że stęsknił się za jej matczynymi ramionami.

-Cześć mamo.

-Stęskniłam się za tobą Lou, Londyn nie jest aż tak daleko, możesz wpaść do nas od czasu do czasu – zganiła go z czułym uśmiechem, ale jej wzrok cały czas uciekał za jego ramię. – A to na pewno musi być Harry – powiedziała miłym głosem, odsuwając się od szatyna i kierując swoją całą uwagę na Stylesa, który dreptał w miejscu, nie wiedząc co ze sobą zrobić.

-Tak mamo to Harry – powiedział Lou, chcąc przerwać niezręczny moment.

-Miło panią poznać –wydusił loczek, patrząc niepewnie na Jay, która uśmiechała się przez cały czas.

-Och kochanie mów do mnie Jay. I ja również cieszę się, że mogę cie nareszcie poznać – uściskała Stylesa, tak jak przed chwilą swojego syna – Louis tak dużo o tobie opowiadał, czuję się tak, jakbym znała cię od dawna. Ależ jesteś chudziutki, musimy cię troszkę dokarmić – odsunęła się od niego, ale cały czas miała jedną dłoń na jego ramieniu.

Louis z zadziwieniem obserwował, że Harry nie był spięty, a w ramionach Jay stał się jeszcze bardziej rozluźniony. Jego stres zniknął od tak w jednej chwili i jeżeli to nie była matczyna magia, to Lou nie miał pojęcia, co to mogło być.

-Dobrze, my tu gadu gadu, a tam za ścianą czeka twój mały fanklub Harry – powiedziała Jay i wszyscy usłyszeli głos Phoebe Mamo przestań nas zawstydzać – wchodźcie do salonu, a ja przygotuję coś do jedzenia. Na pewno zgłodnieliście podczas podróży.

-Chodź Hazz, poznaj te małe potwory – Louis chwycił dłoń chłopaka, który rozglądał się dookoła i zdawał się oczarowany tym zwyczajnym domem.

-Nie mów tak o nas Louis – Lottie odezwała się jako pierwsza, gdy weszli do pokoju – nie mamy już pięciu lat. – Cóż blondynka na pewno nie miała pięciu lat i gdy Lou zobaczył, jak jest ubrana, zrozumiał, dlaczego tata odstraszał wszystkich jej wielbicieli. – Jestem Lottie, najmądrzejsze z dzieci Tomlinsonów, nie wierz w nic, co mówi ten tutaj – dziewczyna wyciągnęła dłoń, którą Harry lekko uścisnął.

-Dobrze, dobrze już nie rób sobie takiej autoreklamy – wtrącił rozbawiony Louis – tutaj masz jeszcze Fizzy, która jest twoją fanką i te dwa klony Phoebe i Daisy, nie mam pojęcia co one lubią – przedstawił wszystkie siostry, z radością obserwując mały uśmiech na ustach Harry'ego.

-Naprawdę Louis lepiej zamilcz, ponieważ możemy opowiedzieć Harry'emu wiele ciekawych historii – zagroziła Fizzy i cóż Lou zdawał sobie sprawę, że ona nie żartuje. – Byłeś już kiedyś w Doncaster Harry? Nigdy nie grałeś tutaj koncertu. Masz jakiś w planach? – zapytała i dopiero po chwili uświadomiła sobie, że sama zdradziła zainteresowanie Harrym, a jej twarz spłonęła rumieńcem.

-Och nigdy tutaj nie byłem – odpowiedział loczek, rumieniąc się równie mocno, co dziewczyna – i nie mam jeszcze ustalonej kolejnej trasy koncertowej. Na razie będę musiał skupić się na nagraniu nowej płyty.

Louis obserwował swoje siostry, które otoczyły Harry'ego z każdej strony, odpychając go na bok. Nie żeby czuł się zlekceważony, czy zapomniany, zupełnie nie. Cieszył się z tego, że nareszcie dookoła chłopaka są osoby, które nie chcą go wykorzystać, czy skrzywdzić. Dziewczyny trajkotały, zasypując Stylesa pytaniami, komplementowały jego włosy i sweterek, którym tak stresował się młodszy. A Harry... Harry promieniał otoczony ciepłem i miłością.

***

Louis krzątał się po kuchni razem ze swoją mamą, co jakiś czas zerkając do pokoju obok, gdzie Harry oglądał z dziewczynami jakiś babski film. Było cicho i spokojnie, wyjątkowo przyjemnie i rodzinie. Zdał sobie sprawę, że tęsknił za domem.

