" Zakochałem się"
Wchodzę do Lions i od razu dostrzegam Liama, siedzącego na końcu kawiarni.
- Pali się, jełopie ? - pytam ze złością. Ten debil dał mi pięć minut na dotarcie tutaj, tłumacząc że ma sprawę życia i śmierci. A tak cudownie mi się leżało na leżaku w ogródku.
- Tak - uderza otwartą dłonią w stół, co prowadzi do przewrócenia się pustej butelki po coli. - Siadaj na dupsko i słuchaj!
- No mów - siadam na kanapie i opieram się o oparcie z rękoma skrzyżowanymi na piersi. Jeśli to nie jest nic godnego uwagi, to pozbawię go przyjaciela.
- Chyba się zakochałem! - gdybym teraz coś piła, Liam byłby mokry. Że co? On? Otrząsam się i zbieram swoją szczękę z podłogi.
- Powtórz
- Zakochałem się . - śmieje się. - Zaskoczona ?
- W chuj - kwituję. - W kim?
- Ma na imię Bethany i jest w naszym wieku. Spotkałem ją miesiąc temu na moście Golden Gate. Popsuł jej się samochód, więc jej z nim pomogłem i ta nasza znajomość zaczęła przeradzać się w coś głębszego.
- STARY! Miesiąc? - oburzam się. - Ja ci mówię o wszystkim od razu, a ty czekałeś miesiąc?
- To będzie trudne - wypuszcza powietrze. - Nie chciałem, żebyś wiedziała.
- Co? Dlaczego? - nie ukrywam swojego żalu. Przecież przyjaciele mówią sobie wszystko.
- Bo wiem jaka jesteś i Bethany by tego nie zaakceptowała.
- Czekaj, co? Jaka niby jestem i co ona ma z tym wszystkim wspólnego?
- Nienawidzi dziewczyn, które myślą, że wszystko im się należy. Takich pewnych jak ty. Uważa, że takie osoby tylko krzywdzą.
- Do czego zmierzasz?
- Ona chce cię poznać - wzdycha. - Powiedziałem jej, że jesteś wstydliwa i małomówna. Możesz taką poudawać?
- JASNE! - wstaję od stolika. - Mogę w ogóle nie przychodzić na to spotkanie! Przecież jestem wstydliwa! Spójrz na siebie! Sam jesteś dupkiem i jakoś to jej nie przeszkadza!
- Jestem dupkiem tylko przy tobie!
- Jeszcze mi powiedź, że ja każę ci nim być! - wyrzucam ręce do góry i zaciskam szczęki.
- Nie, ale - urywa.
- ALE?
- Nie chcę stracić Bethany przez ciebie. - zabolało. - Wybacz, ale twoje odzywki czasem są nie na miejscu i boję się, że odstraszysz ją. - usilnie próbuję się nie rozpłakać. Tyle lat pieprzonej przyjaźni i co z tego mam? Okazuje się, że cały czas miał o mnie wyrobione zdanie, chorej psychicznie suki.
- W takim razie życzę wam powodzenia.
- Darcy.. - chwyta mnie za nadgarstek. Wyrywam się z tego uścisku od razu. - Darcy, nadal chcę być twoim przyjacielem, ale proszę tylko, żebyś przy Bethany była inna.
- Cześć - ruszam w kierunku wyjścia.
- DARCY! - woła, ale mam go w dupie. Przyjaciel...- Darcy - biegnie za mną.
- Czego? - przystaję na środku chodnika i spoglądam na twarz tego zdrajcy.
- Nie chcę się kłócić.
- Skoro chcesz, żebym udawała kogoś kim nie jestem to myślę, że nie powinniśmy się przyjaźnić. Nie potrafię być inna, a nie chcę udawać. Życzę szczęścia z Bethany, ale o mnie zapomnij.
- Dar.
- Koniec - unoszę dłoń. - Koniec, Liam. Kochasz Bethany i ja to rozumiem, ale boli mnie to, że przez nią niszczysz naszą przyjaźń.
- Nie niszczę! Proszę cię tylko o przysługę!
- Zawsze prosisz o przysługi - uśmiecham się sztucznie.
- Nie prawda! Darcy źle mnie zrozumiałaś. Masz udawać tylko przy Beth. To wszystko.
- Jak długo?
- Tak długo jak z nią będę. Kocham ją i nie mam zamiaru z nią zrywać, więc musisz udawać tą wstydliwą dziewczynę.
- Powiedz Bethany, że Darcy nie żyje. Została potrącona na pasach.
- CO TY PIEPRZYSZ?
- Ja udawać nie będę, więc dla ciebie jestem już martwa. - odwracam się i ruszam przed siebie.
- CHYBA SOBIE ŻARTUJESZ! - nie odpowiadam tylko przyśpieszam. Nie chcę go widzieć. Straciłam jedynego przyjaciela. Nie jestem zła, że poznał kogoś kogo pokochał, ale bolą mnie jego słowa. Nie potrafię być inna i on o tym powinien wiedzieć najlepiej. Co ze mną jest nie tak? Najpierw Elijah okazuje się szowinistyczną świnią, a potem Liam wymaga ode mnie rzeczy niemożliwych. Jeszcze jak Cody coś odpieprzy to mogę się zabić. Kurwa. Muszę go spotkać ten ósmy raz, potem dziewiąty, a za dziesiątym zapomnieć o otaczającej mnie rzeczywistości. Gdzie on może tera być? Cholera. Nic o nim nie wiem!
- Do dupy to wszystko - mówię pod nosem i wchodzę do parku, dzięki któremu znajdę się szybciej w domu. O dziwo nie chce mi się płakać. Jestem po prostu cholernie wściekła i mam ochotę w coś uderzyć. Szkoda, że Elijah wrócił już do Los Angeles. - Kurwa! - mówię nieco głośniej i siadam na ławce. Jak Liam mógł mnie tak potraktować? Wiem, że nie jestem święta i mam zagrania rozkapryszonej księżniczki, ale przynajmniej nikogo nie udaję, a on oszukuje Bethany. Robi z siebie miłego, opanowanego faceta, a w rzeczywistości nim nie jest. Co za kawał gnoja!
- OSIEM! - woła do mnie Cody. Co? Dopiero o nim myślałam, żeby go spotkać! Spoglądam w niebo z uśmiechem.
- Dzięki ci Boże - wstaję z ławki i czekam, aż do mnie podbiegnie. W stroju do biegania też wygląda seksownie, chociaż na siłowni bez koszulki prezentował się goręcej.
- Cóż za miła niespodzianka - uśmiecha się, pokazując przy tym swoje dołeczki.
- Bardzo miła - odwzajemniam uśmiech, a potem bez namysłu staję na palcach i przyciągam jego twarz do swojej. Wpijam się w jego wargi, a on przez chwilę stoi nieruchomo. Jednak po kilku sekundach przyciąga mnie bliżej siebie i oddaje każdy pocałunek...
------
Hej misie ❤️
Zaskoczeni? 😂😂
Buziole ❤️
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top