Rozdział dziewiętnasty

Harry usłyszał dźwięk dzwonka do drzwi i zamarł. Pomyślał, że może coś mu się przesłyszało. Już chciał wrócić do salonu i zacząć wybierać film, który mieli obejrzeć z Louisem tego wieczora, gdy dzwonek rozbrzmiał po raz kolejny. Zmarszczył czoło i zerknął w stronę łazienki, gdzie szatyn  brał prysznic. Nie wiedział co zrobić i zdawał sobie sprawę, że zachowuję się kretyńsko, ponieważ był u siebie, to było jego mieszkanie i powinien pójść i otworzyć.  Lou nie mógł robić wszystkiego za niego. Odetchnął głęboko i zrobił kilka kroków, zatrzymując się przed drzwiami. Był takim idiotą, nie sprawdził nawet, kto za nimi stoi i po prostu otworzył, stając naprzeciwko obcego mężczyzny. Wpatrywał się w nieznajomego i już chciał zatrzasnąć mu drzwi przed nosem, gdy ten wparował do środka, wymijając go pospiesznie.

-No witaj gwiazdeczko – powiedział nieznajomy, uśmiechając się do niego cwanie.

-Przepraszam, znamy się? – zapytał zmieszany, zaczynając się obawiać, kogo właśnie wpuścił do swojego domu.

-Oczywiście, że nie, ponieważ mój przyjaciel trzyma cię pod kloszem – sarknął, wyraźnie starszy brunet.

-Twój przyjaciel czyli? – dopytywał, bo naprawdę mężczyzna zachowywał się dziwnie.

-Jesteś taką niedomyślną gwiazdeczką skarbie, to jest prawie urocze – zaśmiał się i otworzył usta, chcąc powiedzieć coś jeszcze, ale przerwał mu dźwięk otwieranych drzwi od łazienki i na korytarzu pojawił się Louis.

-Wybrałeś już...- mówił niczego nieświadomy szatyn, ale urwał w pół zdania, gdy dostrzegł wyraźnie spiętego Harry'ego i... - Co ty tu do cholery robisz Nick?! – wykrzyknął zaszokowany.

-Witaj, witaj Lou – przywitał się najwyraźniej Nick, przyjaciel Louisa, policjant. –Postanowiłem zawitać w wasze skromne progi i spędzić z wami trochę czasu.

-A czemu zawdzięczamy tą wątpliwą przyjemność? – szatyn uniósł brew, obserwując bruneta z nieskrywanym zirytowaniem.

-Nie bądź taki oburzony – prychnął Nick – chyba nie dziwisz mi się, że chciałem wreszcie spotkać gwiazdeczkę.

-Nie mów tak o nim – warknął powoli tracąc cierpliwość. – Ma na imię Harry i doskonale o tym wiesz.

-Szczegóły, szczegóły – wymruczał rozbawiony mężczyzna. – Będziemy tak stać w korytarzu, czy może zaprosicie mnie w końcu? Za grosz kultury.

-A zamiast zaprosić, możemy cie wyprosić? – zapytał z nadzieją Louis, a Harry uśmiechnął się, słysząc to, co powiedział.

-Chciałbyś, nie bądź dupkiem, przejechałem taki kawał drogi, zasługuję chociaż na herbatę, kawę, piwo, whisky.

-Dobra, skończ i właź do pokoju – Lou popchnął przyjaciela w stronę salonu i pokręcił tylko głową, widząc, jak ten rozgląda się z zainteresowaniem po całym pomieszczeniu. – Zaraz do ciebie przyjdę, tylko niczego nie zepsuj.

-A co ja jestem, przedszkolak? – odparł Nick, kręcąc się po pokoju.

Louis zatrzymał się przed Harrym, który nadal nieśmiało zerkał na Grimshawa. Zastanawiał się o czym myślał loczek, ponieważ jego twarz nie zdradzała żadnych emocji. Zdawał sobie sprawę, że Nick jest specyficzny, a jego humor zdecydowanie gorszy niż ten, do którego przyzwyczajony był Styles.

