Rozdział V - Nastoletnia wyobraźnia
Chłodne powietrze lekko szczypało w policzki, gdy biegliśmy wzdłuż lamp. Co jakiś czas się zatrzymywaliśmy, by zostawić naklejone strzałki. W pewnym momencie rozdzieliliśmy się na dwie grupy i rozeszliśmy się na dwie strony – moja grupa, wraz z Dwojnym, pobiegła w las, druga, wciąż wprost ścieżki.
Dawno nie zażyłem takiej dawki sportu. Na wuefie z całą pewnością nie przebiegłem takiej drogi. W ciągu tego roku. Czułem, jak piekły mnie płuca, ale w tym bólu było coś przyjemnego. Patryk, który miał z nas wszystkich najlepszą kondycję, wyznaczał drogę, omijając jakieś drzewa i krzewy. Biegnąca obok mnie Olka chowała się przed wszystkimi krzakami, bojąc się pająków i innego robactwa.
Zatrzymaliśmy się, gdy zobaczyliśmy tabliczkę, że zaraz skończy się teren monitorowany przez służby miejskie. Przykucnęliśmy między krzakami i czekaliśmy.
Dwojny oparł się plecami o jedno z drzew i oddychał ciężko. Wydawał się równie radosny tą dziecinną zabawą jak my. Jego oczy błyszczały z podniecenia wywołanego rywalizacją. Uśmiechnął się, gdy zauważył, że wlepiam w niego wzrok.
— Ile ma sor lat? — zapytała ni z tego, ni z owego Olka, stając obok niego. Sięgała mu ledwie do ramienia.
— A co, chcecie się pośmiać z mojej słabej kondycji? — Patrzył na nią jak na dobrą uczennicę. Chyba przeszła mi zazdrość. — Całkiem niedawno skończyłem trzydzieści trzy.
— No, to trzeba się wziąć za jakiś sport, jak ma sor zamiar jeździć na wycieczki. Niech sor poczeka na jutrzejsze trampoliny, wtedy sor się dowie, co to znaczy mieć prawdziwe zakwasy — zaśmiał się Patryk.
Czekaliśmy tak wśród tych krzaków, aż ktoś nas znajdzie.
— Jak tam przygotowania do studniówki? — zagaił.
— Wszystko idzie idealnie! — zaświergotała Olka, która była jedną z organizatorek. — Mamy wybrane materiały do dekoracji, pozamawiane kwiaty. Chłopcy nie są co prawda zainteresowani tańczeniem walca, ale grupa do poloneza radzi sobie naprawdę dobrze. Myślę, że w takim tempie wszystko wyjdzie perfekcyjnie.
Wszyscy nie mogli doczekać się studniówki, podczas gdy ja nie chciałem o niej myśleć. Wychodziło na to, że pójdę na nią sam, chociaż wokół mnie kręciło się kilka dziewczyn szukających okazji, by zapytać, czy zostanę ich partnerem na ten wieczór. Moi przyjaciele stwierdzili, że nie ma opcji – muszę tam pójść z nimi. Że Olka zrobi wszystko, byśmy usiedli przy jednym stoliku. Jednak na samą myśl o włożeniu garnituru dostawałem gęsiej skórki.
Na szczęście miałem jeszcze dużo czasu na podjęcie decyzji.
— Będziecie się na pewno wspaniale bawić. Pamiętam swoją studniówkę. Ale kiedy to było... Czternaście lat? Rany... — Dwojny zamyślił się na chwilę, po czym przyjrzał mi się dokładnie. Lustrował moją twarz przez bardzo długą chwilę, jednak nie powiedział ani słowa.
Byłem pewien, że właśnie przypomniał sobie coś ważnego. Może to, gdzie się wcześniej widzieliśmy? Jednak nie powiedział ani słowa.
Gadaliśmy za głośno, więc szybko zostaliśmy znalezieni przez grupę pana od francuskiego.
