10. Wstążka na pagonie i skryba z alpaką
Zdjąłem rogatywkę, by lepiej widzieć przybyłą drużynę. Ekilore ustawiło się tuż obok Vento, a ich żółto-czarne chusty zamigotały w leśnym krajobrazie. Zobaczyłem Samantę, próbującą zawiązać chustę, Anastazję robiącą na szybko warkocze, Ulę i Wojtka, jak zwykle nierozłącznych, a także Oktawię. Powiodłem wzrokiem dalej i zachłysnąłem się powietrzem.
Stała, oparta o proporzec drużyny, który mocno ściskała w dłoni. Jej skóra była blada, a oczy zniknęły za szkłami okularów. Włosy, sięgające na zimowisku do niemalże pasa, obijały się pojedynczymi pasmami o kark, ścięte do ramion. Na głowie tkwił kapelusz, co stanowiło konkretną odmianę dla beretu. Policzki miała lekko zapadnięte, co uwydatniło kości policzkowe. Patrzyła w stronę ustawiającego się zgrupowania, jakby zupełnie oderwana od swojej drużyny. Poruszyła się nieznacznie, gdy Henryk stanął przy niej i pokazał coś na ramieniu. Wtedy dostrzegłem, że Riońska nie ma sznura; zamiast niego na pagonie tkwiła zielona wstążka. Gdy Henryk wyciągnął z kieszeni najpewniej zapasowy sznur, blondynka cofnęła się gwałtownie, jeszcze mocniej chwytając proporzec. Chłopak powiedział coś do niej, na co uspokoiła się nieco i odsunęła lekko. Patrolski poprawił rogatywkę i krzyknął do drużyny, by się ustawiła. Klara spuściła głowę.
— Obóz Sajno, baczność! Drużynowi przygotują raport! — Olaf Felicki, oboźny o białych włosach wyszedł przed szereg zgrupowania. Pomiędzy mundurami przemknęły okrzyki „kolejno odlicz". — Drużynowi! Do mnie!
Poprawiłem chustę i wyszedłem w jego kierunku. Ustawiliśmy się przed nim i zasalutowaliśmy na wezwanie. Słuchając raportu Piotrowskiej, układałem sobie w głowie całą formułkę, by nie pomylić się przy stanie drużyny. Byłem noga z matmy i nie miałem głowy do liczb, nawet tych, które usłyszałem dziesięć sekund wcześniej. Trudny jest żywot humanisty muzyka...
— Druhu komendancie, druh harcerz orli, Olaf Felicki, melduje obóz na apelu rozpoczynającym Harcerską Akcję Letnią łamane na dwa tysiące dziewiętnaście. Stan – sto dwadzieścia, zgodny i sprawdzony!
Podczas gdy padały kolejne komendy i Jakub Wąwóz wychodził do rozkazu, zerknąłem ukradkiem w stronę Ekilore. Klara uśmiechała się co jakiś raz, jednak wyglądało to tak, jakby owa czynność sprawiała jej ból. Rozluźniła dłoń na kiju od proporca i bębniła w drewno palcami.
Związek Harcerstwa Rzeczypospolitej oraz Związek Harcerstwa Polskiego
Mazowiecka Chorągiew Harcerzy i Harcerek
Warszawski Hufiec Harcerzy „Burzan", Warszawski Hufiec Harcerek „Liście", Warszawski Hufiec Harcerski „Centrum" i Mazowiecki Hufiec Harcerek „Gwiazdozbiór"
Harcerska Akcja Letnia 2019
Obóz Sajno 2.0
Druhny i druhowie!
Rozpoczynamy niezwykłą przygodę nad jeziorem, gdzie „szumi las, wiatr kołysze drzewa, a fale zalewają brzegi". Ten obóz przeżywać będziemy pod hasłem „Pamięć". Chcemy pamiętać o naszych patronach, o tych, dla których zostawiamy miejsca w wieczornych kręgach. Chcemy pamiętać o ideałach, jakie drzemią w jeszcze nieodkrytych obrzędowościach. Szukajcie ich i pamiętajcie, że każda noc tutaj niesie ze sobą jedną gwiazdę do gwiazdozbioru waszych doświadczeń. Wypatrujcie tych gwiazd.
— Dam sobie uciąć, hm, mały palec, że to ty pisałeś mu rozkaz — szepnął Rudolf. Przewróciłem oczami i uśmiechnąłem się. — Albo Piotrowska, bo ona ma świra na punkcie gwiazdeczek.