-Hej, nie masz nic przeciwko?- zapytał, kładąc dłoń na ramieniu chłopaka.

-Przeciwko czemu?- roztargniony chłopak spojrzał na niego przelotnie.

-Obecności Nicka tutaj- wyjaśnił krótko – nie zapraszałem go, wprosił się jak zawsze. Okropny z niego palant.

-To twój przyjaciel Lou – przypomniał mu z małym uśmiechem Harry.

-No przecież powiedziałem, okropny palant.

-Głupek z ciebie i nie, nie przeszkadza mi – powiedział po chwili młodszy i wydawało się, że powoli relaksuje się i uspokaja. – Masz prawo spotykać się z innymi ludźmi, nie jesteś przecież moim więźniem.

-Nie przeszkadzałoby mi to – stwierdził szybko szatyn, napotykając zdezorientowane i zarazem uszczęśliwione spojrzenie Harry'ego.

-Co takiego? Bycie moim więźniem?

-Nie Słowiku, spędzanie czasu tylko z tobą – wyjaśnił z tajemniczym uśmiechem, a na jego słowa twarz zielonookiego rozpromieniła się i chłopak wyglądał na naprawdę szczęśliwego.

-Możecie przestać gruchać tam do siebie i zaszczycić mnie swoją obecnością? Nie żebym nie lubił swojego towarzystwa, ale jednak wpadłem w odwiedziny – krzyknął w ich stronę Nick, mając za nic subtelność i minimum kultury.

-Chcesz posiedzieć z nami? On nie jest taki zły, jakby mogło się wydawać. Wiem, że jest późno i mieliśmy oglądać film, ale on długo tutaj nie zabawi, pozbędę się go szybko.

-Nie będę wam przeszkadzał? – zapytał Harry, a jego oczy wpatrywały się  w Louisa z niedowierzaniem i ekscytacją.

-A niby w czym? –  chwycił go za dłoń i pociągnął w stronę salonu – sprawisz tylko, że łatwiej będzie znieść tego kretyna.

***

Było późno, a Nick nigdzie się nie wybierał. Siedział w fotelu i patrzył na Louisa z wszystkowiedzącym uśmiechem. Gdyby Lou mógł, to uciekłby do łazienki i ukrył się choć na chwilę przed przyjacielem, który stawał się coraz bardziej irytujący, ale na jego nogach spoczywała głowa śpiącego Harry'ego, więc nie ruszał się z miejsca i głaskał chłopca po splątanych lokach.

-Dobra, czy możemy teraz porozmawiać o tym, co się tutaj dzieje? – zapytał Nick, brzmiąc zbyt dziwnie i podejrzanie poważnie. To było tak bardzo nie w jego stylu.

-Co masz na myśli? – Louis naprawdę nie udawał, po prostu nie wiedział, co znów chodzi po głowie temu imbecylowi.

-Naprawdę chcesz się dalej bawić w to „o co chodzi"? – brunet przewrócił oczami, tracąc cierpliwość i Lou był tylko zmieszany i zaskoczony, nic więcej.

-W nic się nie bawię Nick, ale mógłbyś powiedzieć z czym masz problem? – warknął w jego stronę i przypadkowo pociągnął za mocno włosy Harry'ego. Spojrzał na niego szybko, chcąc upewnić się, że nie obudził śpiącego chłopaka. Zauważył, że oddech loczka jest cały czas tak samo spokojny i głęboki, więc mógł kontynuować dyskusje z Nickiem.

-Świetnie, mówię tylko o tym, że wcześniej słowem nie wspomniałeś, że ty i Harry jesteś razem. Kumplujemy się, mogłeś przecież powiedzieć o tym nie raz podczas naszych rozmów.

-Ja i Harry jesteśmy parą? Coś ty znowu wymyślił Nick?