Podchody skończyły się wpół do dziesiątej, choć myślałem, że minęło znacznie mniej czasu. Nikt się nie zgubił, więc wsiedliśmy do autobusu.
Jak pomyślałem o kolejnych czterdziestu minutach bezczynności, to oparłem głowę o szybę i szybko zdążyłem zasnąć.
Śnił mi się Bartek, który niósł mnie na ramionach. Wokół otaczały nas ponownie pola pełne kukurydzy. Nie widziałem nic poza nimi, ciągnęły się w nieskończoność. Droga nigdzie nie skręcała, a my po prostu szliśmy. Chciałem, by ta podróż nigdy się nie skończyła.
— Nick, Nick... — Poczułem delikatne szturchnięcie w ramię i powoli otworzyłem oczy. Obok mnie nie siedział Patryk, a sor Artur. Szybko wyprostowałem się w fotelu. — Ej, spokojnie. Dojechaliśmy na miejsce, ale Patryk nie zauważył, że śpisz. Chodź, bo pan kierowca chce zamknąć autobus.
Podniosłem się, wciąż trochę skołowany, ale już po kilku sekundach odzyskałem równowagę. Wyszliśmy z autobusu i znowu przywitał mnie chłodny wiatr. Mogłem zabrać ze sobą coś cieplejszego niż skórzaną kurtkę.
— Chcesz już wracać do pokoju, czy potowarzyszysz mi chwilę na zewnątrz? — zapytał Dwojny. Zmrużyłem oczy.
— Mogę zostać. — Przystanęliśmy przy jednej ze ścian, w pobliżu kosza na śmieci. — Niech mi sor powie, dlaczego cały czas zabiera mnie pan na swoje podpalanie?
— Nie cały czas. Gdybym tak robił, musiałbym cię wywoływać z grupy co godzinę. No i nie wypłaciłbym się na papierosy. — Uśmiechnął się, wkładając fajka między zęby. Wysunął paczkę w moją stronę, ale pokręciłem głową. — Nie chcesz?
— Gdy jestem trzeźwy, papierosy nie smakują tak dobrze. Palenie samo w sobie nie daje mi jakiejś wielkiej satysfakcji — wyjaśniłem. — Nie odpowiedział sor na moje pytanie.
— Jesteśmy partnerami w zbrodni. Jeżeli choć raz dziennie mogę zapalić z kimś, a nie sam, to wybieram tę pierwszą opcję, nawet jeżeli łamię tym prawo.
— Dziwny z pana nauczyciel — podsumowałem, wyciągając rękę. Dwojny spojrzał na mnie i podał wypalonego w połowie papierosa. Zaciągnąłem się miętowym dymem, po czym oddałem mu fajka.
— Z ciebie jest dziwny uczeń.
Znów pozwolił mi zapalić swojego papierosa. Smakował zupełnie inaczej, gdy wyobrażałem sobie, że trzymał go przed chwilą w swoich ustach. Pośredni pocałunek. Znowu.
Staliśmy tak w ciszy, patrząc na siebie. Powstała między nami nić porozumienia. Partnerzy w zbrodni, co? Uśmiechnąłem się pod nosem. Na razie w zbrodni, pomyślałem, a potem się zobaczy.
— Chodź, wracajmy, zanim ktoś coś zauważy. — Zgasił peta i wyrzucił go do kosza, jak na wzorowego obywatela przystało.
Nie musieliśmy się jednak tym martwić, bo pozostała kadra nauczycielska zamknęła się w jednym z pokoi, skąd dochodziły śmiechy i okrzyki radości. Musieli dobrze się bawić. Popatrzyłem na Dwojnego, a on tylko przewrócił oczami
Już miałem odchodzić, gdy złapał mnie za rękaw kurtki.
— Nick, nasza poprzednia rozmowa miała ci uświadomić, że jeżeli kiedykolwiek będziesz potrzebował pomocy, zawsze możesz na mnie liczyć, dobrze? — Patrzył na mnie z czułością, a jego zielone oczy świeciły w sztucznym, białym świetle. Nie była to jednak czułość, jakiej bym oczekiwał. To było coś w rodzaju ojcowskiego spojrzenia, którego z jednej strony mi brakowało, a z drugiej nie chciałem, by to właśnie on patrzył na mnie w ten sposób.
