Rozdział dziewiąty
Harry myślał, że przyjazd Paula wywoła w nim wielką radość i dziki entuzjazm, naprawdę spodziewał się po sobie jakiejś żywej reakcji, a nie tylko cichego mruknięcia cześć Paul i pójścia dalej, by zająć się swoimi sprawami. Nie rozumiał samego siebie, był przecież związany ze swoim byłym ochroniarzem i dawniej Paul wydawał mu się jedyną osobą, poza oczywiście mamą, z którą mógł normalnie porozmawiać. Teraz wszystko wyglądało inaczej, był Louis to z nim Harry spędzał każdą wolną chwilę i mimo, że kiedyś wydawało mu się, że był blisko z Paulem, teraz ich dawna więź była niczym w porównaniu do tego co ma z Louisem. Wiedział, że nie powinien przyzwyczajać się do szatyna w końcu jest tylko kolejnym ochroniarzem, facetem który pojawił się nagle i tak samo szybko może zniknąć z jego życia, ale nie potrafił... nie chciał tak myśleć. Nigdy nie wiedział, jakie to uczucie mieć przyjaciela, powiernika, a teraz nareszcie zaczynał rozumieć, jak to jest mieć kogoś takiego obok siebie.
Gdy Paul pojawił się w hotelu uśmiechnął się miło, tak jak zawsze przywitał, ale nie miał ochoty na rozmowę, ponieważ on go zostawił, nie pożegnał się, miał go gdzieś i teraz jedyne za co Harry mógł być mu wdzięczny, to za to, że sprowadził tutaj Louisa. I tyle nic więcej.
***
Louis gdy tylko usłyszał, że Paul ma zamiar odwiedzić Harry'ego w trasie postanowił przepytać mężczyznę i dowiedzieć się wszystkiego o loczku. W końcu to właśnie były ochroniarz powinien wiedzieć najwięcej na temat Stylesa, spędzał z nim każdą chwilę, więc szatyn miał nadzieję, że stanie się dla niego istnym źródłem informacji.
Siedział na jednym z leżaków ustawionych przy hotelowym basenie, teraz zamkniętym i dostępnym tylko dla członków ekipy, obserwując zielonookiego, który bawił się z córeczką byłego ochroniarza, biegając z nią w małym brodziku, gdzie woda sięgała mu zaledwie ponad kostki. Uśmiechnął się na ten widok, ale wiedział, że nie może się gapić, ponieważ miał dziś ważną misję do zrealizowania. Odwrócił się więc w stronę Paula i postanowił, że czas zacząć.
- Możemy porozmawiać? – zapytał, niezobowiązującym tonem, zerkając na mężczyznę siedzącego obok.
- Jasne, nie zapytałem nawet jak sobie radzisz i czy praca tutaj ci odpowiada?
- Jest naprawdę dobrze, chociaż w sklepie panował większy spokój - stwierdził z lekkim uśmiechem na ustach.
- Domyślam się w końcu tam nie ma fanek Harry'ego Stylesa – mężczyzna zaśmiał się przyjaźnie, więc Lou postanowił zacząć, korzystając z dobrego nastroju jaki zapanował.
- Fakt, a właśnie tak sobie myślałem, że jeżeli pracowałeś tak długo z Harrym, to na pewno wiesz o nim to i owo - zagadnął lekko, nadal przyglądając się loczkowi. Udawał całkowicie niezainteresowanego tak, by Paul nie nabrał podejrzeń.
- Pewnie, a pytasz o coś konkretnego, bo wiem naprawdę dużo rzeczy po tylu latach. Sporo się tutaj działo.
- Taa wierzę, to powiedz mi od kiedy Harry ma takie problemy? – zapytał prosto z mostu, czym zaskarbił sobie zaskoczone spojrzenie ze strony Paula.
- Co masz na myśli?
To pytanie zbiło go z pantałyku, wydawało mu się, że to dość oczywiste, że Hazz ma kłopoty, a Paul jako ochroniarz powinien być pierwszą osobą, która coś zauważyła, jednak albo udawał, albo naprawdę o niczym nie wiedział. Nie mógł zacząć rozgadywać o problemach loczka, gdy ten zaczynał mu ufać i otwierać się przed nim. Musiał zaimprowizować, a przecież potrafił to doskonale robić.
- Och nie wiem, tak tylko pytam w końcu każda gwiazda ma jakieś swoje wstydliwe sekrety czy chociażby jakieś kłopotliwe przyzwyczajenia. Myślałem, że może wiesz coś o Harrym, czego nie wiem ja – posłał mu radosny uśmiech, który ten odwzajemnił z nutką zawahania. Widać było, że nie do końca mu uwierzył.