-Będziesz jeszcze udawał? Serio Louis zachowujmy się chociaż raz, jak dorośli faceci, którymi niby jesteśmy. Na pierwszy rzut oka widać, co was łączy. Mały wpatruje się w ciebie, jak w obrazek. Zresztą ty nie jesteś lepszy. I przecież nie mówię, że to źle, po prostu zaskoczyłeś mnie i tyle – mówił mężczyzna, a w głowie Louisa panowała istna burza i chaos, bo nie wiedział, jak Nick mógł wymyślić to wszystko. Skąd w jego głowie takie pomysły? – I nie miej takiej miny, nawet ślepy zauważyłby to, co jest między wami.

-Nick nie wiem, jak doszedłeś do takich wniosków, ale ja i Harry nie jesteśmy razem. Jesteśmy tylko przyjaciółmi, nic poza tym, tylko przyjaźń –wyjaśnił i kiedy mówił te słowa, coś zabolało go w piersi. Dopiero po chwili dotarło do niego, że nie podobało mu się brzmienie tych słów tylko przyjaciele, ponieważ od jakiegoś czasu Harry był dla niego kimś dużo ważniejszym. To Nick był tylko przyjacielem, Harry był chłopakiem, dla którego szatyn zrobiłby bardzo dużo.

-Chyba sobie żartujesz? – wydusił z trudem Nicolas.

-Mówię poważnie – burknął, zerkając na śpiącego loczka.

-Chcesz mi powiedzieć, że zachowujecie się w ten sposób, będąc tylko przyjaciółmi? – Kiedy Tomlinson skinął głową, kumpel kontynuował. – Nie znajdziesz sobie faceta, jeżeli będziecie z Harrym tak blisko siebie. Nikt nie zaakceptuje czegoś takiego – wskazał dłonią, na loczka leżącego i śpiącego spokojnie, wtulającego policzek w dłoń Louisa. – Stary znam cię od lat, przecież nie jesteś tylko jego ochroniarzem i przyjacielem. Bądźmy przez chwilę szczerzy dobrze?

-I co mam ci niby powiedzieć? – zaczynał się czuć, jakby tonął i to bardzo, bardzo szybko. Wpatrywał się w Nicka z rozpaczą, szukając na jego twarzy jakiejś wskazówki.

-Ty naprawdę dopiero teraz to zrozumiałeś? Jezu Louis, nigdy nie zachowywałeś się jak skończony idiota, coś się zmieniło?

-Nie mam pojęcia Nick, nigdy nie myślałem o nim w tym sensie wiesz? Po prostu troszczyłem się o niego, chciałem żeby był bezpieczny i szczęśliwy. Nic więcej, rozumiesz?

-Lou przecież widzę, jak na niego patrzysz, jak opiekujesz się nim. Rozmawiałeś ze mną, ale cały czas zerkałeś na niego, upewniałeś się, czy wszystko z nim w porządku. Może jestem bezuczuciowym dupkiem, ale widzę, kiedy mój przyjaciel jest zakochany.

Louis popatrzył na Nicka i zamarł, kiedy sens wypowiedzianych słów dotarł do niego w pełni.

***

Harry czuł, jak ktoś głaszcze go po głowie, bawi się jego włosami, delikatnie nawijając je sobie na palce. To musiał być Louis, nikomu innemu nie pozwalał zbliżać się do siebie tak bardzo. Chciał poruszyć się i odezwać, pokazując w ten sposób, że przebudził się. Może wtedy Nick zniknąłby z ich mieszkania. Był tutaj zdecydowanie zbyt długo, ale gdy już miał chwycić dłoń Louisa i uścisnąć ją lekko, usłyszał głos szatyna, mówiący coś bardzo wyraźnie.

-O Boże Nick, jak to się mogło stać – wydusił Lou – nie zauważyłem tego wcześniej, ale ja go kocham, teraz to rozumiem. Jestem w nim zakochany już od dawna.