-Lou – Jay przyciągnęła jego wzrok – ten chłopiec jest naprawdę bardzo miły, ale momentami wydaje się taki smutny. Opowiedziałeś mi o nim tyle rzeczy i nie wiem, jak ktoś tak grzeczny jak on może, zmagać się z tyloma problemami. Chciałabym chwycić tę jego wyrodną matkę i potrząsnąć nią bardzo mocno.

-Wiem mamo, nie jesteś jedyna, uwierz mi – przyznał Lou, wycierając dłonie w kuchenny ręcznik. – To jest okropna kobieta, ale to jego matka prawda? Jakakolwiek by nie była, jest jego mamą.

-To prawda, ale jak można tak krzywdzić własne dziecko? – Jay westchnęła i przygnębiona kontynuowała sprzątanie po kolacji.

-Nie wiem, ale dziś jest w dobrej formie, jest szczęśliwy i uśmiecha się przez cały czas – wyznał z uśmiechem Louis. – Tak bał się do was przyjechać, a teraz chyba dobrze się bawi.

-Lou nie chcę być wścibska, zresztą wiesz, że nigdy nie wtrącałam się w twoje życie, ale czy ty i Harry, coś was... -chciała dokończyć, ale oboje usłyszeli ciche chrząknięcie od strony drzwi i spojrzeli w tamtą stronę.

-Coś się stało Hazz? –zapytał zaalarmowany szatyn, widząc Harry'ego, który wpatrywał się w niego niepewnie.

-Nie, ja tylko... tylko chciałem – wyjąkał loczek, patrząc wszędzie tylko nie na Louisa – zastanawiałem się gdzie jesteś, przepraszam, jeżeli wam przeszkodziłem, już sobie idę.

-Harry – powiedział Lou, widząc, że chłopak już się odwraca, by jak najszybciej ewakuować się z kuchni – chodź tutaj – wyciągnął do niego dłoń i nie minęła nawet chwila, a zielonooki wtulał się w bok Louisa. – Nie przeszkodziłeś nam w niczym, tylko sobie plotkowaliśmy.

-Na pewno? – upewnił się chłopak, ściskając w dłoni materiał koszulki Louisa.

-Tak, tak – przytaknęła Jay, przyglądając się im z zadowoleniem. Lou wiedział, że jutro będzie musiał odpowiedzieć na wiele pytań. – Pójdę posiedzieć z dziewczynami – powiedziała i zostawiła ich samych.

-Jak się bawisz? – zapytał, głaszcząc go uspokajająco po włosach.

-Dobrze, bardzo dobrze – wyznał szczęśliwym głosem, odsuwając się nagle – Louis tutaj jest tak miło – w jego oczach było tyle zachwytu, nigdy nie widział go takiego. – Nie myślałem, że może być tak przyjemnie i twoja mama jest taka... taka dobra, traktuję mnie jakbym był kimś wyjątkowym, wartym uwagi, nigdy nikt mnie tak nie traktował – mówił rozemocjonowany. – Wiesz, fani zawsze się zachwycają, a dziennikarze po prostu skupiają na pracy, ale twoja mama i siostry są cudowne. Myślę,  że mnie lubią. Louis myślisz, że to możliwe, żeby one mnie polubiły? – zapytał nieśmiało, wpatrując się w szatyna tymi wielkimi oczami, wypełnionymi nadzieją i pragnieniem bycia zaakceptowanym.

-Dziewczyny już cię kochają, a mama jest tobą zachwycona – zapewnił go zgodnie z prawdą. – Widzisz, mówiłem ci, że tak będzie, oczarowałeś wszystkich Tomlinsonów, najwyraźniej mamy do ciebie słabość.

-To nieprawdopodobne – westchnął z małym uśmiechem – możemy teraz wrócić i obejrzeć z nimi film do końca?

-Pewnie Słowiku, możemy zrobić wszystko.

***

Louis wpatrywał się w Harry'ego, który przytulił się do niego podczas filmu, śmiał się głośno razem z jego siostrami i mamą. Był szczęśliwy, pełen tej młodzieńczej, pozytywnej energii, która powinna rozpierać go każdego dnia. Jeżeli Louis mógłby mieć tylko jedno życzenie do spełnienia, pragnął, by Harry mógł być taki już zawsze, by nic nie zmąciło jego spokoju. Przesuwał palcami po nadgarstku chłopaka, przypominając sobie nagle, że jeszcze nie tak dawno temu ta skóra pokryta była krwawymi ranami, później bliznami, a teraz dotykając tego delikatnego miejsca, nie czuł prawie nic. Wiedział, że te blizny są w innym miejscu, takim w którym pewnie pozostaną już na zawsze, ale obiecał sobie, że postara się i zrobi wszystko, by żadna kolejna rana nie pojawiła się już na ciele Harry'ego.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top