- W sumie to chyba ci nie pomogę Louis, wiesz Harry to świetny dzieciak i nie miałem z nim żadnych problemów, nie chodził na imprezy, nie upijał, zazwyczaj po koncertach zamykał się w pokoju i siedział tam spokojnie przez całą noc. Drugiego dnia pokazywał się dopiero koło południa i tyle. Zero problemów, a co teraz zaczął imprezować? - zapytał wesoło, zerkając na Stylesa, który trzymał w ramionach uroczą dziewczynkę i bawił się z nią, mówiąc jej coś na ucho.
- Nie, jest taki jak mówisz, tylko wydawało mi się to nierealne, wiesz taka grzeczna gwiazda to chyba rzadkość – tłumaczył się pozornie swobodnym głosem, ale w duchu nie mógł uwierzyć w słowa, które mówił Paul, bo do cholery, jak można było nie zauważyć tego, że Harry nie je, ćwiczy przesadnie dużo, jest przygnębiony przez większą część czasu. To nie było chwilowe, raczej trwało już od dawna i ktoś przed Louisem, powinien zauważyć to już dawno.
- To cały nasz Harry, nigdy nie sprawiał problemów, zresztą wszyscy go tutaj uwielbiają, musiałeś to zauważyć. Słyszałem, że jego mama była tutaj ostatnio, poznałeś ją? Złota kobieta, ona i Harry są ze sobą bardzo zżyci – kontynuował, a Lou miał ochotę zniknąć stąd i udawać, że nigdy nie przeprowadził tej rozmowy. Anne cudowna mamusia niszcząca syna, ekipa, która chce tylko pieniędzy Stylesa. Zdecydowanie wszyscy tutaj kochają Harry'ego szczerą i bezinteresowną miłością, tylko pozazdrościć.
- No nic, cieszę się w takim razie, myślałem, że może czegoś nie zauważyłem, wiesz jakieś niedopatrzenie czy coś, wolałem być pewien – wytłumaczył się pospiesznie, gdy zauważył Harry'ego, który zmierzał w ich kierunku. Posłał ciepły uśmiech w stronę chłopaka, który rozpromienił się widząc jego twarz.
- Lou przecież nie załatwiłbym ci złej pracy, obiecałem, że będziesz miał tutaj dobrze prawda?
- Tak, coś o tym wspominałeś – mruknął pod nosem, starając się nie myśleć o tym czego się dowiedział.
***
- Jak tam Lottie? Słyszałem od twojego ojca, że spotyka się z jakimś uroczym młodym dżentelmenem – zagadnął Paul, a Harry od kilku minut przysłuchiwał się rozmowie swojego byłego i obecnego ochroniarza.
- Dżentelmenem? – prychnął szatyn – znając gust Lottie, to mama dostała prawie zawału, gdy go zobaczyła. Nie wiem w kogo ona się wdała, ale gust ma zdecydowanie okropny – mówił zdecydowanym głosem mężczyzna, a Paul śmiał się z jego słów.
- Nie wiem Louis, nie mnie oceniać, ale po minie twojego ojca wnioskuję, że ten delikwent nie zagości długo w waszej rodzinie.
- O widzisz, teraz nazywasz go poprawnie delikwent, a nie dżentelmen, tak właśnie w naszym domu mówi się o kolejnych podbojach Lotti – wyjaśnił, a Harry nie ukrywał już, że podsłuchuje ich rozmowę – ona ma zdecydowanie zbyt duże powodzenie wśród facetów, nie wiem dlaczego tata jeszcze się za to nie zabrał – marudził niezadowolonym głosem Tomlinson, a loczek zastanawiał się za co miał się zabrać tata Lou i przecież to dobrze, że jego siostra ma adoratorów prawda?
- Spokojnie Louis, wszystko w swoim czasie, jedna, dwie wizyty w waszym domu podczas których będzie musiał przejść przez test twojego ojca i pożegna się z Lottie jeszcze szybciej niż się pojawił.
- Racja, niezawodne metody taty – zaśmiał się szatyn, a Harry postanowił, że odważy się wtrącić.
- Jakie metody? – zapytał nieśmiało i poczuł na sobie wzrok błękitnych tęczówek.
- Och to proste, rozmowa i pomoc przy pozornie łatwych czynnościach domowych, które przypadkiem okazują się bardzo trudne i niemożliwe do wykonania. Uwierz mi Hazz, faceci sami uciekają – wyjaśnił, a Harry uśmiechał się na samą myśl o tych biednych chłopakach i jeszcze biedniejszych pannach Tomlinson.