Kiwnąłem głową i czym prędzej uciekłem na górę do swojego pokoju. Nie było w nim Patryka, więc położyłem się na łóżku i zakryłem rękami twarz. Czułem, jak palą mi policzki.
— Przestań zachowywać się jak napalony dzieciak, Nick — wymamrotałem, mając nadzieję wpłynąć na swoje zachowanie.
Niestety, nie pomogło.
***
Trzeci dzień wycieczki minął znacznie szybciej, niż przypuszczałem. O dziesiątej zaczęliśmy zwiedzenie Muzeum Powstania Warszawskiego. Nie słuchałem przewodnika, chodziłem od tablicy do tablicy i czytałem, co zostało tam napisane. Było co prawda na co popatrzeć, bo chociażby film pokazujący zniszczenia Warszawy był genialnym przeżyciem, ale nie zainteresowałem się tym wydarzeniem z historii na tyle, aby zrobić sobie selfie i wrzucić je w odmęty Internetu, tak jak zrobiła to Olka. Później zostały nam tylko trampoliny, na których bawiłem się naprawdę nieźle. Próbowałem robić fikołki, ale jedynym, co wychodziło mi naprawdę dobrze było spadanie na tyłek. Gdy dziewczyny z klasy humanistycznej wyciągnęły również nauczycieli, mogłem popatrzeć na nieudolne próby utrzymania równowagi przez Artura. Wyglądał naprawdę zabawnie, gdy przewracał się przy najmniejszym poruszeniu trampoliny.
Po tym pełnym wrażeń miejscu zawieziono nas na obiad, gdzie zostaliśmy uraczeni pomidorówką oraz rybą z frytkami. Jedzenie było naprawdę smaczne. Pomyśleć tylko, ile tak naprawdę było w tym świeżej ryby i świeżych ziemniaków.
Potem wsiedliśmy do autobusu i usadowiliśmy się wygodnie, mając w głowie, że przed nami pięć godzin drogi pełnych rapu dochodzącego z tyłu autobusu i dziwnych piosenek śpiewanych na przedzie. Postanowiłem się zdrzemnąć, więc zająłem miejsce przy oknie.
Droga dłużyła się niemiłosiernie. Mieliśmy zajechać pod szkołę około godziny dziewiętnastej, ale na miejscu znaleźliśmy się dopiero wpół do dziewiątej. Mimo że przespałem ponad połowę trasy, wciąż chciało mi się spać. Przyjechała po nas mama Patryka, ponieważ moja wciąż była w pracy. Podziękowałem jej za transport.
— Nie ma za co, Nick. Wiesz, że jesteś dla mnie jak kolejne dziecko — zaśmiała się.
Patryk miał starszą o trzy lata siostrę, która wyjechała na studia do Gdańska, zostawiając rodzinę i swojego chłopaka. Nazywała swoją decyzję odcięciem pępowiny. Może rzeczywiście coś w tym było, jednak wiedziałem, jak mocno przeżyli to jej rodzice. Widzieć swoje dziecko dwa razy do roku – nikt o tym nie marzy.
— A pani jest dla mnie jak druga matka — odparłem, szczerząc zęby.
W domu było ciemno i zimno, więc zszedłem do piwnicy, by rozpalić w piecu. Zaraz po tym wskoczyłem pod prysznic.
Gorąca woda spływała po moim przemarzniętym po podróży ciele, wywołując przyjemne dreszcze. Wyobrażałem sobie, że nie jestem sam w łazience. Że on siedzi i się przygląda temu, co robię. Zacząłem się dotykać, dając za wygraną mojej wyobraźni. Czekałem na to, odkąd dotknął wtedy mojego ramienia. Obraz jego zielonych oczu nie opuszczał mojej głowy. Widziałem go, jego zadziorny uśmiech, gdy przycisnąłem plecy do zimnych płytek. Gdy tylko zamykałem oczy, widziałem Artura, więc nawet nie próbowałem ich otwierać.