Harry zamarł i nie poruszył się. Nie chciał zdradzać tego, że nie śpi. Przymknął mocniej powieki i zacisnął pięści, wbijając swoje paznokcie w dłoń. Chciał tylko wyjść stąd i zamknąć się w swoim pokoju, ale musiał leżeć tutaj i udawać, że śpi. Musiał udawać też wiele innych rzeczy na przykład to, że nie wie o tym, że Louis Tomlinson jest w kimś zakochany.

***

Louis był zaskoczony, że Harry jeszcze nie wstał. Fakt, poprzedniego dnia poszli spać dość późno. Kiedy Nick nareszcie postanowił opuścić mieszkanie loczka, było już dobrze po północy, ale to nadal nie wyjaśniało, dlaczego Harry nie wyszedł jeszcze ze swojego pokoju. Mimo tego, nie był zaniepokojony, w końcu Styles mógł robić to, na co tylko miał ochotę, a Lou nie był przecież jego matką, żeby kontrolować każdą minutę jego życia.

Jednak wolałby, żeby  zszedł w końcu do niego. Chciał spojrzeć jeszcze raz na chłopaka i upewnić się, że to co wydarzyło się wczoraj wieczorem, to wszystko co poczuł, nie było tylko jakimś dziwnym odstępstwem od normy, że naprawdę był zakochany w tym zagubionym chłopcu i że nic mu się nie wydawało, a było niezaprzeczalnym faktem.

Niestety godziny mijały, a Harry'ego nadal nie było. Postanowił wziąć sprawy w swoje ręce, ponieważ godzina pierwsza po południu to zdecydowanie zbyt późna pora na wylegiwanie się w łóżku i ignorowanie świata. Wszedł powoli po schodach na piętro i zatrzymał  przed drzwiami prowadzącymi do sypialni chłopaka. Zapukał cicho i czekał na jakieś zaproszenie, ale gdy to nie nadeszło, postanowił nacisnąć klamkę i wejść do środka. Otworzył drzwi i od progu przywitała go ciemność. Zmrużył oczy i wszedł głębiej, przymykając cicho drzwi. Gdyby nie wyraźny kształt leżący na łóżku, pomyślałby, że pokój jest zupełnie pusty.

-Harry – zaczął cicho, nie wiedząc, czy chłopak śpi, czy też po prostu leży w takiej ciszy. Podszedł bliżej i usiadł powoli na materacu, który ugiął się pod nim nieznacznie. Starał się zobaczyć coś pomimo ciemności, przeklinając w myślach zewnętrzne rolety, które miał w swoim pokoju Harry. Widział mocno zaciśnięte powieki, które wyraźnie wskazywały na to, że loczek nie śpi, tylko udaje. – Nie za długo dziś się wylegujesz w tym łóżku? – zapytał z małym uśmiechem. – Jest już popołudnie, nie jadłeś niczego od wczoraj, a zrobiłem na obiad coś, co bardzo lubisz – kusił go z czułym uśmiechem, ale Harry zupełnie na to nie reagował. Przez cały czas nie otwierał oczu i ignorował go zupełnie, co powoli zaczynało martwić Louisa.

Podniósł się i podszedł do okna. Odsłonił je i otworzył, wpuszczając w końcu do środka trochę światła i świeżego powietrza. Usłyszał ciche jęknięcie protestu i zaśmiał się, ponieważ Styles czasami był taką marudą i zrzędą. Odwrócił się w jego stronę, chcąc zobaczyć, czy ten w końcu postanowił się ruszyć, ale teraz nie widział już zupełnie bruneta, ponieważ chłopak zakrył się cały kołdrą.

-Co cię dziś ugryzło mały? Wstawaj, nudzi mi się samemu. Co mam niby robić bez ciebie? – odkrył go, odrzucając na bok kołdrę i dostrzegł, że loczek spał w ubraniach, które miał na sobie wczoraj.

-Zostaw mnie – powiedział cicho Harry, nadal wtulając twarz w poduszkę.