- Jesteście okrutni – zauważył miłym głosem, przysuwając się jeszcze bliżej Lou.
- Oczywiście, bycie okrutnym to nasza dewiza – szatyn potargał jego mokre włosy i wdał się w dalszą dyskusję, obgadują po kolei wszystkie siostry i każdego partnera Lottie, a Harry musiał przyznać, że słuchając tej rozmowy zaczynał się czuć tak, jakby znał wszystkich Tomlinsonów osobiście.
***
Ukochany
Obserwowałem dziś twoją twarz. Wylegując się w słońcu przy basenie, wyglądałeś niczym Bóg, tylko mój Bóg. Myśl o tym, że jestem tak blisko ciebie, mogę prawie cię dotknąć, poczuć twą skórę pod opuszkami palców, sprawia, że wariuję z miłości do ciebie. Nie mogę się powstrzymać będąc o krok od ciebie czuję, że już niedługo się poznamy, spojrzysz w moje oczy i poczujesz to samo co ja, bezgraniczną, namiętną miłość.
Wiem, że ty też mnie kochasz i pragniesz. Rozumiem, że ludzie wokół starają się nas rozdzielić i stawiają między nami mur, ale dla ciebie zrobię wszystko, nikt nas nie rozłączy. ZAWSZE będę obok ciebie, NIGDY cię nie opuszczę, obiecuję. Możesz być spokojny, czuwam nad tobą i jestem kilka kroków z tyłu by mieć cię na oku, dzień i noc. Jestem lepszy niż twój ochroniarz.
Nigdy mi nie uciekniesz, więc nawet nie próbuj rozumiesz? Wiem o tobie wszystko, wiem gdzie mieszkasz, co robisz, czym zajmujesz się w dzień i w czasie, gdy powinieneś spać. Znam twój grafik, wiem gdzie i kiedy się pojawisz, nie wiesz o tym, ale teraz też cię obserwuję. Musisz czuć moją miłość.
Nie wiesz kim jestem, mogę stać tuż obok, a ty nawet mnie nie rozpoznasz. Może dziś mijałeś mnie na korytarzu obok twojego pokoju, może stałeś obok mnie w sklepie, a może siedziałem na ławce w parku, gdzie spacerowałeś. Zawsze jestem tuż obok.
Ja mogę zrobić wszystko, a ty nic Harry.
Tajemniczy wielbiciel
- Kto to jest Louis? – wyszeptał drżącym głosem Harry, patrząc z przerażeniem na list trzymany w dłoniach, który palił go niczym ogień.
- Nie mam pojęcia, ale dowiem się obiecuję.
***
Louis miał dużo na głowie, za dużo jeżeli ktoś chciałby znać jego zdanie, ale priorytetem było poznanie tożsamości wielbiciela, który poczynał sobie coraz odważniej w każdym kolejnym liście. Jednak coś odwracało jego uwagę od listów, Harry nie jadł w zasadzie nic i Lou naprawdę nie wiedział, co z tym zrobić. Nawet nie wiedział komu mógłby o tym powiedzieć, musiał działać sam, tak jak zawsze. Widział, że Harry stara się jeść, ale każda próba kończyła się wymiotami w toalecie, może chłopak nie wymuszał tego, ale widać było, że zwracanie jedzenia przynosi mu ulgę i oczyszcza go w jakiś chory i niezrozumiały sposób.
Widząc co jadł loczek, postanowił to zmienić i od kilku dni szukał czegoś ciekawego w menu, co byłoby lekkie i nie zaszkodziło chłopakowi. Gdyby był w domu przyrządziłby mu coś smacznego i delikatnego, ale tutaj zauważył sałatki owocowe i pomyślał, że może to jest właśnie to.
Zapukał do drzwi i wszedł jak zwykle do środka. Od kilku dni odwiedzał Harry'ego ze śniadaniem i starał się nakłonić go do jedzenia. Z ulgą zauważył, że zielonooki z dnia na dzień bierze coraz więcej jedzenia i nigdy nie zwraca. Może o to chodziło, może potrzebował czegoś lekkiego, a nie mięsa i tłuszczu z samego rana. Styles miał definitywnie problemy z odżywianiem i Lou był świadom, że nie pomoże mu w pełni, ale widok Harry'ego który je chociaż owoce radował jego serce.
Usiadł naprzeciwko chłopaka, który patrzył na niego zaciekawionym wzrokiem, jakby nie mógł się już doczekać.
- Lou, co dobrego dziś przyniosłeś? – zapytał od razu loczek i zerkał w jego stronę przygryzając wargę.