Najgorsze było jednak to, że nie zniknął nawet po tym, gdy moje mięśnie rozluźniły się po osiągniętym orgazmie.
Wstydziłem się tego, jak bardzo pociągał mnie nowy nauczyciel fizyki. I to nie dlatego, że był facetem tak jak ja, ale dlatego, że jego i mnie dzieliło piętnaście lat różnicy. Gdyby mocno się postarał, mógłby być moim ojcem. Bratem.
Co powiedziałby Bartek, gdyby dowiedział się, że jego młodszy braciszek ma obsesję na punkcie dorosłego mężczyzny?
Podniosłem głowę i pozwoliłem wodzie spływać po mojej twarzy, by zmieszała się ze łzami.
Byłem zwykłym tchórzem. Gdybym przyznał się do swojego homoseksualizmu, w mgnieniu oka spotkałbym kogoś, kto chciałby ze mną być. Wciąż jednak potrzebowałem czasu, aby się z tym pogodzić, a umysł napalonego nastolatka podsyłał mi obrazy rozebranego Artura wędrującego pocałunkami w dół mojego brzucha.
Wróciłem do łóżka, nakryłem się kołdrą i postanowiłem uciszyć siedzącego we mnie dzieciaka. Jednak nie potrafiłem, bo gdy wszedłem na facebooka, moje palce od razu wklikały Artur Dwojny. Nie miał na nim konta. Przygryzłem wargę. Miałem nadzieję znaleźć jakieś zdjęcie, które mógłbym oprawić w ramkę.
Wyłączyłem Internet, zanim moje niepohamowane myśli wymyśliły lepszy sposób na znalezienie fotek nauczyciela.
Leżałem, wpatrując się w sufit, aż ponownie udało mi się zasnąć.
***
W poniedziałek pojawiłem się co prawda na fizyce, ale we wtorek już nie. Nie uciekałem jednak przed Dwojnym – powiedziałem, że bardzo boli mnie głowa i idę do pielęgniarki. Skłamałem, co prawda, lecz przynajmniej miałem godzinę, aby nadrobić zaległości z całej reszty bezwartościowych przedmiotów, jakim była historia i polski. Bibliotekarka na mój widok tylko westchnęła i udała, że mnie nie widzi.
Gdy patrzyłem na Artura, moje serce zaczynało bić szybciej.
Miałem jednak na głowie trochę więcej niż nieodwzajemnione uczucia względem nauczyciela. Kończyłem osiemnaście lat, miałem stać się pełnoletni. Dziwnie się z tym czułem. Już nie mogłem mówić o sobie, że jestem hot siedemnaście, bo nim nie byłem. Swój dowód odebrałem tydzień wcześniej, bo mama stwierdziła, że nie ma sensu czekać na wyrobienie go aż do magicznego dnia. Gdy patrzyłem na zdjęcie wykonane przez fotografa, zastanawiałem się, czy ludzie rzeczywiście mnie tak widzą – bez uśmiechu, z oczami bez wyrazu.
Olka chciała mi zorganizować imprezę nie z tej ziemi, stanowczo jednak odmówiłem, mówiąc, że wystarczy mi towarzystwo jej oraz Patryka. Nie chciałem zapraszać nikogo więcej. Wiedziałem, że będziemy dobrze się bawić, jeśli pójdziemy na imprezę do któregoś ze znanych klubów.
Osiemnastka Oli była zjawiskowa. Specjalnie wynajęła salę na tę okazję, zaprosiła pięćdziesiąt osób, oczywiście włącznie z rodziną i wypiła tak dużo, że nie pamiętała, jak pytała babcię, czy wybaczy jej, jak zajdzie w ciążę z kimś nieznajomym. Razem z Patrykiem trzymaliśmy jej włosy, gdy zwracała zawartość żołądka do jednej z toalet.