-Dlaczego spałeś w tych ciuchach? Było ci w nich wygodnie? – zapytał, przyglądając się sylwetce chłopaka ze zmieszaniem. – Na pewno jesteś głodny, chodź ze mną do kuchni.

-Nie jestem głodny, chcę tylko świętego spokoju, więc wyjdź już stąd proszę – powiedział młodszy, a jego głos brzmiał słabo, zbyt słabo.

-Źle się czujesz? – usiadł obok niego, kładąc dłoń na jego czole i sprawdzając, czy czasem jakieś przeziębienie nie dopadło loczka, ale wydawało mu się, że wszystko jest w porządku.

-Nic mi nie jest, po prostu idź już sobie – Harry szybko odsunął się od jego ręki, odwracając się do niego plecami.

-Dobrze, będę na dole, gdybyś mnie potrzebował.

Wyszedł zamykając za sobą drzwi, ale stał w miejscu przez chwilę zastanawiając się, co takiego stało się tego poranka. Dlaczego Harry zachowuję się w ten sposób, przypominając mu tego chłopaka, którego poznał w pierwszych dniach swojej pracy.

***

Był już wieczór, gdy stracił resztki cierpliwości. Harry nie wyszedł z pokoju, nie zjadł niczego, nawet nie ruszył się z łóżka. Wiedział to, ponieważ stał pod drzwiami i nadsłuchiwał jakichkolwiek oznak życia ze strony Stylesa. Nie miał paranoi, ale pamiętał Harry'ego, który zachowywał się w ten okropny, przytłaczający sposób i nie chciał nigdy więcej, by loczek czuł się tak samotnie i źle. Niestety najwidoczniej coś przeoczył i teraz Harry ponownie zamykał się w swoim małym świecie, złożonym ze smutków, samotności i ciszy, która była głośniejsza niż najmocniejszy krzyk.

Chwycił kubek z gorącą herbatą i małą miseczkę musli, pamiętając najgorszy okres Harry'ego, gdy nie chciał jeść zupełnie nic i wszedł do sypialni zielonookiego. Myślał, że może chłopak zasunie zasłony i zamknie okno, ale ten nie zrobił zupełnie nic. Leżał w takiej samej pozycji, w jakiej zostawił go Louis i nie obchodziło go, że w pokoju zrobiło się przeraźliwie chłodno, a on leżał odkryty, ubrany w lekką koszulkę.

-Harry, przyniosłem ci coś do zjedzenia – powiedział i usiadł przy chłopaku, chcąc zobaczyć, czy ten znów udaje, że śpi. Cóż teraz jego oczy  były szeroko otwarte i zupełnie puste. Wpatrywał się w okno nic niewidzącym wzrokiem i milczał. –Hej, możesz ze mną porozmawiać – poprosił Lou, zaczynając bać się o chłopaka, pomijając już to, że jego serce pękało na widok tak przerażającej samotności, która wprost biła od bruneta. Jak on mógł czuć się tak źle, kiedy Lou zrobiłby dla niego dosłownie wszystko, byleby tylko uszczęśliwić go i wywołać uśmiech na jego twarzy. - Nie wiem, co się dzieję  i martwię się. Proszę, porozmawiajmy, przecież ze wszystkim możemy sobie poradzić. No dalej Słowiku, pomogę ci ze wszystkim. – Po tych słowach, wzrok Harry'ego szybko skierował się na jego twarz, ale po chwili znów uciekł w bok. – Dobrze, nie musimy rozmawiać, po prostu posiedzę z tobą i pomilczę. Chcę tylko być obok ciebie – powiedział ciszej, niemal szeptem.