— Cicho, gaduło. — Kopnąłem go lekko, na co ten przyłożył mi proporcem. Ładny przykład, bardzo ładny. — Mały palec ci się przyda do uderzania w kant stołu czy coś. Słuchaj Soplicy, bo drużyna się rozproszy.
— Na razie to widzę twoje metr dziewięćdziesiąt, a nie Soplicę. — Pstryknął mi w rogatywkę. Filip posłał nam karcące spojrzenie. Było w nim coś takiego, że człowiek momentalnie się uciszał i poważniał.
— Obóz Sajno uważam za otwarty! — Soplica odłożył zeszyt z rozkazami i podrzucił rogatywkę w górę. Wraz za nią powędrowały nakrycia głowy reszty obozu. W tym chaosie i deszczu beretów, rogatywek i kapeluszy spojrzałem w kierunku Klary. Jej spojrzenie starło się z moim i przebiło jak ostrze. Te „leśne" oczy były oczami po nawałnicy łez i po wichurze dłoni, które owe łzy ścierały. Przez chwilę wpatrywaliśmy się w siebie, jednak już po chwili zostałem wciągnięty w środek mojej drużyny, a Klarę porwała Samanta. — O dwudziestej ognisko rozpoczynające! — krzyknął Soplica, a ja podrzuciłem rogatywkę.
A Słonecznik zniknął w deszczu tego świata...
A Słonecznik zwiądł i odszedł tego lata...
***
— Widziałem ją, borze szumiący, czy ty to rozumiesz? — Usiadłem na pryczy, ściskając plan pracy. Rudolf wiązał buty przy stoliku. — Przyjechała. Jednak przyjechała! — Przewróciłem się na poduszkę i popatrzyłem na sufit namiotu. Czułem się taki szczęśliwy, że ją widziałem, że była tu, że już za dwadzieścia minut miałem siedzieć wraz z nią przy ognisku. Mój kalendarz spojrzeń się skończył. Tak wtedy myślałem.
— Emocjonujesz się jak laski po zmartwychwstaniu Jezusa. — Szczap roześmiał się i usiadł obok mnie. — Weź, bo nasz plan pracy nie jest przyzwyczajony do takiej miłości.
— Oświadczę mu się i zostanę samotną, starą panną z planami pracy. — Roześmiałem się. — I stadem owiec.
— Chyba tylko z jedną owieczką. — Przyboczny oparł się o moje kolana i zamyślił się. — Edek?
— Tak? — Wyprostowałem rękę i siedziałem teraz w miarę prosto. Plan pracy położyłem obok poduszki. Musiałem go uzupełnić po ognisku. Do tego dochodziła książka pracy, którą musiałem przedstawić przed Komisją Instruktorską po wakacjach, kiedy Rudi miał zamykać przewodnika.
— Brałeś leki, prawda? — Blondyn poprawił okulary i posmutniał nagle.
— Pewnie, nie martw się. — Poklepałem się po kieszeni. Okularnik pokiwał głową i przeczesał włosy. — Chodźmy już. — Nie lubiłem rozmawiać o swojej chorobie. Czułem się wtedy jak debil, jak słabeusz.
Zebraliśmy drużynę i pospieszyliśmy w kierunku lewej strony jeziora, gdzie znajdowało się miejsce ogniskowe. Kadra zgrupowania czuwała już przy stosie gotowym na ognisko, a pierwsze drużyny zasiadały w kole. Szarozielone mundury lśniły wśród płomieni pochodni przy stosie, drzewa nachylały się nad kręgiem, a jezioro szumiało spokojnie, gotowe na zaśpiewanie mu harcerskich kołysanek.
Usiadłem obok Justyny, pozwalając Narnii pójść na chwilę do Corony. Piotrowska oparła głowę na moim ramieniu i przez chwilę bawiła się swoim warkoczem. Patrzyliśmy przez moment na siadające przed nami Vento i Ekilore. Piotrowska zaśmiała się cicho, mówiąc, jak bardzo docenia to, że w spódnicach ZHR da się normalnie usiąść.