Impreza Patryka zaś zaczęła się w domu na rodzinnym obiedzie, a skończyła na ostrej popijawie z kolegami z drużyny. On przynajmniej wszystko pamiętał. Tak samo jak ja. Jeden z chłopaków wskoczył wtedy na stół i zrobił naprawdę niezły popis erotycznym tańcem. Oddałbym wtedy wszystko, by zostać z nim sam na sam.
A teraz przyszła pora na mnie, tego najmniej społecznego. Podejrzewałem, że wiele dziewczyn czekało na zaproszenie, aby móc mi pokazać swoje istnienie i próbować uwieść. Cóż, nadzieja umiera ostatnia.
Postanowiłem po prostu gdzieś wyjść i poszaleć. Najchętniej poszedłbym do klubu dla gejów, ale nie chciałem przyznawać się swoim przyjaciołom do orientacji. O ile Ola na pewno by zrozumiała, martwiłem się o swoją relację z Patrykiem. Był moim jedynym przyjacielem i bałem się go stracić.
Zadzwonił dzwonek, ale nie spieszyłem się z podnoszeniem z podłogi. Powoli spakowałem książki.
— Czy był tu może Nikodem Olinkiewicz? — zapytał Artur bibliotekarkę. Usłyszawszy to, schowałem się za jedną z półek, by zostać niezauważonym.
— Nie zwróciłam na to uwagi. W każdym razie nikt nie wypożyczał książek w trakcie lekcji.
Słyszałem jego kroki, gdy wszedł do pomieszczenia pełnego książek. Wstrzymałem oddech. Nie chciałem, żeby mnie znalazł. Wagarowanie to jedno, ale danie przyłapać się na nich to drugie. No i okłamałem nauczyciela. O ile pani Grójec moja nieobecność była na rękę, to Dwojnemu chyba to przeszkadzało.
— Nick, wiem, że tu jesteś, nie baw się ze mną w chowanego. — Wszedł między sąsiednie półki. Po cichu odszedłem nieco dalej. — Nie będę prawił ci moralnej pogadanki, po prostu się pokaż.
Usłyszałem dźwięk zamykanych drzwi. Wyjrzałem, aby zobaczyć, kto przyszedł, jednak okazało się, że to pani bibliotekarka opuściła pokój.
— Mówiłem, że to bez sensu.
Wyrósł nagle przede mną. Jeśli kiedyś myślałem, że przy moim metrze siedemdziesiąt pięć byłem wysoki, to teraz w to zwątpiłem. Pierwszy raz znajdowałem się na tyle blisko Dwojnego, by zauważyć, jaka duża jest między nami różnica wzrostu. Był ode mnie wyższy co najmniej piętnaście centymetrów. Patrzył na mnie z góry, gdy podnosiłem głowę, by na niego spojrzeć. Usta miał zaciśnięte.
— Naprawdę chciałbym wiedzieć, dlaczego unikasz chodzenia na lekcje.
Bo mi się pan podoba. Bo fantazjuję sobie o panu, gdy kładę się spać. Bo gdy odwraca się pan do nas tyłem, aby zapisać jakieś równanie, nie mogę oderwać wzroku od pana pośladków. Bo jedyne o czym myślę na lekcji fizyki, to czy pocałunek z panem smakowałby tak samo jak pańskie miętowe papierosy.
Chciałem mu to wszystko powiedzieć na głos, jednak stałem jak słup soli. Zdołałem tylko spuścić wzrok na swoje buty, bo jego zielone oczy wierciły mi dziurę w brzuchy.
— Nie uciekaj ode mnie, przecież ci powiedziałem, że możesz na mnie liczyć.
Chciałbym liczyć na pana w sytuacjach, o których pan sobie nie wyobraża. Chciałbym, by wziął mnie pan za rękę. Chciałbym móc się przytulić i wypłakać w pańskie ramię.