Patrzył na kubek ze stygnącą już herbatą i miseczkę z jedzeniem. Wiedział, że Harry tego nie ruszy, ale jednak miał małą nadzieję, że po prostu to był chwilowy brak nastroju, nic więcej. Teraz zdawał sobie sprawę, że to coś więcej, ale mimo prób, nie potrafił przypomnieć sobie, co takiego wydarzyło się wczoraj, co mogłoby zranić Harry'ego. Tak, odwiedził ich Nick, ale pamiętał wyraźnie, jak loczek przytulał się do jego boku, wsłuchując się uważnie w ich rozmowę, jak garnął się do jego dotyku i czasami nawet zadawał cicho jakieś pytanie odnoszące się do rozmowy. Czuł się dobrze, tego Lou był pewien, ale później coś musiało pójść nie tak. Zagadką było tylko to, czym to coś było.

***

Nic nie zmieniło się przez najbliższe dni, Harry nie jadł, nie odzywał się do niego, nie wychodził ze swojego pokoju. Zamknął się w swoim świecie. Louis myślał, że nie mogło wydarzyć się nic gorszego, ale mylił się i to bardzo. Wystarczył jeden ostrzegający telefon Gemmy i wiedział, że wszystko stanie się dwa razy gorsze już za chwilę.

Zgodnie z tym, czego się spodziewał, kilka godzin później usłyszał dzwonek do drzwi i pomimo tego, że Harry nie leżał już cały dzień w łóżku i kręcił się bez celu po mieszkaniu, wiedział, że chłopak na pewno nie podejdzie sprawdzić, kto go odwiedził. Zmusił się do powolnego otwierania drzwi i udając obojętność, spojrzał na matkę Harry'ego.

-Dzień dobry – przywitał się, starając zmusić się do uśmiechu.

-Dzień dobry – burknęła w jego stronę i wyminęła go, wchodząc jak do swojego domu. – Teraz jesteś też służącym? – zapytała złośliwie, odkładając na fotel swoja torebkę, która musiała kosztować więcej, niż wszystkie ubrania Louisa razem wzięte. – Zresztą nie odpowiadaj, nawet mnie to nie interesuje. Gdzie podziewa się mój niewdzięczny syn, który nawet nie przyszedł przywitać się ze swoją matką? –patrzyła na niego wyczekująco, stopniowo wyprowadzając go z równowagi.

-Mama? – głos Harry'ego był zachrypnięty mocniej niż zwykle, Lou wcale to nie dziwiło, ponieważ chłopak nie odzywał się do niego od kilku dni.

-Nareszcie jesteś. Ileż można na ciebie czekać? – powitała go chłodnym głosem.

-Przepraszam, nie słyszałem dzwonka – powiedział ulegle, obejmując się ochronie ramionami.

Louis patrzył na niego i pragnął tylko podejść do chłopaka, przytulić go i ochronić przed całym światem, a szczególnie jego zimną matką. Loczek wydawał się tak opuszczony i samotny, jak gdyby nie miał nikogo na tym świecie. To przerażało Louisa, ponieważ miał przed oczami uroczą Gemmę, zabawnego Nialla, ojca Harry'ego, ludzi którzy kochali go i chcieli wspierać, ale jak na złość jedynym człowiekiem, którego dopuszczał do siebie Styles, była jego matka. Najgorsza osoba, jaką Lou miał nieszczęście poznać.

-Przestań chodzić z głową w chmurach, wtedy będziesz wszystko słyszał – zwróciła mu uwagę, rozsiadając się na kanapie, zakładając nogę na nogę, spoglądając na nich z wyższością. – Przestań tam sterczeć, siadaj obok mnie, dawno nie rozmawialiśmy – rozkazała i wskazała miejsce na kanapie. – A ty zajmij się czymś i nie podsłuchuj – teraz wyraźnie mówiła do Louisa, który spojrzał na Harry'ego, chcąc wiedzieć, co ten o tym myśli, jednak zielonooki siedział już koło matki i milczał, tak samo, jak w ciągu ostatnich dni.

-Będę w swoim pokoju, gdybyś mnie potrzebował Harry – powiedział i wbiegł po schodach na piętro. Wszedł do swojego pokoju, ale nie miał zamiaru zamykać drzwi, musiał wiedzieć, czego tym razem Anne chciała od swojego syna.

