" Kolacja"
Cody
Siedzę naprzeciwko słynnego Williama Collinsa w domu rodzinnym jego wnuczki. Mężczyzna przygląda mi się przenikliwie z lekko zmarszczonym czołem i mimo tego, iż znam go z toru wyścigowego, to czuję się tutaj bardzo niezręcznie.
- Jak tam mój laruś? - pyta po tym , gdy cała rodzina zasiadła przy stole. Po mojej prawej siedzi Darcy, a po lewej jeden z bliźniaków. Za Chiny nie domyślę się, który właściwie. Są do siebie podobni jak dwie krople wody.
- Polakierowałem go dzisiaj, więc jutro wieczorem może pan go odebrać.
- No i pięknie. Nadia, słyszałaś? Nasza zaległa noc czeka! My, plener i gwiazdy. Czyż to nie urocze?
- Gdybyś był trzydzieści lat młodszy, to może byłoby urocze. - śmieje się Drake - Ale nie jesteś, więc fuj.
- Blake, masz wiatrówkę? Zabiję gnoja!
- Dziadku, pogódź się z faktem, że jesteś stary. - mówi jeden z bliźniaków.
- W duchu jestem młody. Można powiedzieć, że jestem niemowlakiem.
- No niczym się nie różnisz z Wlliamem Juniorem. Obaj musicie zmieniać pieluchy. - nabija się Drake z pełną buzią.
- Zamknij ryj, ty kurwiszonie. - fuka Will i spogląda na mnie. - Cody, mój kompanie. Odpowiedz na kilka pytań. Muszę zadbać o dobro mojej wnuczki.
- Dziadku - wzdycha Darcy. - To nie jest konieczne.
- Cicho - upomina ją. - Każdy męski osobnik, który kręci się przy kobietach z rodziny Collins, będzie odpowiadał na moje pytania. Zapamiętać! - uderza pięścią w stół. - Więc - uśmiecha się. - Ulubiona liczba? - gdybym nie znał tego człowieka, uznałby że to zwyczajne pytanie, ale jeśli ono padło z ust dziadka Darcy, to ma swoje drugie dno. - No, Cody. Czekam na odpowiedź.
- Sześćdziesiąt dziewięć. - odpowiadam.
- No! - wykrzykuje. - Dalej. Gdybyś miał wybór, między gorącym seksem w miejscu publicznym, a romantyczną kolacją przy świecach w domu, co byś wybrał.
- Romantyczną kolację przy świecach. - mówię z lekkim uśmieszkiem, bo wiem, że nie tej odpowiedzi się spodziewał.
- CO? Głupi jesteś? Naprawdę? Nie! Nie możesz być w mojej rodzinie! Nie!
- Ale po romantycznej kolacji zawsze można udać się do sypialni i tam się świetnie bawić.
- Hym - drapie się po brodzie. - No, jakiś sens w tym jest.
- Chciałbym z wami jeszcze tu posiedzieć - wtrąca Drake. - Ale muszę odebrać Vivi i dzieci od Kiana, więc narka.
- A spieprzaj niewdzięczniku. Nikt nie będzie za tobą płakał. - odpowiada William i znów spogląda na mnie. - Koronka czy satyna?
- Preferuję nagość.
- Punkt dla ciebie. - pstryka palcami. - Blake, synu marnotrawny, podaj ojcu cukier. Ta herbata jest za gorzka, a o suchym psyku nie będę zadawał pytań.
- Nikt ci nie każe zadawać pytań - mówi Darcy. - Przecież lubisz Cody'ego. - jej skrępowanie jest rozbrajające. Nie wiedziałem, że taka Darcy istnieje, ale jednak ma ona kilka pięknych twarzy.
- Dopóki mi nie udowodni, że w spodniach ma boa, to nie pozwolę ci się z nim spotykać.
- Tato - wtrąca Blake. - odpuść, bo to się robi nudne.
- Nie dbasz o dobro swojej córki? Jak możesz? Jestem zawiedziony! A jak ja pójdę na drugi świat, to kto będzie spełniał moją powinność? No chyba cię posrało, że do tej rodziny wejdzie jakiś cieć!
- William - wtrąca jego żona. - Daj nam w spokoju zjeść kolację.
- Cody! - zaciska szczęki. - Masz się czym pochwalić?
- Darcy nie narzekała - odpowiadam lekko zmieszany.
- Darcy! Potwierdź!
- Jeny, dziadku.
- Potwierdź! Mam ci to przeliterować?
- Ugh - spogląda najpierw na rodziców, a potem na dziadka. - Cody ma się czym pochwalić. Jego sprzęt działa cuda.
- Oki, smacznego - uśmiecha się i zabiera się za jedzenie swojej kolacji. Darcy przybliża się do mojego ucha i wyszeptuje:
- Przepraszam za niego. - składa pocałunek na moim policzku, a potem wraca do wcześniejszej pozycji. Dalsza rozmowa przy stole już na całe szczęście nie ocieka tematami seksu, więc w końcu mogę wyluzować. Co jak co, ale i tak uwielbiam tą rodzinę i mam nadzieję, że zostanę z nimi na dłużej.
*****
Tallulah
- Liam, to nie jest dobry pomysł. - marudzę tuż przy jego uchu. - To się źle skończy.
- Daj spokój - wywraca oczami. - Małe kłamstwo jeszcze nigdy nikomu nie zaszkodziło.
- Po co to robisz? I dlaczego wplątujesz w to wszystko mnie?
- Pamiętaj, że w łatwy sposób mogę wykorzystać te kompromitujące zdjęcia, jeśli tego nie zrobisz.
- Jesteś kurwa niepoważny!
- Trudno. Skończyłem się bawić w grzecznego chłopca.
*****
Blake
- Co sądzisz o Codym? - pytam, gdy Abby kładzie się do łóżka i przytula się do mojego torsu. Uwielbiam takie leniwe wieczory, kiedy nie trzeba wstawać do płaczących dzieci. Bycie rodzicami jest ciężkie, ale za to bardzo ciekawe i pełne radości.
- Jest miły - mówi i kręci kółeczka na moim brzuchu. - Myślę, że idealnie pasuje do naszej Darcy. On ma w sobie te cechy, których brakuje jej i na odwrót.
- Uzupełniają się, a to chyba najważniejsze.
- Ale Delia i Nico oraz Drake i Vivi to również cudowne związki. Nasze dzieci mają jednak szczęście, co do partnerów.
- Najbardziej jestem dumny z Drakea. Z takiego sukinsyna jakim był, stał się cudownym mężem i ojcem trójki dzieci. - przyznaję, na co Abby reaguje śmiechem.
- Czasem się zastanawiam, jak wyglądałoby moje życie, gdybym nie poznała ciebie. Może babcia by dopięła swego i byłabym żoną Nigela. Albo poświęciłabym swoje życie pracy i nie zakładała rodziny. Tak naprawdę bez ciebie czułabym się pusta.
- Kocham cię - całuję ją w czubek głowy. - I jestem szczęśliwy, że jesteś moją żoną, a nie Nigela i że mamy wspaniałe dzieci. A teraz dość tych pogaduszek. - przekręcam ją tak, że leży na plecach i od razu wpijam się w jej usta. Mój ulubiony sposób kończenia dnia.
-----
Hej misie ❤️
Miłego dnia 😘
Buziole ❤️
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top