Dlaczego więc tak bardzo się pan do mnie przyczepił?
— Wiem, przepraszam, ale nie mogę obiecać, że to się nie powtórzy — wydukałem.
— Spójrz na mnie — poprosił.
— Nie.
Minąłem go i uciekłem z biblioteki, czując, jak płoną mi policzki. Minąłem Patryka, który próbował mnie zatrzymać. Nie chciałem jednak rozmawiać. Wyszedłem ze szkoły, nawet nie zmieniwszy butów.
Gdy wyszedłem z terenu szkoły, moje oczy zaszły łzami.
Czy każda pierwsza miłość musi tak boleć? Czy właśnie tak czują się nastolatki, gdy ktoś bawi się ich uczuciami? Nie mogłem przecież powiedzieć dorosłemu facetowi, że mi się podoba. To niedorzeczne. Relacja nauczyciel-uczeń nie mogła wyjść poza ramy szkoły, a Artur i tak już przeginał, częstując mnie tymi miętowymi papierosami.
Wróciłem do domu i wykrzyczałem się w poduszkę. Popłakałem się jak małe dziecko. Mój telefon dzwonił i dzwonił, lecz nie zwracałem na niego uwagę.
Chciałbym móc opowiedzieć komuś o targających mną uczuciach. Chciałbym przyznać się przyjaciołom do tego, kim naprawdę jestem. Chciałbym powiedzieć mamie, że jestem gejem. Ale byłem tchórzem. Wagary, kolczyki i ciemne ciuchy miały mnie ochronić przed złem tego świata. Bałem się własnego cienia. Bałem się, odkąd zrozumiałem, jak kruche jest życie i jak niewiele potrzeba, by je stracić.
Wziąłem w końcu do ręki telefon.
— Mamo — zacząłem, gdy odezwała się w słuchawce. — Pojedźmy do babci już dziś. Wiem, że jest środek tygodnia. Po prostu mnie zawieź, jeśli musisz wracać do pracy. Chcę zrobić sobie wolne. Proszę.
Przez chwilę milczała, ale w końcu powiedziała tylko krótkie „dobrze, synku". Tyle mi wystarczyło, bym wstał i zaczął się pakować.
Mama przyjechała o osiemnastej, przeprosiła, że nie może ze mną zostać i obiecała, że w piątek przyjedzie prosto z pracy.
— Nie ma sprawy — odpowiedziałem, próbując się uśmiechnąć.
Gdy siedzieliśmy już w samochodzie, z początku panowała między nami cisza. Zerkałem co chwila na moją mamę. Miała pięćdziesiąt dwa lata, ale wciąż wyglądała na silną i piękną kobietę. Nie miała już co prawda naturalnie blond włosów, bo jej głowę pokrywała siwizna, ale nie miała wielu zmarszczek. Mama posiadała też przepiękny uśmiech, który potrafił rozwiać nawet najciemniejsze chmury.
— Wiesz, że możesz mi powiedzieć o wszystkim, prawda?
Wiedziałem, jednak słowa ugrzęzły mi w gardle. Może powinienem się w końcu przyznać przed wszystkimi, by móc zaakceptować siebie takiego, jakim jestem? Może powinienem się przemóc? Skoro udawałem takiego odważnego, dlaczego miałbym nim nie być? Niedługo miałem skończyć osiemnaście lat i być traktowany jak dorosły, więc dlaczego nie potrafiłem wziąć się w garść i w końcu wykrzyczeć całej prawdy?
Wahałem się, ale skoro i tak miałem nie widzieć mamy przez kilka dni...
— Jestem gejem... — wymamrotałem, zerkając kątem oka na jej reakcję. Wciąż była skupiona na drodze, ale kąciki jej ust uniosły się delikatnie.
— Wiem. Nie potrafisz korzystać z trybu incognito ani usuwać historii przeglądarki, więc wszystkie frazy, które wpisywałeś w Google wyświetlały się na moim telefonie — wyjaśniła. — Doszłam do wniosku, że chłopców hetero nie interesuje homoseksualny seks mężczyzn.