- Ktoś tu zgłodniał – zauważył szczęśliwy i jak na zawołanie odezwał się brzuch Harry'ego.
- Nieprawda – zaprzeczył szybko, a rumieńce pojawiły się na jego policzkach.
- Przyniosłem herbatę i dziś mam płatki z owocami i jogurtem, a do tego mufinkę jeżeli miałbyś ochotę – położył tacę przed Stylesem, który popatrzył na jedzenie z niepewnością, ale wziął łyżeczkę do ręki i zaczął jeść.
- Dobre – stwierdził po chwili, mlaskając głośno.
- Cieszę się, że jesz Harry – powiedział Louis i naprawdę mógłby patrzeć przez cały czas na jedzącego loczka, który nie miał odruchu wymiotnego i tak jak za pierwszym razem, nie wpatrywał się w jedzenie, płacząc głośno i trzęsąc się mocno.
- Jem za dużo – odparł tylko Harry, ale jadł dalej – wiem o tym nie musisz zaprzeczać.
- Słucham? Nie Harry, jesz tak bardzo mało, nawet moje siostry jedzą więcej niż ty, a są małymi dziewczynkami – tłumaczył gorączkowo szatyn, wpatrując się w Harry'ego, który tak jak zawsze spajał każde słowo za jego ust. Zauważył to jakiś czas temu, że loczek z wielkiej niechęci przerzedł w coś zupełnie innego, coś czego Lou jeszcze nie rozumiał. – Nie możesz tak myśleć Hazz, to złe. Krzywdzisz tym siebie, tak nie można.
- Nie rozumiesz tego Louis, ty wyglądasz dobrze, jesteś szczupły, przystojny, a ja? Popatrz na mnie? Zwykły, pulchny Harry, nikt wyjątkowy – głos bruneta był pusty, bezuczuciowy i to przerażało Tomlinsona.
- Co ty mówisz okruszku? Kto naopowiadał ci takich głupot? Popatrz na siebie i zobacz to co widzą wszyscy, jesteś wyjątkowy i piękny, ale musisz to w końcu dostrzec - wstał i zaczął zbierać ubrania porozrzucane po pokoju - masz tutaj taki bałagan, musimy tu posprzątać – stwierdził układając wszystko po kolei. Nie cierpiał takiego chaosu.
- Nie rób tego, w tym pokoju panuje taki bałagan, jak w moim życiu, w mojej głowie. Tu jest jak w klatce nic z tym nie zrobisz, jutro będzie tak samo – cichy głos Harry'ego sprawił, że Lou zatrzymał się w miejscu z koszulką Stylesa w dłoni.
- Mogę spróbować posprzątać i wszystko poukładać – stwierdził mężczyzna i posłał loczkowi uśmiech pełen nadziei.
- W pokoju?
- Nie, w twoim życiu słowiku, mogę wypuścić cię z tej klatki.
- Nie uda ci się – głos Harry'ego był obojętny, ale jego oczy wręcz błagały, by Louis teraz nie odszedł, by go nie zostawił, by sobie nie odpuścił.
- Ale nikt nie zabroni mi spróbować.
To nie mój mały świat chcesz dzielić.
Zbyt dużo razy nie byłem wystarczająco dobry,
a teraz się boję.
Dawno temu zbudowałem grubą ścianę, a Ty ją teraz burzysz.
To nie mój mały świat chcesz zobaczyć;
Jestem niczym, więc nie mam niczego, co mogłoby cię zaskoczyć,
Ale kiedy patrzysz na mnie w ten sposób, wszystko zamienia się w pył, a mnie jest wszystko jedno.
Przejmujesz nade mną kontrolę.
To nie mój mały świat chcesz zobaczyć.
Słyszę Cię, ale me oczy wciąż mnie rozpraszają, gdy patrzysz na mnie w ten sposób.
To nie mój mały świat chcesz dzielić.
Widzę cię, ale mój umysł nadal prowadzi inną grę.
Bądź krwią w moich żyłach,
Iskrą w mym mózgu,
A ja zrobię to samo.
Bądź świtem mojego dnia,
Słońcem dla mojego deszczu,
A ja zrobię to samo.
Zrobię to samo, tylko zostań.*
Szatyn przyzwyczaił się do tego, że są rzeczy o których Harry nigdy nie powie mu na głos, wtedy otrzymywał kolejne kartki, raz mniejsze innym razem większe, zawsze pełne słów, które dla Louisa znaczyły więcej niż zwykła rozmowa.
*Karolina Kozak -Heart Pounding
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top