Rozdział dwunasty
Jeżeli Louis myślał, że jeden bukiet kwiatów, który otrzymał Harry zakończy podchody tajemniczego wielbiciela, to naprawdę bardzo się pomylił, co więcej to był dopiero początek. Każdego dnia loczek odbierał bukiet kwiatów lub jedną czerwoną różę, do której dołączony był list z wyznaniem wielkiej i wiecznej miłości. Za każdym razem do hotelu dostarczała je inna osoba, więc nie było nawet mowy o ty, by dowiedzieć się kto jest nadawcą. Teraz Harry nie chciał nawet dotykać kwiatów i odsuwał je od siebie, gdy tylko ktoś z obsługi hotelowej przynosił je do jego pokoju. Lou nie spodziewał się jednak, że poza kwiatami pojawi się coś co wystraszy ich jeszcze bardziej.
To był zwykły poranek, taki jak każdy inny, nie wyróżniający się niczym do momentu, gdy Louis zmierzając w stronę pokoju Harry'ego, otworzył drzwi i wszedł do środka, zastając chłopaka siedzącego na wielkim łóżku ze śnieżnobiałą kopertą w dłoni, a jego przerażony wzrok nie wróżył niczego dobrego.
- Co się dzieje? – Zapytał, od razu,podchodząc do loczka, który wyciągnął dłoń z kopertą w jego stronę. – Co to jest?
- Liam przyszedł przypomnieć mi o treningu, ale zasnąłem zaraz po jego wyjściu, gdy obudziłem się za drugim razem, ten list był już tutaj. kKoś musiał wsunąć go przez szparę pod drzwiami – wyjaśnił pozornie spokojnym głosem w którym Lou usłyszał drżenie. – On wie gdzie nocuję Lou, zna numer mojego pokoju i jest w tym samym hotelu.
- Hej, hej nie panikuj dobrze – uspokajał go, nie chcąc by chłopak wpadł w niepotrzebną panikę, chociaż sam zaczynał czuć, że wszystko wymyka się spod kontroli. – Coś wymyślimy, obejrzymy nagrania z kamer i dowiemy się kto tutaj był, a teraz zerknijmy co ciekawego napisał tym razem. – Otworzył kopertę, wyjmując kawałek papieru wsunięty do środka, prześledził krótki tekst wzrokiem i zgniótł kartkę wyrzucając ją do kosza – to samo co zwykle, chciał cię trochę nastraszyć, pisząc, że wie gdzie nocujesz i w każdej chwili może tu przyjść i wyznał ci miłość, czyli standardowo. Nie napisał niczego innego niż wcześniej. Nie ma się czego bać.
- Tak – przytaknął Harry, ale nadal wyglądał na wystraszonego i niepewnego. – To nic takiego prawda? – Popatrzył na Louisa szukając u niego potwierdzenia i gdy zauważył, jak ten uśmiecha się lekko, odwzajemnił uśmiech i wzruszył ramionami – może sobie odpuści, przecież jest tyle ciekawszych osób, które można uwielbiać.
- Pewnie, kto by tam chciał interesować się jakimś Harrym, kiedy...
- Ejj – loczek uderzył szatyna w ramię z niezadowoloną miną – nie mów tak, przecież nie jestem aż tak beznadziejnym wokalistą – mówił z oburzeniem, a Lou zaśmiał się głośno, widząc jego wyraz twarzy, gdy Styles bronił sam siebie. To była miła odmiana, gdy w końcu stanął w obronie własnej, a nie tak jak wcześnie atakował, przedstawiając swoje wady, jedna po drugiej. – Żartowałeś? – Zapytał niepewnie, przygryzając wargę.
- Oczywiście, że tak – odparł rozbawiony mężczyzna – ja nie interesuję się nikim poza Harrym Stylesem, moją ulubioną gwiazdą estrady.
- Jesteś głupi – mruknął cicho loczek, ale zadowolenie było widoczne na jego twarzy, gdy zerkał na Lou.
- Możliwe, ale ty musisz iść teraz na spotkanie z kilkoma fankami, które czekają w restauracji na dole, także zbieraj się, raz raz – klasnął w dłonie i wypchnął loczka za drzwi. Klepnął go delikatnie w pośladki, nie myśląc o tym co robi i ruszył przodem, prowadząc chłopaka na spotkanie.