— Jezu, mamo, miałaś nigdy nie wiedzieć, że oglądam porno! — Znowu poczerwieniałem. Ukryłem głowę pod kapturem bluzy.
— Jakbyś był jedynym. Co prawda te trzynaście lat temu nie mieliśmy jeszcze Internetu, ale twój brat miał mnóstwo świerszczyków pod łóżkiem. Jesteś normalnym, dojrzewającym chłopakiem. Przynajmniej nie muszę się martwić, że zostanę babcią.
— Mamo...
— Nicki, zostałeś mi tylko ty. Od lat przyglądam się, jak dorastasz, jak próbujesz ukryć prawdziwego siebie. Jak cierpisz. I wiem, że myślisz, że gdy patrzę w twoje brązowe oczy, to widzę w nich twojego ojca. Ale to nieprawda. Gdy na ciebie patrzę, widzę zagubionego nastolatka. Widzę Bartka, który gdy musiał, brał młodszego brata na barana i szedł z nim w pola kukurydzy. Czasem żartował, że następnym razem cię tam zostawi. Po jego śmierci całą miłość przelałam na ciebie.
— Zakochałem się w nauczycielu.
Tutaj już na chwilę zamilkła.
— Cóż, jedyne, co mogę ci doradzić w tej sytuacji, to ostrożność. Nie ładuj się w związek z kimś żonatym. I nie pozbaw go pracy. Pierwsza miłość potrafi być bolesna.
Przytaknąłem jej tylko.
Oh, mamo, gdybyś wiedziała, co siedzi w mojej głowie.
Babcia była zaskoczona naszym przyjazdem. Wprowadziła się do naszego starego domu razem z dziadkiem, który zmarł pięć lat wstecz. Proponowaliśmy jej, żeby zamieszkała z nami, ale ona stwierdziła, że nie nadaje się do życia w mieście. Odwiedzaliśmy więc ją kilka razy do roku.
Babcia miała osiemdziesiąt lat. Na jej twarzy malowały się niezliczone zmarszczki. Ale uśmiech i oczy miała identyczne jak mama.
Przytuliła się do nas na przywitanie i ponarzekała, że mogliśmy powiedzieć coś wcześniej. I że dlaczego opuszczam szkołę, jest środek tygodnia.
— Pomyśleliśmy sobie, że dobrze mu zrobi kilka dni na wsi. Miasto potrafi być straszne. Poza tym jutro kończy osiemnaście lat i nie potrafiłam mu odmówić. Potem będę pilnowała, by nie opuścił ani jednej lekcji. — Tym razem rodzicielka spojrzała na mnie surowo. Pokiwałem tylko głową.
Po wyznaniu mamie prawdy poczułem się lżej. Postanowiłem, że gdy wrócę do domu i pójdziemy uczcić moje urodziny, wyznam przyjaciołom prawdę, bez względu na to, jak zareagują.
Tej nocy zasnąłem bardzo szybko i nie nawiedził mnie żaden sen.
Wciąż mam pewien opór przed pisaniem scen o masturbacji. Rany, to gorsze niż pisanie o seksie, przynajmniej dla mnie. Mam nadzieję jednak, że nie było to tak bardzo gorszące, jakie mam wrażenie ani że nikogo tą sceną nie uraziłam.
Dodaję kolejny rozdział, już z nowego laptopa. Długo szukałam czegoś, co nie obciążyłoby mojego portfela, ale działałoby szybciej i sprawniej od mojego dziewięcioletniego staruszka. Teraz tworzę więc na nowym sprzęcie - ciągnie mnie wręcz do niego, więc możecie spodziewać się w niedalekiej przyszłości jeszcze jednego rozdziału, bo mam nadzieję opublikować go w ciągu najbliższego tygodnia. Myślę, że pojawi się najpóźniej w przyszły piątek.
A tymczasem do przeczytania!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top