Klara wcisnęła się pomiędzy zastępowe, odsuwając się tym samym od kadry. Ula i Nastka zaczęły coś do niej szeptać, na co dziewczyna roześmiała się i przytuliła je obie. Dziewczynki oparł się na jej ramionach i mówiły coś, czego nie dosłyszałem. Przyboczna gładziła je po włosach i zerkała co jakiś czas w stronę Samanty. Legowska przygryzła wargi i szepnęła coś do Henryka, na co ten wstał i podszedł do Riońskiej. Dotknął jej ramienia, na co ta wzdrygnęła się i mocniej naciągnęła kapelusz. Zastępowe spojrzały na nią z lękiem, na co ta uśmiechnęła się uspokajająco.
A jeśli on zrobił jej krzywdę? Jeśli to przez niego coś jest nie tak? Nie, wtedy nie przyjechałaby na obóz z nim. Nie... zastanawiałem się, wiążąc chustę Antkowi i zerkając kontrolnie na Stasia, którego ewidentnie fascynował stos i zapałki w kieszeni Olafa.
— Stasiek, nie wiem, czy fascynuje cię tyłek druha Soplicy, czy to jakieś miszyn imposzible, ale radziłbym zostawić zapałki — rzuciłem w jego stronę, na co mały roześmiał się i zawiesił się mi na plecach. — O, nie, co to jest, układałem tę chustę wieki! — Zaśmiałem się i przerzuciłem go sobie przez ramię, bo kolanem trącał mi szwy. Musiałem zmienić na nich opatrunki, które zabrałem specjalnie na obóz, mimo że rany nie wymagały już zasłonienia. — Ty piromanie, ty! — Zmierzwiłem mu włosy.
— Zacznijmy ognisko! — Soplica wyjął zapałki, zamachał nimi przed ubawionym Staśkiem i ukucnął przy stosie. Po chwili ogień przeszył czarne niebo i iskry rozproszyły się w powietrzu jak gwiazdy. Piotrowska patrzyła na to oniemiała, a ja zapamiętywałem ten widok, by móc go potem opisać Łucji. — Chciałbym, aby drużyny przestawiły się i zaproponowały piosenki. Zaczną inicjatorzy tego obozu. Narnia!
Wyszedłem na środek i przełknąłem ślinę, widząc ponad sto par oczu, wpatrzonych we mnie w oczekiwaniu. Poprawiłem chustę, jak to zwykle robiłem, gdy byłem zestresowany i spojrzałem na moją drużynę. Ich widok mnie uspokajał. Wyobraziłem sobie, że pomiędzy nimi siedzi Łucja i wciągnąłem ze świstem powietrze. Skinąłem na Rudolfa.
— Edmund? — Przyboczny wstał. — Jak to jest być rycerzami? Dobrze?
— Moim zdaniem to nie ma tak, że dobrze, albo niedobrze. — zacząłem tekstem z Jak to jest być skrybą, na co Narnia wybuchła śmiechem. — Gdybym miał powiedzieć, co cenię w życiu najbardziej, powiedziałbym, że ludzi. Em, ludzi, którzy podali mi pomocną dłoń, kiedy sobie nie radziłem, kiedy byłem sam, dłoń chwytającą za miecz, dłoń trzymającą odwagę i siłę w garści. I co ciekawe, właśnie przypadkowe spotkania wpływają na nasze życie. I takim życiem jest harcerstwo, choć ono często nie znajduje zrozumienia, wydaje się mało uniwersalne, ale nie kiedy jesteś rycerzem świętego Jerzego, wtedy to jest rozwijanie się. Ja miałem szczęście, by tak rzec, bo je znalazłem. I dziękuję życiu. Dziękuję mu, bo życie to służba, to walka, to taniec i śpiew. — Moja drużyna pokładała się ze śmiechu. — Wielu ludzi pyta mnie o to samo, ale jak ty to robisz, skąd czerpiesz radość? A ja odpowiadam, że to proste, to umiłowanie życia i harcerstwa, to właśnie ono sprawia, że dzisiaj na przykład jestem rycerzem Jerzego, a jutro... kto wie, dlaczego by nie, oddam się pracy społecznej i będę ot, choćby hodować... znaczy... alpaki i pingwiny.