***
Obserwował Stylesa, który bawił się chyba dobrze w towarzystwie trzech nastolatek, które rozmawiały z nim o czymś przyciszonym głosem i uśmiechały się promiennie, przytakując i mówiąc coś, nadmiernie przy tym gestykulując. Rozumiał te wszystkie dziewczyny, sam nie miał nigdy idola, kogoś znanego kogo podziwiałby z zachwytem, ale patrząc na to jaki jest Harry, nie trudno było się nim zauroczyć i wpaść po uszy.
Nadal wpatrując się w loczka, pomyślał o tajemniczym wielbicielu chłopaka, nie miał pojęcia kim mogłaby być ta osoba, to był facet, tego Louis był pewny, ale po za tym nie wiedział skąd był, czym się zajmował, ile miał lat. Czuł, że błądzą po omacku, nie mieli żadnego punktu zaczepienia, żadnych inicjałów, charakteru pisma, nic po prostu nic. Nie mógł zostawić tej sprawy i o niej zapomnieć, ponieważ ten list pokazał, że obsesyjny wielbiciel jest gdzieś tutaj, obserwuje chłopaka przez cały czas i tak naprawdę, nawet w tej chwili mógł przyglądać się Harry'emu, śledząc każdy jego ruch i gest. To on Louis Tomlinson był ochroniarzem, chociażby miał stać pod drzwiami loczka dzień i noc, to obiecał sobie, że nie zostawi Stylesa samego nawet na chwilę. Musiał zapewnić mu bezpieczeństwo, nie pozwoli by ten ledwo trzymający się zielonooki anioł, upadł jeszcze bardziej, przez jakiegoś nieznanego dupka, który obrał go sobie za cel.
Nie zadziera się z Louisem Tomlinsonem, jeżeli będzie musiał, to zaangażuje w to nawet Nicka, ryzykując tym, że może zostać postrzelonym przez swojego przyjaciela.
***
I cóż może Louis zaczynał mieć małą obsesję połączoną z paranoją, ale nikt nie mógł go za to winić, tutaj chodziło o bezpieczeństwo Harry'ego, a to była sprawa priorytetowa. I gdy wszedł do pokoju hotelowego loczka, zamknął zamaszyście drzwi, strasząc tym chłopaka leżącego już w łóżku, zakopanego pod ciepłą pościelą, wcale, a wcale nie miał głupiego pomysłu w swojej głowie.
- Posłuchaj Harry, nie zasypiaj jeszcze, śpisz dziś u mnie w pokoju – powiedział na wydechu, patrząc na przysypiającego już chłopaka.
- Co? O czym ty mówisz Lou? – wyszeptał loczek, a szatyna przeszły dreszcze od przyjemnej chrypki w jego mocnym głosie.
- Mówię o tym, że dostawałeś te cholerne listy każdego dnia i miarka się przebrała, śpisz dziś w moim pokoju, decyzja zapadła, koniec kropka wstawaj – ponaglił go tupiąc stopą w miejscu.
- Nie, to beznadziejny pomysł, zostaję tutaj, ty też idź spać Louis – powiedział tylko Harry i zamknął oczy nic sobie nie robiąc z szatyna stojącego w pokoju.
- Wstawaj Styles, nie będziesz spał tutaj jeżeli on zna numer twojego pokoju.
- Dobranoc Louis, zaczynasz być denerwujący, idź sobie i daj mi spać, jestem zmęczony po koncercie, odpuść sobie proszę – jęknął chłopak i zasłonił głowę poduszką ignorując szatyna.
- Dlaczego nie możesz zrobić tej jednej rzeczy?
- To nieodpowiednie, ludzie zaczną rozpowiadać głupoty, nie potrzebujemy tego, idź Lou.
