"Czego tu szukasz?"
- Nadal bez zmian? - pyta Jayden. Siedzę przy łóżku Cody'ego już dobre trzy godziny, nie puszczam jego dłoni i nie przestaję patrzeć na jego zamknięte powieki.
- Jak widać - odpowiadam z nutką rezygnacji. - Zrobili mu płukanie żołądka, ale jak na razie nie może samodzielnie oddychać. - tylko działająca aparatura, która wspomaga oddychanie, pokazuje, że Cody nadal z nami jest. Tak bardzo chciałabym, aby się już obudził. Nie mogę znieść tego widoku. Kocham go, a nawet nie zdążyłam mu tego powiedzieć.
- Cholera - blondyn podchodzi do okna. - Gdybym tylko wiedział, gdzie jest teraz Andrew, zabiłbym go.
- A co z Liamem?
- Wywieźliśmy go za San Francisco, trochę go poturbowałem.
- Trochę? - prycham. - Ta, jasne.
- No bardziej niż trochę. Zasłużył.
- Ja bym go zabiła. - ściskam mocniej ciepłą dłoń Codyego. Błagam, wróć do nas, do mnie. Dopiero zaczęliśmy się poznawać, jest jeszcze tyle do odkrycia, tyle do zrobienia, tyle marzeń do spełnienia.
- Uwierz mi, chciałem. - odpowiada szorstko. - Ale Drake mnie powstrzymał.
- Może to i lepiej - stwierdzam. - Jak wróci...- odchrząkam. - O ile wróci, sama się na nim zemszczę. - kładzie mi dłoń na ramieniu i lekko je ściska.
- Dziękuję, że jesteś z Cody'm - od jego głosu pierwszy raz bije szczerość. - Przy tobie zaczął żyć, jest szczęśliwy i bardziej rozrywkowy.
- To nie zmienia faktu, że ma brata idiotę. - odgryzam się. Jayden zapunktował u mnie tym, że przejął się stanem zdrowia swojego młodszego brata, ale znacznie bardziej przeważają u niego punkty ujemne za kretyńskie zachowanie. Może kiedyś go polubię, ale teraz jedynie mogę go tolerować.
- Wiem - wzdycha i odsuwa się ode mnie. - Nie oczekuję, że mnie polubisz.
- To dobrze, bo na razie nie lubię.
- Szczerość - prycha. - Zasłużyłem sobie na to. Idę do bufetu, chcesz coś?
- Kawę.
- A coś do jedzenia?
- Nie wiem - wzruszam ramionami. - Wybierz coś. - kiwa głową i zostawia mnie samą z Cody'm. - Cody, nie daj wygrać Liamowi, proszę. -szepczę. - Proszę. - mam nadzieję, że w tym lesie zaatakuje go jakiś niedźwiedź, albo wilk. Nie chcę widzieć tego człowieka w całości. Cudowny przyjaciel, każdy może mi takiego pozazdrościć. Nawet moje myśli krzywią się na tą dużą dozę sarkazmu.
- O mój boże! O mój boże! - piszczy Gillian. Kurde, jeszcze jej mi dzisiaj tutaj brakuje. Skąd ona w ogóle wie, że Cody jest w szpitalu? Jayden znów maczał tutaj swoje paluchy? - Cody! Biedaku, co się stało? - dotyka jego czoła i przyciska mu sztuczne cycki do twarzy.
- On nie oddycha samodzielnie, a ty mu jeszcze odbierasz, cenne powietrze. - fukam.
- Oh? - odsuwa się od niego. - Co ty tu robisz? Powinnaś być w szkole.
- Jest sobota - odgryzam. - To ja powinnam się zapytać, czego tutaj szukasz?
- Mój Cody jest chory.
- Mniej chory niż ty - zaciskam szczęki. - Odpieprz się od niego.
- Spieprzaj smarkulo, on jest mój.
- Do widzenia, Gillian. - w drzwiach pojawia się Jayden z dwoma kubkami kawy i kanapką. - On cię nie chce.
- Przecież sam mówiłeś, że pasujemy do siebie.
- Myliłem się. - podaje mi kawę i starannie zapakowaną kanapkę. Mamroczę słowa podziękowania i niechętnie puszczam dłoń Cody'ego. - Z resztą, skąd wiesz o Cody'm?
- Dowiedziałam się przypadkiem - spuszcza spojrzenie na swoje paznokcie pomalowane na czerwono.
- Od kogo?
- Od przyjaciela. - wzrusza ramionami.
- Kogo? - powtarza Jayden.
- Nie ważne. - odpowiada nonszalancko. - Chyba już pójdę.
- Dobry pomysł. - mamroczę pod nosem. - Twoja obecność zatruwa powietrze. - spogląda na mnie nienawistnie, a potem odsuwa włosy ze swojej twarzy i wychodzi z sali, szybkim krokiem. A niech ci się ta szpilka złamie na schodach. Połamania nóg ci życzę, flądro.
- Nie lubicie się, co? - pyta Jayden i przysiada na szerokim parapecie.
- No co ty nie powiesz - fukam. - Trudno, żebym lubiła byłą kochankę Cody'ego.
- CO? - wybucha. - Byłą kochankę? To oni byli kiedyś razem? Cody się nie chwalił! Co za farciarz! On zawsze trafia na takie laski. - odwracam się, aby na niego spojrzeć.
- Porównaj mnie jeszcze raz do tej rudej małpy, a wrzucę cię do gejowskiego porno razem z Liamem w roli głównej!
- Jeju - wzdycha. - Co ja poradzę, że obie jesteście seksowne?
- Nie wiedziałam, że lecisz na sztuczne.
- Czy sztuczne czy prawdziwe, cycki to cycki. - wracam spojrzeniem do Codyego. Znacznie lepszy widok, niż ten buc.
- Każdy ma swoje ideały.
- I tego się trzymajmy. - nie odpowiadam. Już mam pewność, że z Jaydenem nie dogadam się nawet za trzydzieści lat. Ten człowiek jest tak samo zatruty jak Gillian. Para idealna.
-----
Hej misie ❤️
Wiem, że rozdział jest krótki, ale pojawi się dzisiaj jeszcze jeden z Drake'iem, Willem i oczywiście z Blake'iem 💪💪💪
Panowie będą walczyć 😂😂
Buziole ❤️
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top