***

Słuchał wszystkiego, co mówiła mama i chciał już, by sobie poszła i zostawiła go w spokoju. Jednak ta kontynuowała i wpatrywała się w niego natarczywie, przez co nie mógł nawet skupić swoich myśli. Louis nigdy nie mówił do niego w taki rozkazujący i zimny sposób, odzwyczaił się już od takiego chłodu. Z tym, że Lou był zakochany, kochał kogoś, a Harry zatrzymywał go tutaj i izolował od osoby, która była dla Louisa ważna. Zdawał sobie sprawę, że niedługo szatyn zostawi go zupełnie samego i zamieszka z kimś, kto jest normalny,  kto nie ma problemów psychicznych, z osobą, którą będzie mógł z dumą przedstawić swojej rodzinie bez strachu, że zostanie odrzucony. Mama miała rację, Louis nie powinien z nim mieszkać, to było nieodpowiednie, niewłaściwe.

-Naprawdę Harry, cały czas ci powtarzałam, że on jest dziwny i nie powinien przebywać z tobą sam na sam. Słyszałam o jakiś tam głupich liścikach, które dostajesz od fanów, ale kto by się tym przejmował, to pewnie jakieś tam małolaty, które coś sobie ubzdurały, nic więcej. Więc ten cały Tomlinson nie jest ci do niczego potrzebny. Co on tu właściwie robi? Zabiera tylko twoje pieniądze, które mógłbyś przeznaczyć na coś ważniejszego. Płacisz mu za nic – mówiła wzburzona, nadmiernie gestykulując.

-Lubię Louisa – powiedział słabo, chcąc w jakiś nieporadny sposób przekonać ją, że szatyn jest w porządku.

-Co z tego, że go lubisz Harry? – warknęła jego matka. – Lubisz też koty, a czy masz tutaj jakiegoś? Nie, ponieważ jesteś nieudolny i nie potrafiłbyś zaopiekować się nikim, nawet kotem. Nie nadajesz się do mieszkania z drugim człowiekiem Harry, więc przestań męczyć tego chłopaka i zwolnij go. Niech wróci do swojego pospolitego życia i już nigdy nie pojawia się w naszym.

-Może masz rację – westchnął cicho, zastanawiając się nad słowami matki.

-Oczywiście, że mam. Czy ja cię kiedyś okłamałam albo zawiodłam? Mój drogi, jestem jedyną osobą, która cię kocha, pamiętaj o tym, kiedy jakieś głupoty przychodzą ci do głowy – poklepała go po kolanie, podnosząc się z miejsca.

-Odwiedzisz mnie niedługo? – zapytał z nadzieją, patrząc na nią tym naiwnym, pełnym wiary spojrzeniem.

-Harry, Harry – zaczęła mówić, idąc w stronę drzwi – czy ty myślisz, że ja tylko siedzę w domu i nic nie robię? Głuptas z ciebie – zganiła go jak małe dziecko. – Oczywiście odwiedziłabym cię z chęcią, wiesz przecież, ale wyjeżdżam z Robinem na kilka dni do LA. Dawno nas tam nie było, stęskniliśmy się za tym miejscem.

- A za mną się nie stęskniliście? – słowa wyleciały z jego ust, nim zdołał je powstrzymać. Zabrzmiał tak błagalnie i żałośnie, zdawał sobie z tego sprawę.

-Przecież przyjechałam dziś do ciebie, jesteś niewdzięczny. Zastanów się nad swoim zachowaniem, zmieniłeś się. Zupełnie cię nie poznaję – z tymi słowami opuściła mieszkanie, zostawiając go samego, wpatrującego się w ciemne drzwi.

