ღSEVENTEENღ

umarłam

pov. Narrator

Ten dzień nie wyróżniał się niczym od poprzednich. Słońce niemiłosiernie grzało, a wrzawa na ulicach ciągle trwała. Każdy zajmował się swoją pracą, bądź leniuchowaniem. Wakacje nie były dla każdego wolnym. Jednak pewna dwójka chłopców nie musiała się jeszcze przejmować brakiem letnich dni.

Większość dzieci i nastolatków spędzała czas w domu, na boisku, bądź na wyjeździe. Jednak Damian z Filipem, byli mniejszością. Więc wspólnie przesiadywali nad potokiem, gdzie czas wydawał się prosperować inaczej. Chmury przesuwały się powoli po błękitnym niebie, woda muskała kamienie, a ptaki ćwierkały na gałęziach drzew.

— Boje się wracać do szkoły — szepnął jeden z nich.

— Mamy jeszcze miesiąc — spojrzał na niego niższy.

— Nie chcę tam wracać.

— Obronię cię — złapał go za rękę.

— Znów uciekniemy?

— Za tobą pójdę wszędzie.

Każdy, który by na nich spojrzał z pewnością nie dałby im przychylnej opinii. W końcu, którzy nastolatkowie spędzają wspólnie czas trzymając się za rękę? Uważaliby ich za nienormalnych, bo nie żyją tak jak oni za młodu. Czasy się zmieniły, młodzież jest coraz gorsza, prawda?

Jednak ta dwójka faktycznie była nienormalna.

Kiedy słońce zaczęło zachodzić, pozwolili sobie wyjść z cienia i zmoczyć stopy w zimnej wodzie. Siedzieli obok siebie bez słowa, a jedyne co mogli usłyszeć to swoje myśli.

— Zakochałem się — wydusił z siebie Damian.

— W kim? — zainteresował się Filip.

Jednak odpowiedziała mu cisza.

• • •

Ludzie to kruche istoty. Okrutne, smutne, bezradne, obrzydliwe, szczęśliwe, tylko ze względu na uczucia. Ich brak, lub pojawienie się zmienia wszystko.

A miłość jest wręcz przerażająca.

Kiedy po jego policzku spłynęła kolejna łza, przestał z tym walczyć. Wlepił wzrok w okno, a jego serce łamało się z każdą chwilą. Pracowało, jednak nie tak jak chciał. Odmówiło mu posłuszeństwa, bo się zakochał. Został stracony.

Otarł twarz i wstał z łóżka rozglądając się po ciemnym pokoju. Założył na bose stopy jakieś buty, czy też kapce i wyszedł po cichu z domu. Powinien się bać, w końcu był nieletni, jednak wszystko inne przyćmiło jego zdrowe myśli.

Wyszedł poza teren swojego domu, a ciepły wiatr musnął jego delikatną skórę. Nie myśląc, rzucił się biegiem przed siebie. Jego kroki były chaotyczne, nie przemyślane. Światła, ulica, samochody nie stanowiły dla niego niebezpieczeństwa. Liczyło się tu i teraz. Nie myślał o śmierci, a nadchodzącym szczęściu. Uciekał od rzeczywistości wyobrażając sobie nie możliwe.

Nie wiedział, że to złudzenia, które nie ujrzą szczęśliwego zakończenia.

Zatrzymał się dopiero niedaleko parku. Usiadł na ławce i spojrzał w rozgwieżdżone niebo. Złapał za komórkę, którą wcześniej schował do kieszeni i wszedł w kontakty. Znalazł odpowiedni numer, jednak zawahał się przed jego wybraniem.

— Co ja robię? — szepnął sam do siebie.

Miłość jest dziwna.

Zwłaszcza ta zakazana.

Nieakceptowana.

Przyznanie się do uczuć zazwyczaj jest straszne, a jeszcze bardziej w czasach, w których żyjemy. Kochać kogoś to loteria między szczęściem, a potępieniem.

Płaczę, bo kocham.

Płaczę, bo kocham.

Płaczę, bo kocham tę samą płeć.

Płaczę, bo kocham.

Płaczę, bo kocham.

Płaczę, bo nie pozwalają mi kochać.

Płaczę, bo kocham.

Płaczę, bo kocham.

Płaczę, bo żyje w strachu.

W końcu odblokował się i wybrał numer. Przyłożył telefon do ucha, a z każdym sygnałem, jego serce biło szybciej. Więc słysząc głos pod drugiej stronie niemal nie dostał zawału.