Usłyszałem głośny śmiech dzieciaków i, kłaniając się, usiadłem na swoim miejscu, przybijając piątkę z Rudolfem. Miałem ochotę roześmiać się jak głupi, ale moi chłopcy właśnie zażyczyli sobie „Balladę o krzyżowcu", więc stłumiłem śmiech i odszedłem nieco od ogniska. Patrzyłem na falującą wodę i wsłuchiwałem się w dźwięki gitary, a potem w melodyjny głos Justyny, gdy opowiadała legendę siedmiu zaginionych gwiazd królowej Corony, panującej nad wszystkimi gwiazdozbiorami. Przyjaciółka średnio co dziesięć sekund używała słowa „generalnie" i żywo gestykulowała, zataczając kręgi w powietrzu i chodząc naokoło ogniska. Uwielbiałem, gdy o czymś opowiadała, gdy wchodziła w słowa, przeniknięta nimi do głębi. Laura wpatrywała się w nią z uśmiechem i rumieńcami zafascynowania. Piotrowska była dla niej wzorem, zaś sama Kamińska nieporadnie dążyła do tego, by być dla drużynowej jak Ida, której nie umiała zastąpić. Nikt tego od niej nie wymagał, jednak miałem świadomość, że bycie w drużynie, gdzie ukochana przyboczna zginęła, jest trudne. I dla niej, i dla dzieciaków.
Po chwili do moich uszu dobiegły dźwięki Lubię mówić z tobą i spokojne głosy zgromadzonych. Zamknąłem oczy, odpływając wraz z melodią. Usiadłem znów pomiędzy harcerzami i popatrzyłem pomiędzy płomieniami na Klarę. Siedziała, oparta o ramię Oktawii i bębniła palcami po kolanach w rytm piosenki. Uśmiechnąłem się do niej. Pochwyciła moje spojrzenie, po czym uniosła rękę, pokazała na siebie, potem na mnie i uśmiechnęła się. Serce zabiło mi szybciej. Poczekałem na refren i wraz ze słowami „I dlatego lubię mówić z tobą" odpowiedziałem jej tym samym. Zmrużyła oczy, przysłaniając twarz kapeluszem. Anastazja spojrzała na mnie i szepnęła coś do niej, wyraźnie rozbawiona. Riońska tylko kiwnęła głową, bo właśnie na środek wyszła Samanta, trzymając wyraźnie zniszczoną kartkę. Gdy zaczęła opowiadać o zaginionych baśniach Andersena, a Henryk za pomocą papierowych figurek pokazywał ich cienie przy ognisku, wszyscy zgromadzeni utkwili w nich wzrok. Widzieliśmy więc kolejno dziewczynkę z zapałkami, bałwanka, małą syrenkę, brzydkie kaczątko i pasterkę z kominiarczykiem. Patrzyłem na to urzeczony, jednocześnie wyłapując pomiędzy płomieniami twarz Klary.
Gdy potem zaczął mówić Filip, a damska część ogniska rumieniła się pod wpływem jego głębokiego głosu, Klara poruszyła się nieznacznie i nieco wycofała z kręgu. Zaczynało się robić dość chłodno, wiatr uciekał od jeziora w naszą stronę, a drzewa stały się nagle wrogie i pokryte ciemnością. Gdy drużynowy Vento przedstawił nam historię zaginięcia mapy świata i cel ich misji poszukiwawczej, i gdy wybrzmiały słowa i dźwięki „Bitwy", wstaliśmy wszyscy, by zawiązać krąg.
Jakub Wąwóz już szykował się do przemówienia i polecił tylko by zawiązać krąg, gdy strona Ekilore poruszyła się nieznacznie i zawęziła nagle. Rudolf szturchnął mnie w bok i zorientowałem się, że przyboczna Słoneczników wyszła z kręgu. Ciasno splecione dłonie wiotczały już ze zmęczenia. Harcerze ziewali, harcerki kładły głowy na ramionach koleżanek. Justyna Piotrowska patrzyła na tańczące płomienie, a czekoladowe włosy opadały jej na twarz. Rudolf przygryzł wargi i przysunął się do mnie bliżej. Ścisnąłem jego dłoń, gdy przeszła iskierka. A gdy wszyscy ustawiali się, by odejść do podobozów, popatrzyłem na drogę, którą samotnie szła niska blondynka ze wstążką przy pagonie.
¸,ø¤º°♡°º¤ø,¸
Do monologu Edka polecam włączyć sobie filmik z góry!
Kochani, dzieje się! Choć aktualnie większą pasję mam do pisania planów pracy (ily Agricola), to SM trwa i promienieje dla Was.
Jaka jest Wasza ukochana piosenka harcerska? Zapraszam do wattiskierki!
Kto chce ze mną i Iustum_Et_Virtus hodować alpaki i pingwiny?
A tu jedna z okładek do SM, nie jest mojego autorstwa:
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top