Szatyn popatrzył na niego ze złością i wyszedł z pokoju trzaskając drzwiami, chcąc pokazać swoje niezadowolenie całemu światu, a szczególnie Harry'emu. Dobrze, góra nie chciała przyjść do Mahometa, to Mahomet przyjdzie do góry. Kilka minut później, Louis siedział już usadowiony na twardej podłodze pod drzwiami pokoju chłopaka i starał się zasnąć w tej niewygodnej pozycji. Kręcił się nie mogąc wysiedzieć, ale obiecał sobie, że nie opuści posterunku, nie zostawi Stylesa samego, nawet jeżeli ten go tutaj nie chciał. Westchnął głośno, po raz kolejny zaczynając myśleć o tym, że to był jednak kiepski pomysł i może powinien zwinąć się i wrócić do swojego ciepłego łóżka, które teraz pewnie nie było już tak ciepłe, gdy drzwi otworzyły się nagle i stanął w nich nie kto inny, jak Harry. Zaspany i uroczo niezadowolony Harry, który zmarszczył brwi, a na jego czole pojawiła się zmarszczka.
- Co ty tutaj robisz? – zapytał, przecierając oczy pięścią, niczym małe dziecko.
- Śpię.
- Louuu – wyjęczał, przeciągając jego imię – coś ty znów wymyślił? Nie jesteś jakimś rycerzem, który ma bronić mojej cnoty.
- Harry, nie chciałeś spać w moim pokoju, więc będę spał tutaj i pilnował, czy ten twój adorator się nie pojawi, a teraz dobranoc, śpij dobrze – powiedział, po czym zamknął oczy mrucząc coś pod nosem z niezadowoleniem. Usłyszał, jak zielonooki znika w swoim pokoju, a po chwili poczuł, ciepły koc na swoim ciele i poduszkę na kolanach – co to jest?
- Będzie ci chociaż ciepło – powiedział zawstydzony Harry, unikając jego wzroku – dobranoc.
- Dzięki okruszku.
Otulił się mocniej przyjemnym, miłym w dotyku kocem. Wciągnął delikatny zapach Harry'ego, zamknął oczy i powoli zaczął odpływać ze spokojem i świadomością, że Harry jest tuż za ścianą, bezpieczny i chroniony. W tyle jego głowy majaczyły wspomnienia z nagrania kamer, które dzisiaj oglądał. Nie było tam nic niezwykłego, do pokoju wszedł Liam, tak jak wspominał loczek, a później nie było tam nikogo więcej. Cała sprawa była dziwaczna i pokręcona, ale teraz nie miał już sił, by nad tym myśleć.
***
Wyjątkowo udało mu się wyciągnąć Harry'ego do restauracji w hotelu i teraz siedzieli naprzeciw siebie i jedli obiad. Obserwował chłopaka, który powoli przeżuwał każdy kęs i popijał go szybko wodą, by łatwiej przełknąć jedzenie. Uśmiechnął się lekko z zadowoleniem, to był sukces, Harry siedział i jadł w miejscu publicznym, nie biegł do toalety, by zwrócić całą zawartość żołądka, wydawał się zrelaksowany i rozluźniony i tylko czasami podnosił głowę i patrzył na Louisa spanikowanym wzrokiem, jak gdyby nagle uświadamiał sobie, że właśnie je i nie czuje się przy tym źle.
Brunet odsunął na bok pusty talerz i patrzył wprost na szatyna, który rozglądał się dookoła, obserwując wchodzących i wychodzących ludzi. Nie wiedział, jak ma zacząć tę rozmowę, ale musiał się tego dowiedzieć. Pierwszy raz ktoś robił coś dla niego i musiał wiedzieć o co w tym wszystkim chodzi. Odchrząknął cicho, chcąc przyciągnąć uwagę Tomlinsona i gdy udało mu się i skupił na sobie błękitne tęczówki, odważył się i zaczął.
- Louis powiedz mi, dlaczego to robisz? – zapytał od razu, nie chcąc kłamać.
- Co? – mężczyzna nie krył zaskoczenia i patrzył na niego pytająco.
- To wszystko – machnął ręką, chcąc pokazać o czym mówi, ale z miny Lou wywnioskował, że ten nadal go nie rozumie.
- Harry, wyjaśnij o czym mówisz, dobrze?
- Dlaczego jesteś dla mnie taki miły? Dlaczego śpisz pod moim drzwiami? – Pytał zdenerwowany z rumieńcami wstydu na policzkach. Chciał usłyszeć prawdę, a nie stek kłamstw i wierzył w to, że Lou go nie oszuka.