***

Louis słyszał wszystko, co powiedziała Anne i chciał porozmawiać z Harrym, ale ten zabarykadował się w swoim pokoju i unikał go tak, jak tylko mógł. Wielkie było więc jego zaskoczenie, gdy usłyszał ciche kroki na schodach, a po chwili Harry zajął miejsce w oddalonym od niego fotelu. Posłał mu pokrzepiający uśmiech, na który loczek nie odpowiedział i już to powinno go zaalarmować, jednak naiwnie wierzył, że może Hazz chce z nim spędzić trochę czasu, że stęsknił się za nim.

-Louis, uważam, że twoja obecność tutaj jest zbędna – powiedział po chwili ciszy młodszy i wydawało mu się, że coś źle usłyszał, że po prostu przesłyszał się i chłopak nie powiedział właśnie tego.

-Przepraszam?

-Słyszałeś, teraz wszystko się uspokoiło, nie jesteś już tutaj potrzebny. Nie jestem w trasie, mam wolne, więc ty też możesz wrócić do swojego domu – wyjaśnił zielonooki, wbijając swój wzrok w dywan, nie patrząc mu w oczy nawet przez chwilę.

-Harry, przestań wygadywać głupoty. Nic się nie uspokoiło. Dostajesz listy i prezenty praktycznie codziennie, boisz się wychodzić z domu, nie okłamuj mnie – wstał i stanął przed loczkiem, który uparcie unikał jego wzroku. – Powiedz mi lepiej, co się dzieje.

-Nic się nie dzieje, po prostu nie chcę ciebie tutaj, to mój dom i chcę trochę spokoju. Nie potrzebuję cię Louis.

-Od kiedy mnie nie potrzebujesz Harry? Od momentu, kiedy twoja głupia matka nagadała ci zupełnych bzdur? Ile ty masz lat, by ciągle jej słuchać? – warknął i uklęknął przed nim, chwytając jego drżące dłonie. – Nie rób tego okruszku, proszę cię.

-Louis twoje zachowanie jest nieodpowiednie i... i męczące. Niedługo wrócę na trasę, za dwa tygodnie mam kolejny koncert. Teraz chcę tylko świętego spokoju, a ty nie pozwalasz mi odpocząć – mówił przejętym głosem, wyrywając dłonie ze słabego uścisku Louisa. - Zwalniam cię Tomlinson.

-Słucham? Tomlinson? Tak się teraz do mnie zwracasz? – szatyn zerwał się na równe nogi, górując nad trzęsącym się Harrym. – Wiesz co? Świetnie, mam to gdzieś. Odpoczywaj sobie, rób, co chcesz, ale nie masz prawa mnie zwolnić. To nie ty mnie przyjąłeś, to nie z tobą podpisywałem umowę, więc odwal się Styles. Nie zwolnisz mnie od tak – skierował się w stronę schodów. – I życzę ci miłego odpoczywania, obyś tylko później był w stanie wyjść na scenę na jeden ze swoich głupich koncertów – wbiegł po schodach, wyciągnął walizkę, która leżała pod łóżkiem i zaczął na oślep wrzucać do niej swoje ubrania.

Miał dość Harry'ego, jego matki i wszystkich, którzy zrzucali na niego ciężar opieki nad tym zagubionym chłopakiem. Chciał spokoju, odpoczynku, zabawy. Nie chciał być ochroniarzem i niańką, miał ochotę tylko się wyluzować i zaszyć w swoim mieszkaniu. Zapiał szybko walizkę i zszedł po schodach, taszcząc ją na dół. Obiecał sobie, że nawet na niego nie spojrzy, nie pożegna się i udało mu się, wyszedł na zewnątrz bez słowa. Kiedy siedział już w swoim samochodzie i oddychał szybko, ściskając kierownicę z wściekłością, mógł myśleć tylko o tym, że żałuję wszystkiego, co powiedział, ale głupia duma powstrzymywała go od pobiegnięcia do Harry'ego, przytulenia go i powiedzenia, jak bardzo go kocha.

I chyba to było w tym wszystkim najgorsze, był szaleńczo zakochany w chłopcu, który nieświadomie łamał mu serce.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top