— Proszę przyjdź — powiedział cicho.

— Stało się coś? — ziewnął starszy.

— Proszę.

— Gdzie jesteś? W domu?

— Park, ławka niedaleko placu.

— Wiesz, która jest godzina? — uniósł się trochę. — Biegnę, będę za chwilę, nie ruszaj się stamtąd.

— Uratuj mnie — lecz tego już nie usłyszał, rozłączając się.

Filip faktycznie biegł. Bowiem kiedy usiadł obok Damiana dyszał ciężko przez moment. Dopiero po chwili wrócił do stanu normalności i spojrzał na swojego przyjaciela. Złapał go za rękę i przysunął się bliżej.

Chciał mu pomóc, nie wiedząc jak bardzo go rani.

— Zależy ci na mnie? — zapytał wyższy.

— Najbardziej na świecie, co to w ogóle za pytanie? —parsknął śmiechem. — Skoczyłbym za tobą w ogień. Jesteś dla mnie najważniejszy.

Chciał go wesprzeć, ale tymi słowami jeszcze bardziej roztrzaskał jego serce. Więc jego zdziwiona mina, była adekwatna do tej jego przyjaciela, który momentalnie zalał się łzami.

Ludzie zakładają, że znają kogoś na wylot. Jednak często potykają się przez to. Każdy kłamie, ma tajemnice, boi się i oddala.

Znając kogoś, równie dobrze możemy go nie znać wcale.

Coraz częściej zakładamy maski, które sami sobie tworzymy. Kreujemy z siebie kogoś kim nie jesteśmy. W końcu musząc walczyć ze samym sobą. A ludzie, którzy nie akceptują naszej prawdziwej natury, odchodzą pokazując nam jak bardzo jesteśmy beznadziejni.

Otarł jego łzy, ale nie widział rozłamanego serca. Dusza jego przyjaciela została przebita, a myśli skupione na jednym.

— Hej, co się stało? — zapytał łagodnie.

— Zakochałem się — szepnął.

— W kim? Może ta osoba też cię lubi? Załatwimy ci randkę, a jak nie to pomogę ci zapomnieć. Krok po kroku razem sobie damy radę — poklepał go po plecach.

Po raz drugi odpowiedziała mu cisza.

Ale tym razem nie chciał tego tak zostawić.

— Powiesz mi, kto to taki? — uśmiechnął się łagodnie.

Filip nie chciał zrobić nic złego. Był wręcz dumny z tego jak wspiera drugiego nastolatka. Uważał, że razem zwojują cały świat. Wierzył w wieczną przyjaźń, ich nierozłączny duet. Jednak Damian przestał tak na to patrzeć.

— Kocham Cię — wydusił.

I tym razem to jemu odpowiedziała cisza.

Wstał z ławki i stanął przed Filipem, który siedział jak zaczarowany. Chciał uciec, ale jego nogi odmówiły posłuszeństwa. Natomiast poruszyły się usta.

— Kocham Cię! — tym razem krzyknął. — Odpowiesz mi? Proszę, powiedz coś.

Obyło się bez łez i kłótni. Stali na przeciwko siebie, w ciszy. Jeden zszokowany jeszcze bardziej od drugiego. Damian się poddał, więc znowu zapytał.

— Dasz mi szansę?

I nie spodziewał się, że zostaną parą.

A jeszcze bardziej nie spodziewał się, że zerwą zaledwie pół roku później.

To było jedenaście lat temu. Lecz żaden z nich nie wyciągnął wniosków. Obiecując sobie, że nie wrócą do tych czasów, zakopali wspólne powroty do przeszłości. Nie mieli szczęśliwego zakończenia w związku. I choć udało im się kontynuować dobrą przyjaźń, oboje wiedzieli, że wszystko się posypie. Starając odłożyć to na jak najpóźniej, uciekali przed rozmową.

Uciekając, wrócili do punktu wyjścia.

----------
1028

Dużo minęło, przepraszam

Tak szczerze na samym początku chciałam zamknąć te książkę w piętnastu rozdziałach. Żałuje, ze tego nie zrobiłam.

Aktualnie chce dociągnąć do dwudziestu (zabawne wiem). Jak ktoś ma jakiś wątek, który mogę rozdziałowo poruszyć to będę dziękować niezmiernie za pomysł :)))

Zabijcie mnie, wiem ze chcecie lol

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top