- A musi być jakiś powód, by tak się zachowywać? – odpowiedział pytaniem na pytanie loczka, ale dostrzegł złość na twarzy młodszego chłopaka, więc kontynuował – Harry, po prostu cię lubię tak? Martwię się o ciebie, ostatnie czego chcę, to żeby coś ci się stało, dlatego się troszczę – wyjaśnił z uśmiechem, zauważając jak Styles powoli zaczyna się relaksować i chyba wierzyć w jego słowa – taka odpowiedź cię satysfakcjonuje?
- Jeżeli jest prawdziwa to owszem – odparł cicho Harry – możemy już stąd iść, zjadłem wszystko i nie jestem już głodny więc...
- Mam nadzieję, że nie masz zamiaru nic jeść do końca dzisiejszego dnia – usłyszeli głos Liama, który podszedł do nich i przysłuchiwał się ich rozmowie. – Nie wiem czy jesteś świadom, ile kalorii właśnie pochłonąłeś. Czeka cię przez to dłuższy trening, tak tylko informuję żebyś na przyszłość pamiętał, że takie jedzenie nie jest dla ciebie. Przytyjesz jeszcze bardziej – powiedział, klepiąc młodszego po plecach i odchodząc w stronę schodów, nie patrząc na nich.
Louis popatrzył na Harry'ego, który z niechęcią wpatrywał się w pusty talerz. Szatyn widział, jak oddycha głęboko, by nie rozpaść się w publicznym miejscu przy tych wszystkich ludziach, którzy go obserwowali. Wstał ze swojego miejsca i uścisnął lekko dłoń Stylesa.
- Muszę na chwilkę skoczyć do pokoju, zaraz wracam dobrze? – Upewnił się, że loczek przytakuje z uśmiechem i wyciąga z torby swój dziennik oraz długopis, po czym ruszył w stronę schodów, by dogonić Liama.
Wbiegł szybko schodek po schodku i ujrzał sylwetkę mężczyzny, który wspinał się wolno, a jego ciężki oddech Lou słyszał z daleka. Dognił go i zrównał z nim swój krok, po czym niespodziewanie chwycił go za ramie i przycisnął do ściany, nie pozwalając mu się ruszyć.
- Jak tam twoja forma Liam, co? Słyszę twój ciężki oddech i widzę pot spływający po czole, nie powinieneś zająć się jakimiś ćwiczeniami? – Przydusił go mocniej, słysząc cichy jęk wywołany bólem. – Powiem to raz i mam nadzieję, że nie będę musiał powtarzać, bo tego naprawdę bym nie chciał. Posłuchaj mnie uważnie, spróbuj jeszcze raz powiedzieć Harry'emu coś złego na temat jego wagi, ciała, odżywiania czy czegokolwiek innego, a obiecuję, że pożałujesz każdego słowa skierowanego w jego stronę. Najlepiej nie odzywaj się do niego i zacznij przykładać do swoich treningów, ktoś może zauważyć twój brak profesjonalizmu i komuś donieść, a od tego prosta droga do utraty pracy. A tego przecież byśmy nie chcieli prawda? – Puścił go i odsunął się od mężczyzny na krok, mierząc go pogardliwym spojrzeniem błękitnych tęczówek. – Cieszę się, że się zrozumieliśmy, miłego dnia Liam.
Zbiegł po schodach i wszedł do restauracji, ale loczka nie było już przy stoliku, na blacie zauważył tylko wyrwaną z notesu kartkę, która zapewne miała trafić do jego rąk. Wziął ją bojąc się jaki tekst może na niej przeczytać.
Pomocy, znów to zrobiłem.
Byłem tu już wcześniej wiele razy
Dziś znowu zrobiłem sobie krzywdę.
A najgorsze jest to, że nie mogę nikogo za to obwinić
Bądź moim przyjacielem.
Miej mnie w swych objęciach.
Otul mnie.
I otwórz.
Jestem w potrzebie.
Ogrzej mnie.
I oddychaj mną.
Znów się zagubiłem.
Zagubiłem się i nigdzie nie można mnie znaleźć.
Tak, myślę, że mógłbym się poddać.
Znów się zagubiłem i nie czuję się już bezpiecznie*.
*Sia - Breathe Me
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top